Dziś D.Tusk dokonał w Strasburgu sensacyjnego odkrycia na skalę światową – odkrył Europę.
To nic, że dla siebie tylko. To nic, że miliony Słowian, Galów, Teutonów, Franków, Iberów przez setki lat nie miały nigdy żadnych wątpliwości co do jej istnienia i żyły w świadomości swej europejskości. Wszyscy, tylko nie on – Donald. Musiał – jak jaki niewierny Tomasz – doznać dotykając stopami parkietów brukselskich olśnienia, by ogłosić wszem i wobec, że oto właśnie on, Donald, osobiście Europę odkrył był.
Pewnie, że lepiej późno niż wcale ale…. gadanie "Mam w pamięci takie decyzje PE, które dawały wiarę i dawały poczucie sensu w Europie tym wszystkim, którzy o Europie mogli tylko marzyć" niezbyt dobrze świadczy o panu płemiełu. A dlaczego?
Otóż po pierwsze – pospolita płemiełska grandomania znów wyparła trzeźwość myśli i tak potrzebne ważenie – co, gdzie, kiedy może pozwolić sobie chlapnąć polityk rangi Tuska. Poszły również w las i instrukcje wielkosalonowego savoir vivre’u, przez lata wtłaczane mu do głowy przez zastępy pijarowców. I wyszło co wyszło – płemiełowi już za mało występować w imieniu 40 mln Polaków, dziś jako świeżo upieczony płezydent UE, choć nota bene tymczasowy posiadacz eurounijnego pucharu przechodniego, zawłaszcza sobie prawo wypowiadania się w imieniu milionów mieszkańców Europy jakby 120% europejczyków popierało twór, zwany UE w sytuacji, w której wielu europosłów ten twór co najwyżej toleruje.
Po drugie – po „polskość to nienormalność”, kolejne publiczne wyznanie Donalda padłe z jego ust, tym razem na forum europejskim, jest jednocześnie przyznaniem się do tego o czym marzył przez całe życie ale o czym nie wiedział. Marzył europejczykiem być i gdyby UE nie powstała to on Europy by nie odkrył, europejczykiem by nie został, żyłby bez wiary i sensu w kokonie polskiej nienormalności bez zielonego pojęcia, że poza jego grajdołkiem istnieje coś więcej. No, ale co z tego wynika? – spyta ktoś… Ano wynika to, że dziś puchar przechodni Europy dzierży niedouk i człowiek słabego charakteru i słabej wiary, który po stwierdzeniu, że polskość to nienormalność – jutro gdy mu coś w Brukseli nie wypali, gotów uznać, że europejskość to nienormalność… No co? Nie może tak być? Ależ może – po facecie uznającym Stefana od Ośmiu Kul za zupełnie normalnego, za to Kaczora za świra, ba – wariata, wszystkiego można się spodziewać.
Można by jeszcze potrzecić i poczwarcić ale po co? Cieszmy się, że po z górą pięćdziesięciu latach życia, po trudach walki z polską nienormalnością, po latach (zwłaszcza ostatnich czterech) sprowadzania Polski na tory normalności (zaczynają się za Medyką)), wreszcie marzenie Donalda Tuska się spełniło. Oto nareszcie wie, że jest 100-procentowym (a może nawet więcej) europejczykiem. Nie jakimś zapyziałym zaściankowcem, egzystującym na zapomnianej przez Boga i ludzi ziemi gdzieś między Bugiem i Odrą. Wreszcie jest KIMŚ. I to nie byle kim – jest europejczykiem !
Nareszcie płemieł może spać spokojnie, nie śnić koszmarów od kolebki prześladujących Doneczka oseska, chłopca w krótkich spodenkach, młodzieńca i Donalda dojrzałego mężczyznę, którego podczas mozolnej wspinaczki po szczeblach kariery, latami dręczyło pytanie – „kim właściwie jestem ?”.
Dziś pytany o to – już się nie zająknie.
– Kto ty jesteś?
– Jewro-Dońciek.
– Jaki znak twój?
– Gwiazdki, bączek.
– Gdzie ty mieszkasz?
– W Jełuropie.
– W jakim kraju?
– Ciiiii, jełopie !…
– Czym Jewropa?
– Trampoliną.
– Czym zdobyta?
– Wazeliną.
– Czy ją kochasz?
– Wielbię szczerze.
– A w co wierzysz?
– W euro wierzę.
– Czym ty dla niej?
– Podnóżkiem i sługą.
– Coś jej winien?
– Służyć wiernie długo.
************************
W tak podniosłym dla płemiełuTusku dniu w którym odkrył Europę, nie może obyć się bez prezentów. Dlatego niech będzie uprzejmy przyjąć w darze symboliczną tubkę wazeliny i w miejsce starych, zdartych w Moskwie nakolanników, nowe. By mu parkiety brukselskie podczas składania hołdów i wyklękiwania awansów zbyt kolan nie nadwerężyły…
widziane okiem skrzypka na dachu... Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart