Gdy premier mówił w Sejmie, że trzeba przecież zaufać rządowi rosyjskiemu, bo mógłby się poczuć dotknięty, zrozumiałem, że zostały przekroczone wszystkie granice.
„Kwestia wyboru podstawy prawnej, na podstawie której badano katastrofę smoleńską, jest szczególnie zakamuflowana, a nawet zakłamana. Pan premier Tusk powinien odpowiadać przed sądem za działanie na szkodę państwa. Przedmiotem postępowania powinny być także jego matactwa prowadzące do dezinformacji i okłamywania społeczeństwa i Sejmu.”
„Wyjaśnianiem tej katastrofy rządzą abstrakty Tuska"
Nasz Dziennik, 14 kwietnia 2011, Nr 87 (4018)
"Z Antonim Macierewiczem, szefem Parlamentarnego Zespołu ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku, rozmawia Anna Ambroziak
Minął rok od katastrofy na Siewiernym. Pana zdaniem, jest jeszcze szansa na poznanie jej przyczyn?
– Według mnie ta sprawa ma taki sam przebieg merytoryczny i polityczny jak sprawa katyńska. Rozstrzygać tu będą nie fakty, ale wola polityczna rządu, której teraz nie ma. Rząd Tuska i organy państwa związane z linią polityczną Platformy Obywatelskiej wyraźnie dawały do zrozumienia już od dnia katastrofy, że nie są zainteresowane jej wyjaśnianiem. Deklaracja pana Tuska wygłoszona na początku, że zamachu nie było, jest teraz przekuwana w formułę prawną.
Za podstawę prawną badania katastrofy przyjęto załącznik 13 konwencji chicagowskiej z 1944 roku odnoszącą się tylko i wyłącznie do lotów cywilnych. Do dziś rząd nie uzasadnił wyboru tego reżimu prawnego.
– Kwestia wyboru podstawy prawnej, na podstawie której badano katastrofę smoleńską, jest szczególnie zakamuflowana, a nawet zakłamana. Decyzja w tej sprawie kompromituje rząd Donalda Tuska, który wprost zrezygnował z suwerenności w zakresie obrony poległych przywódców i ważnych interesów państwa polskiego. Początkowo, do 13-15 kwietnia, obie strony prowadziły działania na podstawie umowy z 1993 roku. Zgodę na to wyraził prezydent Dmitrij Miedwiediew w pierwszej depeszy przesłanej do premiera Tuska jeszcze 10 kwietnia. Pisał tam, że Rosja będzie prowadzić postępowanie wyjaśniające wspólnie z Polską. Tak dokładnie stanowi art. 11 umowy z 1993 roku. Nie było w tym zresztą nic nadzwyczajnego; była to po prostu realizacja obowiązującego prawa. W związku z tym do Smoleńska udała się polska komisja kierowana przez płk. Mirosława Grochowskiego, która podjęła natychmiast współpracę z analogiczną komisją rosyjską kierowaną przez gen. Siergieja Batujewa. Współpraca była znakomita i większość materiałów, którymi dziś dysponujemy, to owoc współdziałania z tamtego okresu. Właśnie wtedy płk Grochowski uzyskał od gen. Batujewa tak istotne dla badania sprawy zapisy rozmów kontrolerów z wieży w Smoleńsku. Rosjanie prowadzili podwójną grę, równocześnie próbując wymusić na polskich władzach akceptację załącznika 13 do konwencji chicagowskiej. Rzecz w tym, że umowa z 1993 r. dawała nam w badaniach przyczyn i przebiegu katastrofy pozycję równorzędną, przyjęcie załącznika 13 oznaczało przejęcie przez stronę rosyjską roli decydenta we wszystkich sprawach, włącznie z pełną dyspozycją dowodami oraz prawem do autorstwa raportu.
Już 10 kwietnia w godzinach południowych pan Morozow uzgodnił w rozmowie telefonicznej z płk. Edmundem Klichem, że najlepszą podstawą jest załącznik 13 konwencji chicagowskiej. Klich przekonywał ministra Grabarczyka, a ten premiera Tuska. Klich bez żadnych pełnomocnictw udał się do Smoleńska i tu stał się beniaminkiem Rosjan. Potraktowano go jako najważniejszą osobę i zaczęto przeciwstawiać komisji płk. Grochowskiego. Zapewne kluczowe znaczenie miały rozmowy Putina z Tuskiem. Trzeba pamiętać, że sprawa katastrofy smoleńskiej była tak fundamentalna dla Rosji, że na czele komisji rosyjskiej stanął premier Władimir Putin. Z kolei polski premier wolał trzymać się w cieniu i realizował te ustalenia. Mając podstawowe uzgodnienia, Putin 13 kwietnia podpisał zarządzenie powierzające wyjaśnienie katastrofy MAK według procedury opisanej w załączniku 13 do konwencji chicagowskiej. Ale w rzeczywistości podstawą prawną tego działania nie była konwencja ani nawet sam załącznik. Podstawą prawną było zarządzenie premiera Federacji Rosyjskiej. I premier Tusk milcząco przyjął to do wiadomości. Nie ma żadnego dokumentu akceptującego taki stan rzeczy, nie było uchwały Rady Ministrów, nie ma żadnego oficjalnego stanowiska jakiegokolwiek formalnego ciała. Po prostu Putin wydał rozporządzenie, a premier Tusk polecił naszym urzędnikom, by stosowali się do woli wyrażonej w decyzjach rosyjskich. To dlatego Tusk był głuchy na żądania PiS, by Polska przejęła choćby część postępowania. To dlatego premier milczał, gdy wskazywano mu, że Rosjanie łamią konwencję chicagowską i dlatego szybko zrezygnował z gromko zapowiadanych apeli o arbitraż ICAO. Konwencja chicagowska takie procedury przewiduje, ale to postępowanie nie było prowadzone według konwencji chicagowskiej, lecz według zarządzenia premiera Rosji. Więc oczywiście odwoływanie się do konwencji byłoby nieskuteczne i narażałoby tylko Polskę na kpiny: zdaliście się na dobrą wolę Rosji, to nie oczekujcie pomocy od organizacji międzynarodowych, bo sami z ich ochrony zrezygnowaliście. Podejmując taką decyzję, premier Tusk działał na szkodę państwa polskiego i powinien za to odpowiedzieć przed sądem. Szkody wyrządzone pamięci ofiar tej katastrofy, a także państwu polskiemu, są olbrzymie. Mówię zarówno o szkodach doraźnych, związanych z utrudnianiem wyjaśnienia przyczyn katastrofy, jak i o szkodach związanych z zachwianiem pozycji Polski na arenie międzynarodowej i podporządkowania długofalowym interesom politycznym i gospodarczym (gaz!) Rosji.
Jest też memorandum z 31 maja ubiegłego roku podpisane przez ministra Millera, legalizujące zawłaszczenie czarnych skrzynek przez Rosjan.
– Pan premier Tusk powinien odpowiadać przed sądem za działanie na szkodę państwa. Przedmiotem postępowania powinny być także jego matactwa prowadzące do dezinformacji i okłamywania społeczeństwa i Sejmu co do konwencji chicagowskiej i umowy z 1993 r., braku czasu na wypracowanie procedur, świetnej współpracy Rosji z Polską itp. Bulwersujące są nie tylko ówczesne działania premiera i jego rządu, ale także to, co mówili (i zresztą bez żenady mówią do dziś). Teza, że Władimir Putin to najwłaściwsza instancja do sądzenia Lecha Kaczyńskiego czy Anny Walentynowicz, że Putin uczciwie i bezstronnie oceni, jak doszło do tej katastrofy, jest tak niewiarygodnie bezczelna, że aż dech zapiera. Gdy premier mówił w Sejmie, że trzeba przecież zaufać rządowi rosyjskiemu, bo mógłby się poczuć dotknięty, zrozumiałem, że zostały przekroczone wszystkie granice i Polsce wypowiedziano bezwzględną wojnę. Dlatego nie zdziwił mnie przebieg dalszych wydarzeń i np. nazwanie bezczeszczenia krzyża heppeningiem. Trzeba sobie jasno zdawać sprawę: nie mamy tu do czynienia z zaniechaniem przez nieudolność czy pomyłką. Mamy do czynienia ze świadomym współdziałaniem z Rosją na szkodę państwa polskiego. Taki właśnie charakter ma też porozumienie podpisane 31 maja 2010 r. przez ministra Millera z przedstawicielem rządu Federacji Rosyjskiej. W jednym z punktów zostaje wyrażona zgoda na to, by czarne skrzynki pozostały w Rosji do końca postępowania sądowego. To oczywiste działanie na szkodę śledztwa. I wtedy polska prokuratura stwierdza, że nie ma dostępu do tego materiału dowodowego, bo zawłaszczyli go Rosjanie. A Rosjanie otrzymali je w wyniku umowy z rządem pana premiera Tuska! Prokurator Seremet oczywiście świetnie to wie. Ale nie słyszałem, by wystąpił w tej sprawie, wykazując bezprawność i szkodliwość dla śledztwa takich działań rządu. Przeciwnie, zamyka wątek działania osób trzecich, udając, że nie ma dostępu do materiału dowodowego, bo Rosjanie nie chcą oddać czarnych skrzynek. Nie bronię postępowania Rosjan, ale gros odpowiedzialności spada na postępowanie rządu i samej prokuratury. Tak to wygląda w wymiarze prawnym. W wymiarze politycznym i moralnym mógłbym tylko powtórzyć, że dawno już Polska nie widziała takiego zaparcia się przez najwyższych urzędników państwowych swoich obowiązków i przysięgi, jaką złożyli.
Do tej pory, jeśli chodzi o ministrów, prokuratura przesłuchała tylko Tomasza Arabskiego i Bogdana Klicha.
– Mam duży szacunek dla wysiłku i solidności pracy szeregowych śledczych i prokuratorów i nie należy obciążać ich odpowiedzialnością za polityczne decyzje podejmowane na górze. Ktoś musiał stale chronić premiera, ministra spraw zagranicznych czy prezydenta, którzy zapewne mają największą wiedzę o kulisach organizacji tej wizyty w Katyniu, o tajnych negocjacjach prowadzonych do ostatniej chwili, nawet w czasie lotu Tu-154, i oczywiście o zmowie łączącej dzisiaj tych ludzi z premierem Putinem. Nie jest to więc niedbalstwo ani też strach. Myślę, że prokuratura czuje się bezradna wobec siły politycznej rządzących. Mogliśmy to obserwować niedawno na dużo niższym poziomie, gdy prokurator nadrzędny unieważnił decyzję o postawieniu zarzutów wiceministrowi finansów. Cóż więc mówić o premierze?
Prokuratorzy rosyjscy nie mają jednak żadnych zahamowań, wiadomo już, że przesłuchają m.in. ministra Klicha. Czyżby stronie rosyjskiej bardziej zależało na wyjaśnieniu kulis wizyty z 10 kwietnia?
– Odbieram to jako wyraźną presję polityczną ze strony rosyjskiej. To część planu związanego z wymuszeniem dostosowania stanowiska polskiego do stanowiska rosyjskiego, tak jak zapowiedział to prezydent Miedwiediew po rozmowie z prezydentem Komorowskim w Warszawie. Że nie wyobraża sobie, by wyniki śledztwa polskiego były inne niż wyniki śledztwa rosyjskiego.
Prokuratura oddaliła hipotezę udziału osób trzecich, potocznie zwaną hipotezą zamachu. Jak Pan ocenia tę decyzję?
– Traktuję to jako decyzję polityczną, niemającą żadnego umocowania w materiale dowodowym, sprzeczną z zasadami uczciwego postępowania prokuratury i decyzję absurdalną, a przez to jawnie pokazującą zależność polityczną prokuratury. Jest bardzo wiele spraw związanych z wyjaśnieniem przyczyn i przebiegu katastrofy, w których śledczy nie zrobili nic albo prawie nic. Dotyczy to – przede wszystkim – wątków związanych z działaniem osób trzecich, awarią, zmową polityczną przeciw prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Uniemożliwianie rodzinom przeprowadzenia ekshumacji pokazuje, że w całej tej sprawie jest tajemnica, której prokuratura się domyśla albo nawet o niej wie i obawia się jej wyjaśnienia. Podobnie jest z badaniem zapisu skrzynki szybkiego dostępu, parametrów lotu (tzw. ATM). Ten zapis, pobrany z oryginału, jest od blisko roku w Polsce. Prokuratura nie chce go udostępnić ekspertom rodzin, tłumacząc swoją odmowę trwającymi wciąż podobno badaniami. Ale mimo tego prokuratura odrzuciła niektóre wątki śledztwa. Jak to możliwe, że wyklucza się wątek zamachu, nie mając ostatecznej analizy wyników badań zapisu skrzynki parametrów lotu? I jak można to zrobić, nie dokonując ekshumacji i nie badając ciał ofiar? Tak więc są obszary, gdzie prokuratura postępuje solidnie, i są takie – często nawet bardziej istotne dla sprawy – gdzie rozstrzyga polityka. Czarne skrzynki znajdują się w Rosji nie dlatego, że Rosjanie narzucili swoją wolę, ale dlatego, że minister Miller podpisał owo memorandum z 31 maja. I prokuratura od 31 maja 2010 roku doskonale o tym wie. Prokuratura rezygnuje z wątku zamachu, a jednocześnie uniemożliwia rodzinom przeprowadzenie ekshumacji ciał ich bliskich, tak samo nie godzi się na to, by to rodziny ofiar, które chcą w tym celu zatrudnić własnych ekspertów, mogły kopiować dane z ATM. I to mówi prokuratura, która od blisko roku ma te dane i ich nie ujawnia!
Kiedy powstawał zespół, któremu Pan szefuje, deklarował Pan, że będzie wnioskował o uzyskanie wszystkich wyników prac komisji, której przewodniczy minister Jerzy Miller. Ale do tego chyba daleka droga.
– Żeby zreferować wyniki naszych prac, trzeba by osobnego wywiadu, a nawet ich serii. Przygotowywana przez nas Biała Księga już ma kilkaset stron i zapewne będziemy musieli ograniczyć jej objętość, aby mogła spełnić rolę przystępnego przeglądu najważniejszych dokumentów dotyczących tragedii smoleńskiej. Za główne dokonania zespołu uważam, po pierwsze: obnażenie postawy zakłamania rządu Tuska, który od końca kwietnia miał dowody odpowiedzialności rosyjskiej. Dowody te ukrywano do grudnia – w ten sposób pozwolono na bezkarne oskarżenia obwiniające prezydenta Kaczyńskiego, pilotów i generała Błasika. Po drugie: udowodnienie, że za organizację wizyty i lotu odpowiedzialny był rząd premiera Tuska, a za procedury lądowania rosyjscy kontrolerzy lotu. Po trzecie: ujawnienie i demistyfikacja procedur, według których badano przyczyny katastrofy, i ukazanie odpowiedzialności rządu Tuska. Po czwarte: wykluczenie winy pilotów i wskazanie, iż przyczyną katastrofy mogła być albo awaria, albo działanie osób trzecich. W tej sferze pokazanie kulisów przetargu na flotę powietrzną i na remont Tu-154 jest niesłychanie ważne. Ostatnia sprawa to kulisy przejęcia władzy przez marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, określone przez ministra Andrzeja Dudę "zamachem stanu". Oczywiście wszystkie te ustalenia to efekt pracy i aktywności wielu osób i środowisk. Działanie zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej pokazuje w kraju i za granicą, że istnieje taki czynnik państwa polskiego, który nie jest podporządkowany administracji i niezależnie prowadzi badania obnażające odpowiedzialność Rosji i rolę rządu Donalda Tuska. Gromadzone przez nasz zespół świadectwa i ekspertyzy są istotnym materiałem dowodowym. Historia uczy, iż propaganda, choć bywa doraźnie skuteczna, przemija bez śladu. W ostateczności liczą się tylko fakty, dowody i prawda.
Dziękuję za rozmowę.”