Znamy wszyscy Seawolfa i jego pełne pasji wpisy, znamy jego publicystyczną płodność oraz dobrze wyregulowany celownik bazooki z której odpala rakiety niestrudzenie od miesięcy albo i lat.
Znamy też jego miejsce pracy czyli wielgaaaaaaaśny statek, na którego pokładzie większość z nas w tym życiu stopy nie postawi, ale z mniejszym lub większym powodzeniem to pływające monstrum wyobrazić sobie może.
Przywołałem już w tytule Seawolfa z dwóch powodów; po pierwsze idzie o punkt odniesienia czyli znaną z fotek jego wielgaaaaaaśną luksusową krypę, bo ważne, byśmy pozostali w tej obserwacji odnosząc się do wspólnie zdefiniowanego obiektu. Po drugie zaś: Seawolf i jego wpisy stanowią jakość samą w sobie więc przyjemnie ustawić się nieco obok superintendenta i też splendorów klikalnictwa nieco zażyć. Nawet jeśli nie w pełni zasłużonych.
Widzimy więc statek Seawolfa. Teraz wyobraźmy sobie biedronkę siedmiokropkę (Coccinella septempunctata) przyczajoną gdzieś, powiedzmy, że nawet na dzienniku pokładowym. Spójrzcie: właśnie czułkami strzyże, parę kroków zrobi, podfrunie, zeżre coś z podłogi, po palcu połazi, podfrunie mało-wiele.
Teraz uwaga: wielkość naszej biedronki w porównaniu z wielkością całego statku jest tożsama z wielkością jądra atomu w porównaniu z wielkością całego atomu. Takie malutkie to jądro jest!
Nie byłoby w sumie w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jądro atomu jest wiele tysięcy razy cięższe niż reszta atomu.
Że ta biedronka jest wiele tysięcy razy cięższa niż cały statek Seawolfa! Takie małe jądro, a takie masywne!
Takie właśnie są proporcje.
Jutro polska biedronka wylezie na Krakowskie Przedmieście.