Gdy zbliża się Boże Narodzenie, warto zadać sobie pytanie: czy jestem gotowy, aby tu i teraz przyszedł do mnie Jezus Chrystus?
Najczęściej, gdy myślimy o paruzji, towarzyszy nam lęk. Pierwsi chrześcijanie modlili się Marana Tha! Przyjdź Panie Jezu! My chcielibyśmy, aby Chrystus przyszedł, ale może nie dziś, lepiej za dwa, trzy pokolenia… Świadczy to o tym, że nie ma w nas wiary.
Rok kościelny, jak wyjaśnia nam tradycyjny Mszał Rzymski, zasadniczo dzieli się na dwa okresy: pierwszy, w którym czcimy tajemnicę Wcielenia i drugi, w którym wyznajemy tajemnice Odkupienia. Historycznie pierwszy okres związany jest z oczekiwaniem na przyjście Zbawiciela. Owo Wcielenie dokonało się przez Maryję, dlatego np. nabożeństwach roratnich tak często zwracaliśmy się do Maryi. Maryja jest wzorem zawierzenia Bogu. Powiedziała: tak, wiedząc, że narazi ją to na prześladowanie, tułaczkę i cierpienie. Jak ludzka jest historia Wcielenia…
Czy mamy taką wiarę? Często deklarujemy się chrześcijanami, ale odrzucamy swój krzyż, swoje powołanie, codzienną mordęgę. Gdzie zastałby nas Chrystus, gdyby przyszedł. Może na stadionie, gdzie życzymy śmierci przeciwnikowi krzycząc: „strzelcie k…m gola!”, albo w barłogu pijanych po sobotniej imprezie, może nawet nie z żoną, ale z kochanką?
Pierwsze pytanie, które warto sobie zadać przy okazji Bożego Narodzenia, to czy naprawdę Jezus jest naszym Panem? Jezus chce wyłączności naszego serca. A może naszym panem jest co innego: może wolny rynek, może konserwatyzm, może silne państwo, może jakiś idol? Kogo wybieramy będąc w tłumie? Barabasza – reformatora i buntownika, czy Chrystusa, który nie opierając się złu, dał się zabić z miłości dla mnie? Tak, prawie zawsze stoimy w tym motłochu i wybieramy Barabasza…Zapominamy, że chrześcijanin to człowiek, który żyje dniem dzisiejszym, który godzi się na swój los.
Gdy Chrystus jest naszym Panem, w jego imię możemy uprosić wszystko. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca (Flp 2, 9-11).
To już coś. Ale, czy to wystarczy, aby Chrystus nas zbawił? Chrystus kocha nas takimi, jakimi jesteśmy, nie musimy się zmieniać. Kocha nas jako morderców, kłamców i cudzołożników. Ale do zbawienia nie wystarczy dekalog. Żydzi znali prawo. Zobaczyli tylko to, że nie mogą go sami z siebie wypełniać. Od Boga się odwrócili, proroków prześladowali, Zbawiciela – zabili. Jak mówi Pismo, żyjemy dla ciała, a życie dla ciała to śmierć. Prześladuje nas strach przed śmiercią i diabeł ma nas w garści.
Jest tylko jedna rzecz na świecie, która jest za darmo i dla każdego. To zbawienie w Jezusie Chrystusie. Aby dostąpić zbawienia potrzebujemy Ducha Świętego Parakleta, Wspomożyciela. Tylko wtedy, otrzymawszy Ducha Świętego, możemy wyrwać się ze śmierci. Skoro jesteśmy w śmierci po co żyć? Już jesteśmy martwi. Ale Bóg przyszedł do nas, jest z nami i mamy z nim życie wieczne!
Adwent wzywał nas do czuwania. Zwykle czuwamy, ale nad tym, żeby z konta nie ubyło nam zbytnio pieniędzy, aby nie przybrać na wadze, czy aby otaczający nas świat nie wymknął nam się spod kontroli. Dobrze by było, aby w to Boże Narodzenie, bo kolejnego przecież wielu z nas nie doczeka, zanieść Jezusowi swoje dary.
Cóż ja mogę ofiarować Bogu? Mówi nam o tym perykopa o podatku, która oczywiście nie dotyczy ekonomii, bo tym się Pismo Św. nie zajmuje. Chrystus chce jednego – abyśmy wyznali mu nasze grzechy. Na tym polega nawrócenie. Od nowa, każdego dnia.