Blogerzy do sejmu!
04/04/2011
353 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Wczoraj na moim blogu Tatarka zgłosiła pomysł, by blogerzy zostali w jakiś sposób wciągnięci na listy PiS w czasie wyborów parlamentarnych. Po to, by zmienić nieco układ sił wewnętrznych w partii oraz po to, by ten układ nieco zdynamizować.
Uważam, że rzecz jest nie do wykonania. Politycy i ludzie mediów traktują bowiem blogerów jak nawóz organiczny, w który wsadzają kwiatki swoich myśli. Brzydkie i tandetne są te kwiatki, ale oni mają w ręku stosowną łopatkę, którą mogą wykopać dołek i to oni decydują co w nim posadzić. Jedyne na co mogą liczyć blogerzy to możliwość rozdawania ulotek przed bazarem i poświęcania swojego cennego czasu na to by słuchać złotych myśli lokalnego kacyka. Są przecież niewiarygodni, nikt ich nie polecił, nikt ich nie popiera, nie znają nawet komendanta miejscowej policji. O czym więc z nimi gadać? Blogerzy to śmiech na sali. Można ich wykorzystać, bo to durnie i frajerzy – sam redaktor Mazurek tak mówił, a to przecież wybitny dziennikarz, więc wie – ale nic więcej. Proponowanie im czegokolwiek to przecież wpuszczanie na salony bydła. Kim oni są, w końcu? I kto dał im prawo do tego by wypowiadać się w czyimś imieniu, kto dał im prawo do tego, żeby zabierać głos, choćby w sprawie prezesa Kaczyńskiego. Nikt. Nie mają takiej siły oddziaływania jak wspomniany już redaktor Mazurek i nie mają żadnego oparcia politycznego. Nawet na wywiad się z nimi nie ma co umawiać. Taki, na przykład, Coryllus, umawiał się z Beatą Kempą i ona mu ten wywiad obiecała, ale jest tak zajęta że nie może się z tym człeczyną umówić, zresztą po co? Kto to jest?. Mazurek to co innego, trochę się co prawda naśmiewa, trochę z pani Beaty kretynkę robi, ale dla tych dwóch kolumn w „Rzeczpospolitej” Można pozwolić na to by ludzie pukali się w czoło na widok pani Beaty. Popukają się trochę, a potem im przejdzie.
Blogerzy są gorsi od chłopów pańszczyźnianych, bo tamtych do roboty trzeba było pędzić, a ci sami przychodzą. Taki Toyah, na przykład, trzeci rok robi pisowską propagandę i pies z kulawą nogą mu niczego nie zaproponował, choć ma on osobiste w PiS znajomości. Do partii należy, ale co z tego. Niech siedzi, gdzie siedział. Jeszcze okazało by się może, że po angielsku lepiej niż szef regionalnych struktur mówi i tylko kłopot by z tego jakiś wyniknął.
Jak się który za bardzo zacznie zbliżać do jakiś innych politycznych tworów, a niechby nawet tylko medialnych, to wyśle się do niego posłańca, który mu – apelując do jego idealizmu, bo wszak są to idealiści – przetłumaczy, że ma dalej robić to co robi i nie przestawać, bo w końcu te półtora tysiąca odsłon dziennie to coś znaczy. Jak przestanie, albo zacznie kogoś innego pracować okaże się, że jest wprost zdrajcą najświętszych ideałów i zakładnikiem sił ciemności, które chcą wtrącić Polskę w przepaść. Niech siedzi więc i pisze, byle głowy nie podnosił, byle się nie rwał do niczego i nie przeszkadzał mądrzejszym od siebie. Może inspirować, pomagać, ulotki poroznosić oraz czasem coś zaproponować, byle – co ważne – za darmo. Bo lepsi od niego na budżetach siedzą. Zbliżają się wybory i ma być jedność i spokój, taki bardziej trumienny. W końcu jest żałoba. Zwycięstwo zaś w wyborach zostanie zapewnione przez znakomite posunięcia piarowców oraz także dzięki inspiracji tychże blogerów, byle tylko siedzieli tam gdzie siedzą i prezesowi się na oczy nie pokazywali, ani pani Gilowskiej, ani nikomu ważnemu. Bo jak tylko spróbują….A w ogóle to najważniejsze teraz jest by nie jątrzyć, by ściągnąć do partii nieprzekonanych, by już nie pieprzyć o tej prawicy, o tym Smoleńsku, o tych różnicach programowych, tylko żeby tak było bardziej na zgodę, żeby ci co nie głosowali jeszcze może jednak zagłosować zechcieli, a do tego trzeba łagodności, jakiegoś takiego ogólnego podejścia, spokoju i może jeszcze takiego, trochę prawicowego „Tańca z gwiazdami”. Wtedy będzie dobrze.
Jeśli bloger chce przyczynić się do zwycięstwa PiS powinien iść do lokalnych struktur partii i prosząc grzecznie o pozwolenie inspirować miejscowego kacyka swoimi pomysłami, nie przejmować się tym, że w całym lokalnym PiS nie ma ani jednego członka partii, za to są tak wszyscy członkowie rodziny wspomnianego kacyka. Nie przejmować się tym, że pan ów wchodzi w biznesowe układy z lokalnymi przeciwnikami politycznymi i czerpie z tego krociowe zyski, których warunkiem jest osłabianie siły partii w regionie. To wszystko jest nieważne. Bloger może na to wszystko mieć wpływ poprzez inspirację i delikatne sugestie i stwarzanie atmosfery. A jak pana kacyka to znudzi, to się po prostu spuści psy i niech bloger wraca skąd przyszedł.
Tak to mniej więcej wszystko widzą lokalni działacze struktur PiS oraz ludzie z nimi współpracujący. Nie wszyscy, ale wielu. Jak więc mamy traktować poważnie to wszystko? Mamy czekać aż gromada nieudaczników znowy przegra wybory, a potem rozłoży ręce, skrzywi się i pójdzie gotować dzieciom obiad jak swego czasu Kluzikowa? Dobrze poczekamy. O ile nie dostaniemy lepszych propozycji.