Post dedykowany wszystkim, którzy jeszcze wierzą w to, że na Czerskiej pracują dziennikarze i publicyści. Ja od początku mojej aktywności na s24, dowodzę, że w spółce AGORA S.A działają wyłącznie funkcjonariusze na podobieństwo J. Urbana. Jestem oszołomem?
Poczytajcie i pomyślcie. Samodzielnie.
Wacław Radziwinowicz dziś:
"Uwielbiam telewizję białoruską. Zadurzyłem się w niej od pierwszego wejrzenia już wiele lat temu.(…)Był to wieczorny program publicystyczny "Panarama". Po kolei szły relacje o wielkich sukcesach "błękitnoookiej" – jak baćka Łukaszenka lubi pieszczotliwie nazywać swój kraj. I o sukcesach jej przywódcy oczywiście też, jakżeby inaczej.(…)esteśmy więc, jak dowiedziała się publiczność białoruska, "żandarmem Europy Wschodniej", a ojcem tej polityki jest szef MSZ Radosław Sikorski. To on jedną ręką sieje zamęt u sąsiadów, a drugą pędzi polskich chłopców do Afganistanu – wprost pod lufy swych dawnych, z czasów walki z interwencją radziecką, towarzyszy broni"
i pointa:
"Nie wszystko jednak za Bugiem jest złe. W programie jako ekspert wystąpił gość z Polski – Andrzej Lepper, który w Mińsku Łukaszenki już od dawna uznawany jest za Polaka prawidłowego i bliskiego narodowi "błękitnookiej".
Ok., dość tej "zżymy". Teraz będzie na poważnie:
Marcin Wojciechowski, tydzień temu:
"Artykuł (J. Kaczyńskiego) był tak celny, że aż przyciągnął uwagę komentatora programu "W centrum uwagi" podsumowującego wydarzenia tygodnia w państwowej telewizji białoruskiej. Najbardziej jej dziennikarzowi przypadł do gustu następujący fragment tekstu Kaczyńskiego: "Polska dyplomacja – wspólnie z niemiecką – otwarcie wspierała słabego politycznie, uważanego za prorosyjskiego kandydata, którego w żadnym razie nie mogła poprzeć zdecydowana większość niepodległościowej opozycji białoruskiej [chodzi o więzionego potem przez kilka tygodni Uładzimira Nieklajeua]". Białoruski dziennikarz lojalny wobec władz w Mińsku skomentował te słowa następująco: "Kaczyński przyznał, że Warszawa wspólnie z Berlinem mieszała się w wewnętrzne sprawy Republiki Białoruś".(…)
Myślałem, że chociaż w sprawie Białorusi czy Partnerstwa Wschodniego – flagowego projektu
Polski i UE wobec sześciu republik postradzieckich – PiS jest w stanie być solidarny z rządem, choćby w imię pamięci o Lechu Kaczyńskim, który przykładał ogromne znaczenie do polskiej polityki wschodniej i współpracował w tej kwestii z PO. Ale okazuje się, że nie ma dziedziny, w której prezes PiS nie byłby gotów pokopać rządu po kostkach.
A ręce zaciera z tego powodu nawet białoruski satrapa. Czekam na następne dzieła Jarosława Kaczyńskiego o Białorusi. Ale może tym razem nie w "Rzeczpospolitej", ale od razu w "Sowieckiej Białorusi", oficjalnym organie administracji prezydenta Łukaszenki."
Więc jak to jest z białoruskimi mediami? Mamy je traktować (jak Wojciechowski) serio, czy rżeć nad nimi (niczym Radziwinowicz)?
Sam Michnix nie może się zdecydować.
Satrapą Łukaszenką (i jego medialnymi ekspozyturami) winniśmy się przejmować tylko i wyłacznie, gdy kpi z J. Kaczyńskiego. Kiedy pluje w nawróconego RadSika, trzeba rżeć. Wszak to dyktator, ciemiężca, bandyta. Czasem…
Wiem, że są na s24 czarodzieje, którzy będą w stanie tą niekonsekwencję wyjaśnić. W sposób rzeczowy, merytoryczny. Czekam.
P.S. Powyższe rozważanie dedykuje w sposób specjalny "garującemu" w białoruskim więzieniu A. Poczobutowi., korespondentowi "Gazety"