Bez kategorii
Like

Ayub Ogada

21/02/2012
580 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

Zapraszam na koncert wspaniałego kenijskiego muzyka z plemienia Luo, do miejsca, skąd pochodzi rodzaj ludzki. Piękna, nastrojowa muzyka i trochę informacji.

0


 

Zainspirowany przykładem Pani Inspiracji, niedoścignionej mistrzyni naszego blogowiska (NEosfery?), która z kobiecą gracją poszukuje na swoim blogu piękna i zaprasza do jego smakowania (z czego korzystam), od jakiegoś czasu włączyłem także do mego blogowego repertuaru muzykę, którą sam interesuję się od dawna i chciałbym się nią tu dzielić. Do większości moich wpisów staram się obecnie dodawać muzyczny deser w postaci utworów, które sam lubię. Chcę także pisać tylko o muzyce, muzykach, utworach, instrumentach itp. Ponieważ jestem – i zawsze byłem – człowiekiem krnąbrnym i chodzącym własnymi ścieżkami, nie jest to i nie będzie muzyka głównego nurtu. Bo choć muzykę w ogóle lubię, z klasyczną włącznie, i pewno czasem o takiej też coś napiszę, to osobliwą przyjemność odczuwam przy muzyce szczególnego rodzaju: etnicznej, religijnej, ambientowej, nju-ejdżowej… Muzyce duszy. Głównie taką będę tu przedstawiał i do niej przekonywał tych, którzy zechcą to czytać i słuchać próbek, jakie będę podsuwał. 

 

Nie zawsze będzie to tylko szukanie piękna. Będzie też sporo wiedzy, różnych dygresji i ciekawostek, a także, niestety, erudycyjnych i lingwistycznych popisów, bo tak jak wielu ludzi, ja też jestem próżny i tak się to u mnie wyraża. Gdyby udało mi się tę wadę zwalczyć, to tego blogu po prostu nie było, bo innej motywacji do pisania właściwie nie mam. W młodości chciałem być nauczycielem, bo taką mam naturę, że lubię dzielić się wiedzą i zarażać ciekawością świata. Los pokierował  mnie jednak w bardziej intratnym kierunku i trudno mi mieć mu to za złe. Wierzę jednak nadal, że więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu i chciałbym, aby na moją próżność popatrzeć czasem także z tej perspektywy, a wtedy łatwiej będzie ją znosić. Współżycie, także na blogowisku, wymaga znoszenia różnych wad u bliźnich. Osobiście, aby łatwiej móc je znosić profilaktycznie przyjąłem zasadę unikania komentarzy i nie reagowania na takowe, mimo że jak dotąd przeważnie są życzliwe i przyjemne.

 

Pierwszym muzykiem, którego repertuar chciałbym tu dziś przedstawić jest kenijski śpiewak Ayub Ogada. Dlaczego od niego zaczynam? Bo zaczynać trzeba od początku, a jeśli wierzyć antropologii to właśnie tam, u źródeł świętego Nilu, na sawannach wschodniej Afryki, w okolicach Wielkiego Rowu i Wielkich Jezior, narodził się ludzki rodzaj. W masajskim wąwozie Olduvai oraz nad brzegami nilockiego jeziora Baringo znaleziono najstarsze jak dotąd szczątki człowieka na ziemi. I tam właśnie, w zachodniej części Kenii mieszka dziś duży lud Luo, z którego pochodzi Ayub Ogada.

 

On sam urodził się w portowym mieście Mombasa na wschodzie kraju, gdzie jego ojciec żył z muzykowania. Oznacza to, że Ayub wyrastał w kulturze języka ki-suahili, głównego języka Afryki Wschodniej, który formalnie należy do grupy języków bantu, ponieważ taką ma gramatykę, ale którego słownictwo jest przynajmniej w połowie arabskie i to tak głęboko, że obejmuje nawet liczebniki. Słowo ki-suahili  oznacza „język z wybrzeża” bo ki- to partykuła oznaczająca klasę języków i słów, a –suahili to przymiotnik od arabskiego słowa suahel – brzeg, wybrzeże. To samo słowo odnajdziemy w określeniu Sahel oznaczającym pas krajów Czarnej Afryki położonych na drugim brzegu Sahary, a więc kraje Afryki subsaharyjskiej. W języku i kulturze arabskiej pustynia zawsze była kojarzona z morzem (piasku, kamieni), podobnie jak wielbłąd z okrętem. Skoro jednak ki-suahili jest językiem tak silnie powiązanym z arabskim, oznacza to, że był też nośnikiem islamu. I tak jest w istocie, ale Ayub (jest to arabska forma biblijnego imienia Hiob) jest muzułmaninem nie tylko dlatego, że urodził się w Mombasie, lecz przede wszystkim dlatego, że jest członkiem ludu Luo zislamizowanego w dużej części w XIX wieku. Z tego właśnie plemienia pochodził także ojciec obecnego prezydenta USA Baraka Hussaina Obamy, co wyjaśnia  skąd wzięły się oba jego muzułmańskie imiona i plemienne nazwisko na O-. Plemię Luo, podobnie jak Masajowie, Samburu i Kalendżin, należy do dużej grupy ludów nilockich. Mówią oni językiem bardzo podobnym do Lango i Aczoli w Ugandzie, języka Szylluków (Dinka i Nuer) w Południowym Sudanie, lub Anuaków w Etiopii. Wszyscy wzajemnie sie rozumieją. Nie tylko język, ale i kultura Nilotów jest odmienna od ludów Bantu. Najprościej rzecz ujmując, atletyczni i weseli Bantu to rolnicy, a wysocy, szczupli i poważni Niloci to pasterze bydła. Łatwo się domyśleć, że w tym prastarym podziale zajęć mamy od razu zakodowany odwieczny antagonizm, jak  między Kainem-rolnikiem i Ablem-pasterzem. W latach 2007-8 przyniosło to w Kenii krwawy konflikt, kiedy w wyborach prezydenckich starli się tam zwolennicy prezydenta Mwai Kibaki (Kikuju, czyli Bantu) i jego kontrkandydata Raili Odingi (Luo, czyli Nilota). Za Kibakim opowiedzieli się wszyscy kenijscy Bantu (w tym największe plemiona jak Kikuyu, Luhya, Kamba, itp.) , a za Odingą wszyscy tamtejsi Niloci, głównie Luo i Kalendżinowie. W walkach zginęło ok. 1500 osób, a ponad 200 tysięcy musiało porzucić swe domy uchodząc przed pogromami. Po mediacji z zagranicy konflikt jak na razie zażegnano, Kibaki pozostał prezydentem, a Odinga został premierem, ale że krew już się wylała i rany zostały zadane, tli się on nadal pod skórą. Należy, niestety, zakładać, że przy okazji jakiegoś kryzysu jeszcze o nim usłyszymy.

 

Ayub Ogada zaczynał jako perkusista i do dziś jest uważany za wirtuoza kielichowego bębna stojącego dżembe, ale jego głównym instrumentem stała się ośmiostrunna lira nazywana we wschodniej Afryce nilockim słowem nyatiti.  Przede wszystkim jednak zasłynął jako śpiewak i odtwórca starej muzyki etnicznej własnego plemienia. Próbował szczęścia w Europie, śpiewał w ki-suahili i po angielsku, ale od 2007 roku mieszka na stałe w Kenii i śpiewa tylko we własnym języku luo. Poniżej widzimy go jak gra na lirze nyatiti  i śpiewa podczas festiwalu Africa Calling w Johannesburgu, RPA. Festiwal ten zorganizował Peter Gabriel, słynny brytyjski muzyk, kompozytor muzyki filmowej i protektor muzyki etnicznej, który w tym celu założył fundację WOMAD. Ogada od dawna z nim współpracuje.  

 

Nyatiti  to stosunkowo lekki, przenośny instrument pasterski. Brząkając na nim i postukując czasami w pudło rezonansowe z pomalowanej tykwy Ogada śpiewa piękne, melancholijne dumki pasterskie. Pierwszą z nich, wplecioną w tekst licząc od góry jest najsłynniejszy utwór Ogady pt. Kothbiro, który pojawił się już w 1993 roku na pierwszej nagranej płycie artysty pt. En mana kuoyo (To tylko piasek). Utwór ten usłyszeliśmy potem na ścieżkach dźwiękowych thrillera Fernando Meirellesa pt. „Wierny ogrodnik” (wg powieści Johna le Carre, z akcją umiejscowioną w Afryce: Kenia, Nigeria) i meksykańskiego filmu „The Blue Room” na kanwie powieści Georgesa Simenona.   

Kothbiro to pieśń, która bodaj najlepiej ze wszystkich oddaje klimat i atmosferę  pasterskiej Afryki, tchnienie prehistorii, nastrój zmęczonego afrykańskiego wieczoru. Jakby cała Afryka chciała się wyrazić  w tej dojrzałej, pierwotnej, prastarej muzyce. Tytuł Kothbiro oznacza „Idzie deszcz”, a prościutka treść wzywa dzieci do spędzenia bydła z pastwisk do zeriby, kolczastej zagrody, gdzie krowy są raz dziennie dojone i przez noc chronione przed drapieżnikami. Do takich zagród bydło wraca zresztą samo wabione zwłaszcza …dymem z zawczasu rozpalonych, kopcących ognisk, który odpędza komary, jak wiadomo najbardziej aktywne o zmierzchu i przez pierwsza część nocy.  Oto słowa Kothbiro:

 

Hah Hahye hahye aye hahye

Om maam na pum imjya
Kothbiro Ke luru do ketaa-lha
Om maam pum imjya
Kothbiro Ke luru do ketaa-lha



Piękna jest także druga z kolei tęskna dumka pasterska pt. Obiero z typowym akompaniamentem na nyatiti i postukiwaniem w jego pudło, śpiewana w stylu podobnym do Kothbiro. W tle męski chórek jak dalekie echo. Trzecią dumką jest bardzo podobna w stylu Dala,  utwór trochę szybszy i krótszy. Czwartą pieśnią jest Chiro – rytmiczny, dość dynamiczny i radosny utwór, mniej znany od poprzednich, bogaty w słowa całkiem ładnego, jak sie okazuje, języka luo. Pochodzi z ostatniego albumu Ogady pt. Tanguru , który ukazał się w 2007 roku. Obecnie artysta wydaje się stronić od nagrań i muzyki elektronicznej i występuje głównie na żywo, przeważnie w Nairobi i Mombasie. Styl muzyki luo, zwany benga zrobił sie modny w wielu miejscach Afryki.  My mamy jego nagrania, których szczególnie dobrze słucha się w nocy.

Bogusław Jeznach

0

Bogus

Dzielic sie wiedza, zarazac ciekawoscia.

452 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758