„Chwila ciszy”
12/07/2012
419 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Z miesiąca na miesiąc coraz lepiej rozumiemy, dlaczego pani Ewa Kopacz, która stanowisku ministra zdrowia tyle się nadokazywała i w Warszawie i w Moskwie, – dlaczego pani Ewa Kopacz została wyznaczona na marszałka Sejmu, czyli druga osobę w państwie.
Skoro na pierwszą osobę w państwie został wyznaczony pan Bronisław Komorowski, to nic dziwnego, że na drugą musiał zostać wyznaczony ktoś taki, jak pani Ewa Kopacz. Oto 11 lipca przypadła kolejna rocznica rozpętania z inicjatywy OUN i UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej ludobójczej akcji przeciwko ludności polskiej. Akcja została zaplanowana i przeprowadzona z niespotykanym okrucieństwem w celu oczyszczenia tej części Kresów Wschodnich z ludności polskiej. Za komuny o tym ludobójstwie się nie mówiło z uwagi na zadekretowaną nawet w konstytucji przyjaźń ze Związkiem Radzieckim, natomiast za transformacji ustrojowej nadal się o tym nie mówiło i próbuje przemilczać ze względu na umizgi do Ukrainy. Toteż 11 lipca, w dniu kolejnej rocznicy rozpętania tej ludobójczej akcji przeciwko ludności polskiej, nasi Umiłowani Przywódcy w Sejmie zdobyli się jedynie na „chwilę ciszy”. Jak wyjaśniła pani marszałek Ewa Kopacz zgłoszono aż cztery projekty uchwały w tej sprawie, ale wszystkie zostały skierowane do komisji kultury, która – na podobieństwo sławnej maszyny Trurla z „Cyberiady” Stanisława Lema, która potrafila wyrzucać z siebie tylko znaki przestankowe – nie produkuje niczego prócz „chwil ciszy”. Ale cóż innego może produkować, skroro nasi okupanci najwyraźniej jeszcze nie zdecydowali, co Sejmowi wolno będzie uczynić w związku z tą rocznicą. Prowadzą oni na Ukrainie rozmaite ciemne interesy, a ponieważ ich ukraińscy partnerzy z bezpieki czy mafii mogą mieć zupełnie inna ocenę tamtych wydarzeń, toteż dla świętego spokoju i miłego grosza kazali naszym Umiłowanym Przywódcom cicho siedzieć, ewentualnie – cicho stać. Wykonaniem tego polecenia z urzędu zajęła się niezawodna pani Ewa Kopacz, która po katastrofie smoleńskiej udowodniła, że można na niej polegać – no i stąd w tubylczym Sejmie zapadła „chwila ciszy”.
Te ciemne interesy naszych okupantów na Ukrainie muszą być dla nich szalenie ważne, skoro od ładnych kilku lat skutecznie blokują każda próbę wzniesienia w Warszawie pomnika ofiar tamtej masakry. Ciekawe, że nasi okupanci, dla których pozory legalności w pocie niewysokiego czoła w podskokach wymyśla bufetowa, znaleźli w tej sprawie sojusznika w „Gazecie Wyborczej”. Przypuszczam, że „GW sprzeciwia się honorowaniu pomnikiem w Warszawie polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa ze względu na to, że pomnik taki zakłócałby harmonię przekazu, jaki z Warszawy i innych polskich miast ma płynąć na zagranicę: skoro ofiarami II wojny mają być Żydzi, to przypominanie o polskich ofiarach jest tu potrzebne jak psu piąta noga. Po co w Warszawie monument przypominający o wołyńskiej masakrze, skoro cała para ma pójść w gwizdek w postaci Muzeum Żydów Polskich, na które nie szczędzi grosza nie tylko władza publiczna, ale i kompradorscy plutokraci? Od razu widać, co jest ważniejsze, a co mniej ważne, albo nawet w ogóle nieważne w kreowaniu nowej wersji historii naszego nieszczęśliwego kraju.
Tak się akurat złożyło, że dopiero co wróciłem z podróży po Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Meksyku. Otóż – co zdarza się niezwykle rzadko, ale się zdarza – kiedy w Ameryce jakiś Amerykanin słyszał o powstaniu w Polsce, to z reguły ma na myśli powstanie w warszawskim getcie przeciwko „nazistom” wymarłym i tubylczym. Jest o tym bowiem informowany nie tylko przez 33 muzea holokaustu w USA, z waszyngtońskim na czele – gdzie, mówiąc nawiasem, są też opisy powstań, co do których są wątpliwości, czy naprawdę się odbyły – ale również, a może przede wszystkim – poprzez obowiązkowe lekcje dla uczniów i rodziców, podczas których produkują się tzw. „świadkowie historii” to znaczy – rozmaici żydowscy hohsztaplerzy, opowiadający tam makabryczne duby smalone – bo niechby tylko ktoś ośmielił im się sprzeciwić! Akurat znam jeden taki wypadek z Kalifornii, kiedy to łgarstwa i fantasmagorie „świadka historii” zostały zdemaskowane przez Polkę – uczennicę i jej ojca – ale to był, jak sądzę wyjątek potwierdzający regułę. Jakże jednak ma być inaczej, skoro w Muzeum Powstania Warszawskiego nie ma albumów o Powstaniu w obcych językach: angielskim, hiszpańskim, czy francuskim? Właśnie chciałem kupić taki album w prezencie zaprzyjaźnionemu lekarzowi – Amerykaninowi z Los Angeles, który interesuje się historią II wojny – ale w sklepiku przy Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie nie było właściwie niczego! A przecież chyba to Muzeum powinno być nastawione nie tylko na przyjmowanie wycieczek z Polski, ale również, a może nawet przede wszystkim – na informowanie o tym wydarzeniu zagranicy. Tymczasem najwyraźniej nikt o tym nie myśli, to znaczy – może i myśli, ale najwyraźniej szkoda mu na takie rzeczy pieniędzy. A na Muzeum Żydów Polskich nie szkoda. No to wybierajmy dalej Umiłowanych Przywódców, których wyznaczają nam nasi okupanci, od 1944 roku zawsze wysługujący się jakiemuś innemu państwu – tylko nie Polsce – a będziemy cicho siedzieli nawet wtedy, gdy będzie się nam wydawało, iż mówimy, a nawet wykrzykujemy pełnym głosem.
Stanisław Michalkiewicz