Od przeszło roku opinia publiczna karmiona jest makabrycznymi kłamstwami dotyczącymi 10 kwietnia 2010 roku. Nie chcę tu pisać o kwestiach technicznych, jak choćby o fałszerstwach czarnych skrzynek, stenogramów, czy wtłaczanych nam do głów wizji absurdalnych zachowań samolotu, które stoją w sprzeczności z naukami ścisłymi, czym tłumaczono jego całkowite rozkawałkowanie, ale o sprawach dużo bardziej bulwersujących.
Zaserwowano nam skandaliczny stek kłamstw, wykraczających poza percepcję normalnego człowieka , a dotyczących samej procedury identyfikacji zwłok w Moskwie.
Przez pierwsze tygodnie podrzucano Polakom drastyczne opowieści, niczym z horroru o fragmentach ciał, rozkawałkowanych na drobne części, o trudnościach z identyfikacją. Całą drastyczną narrację ubogacano nowymi „znaleziskami” , które miała wyrzucać smoleńska ziemia. A to znajdowano nietknięte godło, a to znowu fragmenty ludzkich ciał, ociekające krwią, tudzież kości. Przodowali w tym rosyjscy świadkowie, strażacy – melomanii, a wtórowały im polskie i rosyjskie władze oraz wierne media.
Tuż po tragedii rodziny zabitych skutecznie odwodzono od wyprawy do Moskwy, strasząc je widmem scen jak z horroru, groźbą traumy do końca życia, którym to sugestiom wiele rodzin uległo. Ci zaś, którzy jednak pojechali, zostali w Moskwie poddani różnych zabiegom , jak choćby konieczność przeglądania dziesiątków czarnych worków z częściami garderoby ofiar, co miało dodatkowo zwiększyć szok i traumę. Wiadomo – człowiek w szoku, pogrążony w bólu, jest bardziej podatny na sugestie , chce jak najszybciej mieć już za sobą tą smutną procedurę. A na czasie najbardziej co poniektórym zależało.
Twarzą tamtych dni była niezmordowana minister Kopacz, która z obolałą miną zapewniała, że z wielkim trudem idą identyfikacje, bo tylko kilka ciał jest w dobrym stanie, większość to w zasadzie fragmenty.
Tymczasem z miesiąca na miesiąc do opinii publicznej przebija się zgoła inna prawda.
We wszystkich dostępnych w różnych materiałach prasowych, czy książkach, relacjach rodzin ofiar przewija się stwierdzenie: ciało było w dobrym stanie, bez problemu można było dokonać identyfikacji, wyglądał/a jakby spał/a.
O tym mówił już pracownik Kancelarii Prezydenta Marcin Wierzchowski, wspominając swoją poległą koleżankę Katarzynę Doraczyńską, która w zasadzie wyglądała, jakby spała, nie miała żadnych, widocznych obrażeń.
W podobnym tonie wypowiadał się ojciec stewardessy Justyny Moniuszko:
„Dla mnie nadal zagadkę stanowi również fakt, że ciało mojej córki po tak strasznej katastrofie było niemal w stanie idealnym. Miała jedynie małą ranę na głowie”.
Również rodzice pilota Artura Ziętka mają żal do minister Kopacz, która skutecznie odwiodła ich od bezpośredniej identyfikacji, twierdząc, ze tak strasznych rzeczy jeszcze jako lekarz nie widziała, wprowadzając świadomie w błąd rodziców poległego pilota:
„Nie wiem, jak to było dokładnie w przypadku pozostałych członków załogi, ale w moim przypadku Rosjanie mówili wówczas, że nie można znaleźć ciała Artura. Że nasz opis i znaki szczególne nie wskazują na żadne ciało, które mogliby nam pokazać. Teraz zaś dowiadujemy się, że są zdjęcia Syna, czyli że można Go było zidentyfikować”.
Podobnie było w przypadku identyfikacji kapitana statku Arkadiusza Protasiuka, o czym opowiedzieli Jego rodzice:
„Kto poleciał do Moskwy na identyfikację?
– Młodszy syn, gdyż my nie byliśmy w stanie. Ale gdy tam był, nie zidentyfikował ciała Arka.
– Nie mógł, bo Rosjanie twierdzili, że nie ma jeszcze ciała kapitana. Dlatego pobrali od Krzysztofa jedynie materiał DNA, na podstawie którego mieli przeprowadzać badania genetyczne. Nic więcej nie wiemy, gdyż młodszy syn nie chce o tym w ogóle mówić. Nie jest w stanie.
[…]Synowa dostała mundur, ale my go jeszcze nie widzieliśmy. Podobno jednak był czysty i cały, czyli nie brudzony błotem – jak w pozostałych przypadkach. Jedynie bardzo mocno pachniał paliwem”.
Czy możliwe jest to, żeby mundur ocalał, niemal nienaruszony, a ciało uległo zniszczeniu,? I dlaczego nie chciano okazać go rodzinie, kłamiąc w żywe oczy?? Co chciano ukryć??
Podobnych zagadek w związku z identyfikacją i stanem ciał ofiar jest wiele, jak choćby w przypadku posła P. Gosiewskiego. Wdowa po pośle, Beata Gosiewska, tak wspomina tamte kwietniowe dni:
„Nie wiem dlaczego od początku przedstawiciele rządu odwodzili rodziny od wyjazdu do Moskwy, mówiąc iż ciała są w strasznym stanie. Po wielu rozmowach z bliskimi ofiar katastrofy dowiedziałam się, że większość ciał była w całości”.
I dalej:
„W Moskwie radzono, żeby nie brać ubrań. Były one zdekompletowane – brakowało marynarki, co jest bardzo dziwne. Odzyskaliśmy natomiast przedmioty, które w niej były. Mąż zawsze nosił w wewnętrznej kieszeni marynarki portfel, który znalazł się i o dziwo, nie był zniszczony. Zawierał pieniądze, karty, dowód osobisty, Te przedmioty nie były nawet zabłocone.”
Podobne wrażenia z pobytu w Moskwie odniosła Z. Kurtyka, która początkowo miala problemy z identyfikacją męża, gdyż jego ciało zostało błędnie przez Rosjan opisane. Wspomina, ze po wytypowaniu rzeczy osobistych pokazano rodzinie ciało:
„Zainteresowaliśmy się tym, dlaczego już pierwszego dnia nie byliśmy w stanie rozpoznać po opisie tak dobrze zachowanego ciała”.
W ostatnich tygodniach wyszła na światło dzienne kolejna bulwersująca sprawa, Mianowicie sfałszowanie sekcji zwłok ministra Wasserman, o czym powiadomiła jego córka:
„Dokumenty z sekcji, które mi przekazano, na pewno nie opisują mojego ojca. Mam stuprocentową pewność, że sekcja zwłok została sfałszowana”
Małgorzata Wasserman podała też informację, która potwierdziła dotychczasowe przypuszczenia, co do stanu ciał:
„Wbrew obiegowej opinii w większości wypadków nie było problemu z identyfikacją. To bardzo delikatna materia i nikt o tym nie mówi, ale zwłok w stanie trudnym do rozpoznania była zdecydowana mniejszość”.
I tutaj chyba doszliśmy do momentu, w którym należałoby publicznie postawić pytanie: co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku?
Co się stało z polską delegacją, jak zginęła?
Nikt mi nie wmówi, że ludzkie ciała okazały się bardziej wytrzymałe od duraluminium.
Nie uwierzę, że samolot rozpadając się na tysiące części, pozostawił ciała pasażerów nietknięte w większości przypadków, którzy sprawiali wrażenie śpiących.
Dlaczego polskie władze odwodziły rodziny ofiar od bezpośredniej identyfikacji, strasząc je drastycznymi obrazami, co okazało się nieprawdą??
Dlaczego do dnia dzisiejszego nie wykonano ekshumacji i ponownych badań, celem ustalenia przyczyn zgonu naszych Rodaków?
Dlaczego Polacy się na to godzą?