„To było już w pierwszy dzień. Tak więc poszliśmy. I wówczas zobaczyłem całą tę grozę. Po kilku minutach Błochin włożył swoją odzież specjalną: brązową skórzaną czapkę, długi, skórzany brązowy fartuch, skórzane brązowe rękawice z mankietami powyżej łokci. Na mnie wywarło to ogromne wrażenie – zobaczyłem kata!
Przyprowadzają (ofiarę) na korytarz. Tam ja przypuśćmy, stoję w drzwiach. Otwieram drzwi: „można”. Prokurator siedzi za stołem, obok komendant.
Pyta: „nazwisko, imię, imię ojca, rok urodzenia” i powiedział- „możecie iść”. Tu od razu „kłac” i już koniec, koniec.”
Wbrew dotychczasowym zapewnieniom władz aktualnie rządzących Polską nie ma i nie było żadnego pojednania polsko-rosyjskiego. Była tylko atrapa, mająca spełnić rolę błyskotki dla ludu. Okazuje się, że Rosjanie nie tylko nie chcą się z Polakami jednać, ale wręcz zachowują się tak, jakby byli zainteresowani nieustannym stanem wojennym między obu państwami.
Widać to doskonale na przykładzie jawnego lekceważenia Polski jako państwa przez władze rosyjskie, ostentacyjnym upokarzaniu nas jako narodu po 10 kwietnia 2010 roku. Trudno zresztą się dziwić zachowaniu ludzi wychowanych w tradycji Lenina, Dzierżyńskiego i Stalina– zabito nam w biały dzień, w czasie pokoju Prezydenta i cały sztab WP, a polskie władze nawet nie zechciały pokazać, że je to w jakiś sposób obchodzi, ot po prostu samolot leciał i spadł. Po prostu, nic wielkiego się nie stało, pogrzeby były przecież wzorowe, więc o co chodzi. Wzorowo zorganizowane pogrzeby stały się wyznacznikiem sprawności państwa. Z pełną świadomością przyjęły na siebie odium współsprawców zamachu.
Tymczasem dla przeciętnego Rosjanina, a przede wszystkim dla rasowego czekisty to był czytelny znak – z Polską można zrobić wszystko.
Tak więc Rosjanie przeforsowali korzystną dla siebie umowę gazową, z radością powitali wiernopoddańcze gesty członków polskich instytucji, żyrujących rosyjskie kłamstwa o tzw katastrofie smoleńskiej, z wielkim zadowoleniem obserwują kolejne wyczyny Bronisława Komorowskiego na rzecz „pojednania”. Mieliśmy pomnik w Ossowie, upamiętniający bolszewików w 1920 roku pod Warszawą odsłonięty w rocznicę największego zwycięstwa Polski w XX wieku, by chwilę później na salony mógł powrócić najbardziej zasłużony dla sprawy sowieckiej towarzysz generał. Następnie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego zaprasza na swoje obrady bliskiego współpracownika Putina, oficera KGB Patruszewa, by przy błyskach fleszy podpisać wiekopomną umowę, w której Polska decyduje się na ścisłą współpracę z Rosją w zakresie bezpieczeństwa, także militarnego. Jeszcze po drodze zdarzył się skandal z tablicą , wyrażającą wdzięczność Węgrom za pomoc w 1920 roku, by Rosjanom się nie narazić.
Pomalutku, po cichutku Układ Warszawski zmartwychwstaje z jeszcze bardziej odrażającą gębą, a wraz z nim demony przeszłości.
Jeden z demonów objawił się dzisiaj na łamach „Komsomolskiej Prawdy”.
Pracownik Rosyjskiej Akademii Nauk, historyk Żukow ogłosił, że w Katyniu nie zginęli polscy oficerowie:
„Mowa jest o strażnikach więziennych, którzy splamili się unicestwieniem jeńców-czerwonoarmistów w latach 1920-21 i którzy znęcali się nad komunistami w obozie koncentracyjnym w Berezie Kartuskiej, a także o żandarmach, którzy tłumili bunty białoruskich i ukraińskich chłopów, i o tzw. osadnikach – byłych legionistach, którzy stali się kolonizatorami na białoruskich i ukraińskich ziemiach".
Wspomniany Żukow dość sprytnie przemycił w tym zakłamanym zdaniu forsowaną przez Rosjan tezę, że Polacy zamordowali sowieckich jeńców, wziętych do niewoli w 1920 roku, jednocześnie negując fakty, nie podlegające dyskusji: w Katyniu i Charkowie zginęli polscy oficerowie rezerwy, zmobilizowani w 1939 roku, którzy w cywilu pełnili ważne funkcje społeczne i publiczne.
Żukow twierdzi, że Katyń był dziełem Niemców, co potwierdził Trybunał w Norymberdze w 1946 roku:
„Sędziowie Trybunału Norymberskiego bezwarunkowo uznali, że dokonali tego Niemcy. Dlatego ci, którzy dzisiaj zwalają winę za egzekucję w Katyniu na Związek Radziecki, rewidują orzeczenie procesu norymberskiego".
Na czyje zamówienie Żukow głosi tego typu poglądy i to tuż przed rocznicą nie tylko zbrodni katyńskiej, ale i smoleńskiej? Czy ma to być kolejny policzek wymierzony Polsce przez czekistów, spadkobierców zbrodniczego NKWD??
Wiadomo nie od dzisiaj, że „Komsomolskaja Prawda” sprzyja Putinowi, a raczej Putin jej sprzyja, czemu dawał wyraz w czasie swojej prezydentury. Czyżby rosyjski punkt widzenia, podejście do Polski i historii wzajemnych relacji, był jednak zupełnie odmienny od tego, w który każe nam wierzyć propaganda Tuska i Komorowskiego?? Czy może jest tak, że wepchnięto nas w paszczę niedźwiedzia, który właśnie nabrał większego apetytu??
Na koniec cytat z zeznań jednego z uczestników mordu na polskich oficerach, Dmitrija Tokariewa, złożonych w 1998 roku przed rosyjską prokuraturą:
„To było już w pierwszy dzień. Tak więc poszliśmy. I wówczas zobaczyłem całą tę grozę. Po kilku minutach Błochin włożył swoją odzież specjalną: brązową skórzaną czapkę, długi, skórzany brązowy fartuch, skórzane brązowe rękawice z mankietami powyżej łokci. Na mnie wywarło to ogromne wrażenie – zobaczyłem kata!
Przyprowadzają (ofiarę) na korytarz. Tam ja przypuśćmy, stoję w drzwiach. Otwieram drzwi: „można”. Prokurator siedzi za stołem, obok komendant.
Pyta: „nazwisko, imię, imię ojca, rok urodzenia” i powiedział- „możecie iść”. Tu od razu „kłac” i już koniec, koniec.”