Bez kategorii
Like

Białostocki poker

05/01/2013
620 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

Sposób rządzenia władz miejskich Białegostoku od 6 lat jest zupełnie egzotyczny i wyróżnia się na tle Polski. Czekają nas spore zmiany bo mieszkańcy Podlasia nie chcą żyć w mieście rządzonym jak republika bananowa. Tego faktu nie da się dłużej ukryć

0


 

Jestem świeżo po lekturze artykułu z Gazety Wyborczej, którego tytuł oddaje w całości jego treść. „W radzie miasta bez zmian. Nudno i przewidywalnie”.

Pewnie wiele osób nieczęsto przysłuchujących się obradom białostockiego samorządu mogłaby odnieść podobne wrażenie. To trochę tak jak obserwowanie turnieju gry w pokera z pozycji widza nie obznajomionego z regułami gry. Pozornie nic się nie dzieje. Spokój, cisza i tylko lekko wyczuwalne napięcie, żyły na twarzy i nerwowe tiki powiek. Jeśli poznamy obowiązujące zasady gry, zdobędziemy informację o głównych zawodnikach a najlepiej jak wcześniej sami poczujemy smak emocji wtedy podpatrywanie zagrań zawodowców robi się całkiem interesujące.

Ja na sesjach rady miejskiej Białegostoku raczej się nie nudzę. W obecnej kadencji samorządu są one niezwykle ciekawe. Dajmy na to ostatnio przed świętami mieliśmy sesję budżetową. Pozornie wyglądała na monotonną i nieciekawą bo z góry było wiadomo jaki będzie przebieg i wynik głosowań. Ale wcale nie to jest najważniejsze.

Wśród radnych Platformy Obywatelskiej wyraźnie daje się zaobserwować narastające wrzenie, niepokój i nerwowość. W dyskusji nad budżetem zgodnie z przewidywaniami radni rządzący miastem z PO siedzieli cicho, nie zabierali głosu i jednomyślnie głosowali.

Jednak gdy Wiesław Kobyliński z SLD zaczął swoje wystąpienie słowami, że – w Mińsku na Białorusi jest teraz lepiej niż w Białymstoku, to Piotr Jankowski z PO nie wytrzymał. Przerwał wystąpienie Kobylińskiego i z miejsca na sali, gdzie siedział zaczął wykrzykiwać że to są jakieś bzdury i że tak nie można mówić. Kobyliński nie dał się zbić z tropu. A czy pan tam był, widział pan jak tam jest? Jak pan nie był to proszę najpierw pojechać i zobaczyć – ripostował. Po chwili emocje opadły ale widać, że coś się zaczyna dziać bo nerwy zaczynają niektórym puszczać.

Podobnie podczas ostatniej sesji trudno uznać za konwencjonalne i typowe zachowanie skarbnika miejskiego pani Stanisławy Kozłowskiej. Jej reakcja jak na spokojnego i opanowanego finansistę była dość nietypowa. W chwili gdy Tomasz Madras z PiS w wystąpieniu zarzucił prezydentowi chowanie wydatków miasta w spółkach komunalnych i kreatywną księgowość przy konstruowaniu gminnego budżetu pani skarbnik stała na końcu sali przy wyjściu. Jej reakcja była natychmiastowa i niezwykle ekspresyjna. Nie dając dojść do słowa radnemu i przekrzykując go przeszła na wskroś przez całą salę obrad urzędu wojewódzkiego do pierwszych rzędów, gdzie zwykle zajmuje miejsce, komentując z oburzeniem jego wystąpienie. Zszokowany radny stał na mównicy bez słowa przez całkiem długą chwilę i grzecznie czekał, aż skończy aby dalej kontynuować wystąpienie. Pani skarbnik jeszcze je kilkakrotnie przerywała głośnymi komentarzami na stojąco lub siedząc ze swego miejsca. Pierwszy raz coś takiego widziałem i muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem.

Uwagi kolejnego przedstawiciela opozycji Kazimierza Dudzińskiego z PiS zostały wypowiedziane raczej beznamiętnie i były zupełnie pozbawione emocji. Skierowane były do prezydenta miasta i wyrażały niepokój o sposób prac rady nad uchwałą budżetową a w konsekwencji kontroli wydatkowania pieniędzy gminnych. Zastępca przewodniczącego rady zwracał uwagę, że na obrady komisji gdzie miano debatować nad budżetem zamiast prezydenta lub jego zastępców albo choćby dyrektorów wydziałów urzędu miejskiego przychodzili podrzędni urzędnicy. Osoby te nie potrafiły odpowiedzieć na zadawane im pytania i ograniczały się do odczytywania liczb z tabelek w projekcie budżetu. Radni reprezentujący mieszkańców zostali pozbawieni istotnych informacji potrzebnych im do dokonania oceny i podjęcia odpowiednich decyzji wpływających na wydatki z kasy miejskiej

Bez odpowiedzi ze strony prezydenta pozostały pytania radnego Michała Karpowicza o umieszczaniu w różnych działach wydatków na promocję i reklamę. Jak zauważył w sumie te wielomilionowe środki nie wiadomo na co, są praktycznie wyłącznie do uznania i dyspozycji samego prezydenta. Jego propozycje aby te kwoty zmniejszyć jako zbyt wysokie i nieuzasadnione zgodnie z przewidywaniami nie zyskały akceptacji radnych PO i przepadły w głosowaniu.

Do największych osobliwości z jakimi nie można się spotkać nigdzie indziej tylko na sesjach białostockiej rady miejskiej są głosowania. Ci obecni na sali urzędu wojewódzkiego, którzy obserwowali blok głosowań nad poprawkami do budżetu mogli zobaczyć zupełnie wyjątkowe przedstawienie i aż dziw bierze, że takie sytuacje mogą mieć miejsce.

 

Głosowania na sesjach rady miejskiej są jawne i odbywają się przez podniesienie ręki. Dla usprawnienia sposobu liczenia głosów wprowadzono dodatkowy system elektroniczny. Każdy z radnych otrzymał do głosowania coś co swoim wyglądem i sposobem działania przypomina pilot do telewizora. Pilot jest dość prosty i zawiera jedynie kilka przycisków. Trudno jest się pomylić w wyborze klawisza. Jednak czasami piloty nie chcą działać. Radny naciska przycisk w pilocie a ten nie reaguje. Zamiast oddanego głosu „za”, „przeciw” lub „wstrzymał” się na tablicy w tabelce przy nazwisku radnego pojawia się informacja – „nieobecny”.

Tablica wyświetla się podczas głosowań na dużym ekranie nad głowami przewodniczącego rady i jego zastępców. Wszyscy zgromadzeni na sesji radni i publiczność doskonale ją widzą. Po przyciśnięciu przycisku na pilocie jednocześnie na tablicy pojawia się komunikat – „oddano głos”. Z tym, że nie zawsze i czasami mimo usilnych prób, zdezorientowanego radnego pilot nie działa. Tuż po zakończeniu głosowania, gdy następuje przeliczenie głosów na tablicy przy nazwisku tego radnego pojawia się komunikat – „nieobecny”. Tak się dzieje od wielu lat, wszyscy białostoccy rajcy miejscy już się do tego zdążyli przyzwyczaić i bez większych emocji przyjmują niespodziewane kaprysy sprzętu elektronicznego. Czasami jakiś radny opozycji próbuje interweniować ale teraz to już całkowicie bez przekonania. Wiadomo przecież Platforma ma wystarczającą liczbę głosów, że i tak przegłosuje co zechce. Przewodniczący rady miejskiej na opozycje nie zwraca zupełnie uwagi.

W innej sytuacji są radni rządzącej miastem Platformy Obywatelskiej.

Dwa głosy przewagi wymagają pełnej mobilizacji, każdy głos jest na wagę wygranego głosowania więc nie można pozwolić sobie na jakiś przypadek. Tak więc, gdy taki radny należący do PO zauważy, że jego pilot nie jest sprawny natychmiast reaguje machając ręką a jak to nie skutkuje to wstaje i stojąc prosi o wymianę baterii w pilocie. Bo to prawdopodobnie zbyt słabe baterie są wynikiem problemów urządzenia.

Możemy wtedy doświadczyć dość niezwykłego ceremoniału. Nagle pędzący jak błyskawica z głosowaniami przewodniczący rady zamiera w oczekiwaniu. Dyrektor biura Andrzej Matys opuszcza miejsce w prezydium. Wstaje zza pokrytego zielonym suknem stołu i dostojnym krokiem, bez pośpiechu, schodzi ze sceny po schodach do siedzących w rzędach radnych. Podchodzi do oczekującego go rajcy ale nie bierze od razu pilota. Najpierw dokładnie rozpakowuje nowe baterie z folii. Po czym wyciąga rękę w stronę zazwyczaj nieco zakłopotanej sytuacją radnej lub radnego i przejmuje od niego przyczynę ambarasu. Wyjmuje po jednej baterie, wkłada nowe i patrząc przez ramię na tablicę z satysfakcją obserwuje efekty swojej pracy. Na ekranie rzutnika w kratce za nazwiskiem radnego pojawia się zimny komunikat – „oddano głos”. Przewodniczący rusza z kopyta dalej z głosowaniami i wyczytuje treść kolejnych poprawek do uchwał z prędkością spikera radiowego informującego słuchacza reklamy o możliwej szkodliwości stosowania leku i, że przed zażyciem należy skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą.

Nie wiem jak to jest, że siedzący na sali radni głosują przez podniesienie ręki, a sumuje się wyłącznie głosy zarejestrowane przez piloty. Obok przewodniczącego siedzi trzech jego zastępców, żaden z nich nie dostrzega siedzących na sali i głosujących radnych, których głosy nie są liczone a ich samych uznaje się za nieobecnych.

Sam sposób liczenia głosów to nie jedyny zarzut pod adresem kierującego radą.

Michał Karpowicz z SLD podczas głosowań donośnie ze swojego fotela zwracał uwagę przewodniczącemu, że poddaje pod głosowanie poprawki, które nie były zgłaszane przez radnych. Włodzimierz Kusak odpowiedział, że przecież pan je sam proponował. Na co Michał Karpowicz stwierdził, że to nie były poprawki do uchwały a jedynie uzasadnienie do wcześniejszych wniosków i prosił, żeby ich nie głosować. Przewodniczący Włodzimierz Kusak chyba nie bardzo wiedział jak się ma w tej sytuacji zachować i uznał zgłoszenie niezgłoszonych poprawek za aktualne i dalej robił swoje. Po zakończeniu głosowań Michał Karpowicz oficjalnie złożył protest przeciwko tak jawnemu łamaniu prawa podczas głosowania niezgłoszonych przez radnych wniosków. Zniecierpliwiony szef rady oznajmił iż nie dostrzegł żadnych nieprawidłowości a wystąpienie radnego skwitował słowami – „chyba jesteśmy na dwóch różnych sesjach”.

 

Na XXXVII sesji rady miejskiej w dniu 17 grudnia 2012 roku podczas głosowania nad budżetem miasta Białegostoku doszło do szeregu nieprawidłowości.

Podczas głosowań poprawek do budżetu przewodniczący rady miasta Włodzimierz Kusak policzył źle głosy radnych, którzy pomimo podniesienia ręki w głosowaniu i oddaniu ważnego głosu uznani zostali przez przewodniczącego za nieobecnych, tym samym dopuścił się wypaczenia wyniku głosowań.

Podczas głosowań nad najważniejszą uchwałą rady miejskiej jaką jest uchwała budżetowa wraz z pakietem poprawek do niej radnych poszczególnych klubów obowiązuje dyscyplina klubowa, która jest bezwzględnie przestrzegana. Radni w tym czasie nie opuszczają sali i głosują zgodnie z ustaleniami swoich klubów. Jeśli prześledzić wyniki głosowań nad poprawkami do budżetu miasta na rok 2012 to można odnieść wrażenie, że nie wszyscy radni w głosowaniach uczestniczą.

Mam wątpliwości czy pomijanie głosów opozycyjnych radnych podczas głosowań jest zgodne z prawem? Czy pomijanie zgłaszanych przez radnych opozycji wniosków dotyczących przebiegu głosowania nie jest nadużywaniem uprawnień przez przewodniczącego rady miejskiej?

Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że sesje są ciekawe, pełne emocji i niespodzianek choć na pierwszy rzut oka może tego nie widać.

Sposób funkcjonowania władz miejskich Białegostoku od 6 lat jest zupełnie egzotyczny i wyróżnia się na tle Polski. Czekają nas spore zmiany bo mieszkańcy Podlasia nie chcą żyć w mieście rządzonym jak republika bananowa. A tego faktu nie da się już dłużej ukryć.

 

0

szafran

Kilka slów o tym co wazniejsze niz wlasna korzysc

65 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758