„Jeszcze będziemy mieli Budapeszt w Warszawie”. Pamiętacie te słowa? To możecie zapomnieć, Budapeszt nad Wisłą najwyraźniej został odwołany. Chyba, że chodzi o ten z 1956 r.
To nie pierwszy raz, gdy działania Państwowej Komisji Wyborczej budzą wątpliwości. Ale tym razem ich skala przekracza granice absurdu. Z pamięci: znikające głosy (norma), wygrywający kandydaci, których nie było na listach (Szczecin), urzędnicy zatrudniani do liczenia głosów, wyniki, choć komisja nie wysłała protokołu (Kielce), włamania do systemu, dostęp do głosów osób nieupoważnionych itp., itd.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji PKW stała się obiektem niewybrednych kpin. W internecie pojawiają się dywagacje o dyskalkulii (nieumiejętność rozróżniania cyfr) członków PKW czy dowcipów, jak to przewodniczący PKW przychodzi do psychiatry i na pytanie o dolegliwości odpowiada „Głosy mnie prześladują”. Ewentualnie komentarze, że PKW skompromitowała koncepcję podniesienia wieku emerytalnego. Powszechną wesołość wzbudzają też słowa Prezydenta Bronisława Komorowskiego (http://wyborcza.pl/1,75478,16994110,Komorowski__Nie_dajmy_sie_zwariowac__to_sie_da_wszystko.html) „Kwestionowanie ich [wyborów – dopisek MN] uczciwości to odmęty szaleństwa”. Z kolei PiS stanowczo potępia demonstrantów, którzy wdarli się do siedziby PKW (http://telewizjarepublika.pl/pis-odcina-sie-od-wydarzen-pod-siedziba-pkw-to-poglebienie-chaosu,14093.html) „Prawo i Sprawiedliwość zdecydowanie negatywnie ocenia dzisiejsze wydarzenia pod siedzibą PKW […] Wtargnięcie do instytucji państwa i jej okupacja nie są rozwiązaniem problemu i mogą tylko pogłębić chaos, który jest związany z przedłużającym się procesem podania wyników wyborów samorządowych […] Niepokój obywateli, w sytuacji kiedy w uzasadniony sposób została podważona wiarygodność procesu wyborczego powinien być wyrażany w ramach przedsięwzięć, które przewiduje system demokratyczny”. Jak miło. Teraz tylko czekam, aż Bronisław Komorowski uzna wyniki krymskiego referendum oraz wyborów zorganizowanych w opanowanych przez separatystów obwodach Ukrainy, a Jarosław Kaczyński potępi tzw. Euromajdan, gdzie też dochodziło do zajmowania budynków administracji publicznej przez demonstrantów.
A mówiąc poważnie – trudno popierać ataki na urzędy państwowe, ale może najpierw trzeba zadać pytanie, dlaczego do tego doszło? Odpowiedź nie jet miła dla władzy ani opozycji. Ludzie wychodzą na ulice, gdy przestają wierzyć władzy, nie wierzą w demokratyczne metody a i do opozycji mają zastrzeżenia. Zresztą uzasadnione – przypomnijcie sobie Państwo niedawną aferę „taśm Wprost”. Gdy ludzie wyszli na ulice, PiS zajmował się organizowaniem kolejnych konferencji i tak składał wniosek o votum nieufności dla rządu, że rząd wcześniej złożył wniosek o wotum zaufania. To wtedy, dzięki PiS, pierwszy raz w życiu musiałem przyznać rację Januszowi Palikotowi, który wyszedł na sejmową mównicę i powiedział (cytat z pamięci) w kierunku ław rządowych „Sami się nie odwołacie”. Jego słowa się sprawdziły.
Wreszcie, nauczeni doświadczeniem, ludzie mają pełne prawo zakładać, że wszelkie „wałki” i „cuda nad urną” tradycyjnie Sąd Najwyższy spuści w kiblu uzasadniając, że „nie miały wpływu na wynik wyborów”.
Tak na marginesie – PiS wespół z SLD proponuje przyjęcie specustawy, która pozwoli skrócić kadencję samorządowców wybranych w wyborach A.D. 2014. Też kpina w żywe oczy – skoro są przesłanki do skrócenia kadencji jeszcze przed ogłoszeniem wyników, to tym bardziej są przesłanki do unieważnienia wyborów. I wtedy podatnicy nie będą się musieli zrzucać na „odprawy” dla odwołanych samorządowców. Ani zwracać kasy za kampanię.
Ciekaw jednak jestem, jak w przypadku drugich tur wyborów na prezydentów / burmistrzów miast ewentualnie na okoliczność przyspieszonych wyborów PiS ma zamiar przekonać do głosowania na siebie tych wszystkich, którzy dziś protestują? Jak ma zamiar udowodnić im, że nie jest zawodową, ale realną opozycją?
Fot.: internet
Jeden komentarz