Blisko 50 procent zarejestrowanych w urzędach pracy, głównie kobiet, robi to tylko po to,by mieć ubezpieczenie zdrowotne – tak wynika z badania przeprowadzonego przez GUS. Resort pracy chce ukrócić ten „proceder”. Szkoda, że nie dziwi go to zjawisko.
W pierwszym kwartale tego roku zarejestrowanych było 813 tysięcy kobiet bez pracy. Mężczyzn natomiast 1,8 mln. Tak mówią wyniki badań aktywności ekonomicznej ludności prowadzonej przez GUS. Połowa zarejestrowanych, głównie dotyczy to kobiet, i tak nie jest zainteresowana podjęciem pracy. Robi to tylko dlatego, by mieć ubezpieczenie zdrowotne. Zazwyczaj kobieta taka pracuje w szarej strefie lub zajmuje się wychowaniem dzieci. Zajęcia te nie dają jej ubezpieczenia. Ministerstwo pracy twierdzi, że winien jest temu przepis o połączeniu statusu bezrobotnego ze składką NFZ. Pracownicy urzędów pracy także zwracają uwagę na ten problem. Resort pracy przygotowuje od trzech lat przepisy, które mają ograniczyć takie zachowanie. Chce ukrócić ten proceder. Uważa, że likwidacja tego przywileju, czyli opłacania za bezrobotnych składek zdrowotnych, spowoduje natychmiastowy spadek bezrobocia o 30 – 50 procent.
Zastanawiające jest jednak to, że ministerstwo nie dziwi się temu zjawisku. Najłatwiej jest wprowadzić przepisy i zabrać minimum, które państwo powinno jednak gwarantować swoim obywatelom. Mnie osobiście bardziej dziwi to, że kobieta wychowując dzieci jest traktowana jak człowiek drugiej kategorii i nie ma w Polsce żadnych praw. Tak samo, jak kobieta pracująca na czarno. Nikt chyba nie uwierzy, że pracuje tam, bo taki ma kaprys, ale głównie dlatego, że sytuacja ją do tego zmusza.
Generalna zasada w urzędach pracy jest taka, że jeśli bezrobotny trzykrotnie odmówi podjęcia pracy jest wykreślany z rejestru. Koniec kropka. A teraz przyjrzyjmy się drugiej stronie tego medalu, o której ministerstwo milczy. Mianowicie o traktowaniu bezrobotnych przez pracodawców jak rynek handlu niewolnikami. Nie mówię tu o stażach, praktykach itp. Chodzi o rotację w zakładach pracy z udziałem bezrobotnych. Niejednokrotnie słyszałam na ten temat historie, o tym jak to jeden z dobrze prosperujących zakładów brał (dobre słowo BRAŁ) z urzędu pracowników na staż czy praktyki, a gdy ich czas refundacji mijał bezceremonialnie pozbywał się ich z zakładu. Na ich miejsce brał nowych. I tak w kółko. W ciągu kilku lat przez zakład przewinęło się kilkuset takich pracowników. Praca szła, prezes się bogacił, a pracownicy pojawiali się i znikali. Żaden z nich nie zagrzał tam miejsca na stałe. Według właściciela nie nadawali się do pracy, bo nie umieli tego czy tamtego. Dyrektor PUP też ani myślał czegokolwiek z tym zrobić, bo „przecież pracodawca ten daje pracę ludziom”. Tylko że de facto za tę pracę sam nie płacił, płaciliśmy my wszyscy, pieniądze bowiem na aktywację bezrobotnych pochodziły z budżetu państwa.
I właśnie na taki proceder ministerstwo przymyka oczy, nie daje natomiast szansy matkom i kobietom pracującym w szarej strefie. Na tym polega mocno akcentowana w okresach przedwyborczych polityka prorodzinna? Przyciska pasa najbardziej potrzebującym, dając jednocześnie przywileje innym grupom, którym tak naprawdę nie są one potrzebne. Mam tu na myśli prokuratorów, sędziów, nauczycieli, górników, policjantów, celników (powtarzam to zresztą już do znudzenia), którzy składek zusowskich nie płacą, robi to za nich państwo i daje potem solidne emerytury. Matce, która ledwo wiąże koniec z końcem zabiera.
O taką Polskę my walczyli?
swiat pedzi gdzies z wywieszonym jezykiem, ale czy w dobrym kierunku? Lepiej sprawdz. Masz przeciez swój jezyk. Bogaty smak zycia podpowie ci, dlaczego warto sie zatrzymac i spojrzec na wszystko z dystansu.