Budyń tłumaczy świat: Czemu nas nie zaprosili
04/03/2011
398 Wyświetlenia
0 Komentarze
1 minut czytania
Jeszcze nie zdążyliśmy w pełni nacieszyć się opiniami niemieckiej prasy o tym, jak to stajemy się mocarstwem regionalnym, a już ludzie małej wiary zaczynają to swoje narzekania, te swoje zaklinanie rzeczywistości. Podkładką pod te jeremiady jest fakt niezaproszenia (wbrew wcześniejszym obietnicom) Polski do unijnych rozmów na temat przyszłości eurolandu. Choć wcześniej Angela Merkel i Nicholas Sarkozy zapowiadali dopuszczenie nas do szczytu w tej sprawie, ostatecznie okazuje się, że wezmą w nim udział wyłącznie kraje ze strefy euro. Fanatyczni przeciwnicy rządu chcą widzieć w tym "marginalizowanie Polski na arenie międzynarodowej". Jest wręcz odwrotnie. Nasza pozycja jako mocarstwa regionalnego jest już tak silna, że zaczynają obawiać się nas takie kraje jak Francja i Niemcy z jednej, a Rosja z drugiej […]
Jeszcze nie zdążyliśmy w pełni nacieszyć się opiniami niemieckiej prasy o tym, jak to stajemy się mocarstwem regionalnym, a już ludzie małej wiary zaczynają to swoje narzekania, te swoje zaklinanie rzeczywistości.
Podkładką pod te jeremiady jest fakt niezaproszenia (wbrew wcześniejszym obietnicom) Polski do unijnych rozmów na temat przyszłości eurolandu. Choć wcześniej Angela Merkel i Nicholas Sarkozy zapowiadali dopuszczenie nas do szczytu w tej sprawie, ostatecznie okazuje się, że wezmą w nim udział wyłącznie kraje ze strefy euro. Fanatyczni przeciwnicy rządu chcą widzieć w tym "marginalizowanie Polski na arenie międzynarodowej".
Jest wręcz odwrotnie. Nasza pozycja jako mocarstwa regionalnego jest już tak silna, że zaczynają obawiać się nas takie kraje jak Francja i Niemcy z jednej, a Rosja z drugiej strony. I dlatego właśnie nie zostaliśmy zaproszeni – rządzący dziś Europą zdają sobie sprawę z siły dyplomacji dowodzonej przez Radosława Sikorskiego. Próbują jednak zazdrośnie strzec swojej pozycji. Stąd brak zaproszenia na unijny szczyt ekonomiczny, stąd też ewentualne inne, czekające nas w najbliższym czasie afronty.