Jak wszystkie bańki w gospodarce, bańka edukacyjna jest napędzana kredytami. W czerwcu 2010 roku, cały dług powstały z pożyczek studenckich po raz pierwszy przekroczył poziom zadłużenia na kartach kredytowych. Wynosił łącznie ponad 900 mld dolarów.
Autor: Douglas French
Tłumaczenie: Agnieszka Marciniak
Niegdyś dyplom uczelni wyższej zapewniał dobrobyt. W artykule dla „TechCrunch” Sarah Lacy napisała, że: „Bańka edukacyjna (tak jak ta związana z nieruchomościami) wynika z chęci zabezpieczenia się na przyszłość. Obie szepczą zwodniczą obietnicę do uszu zatroskanych Amerykanów: Zrób to, a będziesz bezpieczny”. Jednakże stanowiska pracy, które sprawiły, że wyższa edukacja opłaca się w czasach ożywienia inflacyjnego (posuniętego do ekstremum przez Nixona, który zniszczył wszelkie związki waluty ze złotem), były głównie tworzone przez sektor rządowy i finansowy.
W 1990 roku 6,4 miliona ludzi pracowało dla władz federalnych, stanowych lub lokalnych. Do roku 2010 ta liczba wzrosła prawie sześciokrotnie do 38,3 miliona, z czego wielu to pracownicy umysłowi.
W 1990 roku sektor finansowy stanowił mniej niż 7,5% wskaźnika S&P 500. Do roku 2006 sektor ten rozrósł się do 22,3% wskaźnika S&P i stanowił 45% jego zarobków.
„Gdy mamy do czynienia z gwałtownym wzrostem cen i stawek płac” — pisze Mises:
Każdy jest szczęśliwy i czuje się przekonany, że właśnie teraz ludzkość przezwyciężyła ponury stan niedostatku i osiągnęła stan wiecznego dobrobytu. Niestety, ten wspaniały stan jest ulotny jak zamek zbudowany na piaskach iluzji — nie może przetrwać. Nie istnieje sposób, by banknoty czy depozyty zastąpiły nieistniejące dobra kapitałowe.
Czasy się zmieniły.
W zeszłym tygodniu HSBC Holding Plc przedstawił plany likwidacji 30 tys. stanowisk na całym świecie do 2013 roku. Zwolnienia obejmą „pracowników administracji, gdzie na przestrzeni lat powstała niepotrzebna biurokracja” — twierdzi Stuart Gulliver, dyrektor generalny HSBC.
Goldman Sachs zakłada cięcia ok. tysiąca stanowisk, a Bank of America zamierza zwolnić 1 500 pracowników i zamknąć 600 oddziałów sprzedaży detalicznej.
Nie dość, że banki zmniejszają zatrudnienie, to zgodnie z raportem Departamentu Pracy przedstawionym w tym miesiącu, od maja 2010 do maja 2011 władze lokalne zwolniły 267 tysięcy pracowników, a rządy stanowe 24 tysiące. Zatrudnienie przez władze lokalne w maju wynosiło 14,167 miliona i było najniższe od lipca 2006 roku.
Wzrost w poziomie oszczędności, który wywołuje spadek stopy procentowej oraz wydłużenie okresu produkcji, powoduje też wzrost możliwości produkcyjnych gospodarki. Co więcej, tworzy realny wzrost spowodowany inwestycjami w dobra wyższego rzędu, takie jak fabryki czy inne aktywa produkcyjne.
Z kolei łatwe, tanie kredyty omamiają przedsiębiorców, którzy zaczynają wierzyć, że zagregowana preferencja czasowa społeczeństwa spadła, dzięki czemu mogą oni inwestować w dobra wyższego rzędu, takie jak ziemia, fabryki itp. Jednakże preferencja czasowa się nie zmieniła, a popyt na dobra wyższego rzędu jest tylko iluzją. Wynikiem takiej sytuacji są gospodarcze wzloty i upadki, a nie realny wzrost.
Dyplomy uczelni wyższych są podobne do tego, co austriacy rozumieją pod pojęciem dóbr wyższego rzędu. Przyjęło się, że student zdobędzie wiedzę, a jego studiowanie na uniwersytecie sprawi, że będzie on bardziej produktywny i stanie się kimś, kto może liczyć na dobrze płatną pracę i karierę zawodową. Inwestowanie czasu i pieniędzy w naukę opłaca się dzięki wyższej produktywności, która przekłada się na wyższe dochody. Wyższe wykształcenie jest sposobem na udaną karierę zawodową.
Założyciel serwisu PayPal oraz inwestor Facebooka, Peter Thiel, podważając znaczenie edukacji wyższej, mówi w „TechCrunch”:
Prawdziwa bańka spekulacyjna pojawia się wtedy, gdy coś jest przewartościowane oraz gdy pokłada się w tym ogromne nadzieje. Edukacja to być może jedyna rzecz w Stanach Zjednoczonych, w jaką wciąż wierzą ludzie. Kwestionowanie edukacji jest niebezpieczne. To temat tabu— to tak jakby powiedzieć światu, że św. Mikołaj nie istnieje.
Nadwyżka uczelni i domów posiadanych na własność w Stanach Zjednoczonych od zawsze była tłumaczona silnym narodowym przekonaniem, że nie ważne, co dzieje się na świecie, nieruchomości i edukacja to dwie najlepsze inwestycje. Ceny nieruchomości zawsze idą w górę, a każdy, kto ukończył szkołę wyższą, będzie zarabiał więcej niż osoby tylko po szkole średniej.
David Leonhardt z „New York Timesa” twierdzi nawet, że:
Pracownicy na budowie, policjanci, hydraulicy, sprzedawcy detaliczni, sekretarki i inni zarobią więcej, jeśli mają dyplom szkoły wyższej. Dlaczego? Otóż edukacja pozwala ludziom wykonywać pracę wymagającą wyższych umiejętności, umożliwia pracę na stanowiskach w lepszych firmach, a także pomaga prowadzić własny biznes.
Dzięki danym z Centrum Edukacji i Pracy w Georgetown University, Leonhardt twierdzi, że pomywacze z wyższym wykształceniem zarabiają rocznie 34 000 USD, a bez wyższego wykształcenia 19 000 USD.
Żaden pracodawca przy zdrowych zmysłach nie zapłaciłby prawie podwójnej stawki pomywaczowi, który posiada wykształcenie wyższe. Jednakże wielu nowych absolwentów podejmuje nisko opłacane prace, aby związać koniec z końcem.
„Coraz więcej absolwentów pracuje na niższych stanowiskach, na których nie jest wymagane wykształcenie wyższe” — pisze Hannah Seligson z „New York Timesa” —„Część tego fenomenu nosi nazwę „błędnego zatrudnienia”. W skrócie, wiele opiekunek do dzieci, sprzedawców, telemarketerów oraz barmanów ma wyższe kwalifikacje, niż wskazuje na to zawód, który wykonują”.
Prawie 2 miliony absolwentów było zatrudnionych w zeszłym roku do wykonywania pracy poniżej ich wykształcenia. Wynik ten jest wyższy o 17% w stosunku do roku 2007. Prawie połowa wszystkich absolwentów pracuje na stanowiskach niewymagających wykształcenia wyższego.
W Stanach Zjednoczonych 80 tys. barmanów oraz 317 tys. kelnerów i kelnerek ukończyło studia wyższe. Prawie jedna czwarta wszystkich sprzedawców detalicznych ma dyplom wyższej uczelni. Ogółem, 17 milionów Amerykanów z wykształceniem wyższym pracuje w zawodach niewymagających posiadania dyplomu.
„Sytuacja, w której młodzi absolwenci pracują na kilku etatach, jest konsekwencją kiepskiego rynku pracy oraz faktu, iż obciążenia wynikające z pożyczek studenckich wynoszą średnio 20 000 USD rocznie” — twierdzi Carl E. Van Horn, dyrektor Centrum Rozwoju Pracy w Rutgers im. Johna J. Heldricha.(John J. Heldrich Center for Workforce Development)
„Mediana pensji początkowej dla tych, którzy ukończyli studia czteroletnie w latach 2009 i 2010 stanowiła 27 000 USD. Wcześniej było to 30 000 USD dla tych, którzy ukończyli studia między 2006–2008 (przed recesją)”. Seligson dodaje: „Proszę spróbować przeżyć przez rok za 27 000 USD (przed opodatkowaniem) w mieście takim jak Nowy Jork, Waszyngton czy Chicago”.
Tak jak wszystkie bańki w gospodarce, bańka edukacyjna jest napędzana kredytami. W czerwcu zeszłego roku, cały dług powstały z pożyczek studenckich po raz pierwszy przekroczył poziom zadłużenia na kartach kredytowych i wynosił łącznie więcej niż 900 miliardów dolarów.
Zaciągnięte kredyty doprowadziły do wzrostu średniego kosztu nauki o 440% w ostatnich 25 latach. Wynik ten jest czterokrotnie większy niż stopa inflacji. Jednakże w sytuacji, w której cena czynnika produkcji, jakim jest wykształcenie, wzrosła – tak jak to się dzieje podczas każdego boomu – zwrot z inwestycji stał się mizerny. W 1992 roku 5,1 miliona absolwentów wykonywało pracę niewymagającą wyższego wykształcenia. W roku 2008 ta liczba wzrosła do 17 milionów.
Nie tylko zyski są małe, ale także jakość produktów jest mierna (tak jak było to w przypadku nowych konstrukcji podczas boomu na rynku nieruchomości). Jak to opisali autorzy Academically Adrift: Limited Learning on College Campuses, 45% studentów nie zdobywa praktycznych umiejętności w zakresie logicznego, analitycznego myślenia ani w zakresie elokwentnego pisania w trakcie pierwszych dwóch lat studiów. Więcej niż jeden na trzech studentów trzeciego roku nie odznaczał się większymi umiejętnościami w zakresie pisania i myślenia w stosunku do okresu, gdy był pierwszorocznym studentem.
Wiele projektów (zarówno planowanych, jak i rozpoczętych) podczas boomu na rynku nieruchomości nie zostało ukończonych, ponieważ ceny wzrosły, a właścicielom skończyły się fundusze. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku studentów, wśród których ponad 45% studentów pierwszego roku rezygnuje ze studiów, ponieważ uświadamiają sobie, że brakuje im zarówno motywacji, jak i zdolności.
Podobnie jak z rządowymi naciskami na zwiększenie liczby właścicieli domów, tak i w tym przypadku rząd stanowczo opowiada się za tym, by coraz więcej młodych ludzi rozpoczynało studia. Jednym z głównych celów prezydenta Baracka Obamy jest zwiększenie liczby studentów.
Ale po co? „Pośród absolwentów z 2010 r. jedynie 56% pracowało w momencie przeprowadzenia ankiety na wiosnę 2011 r. Można porównać ten wynik z wynikami z lat 2006 i 2007, kiedy to aż 90% studentów pracowało” — podaje „Times”.
W wyniku tej sytuacji 85% absolwentów wraca do domów rodzinnych, gdyż nie mogą znaleźć pracy. Według badania przeprowadzonego przez Twentysomething Inc., firmy z Filadelfii zajmującej się badaniami i marketingiem, odsetek absolwentów powracających do rodziców wzrastał stopniowo od 2006 roku, gdy wynosił 67%.
Przewrotnie, gdy rynek próbuje eliminować niewłaściwe inwestycje w sektorze nieruchomości i finansowym (razem z pracownikami), uczelnie corocznie kończy więcej magistrów ekonomii niż jakichkolwiek innych. W 2007 i 2008 roku było więcej niż 335 000 magistrów ekonomii, o 100 tysięcy więcej niż dekadę wcześniej — jak podaje Narodowe Centrum Statystyk Edukacyjnych.
W tym samym czasie, gdy wydziały prawa korzystają z korzystnej koniunktury, wielu absolwentów prawa nie może znaleźć pracy albo wykonują prace tymczasowe za 15 USD za godzinę.
David Segal pisze dla „The New York Timesa”:
W momencie gdy inne branże zamykają swoje biura i zmniejszają zakłady, baza produkcyjna stojąca za praktyką sądową rośnie. Fordham Law School w Nowym Jorku położyła fundamenty pod 22-piętrowy budynek za 250 milionów.University of Baltimore School of Law oraz University of Michigan Law School budują gmachy warte więcej niż 100 milionów dolarów.Marquette University Law School w Wisconsin właśnie skończyło swój projekt wart 85 milionów dolarów.
Chociaż absolwenci prawa nie mogą znaleźć pracy, wydziały prawa przyjmują więcej studentów niż kiedykolwiek wcześniej, przy czym czesne wynosi ponad 40 tysięcy dolarów rocznie. Segal wyjaśnia, że czesne na wydziałach prawa wzrosło czterokrotnie względem opłat za inne studia, które i tak wzrosły czterokrotnie w porównaniu do indeksu cen towarów i usług konsumpcyjnych. „Od 1989 do 2009 roku, gdy czesne na uniwersytetach wzrosło o 71%, czesne na wydziałach prawa wzrosło o 317%” — dodaje Segal.
Studenci i ich rodzice inwestują w dobra wyższego rzędu, takie jak dyplom ukończenia studiów, w mylnym przekonaniu, że na przyszłych absolwentów czeka wiele ofert pracy. Jednakże preferencje czasowe się nie zmieniły. Popyt na dobra konsumpcyjne pozostał niezmieniony i to właśnie dlatego wolne etaty można znaleźć w sektorze dóbr konsumpcyjnych. Dobra koniunktura dla bankierów, prawników i biurokratów minęła.