I nie ma najmniejszego znaczenia, że Janusz Korwin-Mikke dla wielu odbiorców jest krzykaczem, chamem, że ktoś jego wypowiedziami może się poczuć urażony. Każdy ma prawo robić z siebie durnia na własny rachunek, nawet polityk – zwłaszcza, jeżeli (biorąc pod uwagę wyniki sondaży) szefuje trzeciej sile na polskiej scenie politycznej. Nie obchodzi mnie to, że może on się nie podobać paru przyspawanym do stołków „mężykom stanu”, telewizja publiczna nie jest ich własnością, nie oni władni są decydować o tym, kogo widzowie życzą sobie oglądać i słuchać. Jeżeli im się prezes Kongresu Nowej Prawicy nie podoba, jeżeli nie chcą (bądź boją się) przebywać z nim w jednym pomieszczeniu to przecież udział w programie redaktora Sekielskiego obowiązkowym nie był.
Gdyby Janusza Korwina-Mikke zaczęła bojkotować któraś z prywatnych stacji telewizyjnych (Polsat, TVN, Republika czy nawet TV Trwam) nie byłoby żadnego problemu i powodu do dyskusji, święte prawo gospodarza do doboru gości należy uszanować czy nam się forma korzystania z niego podoba czy też wręcz przeciwnie. Niestety, program Tomasza Sekielskiego „Woronicza 17” emituje telewizja publiczna a tam, jak sama nazwa wskazuje, gospodarzami jesteśmy my wszyscy – wyborcy Nowej Prawicy i jej prezesa także. Postawa polityków podjudzonych przez Andrzeja Halickiego dała im wyraźnie do zrozumienia, że się nie liczą, że dla rządzących są nikim, podgatunkiem, który teoretycznie trzeba tolerować ale w praktyce można zesłać do gett i rezerwatów.
Zresztą, to sam Tomasz Sekielski tłumaczy, że miał do wyboru wyprosić pana Korwina-Mikke ze studia albo rozmawiać wyłącznie z nim. Wybrał najgorszą z możliwych opcji, uległ szantażowi kilku facetów, którym się wydaje, że mogą narzucać innym swoje poglądy i decydować o wszystkim wokół. Powinien zachować się odwrotnie, powiedzieć, że to on decyduje o doborze gości (w imieniu widzów) a nikt przecież nie ma obowiązku przyjmować zaproszenia do jego programu. Idę o zakład, że bojkot Nowej Prawicy i jej prezesa bardzo szybko by się skończył. Ale cóż, stało się inaczej. Tomasz Sekielski udowodnił, że jest dziennikarzem usłużnym wobec władzy, absolutnie zależnym i kłaniającym się nisko tym, którzy mogą go obdarzyć swoimi łaskami.
Co zaś się tyczy pana Halickiego i durniów, którzy go poparli – naprawdę ktoś wierzy, że oni prezesowi KNP nie podają ręki i nie chcą się z nim spotykać w studio telewizyjnym z powodu Michała Boniego? Gdyby to było w ich interesie i mogło im przysporzyć sympatii sami by Korwinowi-Mikkemu nahaj do ręki włożyli, żeby go sprał. Oni się zwyczajnie boją rosnącej popularności starszego pana w muszce, przerazili się mnogością pozytywnych komentarzy pod tekstami o incydencie w MSZ-cie i postanowili wykluczyć go z debaty w nadziei, że lud pracujący miast i wsi o nim zwyczajnie zapomni (w myśl zasady głoszącej, że czego oczy nie widzą… i tak dalej). Niestety (na szczęście) efekt jest odwrotny od zamierzonego, nawet zajadli przeciwnicy prezesa Mikke w komentarzach informujących o bojkocie wyrażają solidarność właśnie z nim. I dzięki Bogu Najwyższemu, świadczy to tylko o tym, że mózgi wcale nie są tak wyprane jak na to liczyli wielcy macherzy.
A na koniec drobna uwaga: piszę o Januszu Korwinie-Mikke bo to jego dotknął ostracyzm, ale twierdziłbym dokładnie to samo gdyby rzecz odnosiła się do inicjatora całej akcji czyli Andrzeja Halickiego, Leszka Millera czy nawet Janusza Palikota. Telewizja publiczna jest zobowiązana przedstawiać swoim widzom całe spektrum politycznych poglądów i bez wyjątku całą polityczną menażerię, cały gabinet osobliwości – bo, powtórzę, to my jesteśmy gospodarzami tej telewizji, my ją utrzymujemy i my mamy prawo domagać się prawa do oglądania swoich przedstawicieli. Nawet, jeżeli są wśród nich ludzie przynoszący do sejmu sztuczne fiu… przepraszam, wibratory i świńskie ryje czy piorący po pyskach oponentów.
Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.