Eksperyment przeprowadzony na wojskowym lotnisku w Powidzu wykazał, że przy podchodzeniu do lądowania na autopilocie bez systemu ILS przycisk „uchod” zadziałał prawidłowo i samolot wzbił się do góry. W Smoleńsku stało się odwrotnie.
Automatyczne odejście na drugi krąg znad lotniska bez systemu ILS, przy włączonej dalszej radiolatarni, zakończyło się powodzeniem podczas eksperymentu na samolocie Tu-154M nr 102. Obrońcy rosyjskiej wersji wydarzeń nie mają już więc żadnego racjonalnego argumentu, którym mogliby uzasadnić rozbicie się tupolewa pod Smoleńskiem.
Eksperyment przeprowadzony na wojskowym lotnisku w Powidzu wykazał, że przy podchodzeniu do lądowania na autopilocie bez systemu ILS przycisk „uchod” zadziałał prawidłowo i samolot wzbił się do góry.W Smoleńsku stało się odwrotnie.
Nie widząc ziemi, piloci na przepisowej wysokości 100 m podjęli decyzję o odejściu na drugi krąg, czyli o przerwaniu podchodzenia do lądowania. Z jakichś jednak względów maszyna zaczęła w błyskawicznym tempie opadać i po zetknięciu się z drzewami uderzyła w ziemię.
Rzekomy błąd pilotów, mający polegać na użyciu autopilota przy podchodzeniu do lądowania, zaczęto nagłaśniać, gdy upadła podstawowa teza Kremla i rządowych mediów mówiąca o naciskach na pilotów, którzy zostali zmuszeni do próby posadzenia maszyny. Kiedy stało się pewne, że załoga nie lądowała, na gwałt zaczęto doszukiwać się w jej decyzjach błędu, który mógłby zostać przedstawiony jako bezpośrednia przyczyna katastrofy.
Brak reakcji samolotu na decyzję pilotów o odejściu, spowodowany jakoby przez niewłaściwe użycie autopilota, wydawał się idealnym argumentem. Sprawa była na tyle skomplikowana technicznie, że nawet eksperci lotniczy nie umieli się na jej temat jednoznacznie wypowiedzieć, a załoga TU-154 z oczywistych względów nie mogła się bronić.
Kto bał się doświadczenia, które – jak wielu trafnie przewidywało – obaliło bezpodstawne zarzuty wobec załogi, czyniąc zarazem z raportu MAK bezwartościowy świstek papieru? 18 stycznia 2011 r. Tomasz Hypkize „Skrzydlatej Polski” mówił dziennikowi „Fakt”: „Przeprowadzenie symulacji odwzorowującej ten lot jest niemożliwe i niebezpieczne (…). Nie ma gwarancji, jak zachowa się samolot”.
Inny zwolennik kremlowskich tez, były pilot wojskowy Stefan Gruszczyk (który już w maju 2010 r. lansował kłamliwą tezę, że piloci lądowali), mówił w TVN: „Jestem zdziwiony, czego tak naprawdę ta komisja szuka”.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Sa-tylko-dwie-mozliwosci-albo-zamach-albo-awaria,wid,13336995,wiadomosc_prasa.html
Pamiętając o tym, że samolot był serwisowany przez Rosjan, w obu przypadkach oni ponoszą całkowitą winę za to co się stało, a dodatkowo stają się podejrzani o celowe wprowadzanie opinii publicznej w błąd poprzez przytaczanie fałszywych wniosków. Warto też pamiętać o polskich ekspertach i ich opiniach.
Jak w takim przypadku premier Polski mógł oddać dochodzenie w ręce osób odpowiedzialnych za tragedię?
Trybunał Stanu, to podstawa od której należy zacząć.
Prywatny przedsiebiorca z filozoficznym nastawieniem do zycia.