– A co ty tu robisz o tej godzinie? – zapytał teść wściubiając nos do kuchni i konotując fakt, że Wędkowiec, swój własny przyrząd powonienia trzymała niezbyt przytomnie nad parującym kubkiem parzonej, czarnej kawy. – Narkotyzuję się -zupełnie bez sensu odpowiedziała zagadnięta – Eee … to jest budzę się właśnie. – Ale jest prawie ósma … Nie chcę się wtrącać…Nie powinnaś być właśnie w pracy? – Normalnie tak, ale dziś nie idę. Dziś idę do sądu. – odpowiedziała Wędkowiec i chlipnęła spory łyk aromatycznego płynu. – Co przeskrobałaś?- zażartował siwawy pan, równocześnie rozkrawając sporą bułę i smarując ją masełkiem. – Nic. Idę na rozwód. – wypaliła kobieta i w tejże samej chwili zarejestrowała błogie i radosne pochrapywanie byłego małżonka, które dobiegało […]
– A co ty tu robisz o tej godzinie? – zapytał teść wściubiając nos do kuchni i konotując fakt, że Wędkowiec, swój własny przyrząd powonienia trzymała niezbyt przytomnie nad parującym kubkiem parzonej, czarnej kawy.
– Narkotyzuję się -zupełnie bez sensu odpowiedziała zagadnięta – Eee … to jest budzę się właśnie.
– Ale jest prawie ósma … Nie chcę się wtrącać…Nie powinnaś być właśnie w pracy?
– Normalnie tak, ale dziś nie idę. Dziś idę do sądu. – odpowiedziała Wędkowiec i chlipnęła spory łyk aromatycznego płynu.
– Co przeskrobałaś?- zażartował siwawy pan, równocześnie rozkrawając sporą bułę i smarując ją masełkiem.
– Nic. Idę na rozwód. – wypaliła kobieta i w tejże samej chwili zarejestrowała błogie i radosne pochrapywanie byłego małżonka, które dobiegało z sąsiedniego pokoju.
– Ale…Ale… O ile mnie pamięć nie myli jesteście po rozwodzie jakieś 5 lat. Zresztą ten tam za ścianą, twój były mąż, a mój syn, zdaje się nie nadaje się w chwili obecnej nie tylko do sądu, ale nawet i do ślubu też nie. – Tu, na potwierdzenie słów starszego pana, zaciąganie Małżona stało się nieco wyższe i bardziej chrapliwe, jakby uśpiony zaczął nagle wydobywać się z głębokiej fazy letargu i przechodzić do nieco bardziej płytkich, przyziemnych i rzeczywistych spraw, a zakończyło się rzetelnym pomlaskiwaniem.
– A nie.. Idę, bo koleżanka się rozwodzi i jestem wzywana jako świadek – westchnęła Wędkowiec.
– Pamiętasz? Wtedy przyszłaś rano z wizytą do mnie, a ja, tak jak dziś podsunąłem ci bułeczkę. Bo chciałaś iść na czczo…
– No i powiem tacie, że dziś może nie denerwuję się, ale jest mi równie smutno jak pięć lat temu. W końcu czyjś kawał wspólnego życia idzie do kosza na śmieci. – westchnęła Wędkowiec.
– Nie przesadzasz ty aby? – teść uśmiechnął się do niej promiennie, mrugnął okiem, podsunął jeszcze jedną bułeczkę i wychodząc z kuchni dodał – Dla was, to w zasadzie nie była ślepa uliczka, ale … rozstaje dróg. I to zdaje się, że całkiem sensowne, patrząc na efekty.
Kilka godzin później , Wędkowiec czekała pod drzwiami sali sądowej. Mimo, że nie dotyczyło jej to osobiście, obserwacje były dokładnie takie same, jak pięć lat temu. Jeszcze prawnie małżonkowie, stali w zupełnie innych rejonach korytarza, tak by nawet nie stykać się wzrokiem. Wyglądali jak bokserzy w dwóch przeciwległych rogach ringu. Ona otoczona rodziną. On adwokatką, która ciągle mu coś tłukła przez uszy do mózgu. Za chwilę wyjdą z tych swoich rogów, każde podskoczy kilka razy dla kurażu i zaczną bój. O co?
Wędkowiec miała nadzieję, że o… rodzinę i o to rozstaje dróg.
A kiedy już było po wszystkim, każdy ze świadków stanął po stronie prawdy, Wędkowiec opuściła progi wielkiego gmaszyska. Chwilę później zatrzasnęły się za nią drzwiczki samochodu i Małżon, będący w chwili obecnej byłym małżonkiem, popatrzył na nią niebieskim okiem i zagadnął:
– I co tam?
– Ech… No nic…
– A wyrok zapadł?
– Nie, to rozwojowa sprawa, z orzekaniem o winie.
– Acha.
– Wiesz, po wyroku pozostaje coś jeszcze. Nie dla wszystkich, ale dla tych bardziej mądrych… Takie rozstaje dróg. Trzeba mnóstwo doświadczenia życiowego, żeby dobrze wybrać nową drogę – Wędkowiec pokiwała głową.
– Noooo… – zamyślił się Małżon – Czy ja wiem? Czasem te drogi znów mogą się złączyć. Ale to strasznie dużo pracy i zachodu jest.
– Głupiś… Trzeba tylko chcieć. – zdenerwowała się Wędkowiec.
– Żartowałem, noo. Samo się dzieje i nie wiadomo skąd. – roześmiał się Małżon – Ech te baby. Chcesz być romantyczny dobiją cię pragmatyzmem, chcesz być super konkretny i logiczny, zajęczą cię na śmierć, żeś za mało różany jest.
– Bo zaraz chcielibyście z nas takie uległe gęsi zrobić!
– Gęsi nie są uległe, moja pani.
– No i szlag trafił idyllę! Za to drób nastał przaśny.
– A wiesz… – odezwał się po chwili ciszy Małżon – To ja im życzę, żeby im zaniedługo szlag trafił tę ich idyllę, dokładnie tak jak nam. Nie okłamujmy się, teraz dopiero jest dobrze…
„W zasadzie to ona ma rację. ” – pomyślała Wędkowiec. – „Dzięki Ci Boże, żeś nam odebrał idyllę kompletnie nietrafionego małżeństwa a dał…pouczające i trudne rozstaje. I o to samo proszę dla nich – dla moich znajomych”.
Źródło: Osobiste doświadczenia Autorki.
Matka-Polka-galopka. Na marginesie - matematyk, księgowa. Staram się nie politykować, nie mam do tego predyspozycji, wolę ... obserwować, wyciągać wnioski, przyglądać się i opisywać. Poczucia humoru nigdy za dużo, nawet sam Pan Bóg je posiada, więc czemu nie człowiek?