Dwa lata po ZBRODNI SMOLEŃSKIEJ formułuję DRAMATYCZNY APEL, by wreszcie ktoś uczciwy, a bliski władzy, zorganizował konferencję dla analityków tej sprawy, by uzgodnić choć pewniki i założenia badań.
FYM: Wywiad z prof. M. Dakowskim
27.04.2012 http://freeyourmind.salon24.pl
[Tam ciekawa DYSKUSJA MD]
FYM: Panie Profesorze, przede wszystkim serdecznie dziękuję za zgodę na udzielenie wywiadu. Jestem zdania, że w chwili obecnej (koniec kwietnia 2012 r.) Pańska relacja z okresu współpracy z Zespołem min. A. Macierewicza oraz Pańskie refleksje dotyczące śledztw „smoleńskich” – mogą być bardzo cenne dla osób interesujących się wciąż niewyjaśnioną (mimo upływu czasu) sprawą tragedii polskiej prezydenckiej delegacji. Pozwolę sobie teraz szerzej nakreślić ową „chwilę obecną”.
Kontekst naszej rozmowy wyznaczają, sądzę, trzy istotne procesy. Po pierwsze: nacisk prokuratora generalnego na oficjalne śledztwo prowadzone przez wojskową prokuraturę. Min. A. Seremet raczył się wyrazić niedawno (w wywiadzie dla „Czerskiej Prawdy”), iż marzy o tym, by śledztwo dobiegło końca w tym roku (http://wyborcza.pl/1,75478,11576169,Tu_154__Wybuchu_nie_bylo.html). Co więcej, przyznał, iż mogłoby się ono zakończyć nawet bez uzyskania przez Polskę lotniczych szczątków leżących obecnie pod „wiatą” na Siewiernym w Smoleńsku oraz bez przekazania nam rejestratorów. Na ile ten nacisk jest skuteczny (vide sprawa niegdysiejszego konfliktu prokuratura generalnego z gen. K. Parulskim), to się jeszcze okaże, Seremet jednak już przy paru okazjach wyraźnie zgłaszał swój sprzeciw wobec dalszych ekshumacji, które – jak wiemy – aktualnie nie są prowadzone (mimo że tak zaskakujące wyniki miały przynieść badania medyczno-sądowe ciał śp. prof. J. Kurtyki oraz śp. premiera P. Gosiewskiego) i znikąd na razie nie dochodzą wieści, by badania takie miały zostać wznowione. Prokuratorzy zresztą dość ostentacyjnie odrzucają wersję z zamachem na polską delegację, wydaje się więc, przy coraz mniej skrywanej ślamazarności tego oficjalnego śledztwa (biorąc jeszcze pod uwagę to, iż konsekwentnie od dwóch już lat (!) nie ujawnia się zawartości nośników elektronicznych, które były w posiadaniu członków delegacji), że nie zapowiada się jakiś gruntowny przełom w tychże pracach. Niedawna akcja z realizowaniem ruskiej prośby dot. dokumentacji rodzinnej załogi tupolewa, a przechowywanej w zasobach IPN (http://www.rp.pl/artykul/859863.html), tak skwapliwie spełniona przez polskich prokuratorów (którzy doprosić się latami nie mogą od Moskwy kluczowych dokumentów i materiałów dowodowych związanych z 10-tym Kwietnia), rozwiewa chyba wszelkie nadzieje, co do tego, iż oficjalne śledztwo zmierza do wykrycia rzeczywistych przyczyn tragedii i samego jej przebiegu.
To pierwsza, oczywiście niezwykle ważna i brzemienna w skutki, sprawa, dlatego ją tak obszernie opisuję. Zamknięcie bowiem oficjalnego śledztwa będzie zarazem „zapieczętowaniem” pewnej wersji wydarzeń i kto wie, czy nie znajdzie też wyrazu z zwalczaniu „nieoficjalnych” śledztw jako „nielegalnych”, „teorio-spiskowych”, a może nawet „zagrażających bezpieczeństwu państwa”. Drugi proces, to trwające, choć chyba zmierzające ku końcowi, prace Zespołu min. Macierewicza, w ramach których została jakiś czas temu sformułowana „hipoteza dwóch wybuchów”. Trzeci, to badania blogerów analizujących sprawę tragedii z 10-04 w sposób zupełnie odmienny zarówno od prokuratur, jak i Zespołu – tj. przez pryzmat maskirowki osłaniającej zbrodnię ataku na polską delegację, ataku dokonanego najprawdopodobniej na zapasowym lotnisku, na które skierowano tę delegację.
Moje pierwsze pytanie brzmi zatem tak: jak długo trwała Pańska współpraca z Zespołem i dlaczego została przerwana?
MD: 10 maja 2010 r. przekazałem przez zaufanych poniższy list JK i AM. Nigdzie go dotąd nie publikowałem.
Pan Jarosław Kaczyński,
nasz kandydat
Szanowny Panie,
Proszę o przyjęcie mnie do niejawnej [mam nadzieję, że istniejącej i pracującej już od miesiąca!] grupy badającej przyczyny Katastrofy. Badania takie są wykonalne. Klasyfikacja hipotez przyczyn według ich prawdopodobieństwa dokonuje się w grupach rozproszonych. Warto ich wysiłki zebrać.
Mamy nadzieję, że nie uległ Pan naciskom, iż „ludziom nie można Prawdy przekazać – jest zbyt straszna i niebezpieczna”.
Polacy chcą i muszą poznać Prawdę, jeśli mają pozostać narodem.
Proszę Pana o – choć krótkie – spotkanie w tej sprawie.
Uzasadnienie prośby na dole strony.
Istotne szczegóły:
Jesteśmy zszokowani biernością Rodzin Ofiar Katastrofy.
Rodziny mogą przecież, jako pokrzywdzeni, brać udział w śledztwie (wg KPK). To utrudniłoby matactwa, przerwało oburzające dla Polaków trwające obecnie „tajne śledztwo władz Rosji”.
Ważne dowody do sprawdzenia ew. przyczyn rozpadu samolotu są w 96-ciu trumnach, już w Polsce. Możliwa i konieczna jest ich ekshumacja i zbadanie przez zaufanych sądowych patologów. Badania, m.inn. spektrograficzne pozostałych szczątków też są możliwe.
Uzasadnienie prośby.
Należę do ludzi, którzy swe największe osiągnięcia uzyskali dzięki temu, iż podchodzą do spraw, uznanych przez „fachowców” za nierozwiązalne.
Tak było w fizyce rozszczepienia (szczegóły pomijam, są w literaturze) czy przy analizie „inventory” z rozbitego RBMK w Czarnobylu. To ostatnie działanie miało miejsce w podziemiu lat 86-88, przy pomocy prymitywnych komputerów domowych, gdy potrzebny był super-komputer wektorowy – oraz tajne dane wojskowe sowieckie…
Uruchomienie w Polsce powiatowej lat 90-tych produkcji kotłów na biomasę. Rezultat: W roku 2005 sumaryczna moc małych, głównie domowych kotłów wyniosła ponad 7 GW, por. z mocą projektową niedoszłej EJ w Żarnowcu ok. 1 GW. Itp.”
—————
Wtedy też – dziwnymi drogami – dostarczyłem obu panom (JK i AM) ten tekst: Kto wie, co jest w trumnach? Czyli: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=1921&Itemid=100
Tu cytuję, proszę zwrócić uwagę na DATY. Nie można mówić „przecież nie podejrzewaliśmy”…:
„Kto wie, co jest w trumnach?
Za czasów komuny mieliśmy parę wielkich katastrof sowieckich samolotów w Polsce. Pod Policą, pod Warszawą a przed Okęciem w lesie kabackim (IŁ-62). Przyczyny zapewne inne, ale sposób traktowania śledztwa i ciał ofiar – też sowiecki. Eksperci i ludzie z ekip technicznych biorący udział w „uprzątaniu” po tamtych katastrofach pamiętają i wspominają, co wkładano wtedy do trumien: różne kawałki ludzi, kamienie, worki z piaskiem. Kto by się trudził sprawdzaniem, czy noga „pasuje” do korpusu?
Czy rodziny obecnych 96-ciu ofiar otwierały trumny (lub polecały otwarcie ekspertom) przed pogrzebami, ale już w Polsce? Wątpię, to zbyt bolesne. Mam nadzieję że nie zmuszono ich w Moskwie do podpisania cyrografu, że trumien nie otworzą. Ale jeśli nie otwierano, to rozsądne będzie żądanie szybkiej ekshumacji i sprawdzenia zawartości przez uczciwych biegłych sądowych. To potrzebne dla – choćby niewielkiego – sprawdzenia poprawności procedur „gospodarzy”. Pogrzeby „na słowo honoru”Putina?”
Proszę o staranne przestudiowanie artykułu Dymiący nagan http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=1936&Itemid=100 z którego zamieszczam wyjątek:
„…uważam, że zarówno (niedostępne nam jeszcze na razie) szczątki samolotu jak i przedmioty znalezione na miejscu wypadku oraz zwłoki ofiar mogłyby potwierdzić lub wykluczyć hipotezę eksplozji wolumetrycznej w kabinie pasażerskiej, która jest zgodna z widocznym na zdjęciach stanem wraku oraz pogłoskami na temat stanu zwłok. Osobom zainteresowanym fizyką takich eksplozji i sposobem ich przeprowadzania polecam kwerendę literatury tematu, z użyciem fraz kluczowych: UCVE (unconfined cloud vapour explosion), CCVE (confined cloud vapor explosion) oraz BLEVE (boiling liquid expanding vapor explosion). O ile analiza spektrometryczna znalazłaby na miejscu katastrofy, w szczątkach samolotu lub na zwłokach ofiar tlenek etylenu, tlenek propylenu, azotan izopropylu, aluminium, magnez lub cyrkon o wysokiej czystości, w postaci pyłów o innym składzie niż stopy użyte w konstrukcji samolotu, kompleksowe związki metaloorganiczne zawierające fluor i metale lekkie, niewytłumaczalnie wysokie stężenie fluoru, albo nanocząsteczki metali, to taka sygnatura wskazywałaby na eksplozję wolumetryczną, zwaną przez Rosjan termobaryczną.”
—————-
Z błagalnego mail’a do […]: „Niech pan powie Szefowi, że pańcia, która chwali się, że z księdzem-niedoukiem zagrzebała ciało męczennika w dołku przy rowie – no, nie popisała się”. Jako ekspiacja konieczna jest szybka porządna wyprawa do Katynia II, z dużym termosem (stołówkowym) i suchym lodem, i przywiezienie tyle kawałków ciał, ile się da. Dla badań DNA oraz śledztwa, co w nich jest: nano-cząstki, jakie związki chemiczne (np. te, co u Starego Wiarusa w Dymiącym Naganie wymienione). I przekonanie Rodzin, tych odważniejszych, by w celach sądowych wymusiły ekshumację. [to POKRZYWDZENI, nie poszkodowani !] (czyli KPK, nie KPC md]”
Zmieniony (12.05.2010.)
================================
A Zespół powstał wiele miesięcy później. Piotr B. wywalczył mi posłuchanie w Zespole Parlamentarnym (dalej ZP). Było z 10 posłów, sporo innych osób, trwało ze trzy godziny. Mówiłem o obliczeniach n.t. praw zachowania pędu i momentu pędu (na „pancernej brzozie” – nikt jeszcze otwarcie tego nie zakwestionował), że żadnych 40-100 g nie mogło być. I o konieczności NATYCHMIASTOWYCH ekshumacji i niezależnych badań zawartości trumien. Według zeznań już złożonych w Prokuraturze Wojskowej:
Zeznania świadka Mirosława Dakowskiego dla Prokuratury Wojskowej spisane 8 listopada 2010 r. Są tu: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2605&Itemid=100
Powyższe warto przeczytać. Za długie, by tu cytować.
I to było moje pierwsze i ostatnie spotkanie z ZP.
GAPOL
Na początku X. 2010, wraz z mec. St. Hamburą, byłem na spotkaniu „ekspertów” w GaPol-u u Sakiewicza i wielu innych. Przedtem Wierzchołowski i Misiak przeprowadzili ze mną wywiad o pancernej brzozie, o konieczności ekshumacji i konieczności zbadania tych stert złomu, które były już w Polsce, też w GP. Już przedtem prokuratura wzięła im jakiś przyrząd, którym się pochwalili. Ostrzegałem, by nie trzymali w szafach, lecz schowali u cioci – . Bez skutku. Na zebraniu żądałem, by natychmiast zrobili badania, z jakich traktorów (wladimiriec??) są to części (a które – z tutki) – oraz
– czy zostały zgniecione, czy ew. rozerwane
– czy są ślady hexogenu, składników bomb próżniowych itp.
– żądałem, by pani red., która z pomocą księdza zakopała jakiś kawał mięsa koło drogi przy złomowisku, za karę zniszczenia dowodu rzeczowego pojechała tam z naczyniem Dewara i kostką suchego ludu – i przywiozła to mięsko do badań. Bo może to z kota? Byli chyba zgorszeni. W czasie Narady informowałem, że tuż obok, kilkaset metrów od GP, jest na Politechnice wydział MEL, na którym mogą badania mechaniczne przeprowadzić. Jest zresztą wiele laboratoriów zdolnych do takich badań. Decyzja Tomka S.: „pomyślimy”. Za tydzień chłopaki (Wierzchołowski) zeznały, że jednak wywiad ze mną zdjęto z GP. A kolejnej narady ekspertów przewidzianej na pocz. listopada, już nie było (ani ja, ani Hambura, bo pytałem).
Te grupy były jakby płoszone przez podobne pytania i żądania (ciała, złom…). Na jesieni 2010 wg relacji [—-] wiarygodnych osób rugano „swoich”, tj. rodziny bliskich za chęć i plan wykopania trumien i zbadania za granicą. „Tego nie wolno!!!” „Tylko naciski na prokuraturę!!” Itp. Skutecznie…
FYM: Jak Pan ocenia stan wspomnianych przeze mnie wyżej, dwóch śledztw – oficjalnego, prowadzonego przez prokuratury (wojskową i cywilną) oraz tego prowadzonego przez Zespół?
MD: Już rok temu, na Prima Aprilis 2011, prok. Seremet oświadczył że „żadnego zamachu nie było”, więc Mu posłałem następujące pismo: do Pana Andrzeja Seremeta, prokuratora
do Pana Andrzeja Seremeta, prokuratora
Mirosław Dakowski, Secunda Aprilis 2011
Szanowny Panie,
Jeśli konferencja Panów na Prima Aprilis (Najpotworniejsza WIADOMOŚĆ na Prima Aprilis) zdarzyła się naprawdę, a nie było to jakieś ponure zadrwienie z Pana i kolegów przez złośliwego żartownisia, to byłoby to równocześnie groźne i smutne. Bardziej może dla panów, niż dla ustalenia opinii Polaków na temat przyczyn „Smoleńska”.
W czasie ostatniego, strasznego roku poznałem rozumowania i argumenty bardzo wielu analityków sprawy smoleńskiej. Przekonało mnie to, że analitycy publikujący swe prace w internecie są w ogromnym procencie wysokiej klasy profesjonalistami. Dokumentują to wyniki ich analiz.
To, co dociera do nas wielu drogami z prokuratur, wskazuje na raczej słabszą kondycję tych zespołów.
Tekst Jajcarze z Prokuraturypan na pewno zna, a jeśli sekretarka nie zdołała panu wydrukować, bo miała akurat pilne rozmowy z koleżankami i źle wychodzący pasjans w komputerze, to może Pan tu kliknąć – wyjdzie. By mieć pewność, że taki kiks, jak ten na Prima Aprilis się nie zdarzy, posyłałem Panu parokrotnie na jesieni 2010 r. kopie dowodów wskazujących na zbrodnię, składanych w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie.
Nie może więc Pan w przyszłości powiedzieć usprawiedliwiająco „nie wiedziałem”.
Propozycja
Jeśli prokuratorzy wiedzą, tj. mają dowody, że gdzieś pod Smoleńskiem nie doszło do zamachu, że te wątki są do wykluczenia, a ich ciągłe rozważanie i analizy robione przez nas są nieuzasadnione, że zostaliśmy zwiedzeni na skutek np. jakiejś inscenizacji w lasku pod Siewiernym, czy też zbiegu okoliczności, to prosimy o wyjaśnienie. Nie jesteśmy zacietrzewieni. Można nas przekonać.
Oto przykładowe (nieliczne z wielu) wątki:
– wątpliwości co do czasu i miejsca rozbicia Tu nr 101 i śmierci Polaków podobno znajdujących się na jego pokładzie,
– wątpliwości co do nagłej mgły, stanu radiolatarni, możliwości meaconingu
– wątpliwości co do dowodów wybuchu (od środka) jakiejś struktury, której części (są tam elementy omszałe) są widoczne na zdjęciach lasku smoleńskiego,
– wątpliwości co do zmiennego stanu i przemieszczania się złomu, np. kokpitu, już po t.zw. katastrofie…
Zupełnie skandaliczne jest nie przeprowadzenie ekshumacji i badań ciał ofiar (ściślej- zawartości trumien) z urzędu, oraz zastraszanie rodzin, które tego od wielu miesięcy żądają.
Takie i podobne argumenty i dowody przekazaliśmy Okręgowej Prokuraturze Wojskowej w Warszawie, a ja, dla pewności procesowej, przesyłałem je też równolegle na Pana ręce. Jeśli prokuratorzy Panu podlegający i Pan osobiście po analizach uznali te dowody na zbrodnię za błędne, to nic prostszego:
Proszę nas, tych 20-30 analityków społecznych, którzy przedstawili swe rozumowania i spostrzeżenia w internecie czytającemu narodowi, a przesłali je też panom, zaprosić na parodniowe warsztaty – i te dowody będące w dyspozycji prokuratury nam przedstawić. Konieczne będzie umożliwienie nam zadawania pytań, dyskusji, czy propozycji testów krzyżowych. Jeśli argumenty panów będą przekonywujące, a nie wątpię, że po roku ciężkiej pracy nie ośmieliliby się panowie przedstawiać jedynie swej ignorancji, niewiedzy, to chętnie te dowody zaakceptujemy. Możemy też zobowiązać się, że żadnych „szczegółów śledztwa” pod rygorem kar nie ujawnimy aż do chwili zwolnienia z tych tajemnic.
Wydamy tylko wspólne oświadczenie, że „przekonali nas faceci” (to z Gałczyńskiego, nie drwina), iż w rzeczywistości żadnej zbrodni nie było, że myliliśmy się w naszych analizach.
Jak duże znaczenie dla uspokojenia opinii społecznej w Polsce miałoby takie oświadczenie, pewnie Pan wie, a jeśli nie, mogą Panu to uświadomić wyspecjalizowane agendy propagandystów pracujące przy rządzie.
Jeśli natomiast Pan, z prok. K. Parulskim (co to dostał generała w czasie tego ślimaczącego się śledztwa) naszą propozycję zignorujecie, to oczywistym się stanie dla wszystkich, że wasze komunikaty nie mówią o Smoleńsku, a jedynie o stanie Waszych dusz.
To nie sprawa polityczna. To sprawa uczciwości i honoru.
Zdajemy sobie sprawę, że przed tak dramatycznymi wyborami polski wymiar sprawiedliwości nie stał nigdy w historii.
Prawda przecież istnieje obiektywnie. Jest nieśmiertelna. Nie da się jej zaczarować, czy uśpić na zawsze.
Panie Seremet, pan ma duszę. Ale, wbrew nadziejom wielu głupców, ona nie kończy się z życiem biologicznym. Zapewniam pana, że ona jest wieczna. Czy warto jej los narażać dla jakichś powodów bieżących, nacisków czy uwarunkowań politycznych?
Panie Andrzeju, nie myślmy tylko o opinii Polaków za lat sto czy dwieście o Zbrodni Smoleńskiej i ekipach ją badających.
Mówi do Pana stary człowiek. Niech Pan pomyśli o swej duszy nieśmiertelnej i zadba o nią… Pana podwładni i koledzy – też.
Z wyrazami szacunku
Z Panem Bogiem
Mirosław Dakowski, fizyk
—————————————————————
Pan A. Seremet zaraz odpowiedział mi, że przesyła ten tekst do Wojsk. Prokuratury Okr. (mam jego pismo). A sam – zakończenie potraktował poważnie, mam na to dowody. A celem „śledztwa oficjalnego” i podtrzymywania dotychczasowej ”linii ZP” jest pogrążenie ludzi w beznadziei: To może przestaną się wreszcie interesować…
FYM: Dlaczego Pański głos i głos prof. J. Trznadla (pomysłodawcy i sygnatariusza listu otwartego, domagającego się powołania międzynarodowej komisji śledczej ws. tragedii z 10-04) opowiadający się za tym, iż w Smoleńsku dokonano makabrycznej inscenizacji katastrofy lotniczej (makabrycznej w dwójnasób – wykorzystano ciała ludzkie jako rekwizyty, a poza tym przedstawiono „światu”, bo przecież nie tylko Polsce, ową polankę ze szczątkami jako „miejsce wypadku”), został gruntownie przemilczany? Nie chodzi mi oczywiście o „media mainstreamowe”. Wg mnie względy polityczne zaczęły od dłuższego już czasu brać górę nad sprawami samego śledztwa – to jest chyba proces, który nie wróży zbyt dobrze dalszym badaniom nad przyczynami tragedii – ciekaw jestem jednak Pańskiego zdania.
MD: Poza przewagą „względów politycznych” nad koniecznością poznania PRAWDY – sądzę, że naciski były ponad siły niektórych osób. Jak inaczej wytłumaczyć wielomiesięczne milczenia Jarosława Kaczyńskiego o powtórnych oględzinach ciała Brata – już w Polsce. Z relacji prasowych wynika, że pan JK zauważył wtedy w trumnie Brata – dorzuconą nogę generała. Reakcja spodziewana przez nas byłaby: Hola!! Proszę robić zdjęcia, filmować, dokumentować, żądam natychmiastowego śledztwa! Itp.
A tych reakcji było brak. O jakim, niewyobrażalnym dla nas nacisku na JK to świadczy! Strach pomyśleć. Ujawnił sprawę dopiero po paru miesiącach – i znów zapadła CISZA. O jakim, niewyobrażalnym nacisku na wszystkich odpowiedzialnych to świadczy!
Niedawno rozmawiałem ze znanym reżyserem. Mówi, że jako fachowiec już od pierwszych godzin po wiadomości o „zdarzeniach smoleńskich” był przekonany, że w lasku na Siewiernym była inscenizacja. Mniej czy bardziej udolnie wykonywana – to do dyskusji. Ale środowiska polityczne takiej profesjonalnej dyskusji, która powinna doprowadzić do uzgodnienia poglądów – unikały i unikają. Dla rozstrzygnięcia każdej ważnej sprawy naukowej robi się dyskusję, konfrontację danych i hipotez. Tu zaś – strona MAK i grupka „mgr. inż. Millera” od początku do końca (raczej – aż do teraz, bo prawdziwy KONIEC będzie ujawnieniem PRAWDY) zarzuca nas setkami ewidentnych kłamstw i oszustw. Można skwitować, że od tego oni są. Ale czemu ZP unika dyskusji z analitykami wskazującymi, że konsekwencją Inscenizacji (z jej istnieniem ZP się chyba zgadza) jest maskirowka – nie wiem. Obiektywność każdych badań nakazuje rozważenie wszystkich hipotez – i dopiero później ew. odrzucenie niektórych. To odejście od przyjętych w nauce metod badawczych bardzo mnie boli. Tajemnica…
FYM: Przejdźmy do zagadnienia samych badań. Tak na zdrowy rozum, to sprawa tychże badań – nawet w przypadku takiej totalnej obstrukcji, jaką od samego początku „wszczęcia śledztwa”, prowadzi Moskwa – nie powinna być szczególnie skomplikowana. Po pierwsze: jest przecież mnóstwo świadków do przesłuchania (z Katynia, Smoleńska i Okęcia). Po drugie: istnieje wiele śladów i wątków do zbadania w Polsce. Po trzecie: sporo dowodów rzeczowych pozostaje w posiadaniu czy to rodzin ofiar zamachu, czy też innych osób (np. dziennikarze mają swoje „depozyty”). Po czwarte: są liczne – różnej jakości, ale na pewno poddające się analizie kryminalistycznej – zdjęcia i materiały audiowizualne ze Smoleńska. Po piąte: w Polsce pochowano ciała, które można poddać badaniom medyczno-sądowym. Tymczasem środowiska skupione wokół Zespołu właściwie ograniczyły się do zgłębiania danych zawartych w raporcie komisji Burdenki 2 (zwanym potocznie „raportem MAK”), ewentualnie danych „wydobytych” przez „komisję Millera” oraz do utyskiwania, iż wciąż nie ma wraku oraz rejestratorów. (Na marginesie dodam, że nie wiem, w jaki sposób można mówić z przekonaniem o dwóch wybuchach na pokładzie i rozerwaniu „prezydenckiego tupolewa”, jeśli nie badało się osobiście wraku i miejsca, na którym ten wrak leżał (i na które samolot miał w kawałkach spaść) oraz nie dysponuje się oryginałami czarnych skrzynek i innych urządzeń pokładowych – ale mniejsza z tym.) Jak Pan sądzi, dlaczego nawet w obszarze, powiedzmy, niezależnego śledztwa – zakres poddawanego analizie materiału jest tak wąski?
MD: Mogę tylko powiedzieć, że grupa ZP, czy GaPol-a, jakoś bardzo unika możliwości badań zawartości trumien, wnikliwych przesłuchań świadków żyjących w Polsce. Świadkowie pracujący w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego są u nich jakby chronieni od wnikliwych pytań. A przecież mamy wcześniejsze dowody na rzecz oczywistą: wrogowie Polski, czy Prezydenta LK działali wewnątrz Kancelarii. Świadczy o tym np. podrzucenie do podpisu Prezydentowi jakiegoś wyróżnienia Jaruzela za „Sybir”, czy demonstracyjne wciąganie na maszt flagi Monaco.
Zamach (a tego, że był to zamach, po analizach jestem pewien w 100 %) wymagał współdziałania z wewnątrz Kancelarii Prezydenta. Od pierwszych godzin zwracano uwagę na „wyciek” list pasażerów do mediów, na gwałtowne zmiany środków transportu różnych osób.
Jakby w oficjalnych analizach (głównie ZP) nie ośmielono się przyjąć oczywistego w każdym śledztwie założenia, że nie ma osób pod osłoną, ani hipotez tabu, do odrzucenia z góry. Czemu tak się dzieje? Misterium iniquitatis… Panuje „ogłuszająca cisza” wokół najważniejszych spraw, wątków, których analiza możliwa jest nawet przy zrabowaniu szczątków naszego samolotu, czy samolotów, też rejestratorów, kodowanych telefonów, broni i kamizelek BOR-owców itp.
W notce „To elementarne, Watsonie!” skupiłem się, z braku dowodów materialnych, które ciągle pozostają w rękach rabusiów, na wskazaniu tylko tych spraw, dla których da się określić prawdopodobieństwo na 1 (pewność, że zdarzenie zaszło) lub 0 (zdarzenie z pewnością nie zaszło). Cytuję z: http://dakowski.pl//index.phpoption=com_content&task=view&id=2633&Itemid=100
„Jeśli dwie wieże WTC w 9/11 zostały „trafione” przez duże Boeingi, to prawdopodobieństwo tego, że za sterami siedzieli Arabowie nie umiejący powozić awionetką i nie znający „American English” jest ZERO (p=0). Jeśli wszystkie trzy wieże (nie dwie, średnio otumaniona Osobo!) zawaliły się w czasie zgodnym ze swobodnym spadaniem ciał na Ziemi (a=g), to jest pewne (p=1), że nastąpiło to na skutek jednoczesnych wybuchów na wielu piętrach, niszczących konstrukcje nośne tych budynków. Musiało to być przygotowywane miesiącami przez wielkie grupy profesjonalistów, pewnych możnej opieki i bezkarności. Jeśli Komisja rządu USA orzeka, że te wieże zawaliły się „na skutek nacisku górnych pięter”, to do komisji tej skierowano, ściślej: wybrano, nie tylko jołopów, ale i zbrodniarzy. Piszę jołopów nie dlatego, że nie wiedzieli, że to fizycznie niemożliwe, ale dlatego, że chyba uznali, iż zastraszony naród amerykański nie ośmieli się tej sprawy podnieść. Ale dlaczego zbrodniarze nie zostali osądzeni i ukarani? Jeśli podana oficjalnie trajektoria Boeinga, który miał trafić w Pentagon, wymagałaby przyspieszeń do 36 g, oraz skurczenia się grubego samolotu do rozmiarów małego myśliwca czy latającej bomby, i to tuż przed uderzeniem w ścianę Pentagonu, to prawdopodobieństwo takiego procesu jest zerowe (p=0). Dokładnie, matematycznie ZERO.
Z drugiej, naszej strony (słoń a sprawa polska):Jeśli pan Kushner brał udział w „pracach” tej komisji i jej wnioski podpisał (nie jestem tego pewien), to świadomie skłamał swemu Narodowi. Szansa, że pomoże ujawnić prawdę Smoleńską jakiemuś egzotycznemu narodkowi – no, też jest bardzo bliska ZERU.
Teraz u nas: Jeśli coś ścięło brzozę (zostańmy przy tym terminie, choć była to zapewne topola…) samym czubkiem skrzydła (drzazga…), przelatując na wysokości 5-6 metrów, to prawdopodobieństwo, że „się urwie” kawał skrzydła o długości ok. 4-5 metrów, a więc nastąpi duża nierównowaga sił nośnych skrzydeł, jest bardzo bliskie ZERA (p=~0). Jeśli zaś cała okolica tego drzewa nie odczuła podmuchu wichru o prędkości 100-300 km/h, to prawdopodobieństwo takiego przelotu i zdarzenia jest dokładnie zerowe (p=0).
Jeśli właz przedni Tu154 jest oparty o drzewo w pozycji wskazującej na lot w kierunku przeciwnym niż hipotetyczny lot Tu154, to musiał go tam ustawić wybuch nadający odwrotny kierunek lotu lub źle przeszkolona ekipa robotników, a nie – rozpad kadłuba na skutek pędu początkowego o znanym zwrocie. Ta ostatnia hipoteza miałaby (p=0). Jeśli czarna skrzynka, przedmiot ciężki i kulisty, więc łatwo toczący się, został znaleziony na początku „drogi rozpadu” samolotu, to prawdopodobieństwo, że oderwała się ona z tegoż kadłuba, z okolic ogona i poleciała zgodnie z kierunkiem postulowanego ruchu kadłuba jest (p=~0). Jeśli plamy błota na fragmentach skrzydeł i ogona są po jednej stronie tych elementów, oraz mają kształt plam kołowych (Krzysztof Cierpisz), to wyklucza to przemieszczanie się tych elementów w sposób przypadkowy, przy prędkości 300-100 km/h, jako skutek energii kinetycznej rozpadającego się kadłuba w błotnym, miękkim terenie (p=~0).
Analiza szczątków Tu154M wskazuje, że części z duralu nie zostały ZGNIECIONE, lecz rozerwane. Konieczne jest sprawdzenie tego twierdzenia w laboratoriach specjalistycznych. Jeśli zostanie potwierdzone rozerwanie, to WYBUCH przestanie być hipotezą, choćby była ona obecnie najbardziej prawdopodobną. To samo dotyczy badań, pod kątem analizy śladów wybuchu, zawartości trumien.
Takich faktów sto (lub więcej) znamy. Są dobrze udokumentowane. Tu nie trzeba rozwiązywania układu równań różniczkowych, o których pisują różne uczone trolle.
W rozumowaniach, w których do udowodnienia tezy konieczny jest cały ciąg przesłanek, obalenie jednej urywa i czyni bezużytecznym cały ten łańcuch. W proponowanej metodzie – odwrotnie: Choćby udowodniono, że wszystkie argumenty poza jednym są błędne, to ten jeden, który się ostał, jest decydujący.
Wynika z tego, że:
Ponieważ o tym, kto będzie prowadził śledztwo zadecydowali tchórze i zdrajcy, a może i mordercy, musimy każdym kosztem ujawnić i udokumentować te oczywiste fakty, które uniemożliwią wrogom dodanie do Zbrodni Smoleńskiej jeszcze Kłamstwa Smoleńskiego. Zebranie i porządne sformułowanie jednego, spójnego, jednolitego tekstu musi się odbyć w gronie sprawdzonych już przez te siedem miesięcy, wzajemnie sobie ufających i skutecznych analityków. Poza rykiem i wrzaskiem trolli. A potem – wynik przekażemy jawnie do Prokuratora Generalnego (ktokolwiek nim będzie) i Prokuratury Wojskowej.
Bo oni wiedzą, że „politycy” (to ci, co obecnie deklarują, że „polityką się nie chcą zajmować”), gdy Prawda zostanie formalnie ujawniona, pewnie spadną na cztery łapy (no, może z jedną oderwaną), ale urzędnik czy prokurator jest kandydatem na Kozła Ofiarnego. Czego on bardzo nie lubi. A może też – znajdzie się wśród tych ostatnich i patriota, by uniemożliwić prawne przyklepanie fałszu.”
Porównałem tu 9/11 w USA i Smoleńsk.
Był w tym czasie w Warszawie Amerykanin, chyba Kushner, który wcześniej podpisał się pod oficjalnym Raportem rządowym o 9/11. Dowodziłem, że jeśli ktoś kłamie w sprawie 9/11, nie wolno na niego liczyć w sprawie Smoleńska. Zadziwiło mnie, że grupa osób wtedy badających „Smoleńsk”, a zainteresowana pomocą Kushner’a, nie chciała słyszeć i widzieć argumentów o 9/11. Kushner podpisał oficjalną rządową ewidentnie zakłamaną wersję wydarzeń 9/11.
Na moje pytanie: Dlaczego liczycie, że człowiek, który kłamał w najważniejszych sprawach swego kraju, będzie zainteresowany w ujawnieniu prawdy w obcym kraiku?, odpowiadano: „Milcz! To przecież sojusznik”. Takie moje postawienie sprawy wyraźnie gospodarzy spłoszyło. Ta logika, zapewne często stosowana w zdegenerowanej polityce, jest sprzeczna z metodami nauk ścisłych.
Rola płatnych trolli jest jasna. Ale… Po mojej notce z 2010 roku, wykazującej że ew. urwanie skrzydła tutki na pancernej brzozie na wysokości 5.6 metra miałoby jako konsekwencję figury wyższej akrobacji (ta nieszczęsna „beczka”) zachodzące wiele metrów pod ziemią (bo geometrycznie na tej wysokości nie ma miejsca na „figury”) odezwał się na Salonie24 mój dawny miły znajomy, ojciec jezuita Krzysztof Mądel, by wykazywać czytelnikom z dużą dozą pewności siebie, że on, jako ekspert lotniczy (sic!) wie, że tutka mogła po tym zderzeniu wznieść się w górę – to robi się naprawdę STRASZNIE.
FYM: Pytania w tej materii (smoleńskiego śledztwa) można by mnożyć. Jest np. cała sprawa wylotu z Okęcia, monitorowania przelotu, dokumentacji związanej z tym, co się działo na warszawskim lotnisku; jest sprawa zobrazowań radarowych podczas przelotów statków specjalnych 10 Kwietnia; jest sprawa polskich świadków (podkreślam polskich, nie żadnych ruskich leśnych dziadków, z których jeden się musiał koła samochodu trzymać, by go pęd powietrza spod brzozy nie porwał, a drugi widział „wybuch jak żółtko”) będących tamtego dnia w Smoleńsku; jest sprawa świadków w Katyniu; jest sprawa rezerwowania lotnisk zapasowych; jest sprawa rzekomo nieczynnego lotniska w Witebsku… Jest mnóstwo rzeczy do zbadania – tymczasem nie są one analizowane. Dlaczego?
MD: STRACH. Zwierzęcy strach. Pies długo katowany liże oprawcy buty i merda ogonkiem, nawet złamanym przed chwilą. Jak doprowadzono do tego nieludzkiego stanu duże grupy Polaków?
Chyba się nie mylę, że odlot z Okęcia samolotów (tutka, parę jaków?) jest jedynym w światowej historii odlotem Głowy Państwa, Generalicji, osób towarzyszących, dziennikarzy itp.) bez dokumentacji fotograficznej i filmowej, bez dokumentów lotu. Nawet osobiście odczułem Paraliż Strachu u osób, które mogłyby wiedzieć, czy mieć dowody na to, co rankiem 10 kwietnia działo się na Okęciu. Pewna Poważna Pani profesor (dziękuję, Marto!) pisała mi w 2010 r. ostrzegawczo, bym tak nie nastawał na niezależne ekshumacje, bo jeśli PRAWDA wyjdzie na jaw – to co nam zostanie? Wojna z Rosją? Przy takiej dysproporcji sił?
Tymczasem, przy analizie kinematyki i dynamiki Zdarzenia nie myślimy o tym, kto to zrobił. Jeśli czerwoni, to może Marsjanie, bo to Czerwona Planeta. Dopiero przy ocenie prawdopodobieństw zafałszowania danych bierzemy pod uwagę, SKĄD te dane pochodzą.
Po dwóch latach podtrzymuję to, co pisałem do JK 10 maja 2010: „Mamy nadzieję, że nie uległ Pan naciskom, iż „ludziom nie można Prawdy przekazać – jest zbyt straszna i niebezpieczna”. Polacy chcą i muszą poznać Prawdę, jeśli mają pozostać narodem”.
FYM: Z maila od Pana dowiedziałem się, że red. L. Szymowski bez Pańskiej wiedzy i zgody wykorzystał Pańskie materiały w swojej książce. Nie przyszło mi to do głowy, że mogła zaistnieć taka sytuacja, toteż wspominając w „Czerwonej stronie Księżyca” o tym, iż w „Zamachu w Smoleńsku” są odwołania do Pańskich badań, nawet nie sprawdziłem tej kwestii, zakładając, iż publikacja odnosiła się do czasów, gdy był Pan jeszcze ekspertem Zespołu. Jak więc ocenia Pan nie tylko książkę Szymowskiego, ale i te kolejne publikacje podtrzymujące wersję z zamachem na/nad Siewiernym? Mam na myśli „Zbrodnię smoleńską” napisaną przez „Zespół Niezależnych Ekspertów” (moim zdaniem „fachowców wojskowych”) i niedawną „Musieli zginąć” L. Misiaka i G. Wierzchołowskiego?
MD: Leszek Szymowski, „Zamach w Smoleńsku” – p. Leszek bywał u mnie, rok-dwa wcześniej, gdy chciał nagłośnić medialnie sprawę FOZZ. Niestety, sprawa go przerosła. Gdy więc chciał, po pojawieniu się na wielu portalach wspomnianego wyżej tekstu o Smoleńsku (Zeznania świadka Mirosława Dakowskiego dla Prokuratury Wojskowej 8 listopada 2010 r. – są tu: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2605&Itemid=100), bym odpowiedział na jego pytania (wtedy chciał opublikować na początek w NCz!) – napisałem mu prawdę, że jego proponowane pytania są niemądre, świadczą o braku jakiejkolwiek wiedzy ścisłej i brakach w nauce logiki – i zaproponowałem (moje) tak pytania, jak odpowiedzi.
Gdy jednak kolejny raz wszystko przerobił pod kątem „wielkich praw” itp. trąba- bąba, wygoniłem go. On znów jednak powtórzył swe (niemądre) pytania, trochę zmodyfikowane. Wtedy zakazałem „wkładania mi w usta” czegokolwiek. Zagroziłem, że mu [—-] (nie wypada cytować…). W książce skopiował więc me zdania z już opublikowanego powyższego tekstu.
Dodał jednak coś o mej „sławie w dziedzinie praw pędu…”. Brr. Nie mógł się powstrzymać… Mówię o tym, bo Pan cytował mnie w „Czerwonej stronie Księżyca”, jakby z książki tego młodego dziennikarza. A to, co wypisał o mnie L. Sz. ośmieszyło mnie w oczach kolegów (na Salonie 24 grzmiał prof. Rafał Broda). Zmartwiłoby mnie, gdybym przywiązywał wagę do takich nielogicznych kłamstewek żurnalistów i braku logiki kolegów.
Płk. A. i „Anatomia Zamachu”. Mój kontakt z tą sprawą jest tak absurdalny, że opiszę szczegółowo. WM proponował mi współpracę z gronem wojskowych, dawniej ze „służb”. Odmówiłem, wyjaśniając, że nie mam sił ani czasu na zabawę z takimi szachistami, którzy przecież nawet stałych reguł gry nie uznają, nie mówiąc o możliwości zaufania im. Po ok. 3-ch miesiącach WM przyniósł mi wydruk angielskiej wersji tej pracy. Było to w pidgin inglish, o wiele gorzej, niż gdyby to było tłumaczenie maszynowe. Zdziwiłem się, bo autor podobno był 8 lat dyrektorem firmy lotniczej w Anglii.
Tekst polski, który mi po paru tygodniach przyniósł sam płk. A., był o niebo lepszy. Płk. A. tłumaczył mi, że „tamto” przetłumaczył w pośpiechu (choć w tekście polskim są raczej ślady tłumaczenia z angielskiego). Był tajemniczy, skąd ma te dane o Mig-ach 29 i ich lotnisku. Sugerował, że był tam z kolegą, też oficerem, ale mają również dane od ruskich, kolegów (wojskowych, ale anty-putinowskich). Na moje pytanie, jak można trafić na przygotowany uprzednio z dokładnością do 10-50 metrów plac z Inscenizacją (a jej byliśmy już wtedy pewni) z tutką zestrzeloną przez miga dawał odpowiedzi nieprzekonywujące. Całość – dużo materiałów ciekawych, ale ile z nich wiarygodnych – nie wiem.
A „Musieli zginąć” L. Misiaka i G. Wierzchołowskiego już nie czytałem, oni wcześniej okazali się „ślepymi na jedno oko”. Mój czas jest coraz cenniejszy, bo go mało.
FYM: Jedna rzecz nie daje mi spokoju – aktualnie już tylko Zespół pozostaje instytucją władną jakoś pogłębiać wątki śledcze i zdobywać nowy materiał dowodowy czy nawet procesowy – tymczasem można odnieść wrażenie, iż zostało (już od ponad roku) zupełnie zarzucone przesłuchiwanie świadków (ściśle związanych ze „Smoleńskiem”). Nie widzieliśmy więc ani wielu dziennikarzy, którzy byli w okolicach smoleńskiego wojskowego lotniska (lub rychło tam przybyli z Katynia), ani wielu urzędników państwowych, ani ludzi z 36 splt itd.
MD: Jest nadzieja: wydaje się, że do pracy w ZP posłowie zapraszają coraz więcej ludzi nauk ścisłych, którzy zechcą wreszcie przy swych analizach zaznaczać, że „te konkretne analizy”, jak „dwa wybuchy”, na jakiej wysokości zaszły itp., robione są na podstawie danych otrzymanych, podrzuconych czy przekazanych przez MAK. Takie dane przecież analizują firmy amerykańskie, jak Avionics itp. Zgoda, że nie można w tym wypadku przyjąć najlepszej taktyki, którą ktoś z blogerów zaproponował na początku: „MAK w dupie”. Wystarczy jednak przecież dodać po analizie: „Jeśliby dane, na których się oparłem, były autentyczne, to…”
A tylko z autentycznych rejestratorów można będzie (może?) odzyskać informacje sprzed fałszerstw. Zakładanie, że MAK zawsze oszukuje (na co mamy dowody), ale „w tym wypadku” musimy się na ich danych oprzeć – czyli uznać je za prawdziwe – nie jest już chyba naiwnością. Byłoby – czymś gorszym.
Na polityków mniej działają argumenty, a więcej – nacisk. Więc naciski społeczności blogerów (a widzę za miłym zdziwieniem, że taka społeczność w sprawie ZBRODNI jednak powstała i jest prężna) mogą tu wiele zmienić.
Ale na dotarcie do PRAWDY, tj. ujawnienie dowodów siłami samych Polak ów – raczej nie liczę. Za dużo strachu i zakłamania. Potrzebna jest nam oraz szczególnie Rosjanom radykalna zmiana w Rosji. Zaś runięcie Imperium Kłamstwa i Zła jest możliwe – patrz odpowiedź na następne pytanie, na końcu.
FYM: Czy Pana zdaniem powstanie wnet komisja międzynarodowa ws. tragedii z 10-04?
MD: Wielkie siły globalistyczne wyraźnie prą świat do jakiejś katastrofy. Sytuacja tak polityczna, jak gospodarcza staje się coraz bardziej niestabilna. Jednak wbrew obawom wielu znawców, w USA jest jeszcze duży potencjał, duży odłam zdrowego społeczeństwa, który to widzi – i może zareagować. Przed laty miałem przyjaciela, generała CIA, katolika. Mówił z troską o kierunku zmian w Stanach. Ale twierdził, że możliwe jest odrodzenie tego narodu, zmiana kierunku polityki państwa z samozagłady na kierunek ozdrowieńczy. I wtedy my mamy szansę, bo tak odnowionej Ameryce potrzebni będą lojalni a uczciwi sojusznicy. Jeśli ten odwrót od polit-zakłamania tam nastąpi – to szybko pojawią się dowody, filmy, w ogóle realna pomoc w sprawie Zbrodni Smoleńskiej. Tak z USA, jak z NATO. Bo im to będzie się opłacało.
Czytelnicy mej strony wiedzą, że większą wagę przykładam jednak do kierunku, który w Polsce najodważniej i najjaśniej formułuje ksiądz Stanisław Małkowski:
I. Zawierzenie Pośredniczce wszystkich Łask, Krucjata Różańcowa o poświecenie Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi, jak tego Maryja żądała w Fatimie – ale przez tego Papieża, Benedykta XVI. Bo Rosja i Polska mają już mało czasu.
II. Krucjata Różańcowa za Ojczyznę – już 10 % biskupów w niej uczestniczy, teraz „wystarczy” zachęcić 10 % Narodu (no i pozostałe 90% biskupów) –
III. Intronizacja Jezusa Króla Polski – tu opór biskupów jest jeszcze spory – ale oni też, jak politycy, są podatni na mocne żądania Narodu. Tę sprawę od kilkunastu lat prowadzi świetna grupa związana z ks. Tadeuszem Kiersztynem.
FYM: Dziękuję za rozmowę.
ze strony:
http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=6185&Itemid=100
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.