Celofanowy sznyt Jerzego Buzka
08/03/2011
452 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
Dzień Kobiet lubiłem, lubię i lubić przestać nie zamierzam. Choćby dlatego, że to okazja do dawania kobietom kwiatów czy okazywania im sympatii, a nawet zainteresowania. Z czasów studiów – a był to stan wojenny, pamiętam, następującą historię: Studiowałem na nieprawdopodobnie wręcz sfeminizowanym wydziale – dość powiedzieć, że byłem jedynym mężczyzną w kilkunastoosobowej grupie ćwiczeniowej. Wiązało się to – oprócz nieopisanej wręcz przyjemności (od dostępu do najstaranniej opracowanych notatek z wykładów, po znalezienie żony), z różnymi obowiązkami, czasem dość uciążliwymi. Na przykład z takim, że 8 marca, na każdych ćwiczeniach, asystenci zaczynali zajęcia od sakramentalnego: no, to ponieważ dziś święto, to na pytania z części teoretycznej będzie odpowiadał pan Fedorowicz… I tak na każdym przedmiocie od […]
Dzień Kobiet lubiłem, lubię i lubić przestać nie zamierzam.
Choćby dlatego, że to okazja do dawania kobietom kwiatów czy okazywania im sympatii, a nawet zainteresowania.
Z czasów studiów – a był to stan wojenny, pamiętam, następującą historię:
Studiowałem na nieprawdopodobnie wręcz sfeminizowanym wydziale – dość powiedzieć, że byłem jedynym mężczyzną w kilkunastoosobowej grupie ćwiczeniowej.
Wiązało się to – oprócz nieopisanej wręcz przyjemności (od dostępu do najstaranniej opracowanych notatek z wykładów, po znalezienie żony), z różnymi obowiązkami, czasem dość uciążliwymi.
Na przykład z takim, że 8 marca, na każdych ćwiczeniach, asystenci zaczynali zajęcia od sakramentalnego:
no, to ponieważ dziś święto, to na pytania z części teoretycznej będzie odpowiadał pan Fedorowicz…
I tak na każdym przedmiocie od rana – do wieczora.
Oczywiście, studenci, obowiązkowo kupowali koleżankom kwiaty – zrzutkę się robiło.
Pewnego roku, byłem zupełnie bez kasy, i na 12 róż a nawet goździków, najzwyczajniej mnie stać nie było.
Dzień się zaczął jak zwykle – asystenci odpytują mnie jak leci, koleżanki popatrują, gdzie ja te kwiatki mam, ja udaję, że nie wiem o co chodzi, koleżanki coraz bardziej chmurne….
Kończą się ostatnie zajęcia, dziewczyny wkurzone zbierają się do wyjścia, a ja z plecaka wyjmuję dwie butelki sowieckiego wina musującego, pieczołowicie owinięte w ligninę stare, piękne kieliszki do szampana, i… toast wznoszę.
Dziewczynom się tak spodobało, że (użyjmy dzisiejszego języka) – PR mi zrobiły u koleżanek z innych grup ćwiczeniowych, którym koledzy, przynieśli tradycyjne goździki.
Nie muszę dodawać, że te 2 butelki igristowo, kosztowały mnie dużo mniej, niż 12 nawet najskromniejszych kwiatów.
A co ma do tego Jerzy Buzek?
A to, ze przed godziną widziałem w TVP INFO, jak wręczał koleżankom z Europarlamentu po kwiatku, w celofan zapakowanym – rany boskie, gdzie on się dawania kobietom kwiatów uczył…