Do sitwy nie wypada nie należeć. Z sitwą opłaca się współżyć. Bez wsparcia sitwy od razu wypadamy poza nawias życia zawodowego, społecznego i siadamy na kanapie dla frustratów.
PROLOG
Do sitwy nie wypada nie należeć. Z sitwą opłaca się współżyć. Bez wsparcia sitwy od razu wypadamy poza nawias życia zawodowego, społecznego i siadamy na kanapie dla frustratów. Z sitwą żyje się lżej, bo sitwa za nas myśli i niewiele od nas oczekuje – wystarczy, że kiedy trzeba złożymy dłonie do oklasków lub podniesiemy rękę „za” w słusznej przecież sprawie. Niekiedy wystarczy po prostu pomilczeć. Czasem trzeba zdobyć się na jakieś niewinne pochlebstwo wobec „ojca chrzestnego” sitwy lub najbliższych członków jego świty. Nie, broń Boże, tutaj nie ma żadnych poufnych, pisanych dyrektyw. Tutaj obowiązują prawa niepisane, znane jeszcze z soc-epoki minionej, a właściwie wypracowane w soc-epoce minionej, czyli słynne „wicie-rozumicie”. Spoiwem sitwy są głównie ekonomiczne interesy jej członków, podlane niejednokrotnie rządzą władzy politycznej lub korporacyjnych interesów. Sitwa trwa i rozwija swoje wpływy, bo wzbudza strach, bo żeruje na ludzkiej bezsilności lub niewiedzy, a także na głupocie, i rozdaje lojalnym i oportunistom mniejsze lub większe przywileje. To dzięki sitwie można dostać zamówienie z wolnej ręki na budowę chodnika, wygrać przegrany przetarg, znaleźć zatrudnienie w szkole, w urzędzie, wyjechać na tanią wycieczkę, np. na Ukrainę. Bo sitwa dyktuje reguły gry. Może na przykład zakazać intendentowi szkolnemu dokonywania zakupów w sklepie A na korzyść sklepu B, którego właściciel został członkiem sitwy.
ZEBRANIE, KTÓREGO NIE BYŁO
A jak to wygląda w praktyce. Oto garść przykładów. Na przykład wierchuszka sitwy przychodzi na zebranie wiejskie, powiedzmy 28 września 2012 roku, powiedzmy w Wilczyskach. Siada, wstaje, wstaje i siada, bo spektakl musi być dynamiczny. Wszystko jest umowne, tzn. takie, jak umówiła się sitwa. Pierwszy termin zebrania staje się natychmiast drugim terminem, a drugi termin pierwszym. Protokolant udaje, że protokołuje. Na przewodniczącego zebrania wybiera się sam przewodniczący przy poparciu sali. Zebrani w liczbie ok. 40 osób, udają, że reprezentują całą wieś, albo żyją w przeświadczeniu, że ją reprezentują. Nikt z sitwy nie zadaje sobie nawet trudu, żeby w jednym choćby egzemplarzu powielić wytyczne do wiejskiego budżetu i kartkę puścić w obieg. Po co! Wszystko jest jasne, wszystko dla dobra wspólnego, im mniej wątpliwości, tym lepiej. Łubu-dubu, łubu-dubu niech nam żyje prezes naszego Bobowskiego Klubu Sportowego SITWA… Głosowania? Wszystkie ręce w górę, wszystkie ręce na pokład… nie będzie warszawiak pluł nam w twarz. Herszt sitwy, to człowiek odważny. Rzucić jednym kłamstwem, a potem dołożyć drugim, to dla niego pestka i tak protokołu z zebrania nie będzie, tzn. będzie, ale z zupełnie innego zebrania. Oskarżenia padają jedno za drugim. W uszach zebranych błony bębenkowe muszą wchłonąć parszywe słowo „donos”. A donosy pisze przecież donosiciel, a donosiciel, to przecież ktoś z rynsztoka. Herszt stopniowo podgrzewa atmosferę i zadaje cios ostateczny, gdy mówi, o donosach na Księdza Proboszcza. A sala pławi się w rozkoszy, bo przecież herszt, według własnego oświadczenia, nie czyta strony bobowaodnowa. Herszt nie może przecież zniżyć się do poziomu donosów. I chwała mu za to! Kogo zresztą obchodzi, że kaplica Majchrowiczów w Wilczyskach została rozebrana bez wiedzy i zgody konserwatora zabytków. „Puszczamy” petycję po wsi i „ruki swabodnyje”; vox populi – vox dei… Konserwator kładzie uszy po sobie.
Prawo sitwy działa dalej i do ataku przystępuje teraz przyboczny herszta (tzw. radny), który między wierszami swojego wystąpienia dowodzi, że dla herszta, to nawet napiłby się wody, normalnie niezdatnej do picia ani do mycia, ze studni przy blaszanym kontenerze w Jankowej. Po twarzy herszta przechodzi uśmiech zadowolenia. Radny siada w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Do głowy mu nie przychodzi, że w sporze władza – obywatel, on samorządowiec, powinien bezwzględnie stać po stronie obywatela.
Od radnego nie mógł być gorszy dyrektor, który w krótkich żołnierskich słowach wypomniał donosicielowi, że poważył się ujawnić poziom nauczania w szkołach w Gminie Bobowa. Z wystąpienia właściwie wynikało, że dane opublikowane w tej sprawie na stronie bobowaodnowa należałoby wyrzucić do kosza, a najlepiej zabetonować. Same kłamstwa i szalbierstwa. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Sitwa i w tej sprawie musiała sobie dodać animuszu. Chociaż muszę powiedzieć, że ten artykuł o bobowskich szkołach musiał być bolesnym ciosem dla władzy, skoro dyrektor odważył się tę sprawę przypomnieć. Ale to był błąd propagandowy i wizerunkowy. Czeka dyrektora dywanik u herszta! Uważaj dyrektorze, bo możesz stracić stanowisko. Znasz się przecież na konkursach…, każdy można przegrać. Bo o konkursie nie decyduje konkurs, tylko zacisze gabinetu…
Na koniec padło z sali sakramentalne pytanie, które miało ostatecznie pogrążyć donosiciela. Cóż takiego zrobiłeś dla Wilczysk, dla Bobowej, że ośmielasz się zabierać głos i jątrzyć – bo donosiciel może tylko jątrzyć. Sitwa nie bierze innej ewentualności pod uwagę, bo sitwa nie zna definicji rzeczownika „donos”. Zadumałem się nad taką nieznośną lekkością bytu i pomyślałem, że jeśli nic nie zrobiłem, nic a nic, to dlaczego sitwa ma do mnie pretensje, że stanąłem w obronie Nowaków, Gawlików, Musiałów, młodzieży szkolnej, bezpieczeństwa ruchu drogowego, czy zasad państwa prawa łamanych nagminnie przez bobowską sitwę w Urzędzie Gminy, a teraz w Urzędzie Miejskim. A co nie wolno napisać, że mosty bobowskie są lub były w ruinie albo, że rowy melioracyjne trzeba zaprojektować zanim wyda się decyzję administracyjną? Nie mogę na przykład doprosić się u Pani Marii Barylak o zdjęcia dokumentalne z budowy ogrodzenia przed szkołą w Wilczyskach. Komu ma być wstyd w tej sprawie; mnie, czy urzędniczce Barylak?
Ale to są donosy, zwykłe „brudne” donosy!
KOMU PRZYWILEJE, KOMU, BO IDĘ DO DOMU?
Słyszałem, że herszt sitwy chadza łaskawie, zapraszany na weseliska pracowników Urzędu Miejskiego. To musi być dopiero zaszczyt dla nowożeńców, a jaka polisa ubezpieczeniowa na przyszłość… fiu, fiu… Może następnym razem załapią się na wycieczkę z hersztem tu lub tam (na Ukrainę wyprawa już była) za pieniądze publiczne. O przepraszam nie wszystkie pieniądze publiczne, to są pieniądze publiczne, bo może być na przykład jakiś fundusz socjalny dla wybranych pracowników i ich współmałżonków – oczywiście współmałżonkowie, gdy trzeba, wnoszą opłatę bez zniżki, oczywiście – taka jest oficjalna wersja. Na wycieczkę dla urzędników mogą się także załapać obywatele w urzędzie niepracujący; jak się ma oczywiście tzw. „chody” u herszta. To taka nowa świecka tradycja; herszt sitwy i jego świta (przepraszam sitwa) wojażują sobie, ale oświadczenia majątkowego jakoś herszt nie chce zamieścić na stronie UM bobowa.pl. Czy oświadczenie majątkowe herszta sitwy może mieć coś wspólnego z wycieczką na Ukrainę? Niemożliwe…, chociaż gdyby tak się bliżej przyjrzeć?
A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE… I TYLKO PRZEDSZKOLAKÓW ŻAL
Fundamentem III RP miała być wolność i demokracja. Ojcowie założyciele Bolek i Jaruzel obiecywali nie tylko złote góry, ale drugą Japonię, trzysta, albo więcej, milionów dla każdego, akcje, udziały i emeryturę pod palmami. Polska miała stać samorządem, prawo miało znaczyć prawo, a w małych ojczyznach jak grzyby po deszczu miały rosnąć niezależne inicjatywy obywatelskie dla dobra wspólnego. Przekonywano nas, że w tradycji należy upatrywać siły społeczności lokalnej. I każda szkoła, każde nawet najmniejsze przedszkole miało być oczkiem w głowie światłej władzy i troskliwych mieszkańców. Dzisiaj już wiadomo, że ten piękny projekt okazał się zwykłym oszustwem. Rozkradziono majątek narodowy, pozamykano wiele szkół, zdewastowano do reszty służbę zdrowia i Polskie Koleje Państwowe, zadłużono państwo na blisko 1 bilion złotych, a na dodatek zamordowano w Smoleńsku Prezydenta, który próbował upominać się o Polskę suwerenną i sprawiedliwą. Doprawdy włos jeży się na głowie, gdy człowiek uświadomi sobie ilu Polaków bezwolnie uczestniczy w tym akcie agresji przeciwko własnej ojczyźnie.
Zacząłem bardzo powaźnie, a chciałem odnieść się do sprawy, o znaczeniu w skali kraju może niedostrzegalnym, ale zapewniam Was, że to jest odnoga tej lawiny, którą funduje nam władza spod znaku Donalda Tuska i Milicji Obywatelskiej, przepraszam Platformy Obywatelskiej, która ostatecznie zniszczy już i tak nadszarpnięte lokalne więzi społeczne i ugruntuje w ludziach liberalną obojętność na otaczający ich świat. Otóż bodaj w piątek 31 września herszt sitwy zakomunikował rodzicom, że od 2 października Gmina Bobowa przechodzi na system jednej kuchni, zlokalizowanej w szkole w Bobowej i scentralizowaną dystrybucję posiłków do szkół i przedszkoli w Gminie. Nikt wcześniej z rodzicami tego nie uzgadniał, czytaj – nie pytał ich o zdanie. Po prostu, jak zwykle sitwa wszystko sobie ustaliła w zaciszu gabinetów i oświadczyła rodzicom, że wszędzie tak jest, a tak w ogóle, że unijne dyrektywy, a samochody do rozwożenia dostaliśmy za darmo i koniec. Cieszcie się ludzie, sitwa za Was myśli, sitwa jest najmądrzejsza. O rachunku ekonomicznym nikt nie mówił, ale herszt jak taran prze do przodu. I oto zlikwidowano w ten sposób dwie małe, ale profesjonalne kuchenki (z niezbędnym zapleczem i doświadczeniem) w dwóch gminnych przedszkolach. Mobilne, z personelem zaprzyjaźnionym z dziećmi i znającym ich gusta. Posiłki były dla maluchów przygotowywane dokładnie na czas: śniadanie, obiad, podwieczorek. Małe było piękne! Teraz przyjeżdżają termosy i czekają na otwarcie czasem kilka godzin. Nikt mi nie powie, że z punktu widzenia dzieci, to jest lepszy system. A jestem nawet pewien, że jest to system kosztowniejszy, bo związany na przykład z większym marnotrawieniem gotowych produktów. Już dzisiaj dochodzą słuchy, że przedszkolaki nie zawsze chcą w całości spożywać takie posiłki. I nie jest to wina pań pracujących w Bobowej, ale metody przymusowego przechowywania przygotowanego obiadu. Dlaczego hersztowi przeszkadzały małe, kameralne jadłodajnie w przedszkolach, pozostanie tajemnicą sitwy i jej ograniczenia umysłowego rodem ze szpitala dla nienormalnych w Kacapowie. Ale być może niedługo już wszystko się okaże. Na razie zainwestowano niemałe publiczne pieniądze w modernizację centralnej kuchni (według Bobowa24 grubo powyżej 500 tysięcy złotych), rozumiem, że zakupiono niezbędny sprzęt i naczynia do przewozu posiłków, zatrudniono kierowcę. Nie ulega wątpliwości, że problematyka sanitarno-higieniczna w tym systemie dystrybucji posiłków będzie dużo bardziej wrażliwa i skomplikowana. Po prostu droga ich ekspedycji znacznie się wydłużyła. Koszty dalej rosną! Podobno szefem tego kulinarnego przedsięwzięcia został dyrektor Centrum Kultury i Promocji Gminy Bobowa, rzutki menedżer teraz już od wszystkiego. Jak globalizacja, centralizacja i komuna, to pełną gębą. Wracamy do zarządzania kołchozowego. Na początku tzw. III RP obiecywano nam deregulację i decentralizację. Pusty śmiech człowieka ogarnia. Dzisiaj wracamy do źródeł gospodarki centralnie planowanej i sterowanej. Ale trudno się temu dziwić. Przecież herszt, to zwykły aparatczyk epoki realnego socjalizmu. „Nie zamienią się w kawior pędraki, bo układ taki” – jak śpiewał przed laty Wojciech Młynarski.
Zniszczenie przedszkolnych kuchni należy traktować jako akcje sabotażową samorządowej sitwy, wymierzoną przeciwko własnym sąsiadom, przeciwko rodzicom, których nikt nie zapytał o zdanie, którzy nie mieli szans właściwie wypowiedzieć się na ten temat, bo klamka zapadła dużo wcześniej. Herszt sitwy triumfuje. Jestem pewien, że jest dumny ze swojego dzieła. Udało mu się rozerwać bardzo ważne ogniwo w systemie edukacji. Bo najmniejsze dzieci w przedszkolach potraktowano instrumentalnie, tzn „z buta” i jestem pewien, że one wyciągną z tego wnioski, tylko niestety negatywne. Mała przedszkolna kuchnia i jadłodajnia, były nie tylko bezpieczniejsze, a posiłki smaczniejsze i dostosowane do gustów dzieci, ale stwarzała także atmosferę rodzinnego ciepła. Teraz trzeba zaprzyjaźnić się z termosem i posiłkiem drugiej świeżości.
OSOBY DRAMATU
Herszt – burmistrz Wacław Ligęza
Radny – radny Wiesław Janota
Przewodniczący zebrania – radny i sołtys Tomasz Tarasek
Protokolant – Elżbieta Krok
Dyrektor – dyrektor SP w Wilczyskach Wiesław Tarasek
Donosiciel – Maciej Rysiewicz
Bolek – Lech Wałęsa
Jaruzel – Wojciech Jaruzelski
Chór w składzie urzędowym: Maria Barylak, Barbara Falisz, Agata Wrona był niestety nieobecny!
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.