POLSKA
Like

AGENTURA W KOŚCIELE KATOLICKIM W POLSCE.

28/12/2023
107 Wyświetlenia
0 Komentarze
96 minut czytania
no-cover

SB

0


AGENTURA W KOŚCIELE KATOLICKIM W POLSCE.

WIELCY KAPELANI POLSKI ZBROJNEJ POMORDOWANI.

ICH DUCHOWNI ADWERSARZE – KONFIDENCI UB/SB.

W latach 50, minionego wieku liczbę duchownych katolickich, którzy uwikłali się we współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa, o c e n i ć
możn a na od kilkuset do tysiąca. Stanowiliby więc oni najwyżej 10 proc. liczby wszystkich polskich duchownych. Rok 1956 przy niósł kryzys, zbudowanej wcześniej dużym nakładem sił i środków, siatki agenturalnej w Kościele katolickim.

Jednak szybko zaczęła być ona odbudowywana przez Służbę Bezpieczeństwa. Przez kolejne 20 lat stopniowo się rozrastała, by w 1977 r. obejmować 2760 tajnych współpracowników z ogółu ponad 18 500 polskich duchownych. Liczba księży konfdentów sięgałaby więc wówczas nawet 15 proc. ogółu duchowieństwa.

CZAS WIELKIEGO WERBUNKU

Szczytowy okres rozrostu kościelnej agentury przypada na początek lat 80. ub. wieku, gdy Kościół ze względu na specyficzną posługę okresu stanu wojennego (mediacyjną, charytatywną etc.) zezwolił księżom na regularne kontakty z przedstawicielami komunistycznych władz, co ułatwiało SB werbunek nowych współpracowników. Ogółem współpracowało z antykościelnym IV departamentem MSW ponad 8 tys. osób, zarówno świeckich, jak i duchownych. Sieć agenturalna przeżyła ponowny kryzys w związku z zamordowaniem ks. Jerzego Popiełuszki w 1984 r., choć prawdopodobnie pod koniec lat 80. ponownie została przez SB odbudowana.

Skala uwikłania duchownych we współpracę z komunistyczny mi służbami specjalnymi jest też zróżnicowana terytorialnie – w niektórych diecezjach, gdzie agentura była szczególnie rozbudowana, z SB miał współpracować nawet co czwarty duchowny.

RÓŻNE UWARUNKOWANIA

Przy ocenie skali tej agentury trzeba jednak brać pod uwagę nie tylko liczbę współpracowników SB, ale także zróżnicowaną ich aktywność i skłonność do współpracy z bezpieką, jak również rozmaite ich usytuowanie wewnątrz struktur kościelnych.

Sama rejestracja danej osoby jako tajnego współpracownika czy kontaktu operacyjnego nie pozwala bowiem określić stopnia szkodliwości działań takiej osoby dla Kościoła, a także przydatności uzyskiwanych informacji dla SB. Ocena tego zagadnienia wymaga dalszych, systematycznych badań. Stosunkowo niewiele wiemy dotychczas m.in. o agenturze mającej infltrować tak ważne miejsca jak uczelnie katolickie – KUL i ATK, a także o wpływach SB na wyższych szczeblach hierarchii duchownej. Uczelnie katolickie i kurie biskupie, a także seminaria duchowne, znajdowały się pod szczególną presją PRL-owskich służb specjalnych. Wiemy na przykład, że w 1977 r. 43 wykładowców ATK i KUL współpracowało z SB.

Komuniści dysponowali też znaczącą agenturą wśród personelu kurii biskupich, a nawet pojedynczy biskupi współpracowali ze służbami specjalnymi. W obecnym stanie wiedzy nie można jednak wiarygodnie zweryfkować informacji dotyczących liczby członków Konferencji Episkopatu Polski uwikłanych w tego rodzaju działalność.

OCALONA NIEZALEŻNOŚĆ

Nawet jednak najbardziej pesymistyczne dane nie pozostawiają wątpliwości, że przygniatająca większość biskupów nigdy nie współ pracowała z organami wrogiego Kościołowi państwa i że Kościół polski jako całość pozostał instytucją niezależną od komunistycznej policji politycznej.

Ogółem potwierdzoną źródłowo skalę współpracy agentury komunistycznej wśród polskiego duchowieństwa (tj. od 10 do 15 proc. duchownych) należy uznać za stosunkowo niewielką, jeśli weźmie się pod uwagę skalę zaangażowanych przez władze komunistyczne środków ludzkich i materialnych, a także wytrwałość z jaką komuniści starali się szkodzić Kościołowi w Polsce i nim manipulować.

INWIGILACJA PRYMASA POLSKI KARD. STEFANA WYSZYŃSKIEGO

Przez trzy lata internowania (1953–1956) kardynał Stefan Wyszyński był
systematycznie inwigilowany przez osoby ze swego najbliższego otoczenia.

Szczególnie miało to miejsce w Stoczku Warmińskim i w Prudniku ( od 1953 do października 1955 roku),gdzie Urzą Bezpieczeństwa zamknął wraz z prymasem dwoje więźniów politycznych pozyskanych do współpracy – ks. Stanisława Skorodeckiego, pseudonim „Krystyna”i siostrę Marię Leonię Graczyk, pseudonim „Ptaszyńska” vel „Ptaszyna”. Ksiądz Skorodecki, który pełnił w tym czasie rolę kapelana i spowiednika prymasa, został zwerbowany najprawdopodobniej w więzieniu w Rawiczu, gdzie siedział od dwóch lat.

Siostra Graczyk, która prymasowi usługiwała, od 1951 roku siedziała w więzieniu w Grudziądzu i tam też zgodziła się na współpracę.

Ks. Skorodecki przed śmiercią w 2002 roku kategorycznie zaprzeczał, że był tajnym współpracownikiem UB. Być może on, jak i s. Graczyk byli przeświadczeni, że podjęli z UB finezyjną grę, która miała osłonić ich i prymasa. Jednak lektura odręcznie pisanych meldunków nie pozostawia wątpliwości, kim byli „Krystyna” i „Ptaszyńska” i jaka była ich rzeczywista rola wyznaczona im przez UB.

W archiwum IPN zachowało się 10 tomów donosów ks. Skorodeckiego i 3 tomy meldunków siostry Marii Leonii Graczyk. Nie zostały one dotychczas opublikowane.

PAMIĘTNIK NA ZAMÓWIENIE

To, co w 1993 roku wydał Mariusz P. Romaniuk jako donosy siostry Leonii Graczyk, jest w istocie jej pamiętnikiem, który siostra pisała również na polecenie funkcjonariuszy UB. Nie wiadomo, jaki cel przyświecał ubekom zlecającym sIostrze Leonii Graczyk pisanie i donosów i dziennika. Być może planowali wykorzystać pamiętnik –formę bardzo osobistą – do skompromitowania prymasa. Jeśli UB miał taki plan, to z jakichś powodów zarzucił go. Mistyfikacja udała się w tym sensie, że dziennik s. Leonii Graczyk funkcjonuje do dzisiaj jako jej donosy, a prawdziwe meldunki leżą w archiwum IPN.

PISAŁ CODZIENNIE

Urząd Bezpieczeństwa liczył na to, że meldunki dwojga TW, którzy przez dwa lata byli jedynymi towarzyszami izolacji prymasa, dostarczą cennej wiedzy o kardynale Stefanie Wyszyńskim, przeciwko któremu przygotowywano publiczny proces polityczny. Z tego punktu widzenia na pewno cenniejszym źródłem informacji był ks. Skorodecki. Po pierwsze dlatego, że miał on codzienny, stały kontakt z prymasem, a po drugie był bystrym obserwatorem i – jak wskazują donosy – sumiennym agentem. Pisał codziennie, po kilka, czasem kilkanaście stron, a nadzorcy co jakiś czas domagali się jeszcze bardziej szczegółowych relacji z rozmów z prymasem.

PODSŁUCHY

UB dysponował jeszcze jednym źródłem informacji – podsłuchami, które były zainstalowane w każdym z miejsc odosobnienia prymasa (w Stoczku były to „Truteń” I i „Truteń” II).

Funkcjonariusze UB porównywali informacje uzyskane z podsłuchów z treścią meldunków tajnych współpracowników. Codziennie wysyłali raporty do centrali w Warszawie, które trafały wprost na biurko dyrektora Departamentu XI MBP płk Karola Więckowskiego, a po reorganizacji resortu – mjr Stanisława Morawskiego, wicedyrektora Departamentu VI Komitetu do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego.
Ostatni rok izolacji prymasa, w Komańczy, był najłagodniejszy, gdy chodzi o dozór więzienny. Względna swoboda nie oznaczała, że UB nie wiedział, co prymas robi i z kim się spotyka.

ŹRÓDŁA Z KOMAŃCZY

W pokojach prymasa był założony podsłuch, w klasztorze UB miał tajnych współpracowników – zakonnicę o pseudonimie „B” oraz trzy źródła nazywane wspólnie „N”. Były to osoby świeckie, które czasowo mieszkały w klasztorze. O nastrojach mieszkańców wsi informowało UB kilku agentów, w tym miejscowy ksiądz o pseudonimie „P”.

Prymas domyślał się, jaką rolę u jego boku pełni ks. Skorodecki i sIostra Graczyk. Pewność musiał zyskać już w Komańczy, gdy przedstawiciele Kościoła, którzy go tam odwiedzali, poinformowali go, że zbiegły na Zachód w grudniu 1954 roku ppłk Józef Światło, wicedyrektor Departamentu X MBP, ujawnił na falach RWE, iż ksiądz i siostra są na usługach UB. nawet w czasie internowania w klasztorze w Komańczy.
Ksiądz prymas był stale podsłuchiwany i inwigilowany przez grup przez grupę agentów.

WYWIAD PRL PRZECIWKO STOLICY APOSTOLSKIEJ

Ujarzmienie Polski przez Związek Sowiecki w latach 1944 – 1945 umożliwiło komunistom skuteczniejszą walkę z Kościołem katolickim.

Celem komunistów, zarówno moskiewskiej centrali, jak i tu w Warszawie, było wykorzystywanie wielowiekowych związków Polski i Polaków ze Stolicą Apostolską w strategii walki z Kościołem. Stąd też Watykan, od początku istnienia Polski Ludowej, znalazł się na celowniku komunistycznych służb specjalnych.

TRUDNE POCZĄTKI

Początki działań operacyjnych wymierzonych w Stolicę Piotrową sięgają okresu stalinowskiego. Samodzielna rezydentura wywiadowcza (Departamentu VII MBP) w Rzymie powstała w 1951 r. Początkowo zajmowała się ona głównie rozpracowywaniem polskiego duchowieństwa na terenie Watykanu. Działania te oceniano jednak jako mało skuteczne.

Dlatego też w połowie lat 50. centrala wywiadu PRL uznała, że kluczem do penetracji agenturalnej Stolicy Apostolskiej powinna być tzw. krajowa baza werbunkowa. Już wówczas pierwsza grupa zwerbowanych w kraju duchownych została przerzucona do Włoch z podstawowym celem – „dotarcia do Watykanu lub jego agend”.

Na przełomie 1957 i 1958 r. komuniści wytypowali do systematycznegorozpracowania kilka instytucji watykańskich: Sekretariat Stanu, Kancelarię Apostolską, trybunały papieskie, kolegia watykańskie posiadające ściślejsze powiązania z Kościołem w Polsce. Począwszy od 1958 r. centrala wywiadu przerzucała na Zachód od pięciu do ośmiu agentów rocznie z zadaniem rozpracowania Stolicy Apostolskiej.

W CIENIU MILLENIUM

W latach 60. szczególnie wroga Kościołowi ekipa Gomułki zintensyfikowała działania na odcinku watykańskim. W znaczący sposób poszerzyła zakres „obiektów”, do których rozpracowania dążyła. Poza wymienionymi wcześniej instytucjami w kręgu
zainteresowania Departamentu I MSW znalazły się m. in. Święte Oficjum, Kongregacj Kościoła Wschodniego, Papieska Komisja dla Rosji, Rota Rzymska, kurie generalne zakonów benedyktynów, jezuitów, franciszkanów i dominikanów. Rozbudowa aparatu wywiadowczego w Watykanie przyniosła pierwsze rezultaty już podczas obrad Soboru Watykańskiego II.

Centrala komunistycznego wywiadu zdobyła w tym czasie „setki informacji i dokumentów”, z których najważniejsze dotyczyły „przygotowań przebiegu i końcowych postanowień Soboru”, „działalności Wyszyńskiego i biskupów polskich”, „wymiany listów z episkopatem Niemiec”, „przebiegu rozmów Wyszyńskiego w Watykanie, planów milenijnych episkopatu polskiego w kraju i za granicą”.

EPOKA GIERKA

Wraz z dojściem do władzy Gierka rozpracowanie Watykanu nie ustało. Wręcz przeciwnie. Zadaniem rezydentury rzymskiej Departamentu I MSW było wówczas rozpoznanie intencji papieża Pawła VI w stosunku do bloku sowieckiego. Wywiadowców interesowała szczególnie sprawa ewentualnego zbliżenia na linii Watykan–PRL.

W tym czasie działania wywiadu PRL zaowocowały werbunkiem cennych agentów usytuowanych w najważniejszych instytucjach watykańskich. Dzięki nim komuniści zdobyli m.in. stenogramy i notatki z rozmów papieża z władzami francuskimi, amerykańskimi, dokumentację z przebiegu kapituł generalnych ważniejszych zakonów działających w Polsce(jezuitów, franciszkanów, werbistów, pallotynów i innych).

PAPIEŻ POLAK

Zupełny przełom w działaniach wywiadu stanowił wybór kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową w 1978 r. Konsternacja na szczytach władzy PRL nie spowodowała jednakże wygaśnięcia działalności wywiadu przeciwko Watykanowi. Wydział III Departamentu I MSW, w którego gestii, znajdowała się Stolica Apostolska, postanowił wykorzystać w swoich działaniach fakt, że Jan Paweł II otacza się rodakami i awansuje
w Rzymie wielu Polaków.

Dla wywiadu była to niepowtarzalna okazja dla tzw. plasowania agentury, przerzucanej z kraju do Watykanu.

Podjęte wspólnie z Departamentem IV MSW działania szybko zaowocowały dopływem wielu cennych informacji z najbliższego otoczenia Papieża.

Komunistów interesowało praktycznie wszystko – stosunek Jana Pawła II do „Solidarności”, reakcje na wprowadzenie stanu wojennego i zabójstwo ks. Popiełuszki, możliwość wykorzystania osoby Papieża, jako pośrednika w rozmowach z administracją Reagana, by ten wycofał się z sankcji nałożonych na PRL, a nawet kwestie dotyczące zadłużenia PRL i stosunku do Okrągłego Stołu.

Była to przede wszystkim zasługa rzymskich rezydentów Departamentu I MSW o kryptonimach operacyjnych „Canto” (1975–1980), „Bralski” (1980–1984), „Dis” (1984–1988) oraz „Irt” (1988–1990), którzy w znaczący sposób rozbudowali sieć świadomych
i nieświadomych informatorów wywiadu w Watykanie.

Wystarczy dodać, że tylko w 1989 r. Wydział III Departamentu I MSW zwerbował 38 osobowych źródeł informacji, które wykorzystywano w działaniach przeciwko Stolicy Apostolskiej.

UPADEK…

Budowany przez lata komunistyczny aparat wywiadowczy walczący z Kościołem runął niczym domek z kart w 1989 r. Funkcjonariusze Departamentu I MSW z przerażeniem zauważyli wówczas, że nastąpiło „znaczne kurczenie się podstaw werbunkowych mogących mieć zastosowanie wobec kleru” oraz „daje się zauważyć ze strony kleru nonszalanckie podejście do SB i swego rodzaju arogancję”.

Tak kończyło się prawie półwiecze przestępczych działań wywiadu PRL przeciwko Stolicy Apostolskiej, które wciąż czekają na sprawiedliwy osąd historii.

AGENT LITERAT

PROWOKACJA PRZECIWKO BISKUPOWI KACZMARKOWI

Ksiądz dr Leonard Świderski (informator„ IWA”) należał do grona najsłynniejszych księży współpracowników bezpieki z czasów PRL.

Władze komunistyczne dysponowały jego usługami przez wiele lat. Ciosy w zwalczaniu Kościoła wymierzone były głównie w hierarchów.

Ks. Świderski był osobistym wrogiem ordynariusza kieleckiego bp. Czesława Kaczmarka. Obaj duchowni pochodzili z diecezji płockiej. Kiedy we wrześniu 1938 r. ks. Kaczmarek obejmował biskupstwo w Kielcach, nie śmiał odmówić prośbie abp. Juliana Nowowiejskiego i zabrał ze sobą skompromitowanego moralnie Świderskiego.

Powierzył mu stanowisko kanclerza kurii. Po kilku latach bp Kaczmarek mianował ambitnego księdza z dwoma doktoratami proboszczem w wiejskiej parafi na krańcu diecezji.

Po wojnie komuniści liczyli bardzo na współpracę księży „skrzywdzonych” przez biskupów. Obserwacja zachowań ks. Świderskiego nie dawała zrazu nadziei, gdyż odnotowano szereg kroków wrogich ludowemu państwu. A to krytykował świadczenia rzeczowe ludności, gdyż „idą w nieodpowiednie miejsce”, a to „wystąpił przeciw Armii Czerwonej, która niszczy Polskę”.

„ZIELONY ZESZYT”

Metamorfoza nadeszła wraz z pogłębianiem się stalinizmu. Ks. Leonard Świderski – od maja 1949 r. informator „Iwa” – uczestniczył w zakulisowych akcjach komunistów. Oficjalnie jego osoba nie była specjalnie eksploatowana. Pełnił drugorzędną rolę w Zarządzie Wojewódzkim „Caritas”, upaństwowionej w 1950 r. organizacji charytatywnej Kościoła. W pokazowym procesie bp. Kaczmarka nie został wykorzystany nawet w roli świadka, ale jego „Zielony Zeszyt” był jednym ze środków w łamaniu oskarżonego.

W maju 1954 r. komuniści „wytypowali” kandydaturę ks. Leonarda Świderskiego na rektora Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach. W awansie przeszkodził miejscowy sufragan.

W stalinizmie próba kompromitacji biskupa Kaczmarka jako polityka nie powiodła się. Po paru latach Gomułka postanowił niepokornego ordynariusza z Kielc wyeliminować za pomocą kompromitacji moralnej.
W 1959 r. uaktywniono współpracę z TW „Iwa”. Na polecenie samego Biura Politycznego KC PZPR rozsyłano m.in. księżom i klerykom diecezji wspomniany już „Zielony Zeszyt”.

W obrzydliwym paszkwilu ks. Świderski oskarżał bp. Kaczmarka o niemoralny tryb życia, zwłaszcza o liczne romanse. Prowokacja nie powiodła się, gdyż wiele osób wymienionych w tekście jako rzekomi świadkowie oskarżyło ks. Świderskiego o oszczerstwo.

W styczniu 1961 r. autor paszkwilu został zasuspendowany i obłożony karą ekskomuniki. Brutalna rozgrywka z wykorzystaniem także innych tekstów Świderskiego z serii „Oglądały oczy moje” przyspieszyła moment śmierci bp. Kaczmarka.

KARDYNALSKIE AMBICJE

Ks. Leonard Świderski był systematycznie rozpracowywany przez UB od 1946 r. Kontaktem poufnym bezpieki został „dobrowolnie” na podstawie „materiałów kompromitujących (natury moralnej)”. Złożył deklarację, że jest „zwolennikiem demokracji ludowej” i opisze w pamiętniku krzywdy wyrządzone mu przez biskupów. Formalnego zobowiązania o współpracy nie podpisał, gdyż z takowej zrezygnowano.

Odbywał spotkania z ubekami, składał donosy. Szczegóły gry uzgadniał podczas bezpośrednich rozmów, m.in. w Warszawie ze słynną płk NKWD Julią Brystygierową („Krwawą Luną”) W jednym z listów pisał: „pragnąłbym […] przedstawić Pani pewne konkretne propozycje”. Dla oficerów bezpieki niezwykle ważne były jego niesłychane ambicje i pycha: „chciałby w przyszłości osiągnąć kapelusz kardynalski i dla tego celu mógłby poświęcić wszystko”.

Najistotniejsze przysługi oddał komunistom po 1959 r. Kontaktował się nie tylko z lokalnymi esbekami, ale także z centralą MSW i Urzędem do Spraw Wyznań.

KORESPONDENCJA

Do dyrektora Wydziału do Spraw Wyznań w Kielcach Stefana Jarosza pisał w styczniu 1961 r. per „Szanowny i Kochany Panie Naczelniku”. Ulokowany w Przysiece w Jeleniogórskiem – po suspensie– dziękował za „śliczny” dom i opiekę. Korzystał z niej niemal do końca swego życia, pozostając poza stanem duchownym. Zmarł w 1991 r., nie pojednawszy się z Kościołem, któremu tak bardzo w PRL zaszkodził.

BEZPIECZNIACKIE ATAKI NA KAROLA WOJTYŁĘ KAROL WOJTYŁA NA CELOWNIKU

Komunistyczna bezpieka zgromadziła nie dającą się zliczyć ilość doniesień, na Karola Wojtyłę. Niepodobna też ustalić wszystkich tych, którzy je złożyli. Jedno jest pewne – najskuteczniejsi konfidenci pochodzili z Małopolski, z macierzystej archidiecezji ks. Karola Wojtyły.
Za sprawą konfidentów bezpieka uzyskiwała informacje, jakich funkcjonariusze osobiście nie mogliby zdobyć. Zainstalowanie podsłuchu pokojowego wymagało czasu, przygotowań, rozpoznania miejsca. Podsłuch telefoniczny był dobrym źródłem informacji, jednak ograniczonym z uwagi na jego ówczesne zastosowanie w stacjonarnych aparatach telefonicznych.

„BIAŁY”, „PERŁA”, „ARES”

Jedną z pierwszych osób, które były wykorzystywane przez funkcjonariuszy krakowskiego UB, był informator/agent o ps. „Biały”, czyli Lesław Petecki, kolega Wojtyły ze studiów polonistycznych. Jego możliwości były jednak ograniczone, a współpraca została przerwana w 1954 r. po skazaniu Peteckiego za przestępstwa gospodarcze. Liczne talenty, zainteresowania i pasje ks. Karola Wojtyły, w połączeniu z towarzyską naturą, powodowały, że równolegle działał w wielu środowiskach. Bezpieka starała się zdobywać informacje ze wszystkich z nich.

Kontaktom ks. K. Wojtyły z Mieczysławem Kotlarczykiem, dyrektorem Teatru Rapsodycznego w Krakowie, przypatrywała się uważnie w pierwszej połowie lat 50. informator ps. „Perła” – czyli Helena Gawlik – sekretarka teatru. W środowisku „Tygodnika Powszechnego” działał TW „Ares” – Tadeusz Nowak, dyrektor administracyjny tego pisma.

WOKÓŁ BISKUPA

Jednak kluczowe informacje pochodziły od duchownych – nabrały one dla bezpieki szczególnego znaczenia po uzyskaniu przez ks. Karola Wojtyłę sakry biskupiej. Opinie krążące wśród duchowieństwa o biskupie przekazywał TW „Doktor”/„Doktór” – ks. Władysław Woczyński; o kierunkach wyznaczanej księżom pracy duszpasterskiej oraz o zarządzaniu archidiecezją informowali m.in.: TW „Żagielowski” – ks. Władysław Kulczycki, TW „Rosa” – ks. Józef Szczotkowski, TW „Brodecki” – ks. BolesławSaduś, TW „Szum” – ks. Stanisław Główka, TW „Włodek” – o. Dominik Michałowski z opactwa w Tyńcu (zob. artykuł „18 tomów donosów”).

Szczególną wartość dla krakowskiej bezpieki mieli jednak TW „Marecki” – ks. Mieczysław Satora oraz TW „Zbyszek”/„Karol” – czyli Julian Polan-Haraschin. Pierwszy z nich, który dzięki przeprowadzonej kombinacji operacyjnej został najbliższym sąsiadem bp. Karola Wojtyły, przekazał bezpiece plany mieszkania biskupa oraz pomieszczeń kurialnych z dokładnym rozmieszczeniem sprzętu (co było niezbędne przy planowaniu założenia podsłuchu pokojowego).

Raportował, kiedy biskup planuje urlop, gdzie będzie wyjeżdżał, kiedy wracał, kto go odwiedza… Z kolei drugi, Julian Polan-Haraschin, będąc szwagrem ks. Franciszka Macharskiego, wykorzystywał do pozyskiwania poufnych informacji rodzinne zaufanie.

Informacje z donosów dotyczących ks. Wojtyły mają dziś wymiar nie tylko faktografczny. Dowodzą one niestrudzonego wysiłku kapłana w pogłębianiu niezależności Kościoła krakowskiego od władz reżimu. Świadczą o jego niezłomności i wierności Kościołowi – na drugim biegunie sytuując tych, którzy Kościół zdradzili.

DAWID Z GOLIATEM

Prowadząc walkę z Kościołem katolickim, aparat bezpieczeństwa starał się pozyskać

współpracowników w instytucjach kościelnych.

Jednym z pracowników pozyskanych przez bez piekę spośród duchowieństwa diecezji

przemyskiej był ks. dr Dominik Bialic TW „Dawid”, wieloletni wykładowca seminarium duchownego w Przemyślu. Z zawiązanych z SB w końcu lat 50. więzów zależności kapłan ten nie uwolnił się aż do swojej śmierci w 1987 r.

DROGA KAPŁANA

Ks. dr Dominik Bialic urodził się w 1912 r. w Błażowej, tam też ukończył gimnazjum. Następnie wstąpił do seminarium duchownego w Przemyślu. Święcenia kapłańskie przyjął w 1936 r., a następnie do 1939 r. studiował w Innsbrucku. Po powrocie do Polski był kapelanem bp. Franciszka Bardy, potem wikariuszem w Strzyżowie i Żurawicy. Od 1944 do 1950 r. był katechetą w Przemyślu, od 1952 r. profesorem WSD w Przemyślu. W 1959 został kanonikiem kapituły przemyskiej. Był członkiem Komisji Konferencji Episkopatu Polski ds. Misji oraz pełnił obowiązki notariusza Sądu Duchownego, kustosza Muzeum Diecezjalnego. W 1975 r. mianowany został kapelanem Ojca Świętego Pawła VI, a w 1976 r. prowikariuszem biskupa ordynariusza w okresach nieobecności biskupów przemyskich. Był autorem szeregu artykułów z zakresu teologii.

„NOWE POWOŁANIE”

Zwerbowany został do współpracy w październiku 1959 r. przez mjr. Mieczysława

Kalembę oraz por. Henryka Zamojskiego „na podstawie lojalności poprzez stopniowe

pozyskiwanie do współpracy”. Do pierwszego spotkania z ks. Bialicem doszło w lutym 1959 r. w budynku KM MO w Przemyślu. Pretekstem do tej wizyty było zgubienie przez ks. Bialica dowodu osobistego. Do października 1959 r. funkcjonariusze SB odbyli z nim pięć spotkań. Trzy z nich miały miejsce na terenie Krakowa. Nie pobrano od niego zobowiązania do współpracy. Nadano mu ps. „Dawid”. Z obawy przed zdradzeniem współpracy z SB przyjęto, iż informacje będzie składał w formie ustnej. Na przełomie 1960/1961 miał otrzymać od oficerów SB dwa prezenty rzeczowe (pióro marki „Parker” oraz paczkę z produktami delikatesowymi wartości 987zł). W 1962 r. oficerem prowadzącym „Dawida” został ppłk Ryszard Filipczyk.

W RESTAURACJI

W latach 1965–1966 TW „Dawid” próbował unikać kontaktów z funkcjonariuszami SB. Kolejne spotkanie z nim odbyło się w 1967. W 1970, jak wynika z dokumentacji

SB, unikał kontaktów, robił to próbując zasłaniać się brakiem czasu. W celu

zintensyfkowania współpracy użyto wobec niego gróźb i szantażu. Ponowny kontakt z TW „Dawid” nawiązali w lipcu 1972 r. ppłk Zenon Płatek oraz kpt. Czesław

Niemczyński, który został jego oficerem prowadzącym. Początkowo w spotkaniach uczestniczył także ppłk Zenon Płatek. W kwietniu 1973 r. funkcjonariusze

SB spotkali się z TW „Dawidem” w jednej z restauracji na terenie Krakowa. W trakcie

spotkania wykonano potajemnie szereg fotografii, które w przyszłości posłużyć miały

do szantażowania go w przypadku próby zerwania współpracy.

W 1973 r. TW „Dawid” został przekazany kpt. Stanisławowi Syzdkowi, a w 1977 r. kpt.

Dionizemu Gondkowi. Spotkania z nim odbywały się w mieszkaniu księdza. W ocenie kpt. Gondka informacje przekazywane przez „Dawida” stanowiły tylko część informacji, jakie posiadał odnośnie kurii biskupiej i WSD.

Informacje te były jednak dla SB cenne, zawierały m.in. opinie kurialistów dotyczące

spraw bieżących, informacje o przebiegu

kongregacji, charakterystyki niektórych duchownych, ocenę działalności bp. Ignacego Tokarczuka. W 1984 r. polecono funkcjonariuszom SB kontynuować współpracę

z TW „Dawidem”. Prawdopodobnie trwała ona aż do śmierci ks. Bialica w 1987 r.

AGENTURALNY DUET

Wprawadzenie dwójki agentów do kierownictwa Chrześciańskiej Służby Wyzwolenia

Narodów, założonej w Carlsbergu (RFN) przez ks. Franciszka Blachnickiego, było

sukcesem wywiadu PRL. Andrzej i Jolanta Gontarczykowie chali z z opinią radykalnych działaczy antykomunistycznych zaangażowanych w działalność opozycyjną Polski w stanie wojennym oraz lokalnych liderów „Solidarności”.

To ułatwiło im zdobycie zaufania na Zachodzie.

„AKTYWIŚCI” „SOLIDARNOŚCI”

Andrzej Gontarczyk był nawet członkiem Krajowej Komisji Filmu „Solidarności”, a jego żona, doktor socjologii, doradcą łódzkiego Zarządu Regionu oraz szefową Komisji Zakładowej w Instytucie Kształcenia Nauczycieli. Oboje utrzymywali kontakty z działaczami KSS KOR, KPN, a później „Solidarności Walczącej”. Gontarczyk za rozlepianie ulotek w stanie wojennym w kinie (pracował w Okręgowym

Przedsiębiorstwie Rozpowszechniania Filmów) został usunięty z pracy. Kłopoty miała także jego żona i tym tłumaczyła decyzję emigracji do RFN. Jej rodzina była pochodzenia niemieckiego, co ułatwiało załatwienie zgody na stały tam pobyt. Andrzej Gontarczyk, socjolog z Łodzi, do współpracy z SB został zwerbowany w 1974 r. pod pseudonimem „Yon”. Jego pozyskanie miało na celu prowadzenie działań operacyjnych na terytorium RFN. Później, gdy zaangażował się w działania opozycyjne, rozpracowywał także środowiska dysydenckie oraz łódzką „Solidarność”. W 1977 r. Andrzej Gontarczyk pomógł zwerbować SB swoją żonę, która otrzymała pseudonim „Panna”. Jako nauczyciel akademicki, doktor socjologii, Jolanta Gontarczyk była wykorzystywana przy zbieraniu informacji o pracownikach naukowych oraz ludziach ze środowisk opozycyjnych. Oboje byli prowadzeni przez Wydział III, zajmujący się zwalczaniem przeciwników politycznych. Gdy złożyli

wniosek o stały wyjazd do RFN, zostali w czerwcu 1982 r. pozyskani do współpracy z wywiadem PRL. Po przeszkoleniu w zakresie pracy operacyjnej, na początku listopada 1982 r. zostali przerzuceni za granicę. Formalnie wyjazd nastąpił w ramach akcji

łączenia rodzin. Głównym celem ich wywiadowczej działalności miały być emigracyjne struktury „Solidarności”, Radio „Wolna Europa” oraz polskie środowiska polityczne na obczyźnie. Sprawę przygotowywał i nadzorował kpt. W. Dorantowski, inspektor

Wydziału XI Departamentu I MSW. Decyzję wyrażającą zgodę na ich wyjazd do RFN podjął zastępca szefa wywiadu PRL płk Bronisław Zych.

W Carlsbergu w RFN otrzymali nowe zadanie. Na początku 1984 r. agenci na polecenie centrali nawiązali kontakt z ks. Blachnickim, który po okresie półrocznej weryfkacji zaprosił ich do pracy w ośrodku w Carlsbergu. Ks. Blachnicki był wówczas jednym z najbardziej atakowanych przez władze PRL kapłanów ze względu na rosnącą siłę ruchu oazowego w Polsce oraz radykalny program odnowy życia publicznego

w Polsce i Europie Wschodniej. Pod koniec 1984 r. Gontarczykowie przeprowadzili się z Düsseldorfu do Carslbergu, gdzie wówczas mieściło się Międzynarodowe

Centrum Ewangelizacji Światło – Życie. Przedstawiali się wówczas jako gorliwi katolicy i bezkompromisowi działacze antykomunistyczni. Jolancie udało się nawet w czerwcu 1985 r. stanąć na czele Chrześciańskiej Służby Wyzwolenia Narodów, a

Andrzej został szefem drukarni w Carlsbergu. Ks. Blachnicki ufał im, choć część jego współpracowników ostrzegała przed nimi. Gontarczykowie przekazywali informacje o działalności ks. Blachnickiego, zwłaszcza o jego kontaktach z biskupami w Polsce oraz ruchem oazowym. Zostali zdemaskowani w lutym 1987 r. przez działaczy „Solidarności Walczącej”, którzy dotarli do dokumentów rejestracyjnych Gontarczyków.

W archiwum MSW. Andrzej Wirga, działacz „Solidarności Walczącej” w RFN, poinformował o wszystkim ks. Blachnickiego. 27 lutego 1987 r. ks. Blachnicki przeprowadził burzliwą rozmowę z agentami, wkrótce później zasłabł

i skonał. Gontarczykowie szkalowali ks. Blachnickiego także po jego śmierci, oczerniając go m.in. w listach do ośrodków kościelnych. Gdy atmosfera podejrzeń wokół nich narastała, zdecydowali się na ucieczkę. Nie wrócili z wakacji

w Jugosławii, ale stawili się na granicy z Węgrami, skąd w kwietniu 1988 r. odebrał ich wysoki ofcer wywiadu PRL płk Henryk Bosak. Po powrocie w Warszawie brali udział w medialnej nagonce na ks. Blachnickiego i ruch oazowy, inspirowanej przez SB, a realizowanej przez prasę i telewizję. Po 1989 r. Jolanta Gontarczyk zrobiła karierę polityczną w SLD, była m.in. wicemarszałkiem województwa mazowieckiego,

a w 2004 r. kierowała Departamentem Administracji Publicznej MSWiA.

UCIECZKA Z ICH SIDEŁ

Współpraca ludzi Kościoła z bezpieką rodziła wiele rozterek moralnych, które niekiedy prowadziły do przełamania słabości i odważnej decyzji zerwania kontaktów z UB/SB.

Pierwszym momentem skłaniającym do refleksji była chwila podpisania zobowiązania zwerbowanego lub otrzymania zlecenia pierwszego zadania operacyjnego. Niektórzy kategorycznie odmawiali współpracy krótko po zobowiązaniu się do donoszenia. Tak było na przykład z księdzem informatorem o ps. „Bystry”, który zaraz po werbunku stanowczo odmówił współpracy. Również przy późniejszym kilkakrotnym

nawiązywaniu z nim kontaktów twierdził, że „sumienie nie pozwala mu na współpracę

z bezpieką” i „woli raczej iść do więzienia, niż być informatorem UB”. Z kolei jeden

z księży z Rzeszowa (informator ps. „Józef”).

Wkrótce po werbunku napisał list do UB, że współpracować nie chce i zobowiązuje się

do milczenia. To spowodowało rezygnację z jego „usług”. Powoływanie się na kon?ikt

sumienia było zresztą stosunkowo częstym motywem zrywania więzów z bezpieką przez duchownych. Szczególnie dotyczyło to tych zwerbowanych metodą szantażu. Na przykład informator ps. „Jot”, zwerbowany po aresztowaniu w sprawie tzw. kurii krakowskiej, podpisał w więzieniu zobowiązanie do współpracy. Po wyjściu na wolność tak usilnie unikał kontaktu z UB, że „w celu uniknięcia spotkania z pracownikiem nie przychodził na noc do mieszkania, a nawet zdradzał tendencje

do dekonspiracji”. Inny duchowny, tym razem z diecezji katowickiej, od chwili zwerbowania kategorycznie odmawiał współpracy z UB. Doszło do tego, że gdy „udano się do niego do mieszkania w celu odbycia z nim spotkania wywołał awanturę krzyczał, że bandyci chcą go zabić, udawał wariata” i od tego zdarzenia

ukrywał się przed nachodzącymi go funkcjonariuszami UB.

WYŚLIZGIWANIE SIĘ

Niekiedy uświadomienie sobie charakteru uwikłania się w niejasne relacje z bezpieką

zajmowało sporo czasu. Trudniej wówczas było zdobyć się na stanowcze „nie”. Najczęściej „wycofywanie się” polegało na unikaniu spotkań z funkcjonariuszami UB/SB, grzecznym przesuwaniu terminów kolejnych „widzeń”, czy słabym wykonywaniu zleconych zadań. Dobrym momentem do zaprzestania

kontaktów była zmiana placówki duszpasterskiej czy wymiana funkcjonariusza

„prowadzącego”.

SPOWIEDŹ AGENTA

Najprostszą metodą zerwania kontaktów z bezpieką okazywała się jego dekonspiracja.

W momencie ujawnienia swych związków z UB/SB tajny współpracownik stawał się bezużyteczny. Znane są przypadki, gdy agent podczas spowiedzi wyznał swój „grzech zdrady” i powiadomił o tym fakcie funkcjonariusza bezpieki. Już samo podejrzenie takiej formy dekonspiracji było groźne dla aparatu bezpieczeństwa. Na przykład z sieci współpracowników UB wyeliminowano brata zakonnego (informator o ps. „Bogdan”) z zakonu jezuitów w Szczecinie w wyniku podejrzeń, że „zdradził tajemnice o współpracy podczas spowiedzi”. Związki z bezpieką przeciąć mogło już samo

powiadomienie o tym fakcie przełożonych. Rzadko jednak potencjalni kandydaci na agentów, jak też sami zwerbowani, powoływali się na zakazy kontaktów z funkcjonariuszami wydawane przez biskupów. Powyżej zaprezentowane przypadki

dowodzą, że można było wywikłać się z zastawionych przez UB/SB sieci. Potrzeba było jednak silnej woli, determinacji, a czasem i sprytu.

GRA ZE ŚWIECKIMI

„Osoby świeckie kontaktujące się z klerem” – tak sklasyfikowano sporą część współpracowników bezpieki wykorzystywanych do zwalczania Kościoła

katolickiego w PRL.

TW „Dąbrowski”, świecki, blisko współpracujący z w Katowicach z kurią diecezjalną w Katowicach w pierwszych latach dekady gierkowskiej informował SB

o przygotowaniach do kolejnego Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej. W tym samym

czasie inny tajny współpracownik – student – uczestniczył w Warszawskiej Pieszej

Pielgrzymce po to, by niemal codziennie informować oficera prowadzącego o zauważonych nadużyciach ze strony pątników.w różnych środowiskach

Z kolei TW „Wiśniewski” relacjonował w lutym 1985 r. przebieg spotkania z redaktorem Zdzisławem Szpakowskim, działaczem KIK-u i „Solidarności” – internowanym w stanie wojennym – który opowiadał o gen. Leopoldzie Okulickim, zamordowanym podstępnie przez Sowietów: „Z uwagi na przerwę wakacyjną i nieorganizowanie zebrań, zleciłem TW „zaglądanie” do Klubu i nawiązywanie kontaktów z członkami Zarządu pełniącymi dyżury. Chodzi o zdobywanie

zaufania Wielowieyskiego i Strzeleckiego” – pisał w notatce służbowej oficer prowadzący „Wiśniewskiego”. 20 lat wcześniej inny agent,

działacz zarządu KIK warszawskiego, przekazywał precyzyjne dane dotyczące np. opinii Tadeusza Mazowieciego na temat Prymasa Polski czy też na temat napięć między Jerzym Braunem a większością klubowiczów. Charakteryzował poszczególne osoby: Janusza Zabłockiego, Bohdana Cywińskiego. Kolejni

agenci byli wykorzystywani do rozpracowywania spotkań oazowych czy – już w latach 80.– ks. Franciszka Blachnickiego, który działając w Carlsbergu (w Niemczech), utrzymywał kontakt z ludźmi „Solidarności’ w kraju.

DLA DEZINTEGRACJI

Agentura świecka donosiła zarówno na świeckich w Kościele, jak i na księży, na kurie biskupie – jak w przypadku TW „Ares” – który jednocześnie pracował w „Tygodniku

Powszechnym”, jak i w administracji kościelnej w Krakowie. Agentura świecka prowadzona przez Departament IV i jego terenowe odpowiedniki otrzymywała rozliczne zadania, a przede wszystkim była cennym źródłem informacji dla bezpieki o rzeczywistych relacjach w Kościele, do którego funkcjonariusze nie byli w stanie dotrzeć bezpośrednio, tak blisko. Informatorzy przekazywali informacje, które mogły służyć dezintegracji danego środowiska, np. budującego wraz z kapłanem

świątynię bez zgody władz. Ks. Czesław Sadłowski ze Zbroszy Dużej był otoczony z jednej strony wspólnotą wiernych, solidarną z nim aż do zwycięstwa, ale równocześnie informatorami (także duchownymi). Dzięki ich relacji możemy dziś poznać bohaterstwo tego kapłana. Agenci byli cenniejsi niż obserwacja bezpośrednia, podsłuchy i wybiórcze lustrowanie korespondencji. Dawała bezpiece wiedzę, bądź jej pozór, o działaniach aktywnych duszpasterzy, kurialistów, czy opiniach

panujących wśród Episkopatu Polski, proboszczów, w końcu wśród ugrupowań katolickich, koncesjonowanych: KIK-ach, Polskim Związku Katolicko-Społecznym czy też w Stowarzyszeniu PAX. Czasem, jak w przypadku agentury tkwiącej w PZKS, w latach 1982–1984, była ona wykorzystywana do skomplikowanych gier operacyjnych, w tym przypadku prowadzących do wyeliminowania z kierownictwa związku zwolenników Janusza Zabłockiego. Ten ostatni dążył bowiem do przekształcenia

związku w partię chadecką otwartą na działaczy „Solidarności”.

ROZMOWY PROFILAKTYCZNE

Możliwości pozyskania agentów tkwiły w znajomości przez funkcjonariuszy SB lokalnych układów i słabości. Posiadanie jednego agenta napędzało kandydatów na następnych.

Najczęściej starano się zastraszyć aktywniejszych działaczy (np. budujących kaplicę

czy krzyż przydrożny) poprzez przeprowadzanie tzw. rozmów proflaktycznych, podczas których informowano (a de facto straszono), że dane osoby naruszają porządek prawny.

Przykładowo, jedynie wśród osób z otoczenia ks. Sadłowskiego w latach 1969–1971 przeprowadzono 119 takich rozmów (a otoczenie to liczyło kilkaset ludzi). Biuro „C” MSW kwartalnie lub półrocznie zbierało dane statystyczne, ilustrujące wykorzystanie przez funkcjonariuszy informatorów świeckich. Przykładowo, w latach 1962–1964 zwerbowano w sumie 1386 osób (księży i świeckich), z czego tylko w 1964 r. – 223 osoby świeckie. Agentura w Kościele niejedno miała zatem imię. Nie składała się tylko z księży.

W KILKU KAPELUSZACH

Dr Edward Kotowski był jednym z ważniejszych funkcjonariuszy MSW, zajmujących się u schyłku PRL Kościołem. Był funkcjonariuszem IV Departamentu SB, później pod dyplomatycznym przykryciem prowadził pracę wywiadowczą w Rzymie i Watykanie, a w końcu zajął ważne stanowisko w Urzędzie ds. Wyznań. Ostatnia teczka dokumentów po Urzędzie do Spraw Wyznań to m.in. opatrzone marcową datą 1990 roku kilkuzdaniowe wypowiedzenia umów o pracę dla tych, którzy jeszcze nie zdążyli zatroszczyć się o nowe bezpieczne zajęcie w zmieniającej się rzeczywistości politycznej. Na kolejnych kartkach do poszczególnych pracowników te same słowa – standardowe podziękowania za pracę.

Jedynie dla Edwarda Kotowskiego zakończone inaczej: „Okres Pańskiej (Kotowskiego – red.) pracy na stanowisku dyrektora Zespołu stanowił przełomowy etap w stosunkach między państwem a Kościołem Katolickim.

Szczególnie chciałbym podkreślić udział w pracach nad przygotowaniem ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego oraz osobisty pionierski wkład w otwarcie kontaktów pomiędzy Kościołem katolickim w Polsce a katolikami w ZSRR.

Nowy etap polityczny w życiu Polski spowodował, że owocna praca Pana i nasza współpraca uległy przerwaniu. Trudno mi jednak wyobrazić sobie, by Pańskie możliwości i uzdolnienia pozostały niewykorzystane”.

Oficer wywiadu PRL, dyplomata, urzędnik.

Kotowski występował w kilku kapeluszach.Oprócz tego, że pracował w SB, był urzędnikiem, potem dyplomatą, potem znów urzędnikiem. Także w ostatnim okresie pracy zawodowej, w Urzędzie ds. Wyznań, jego druga rola nie pozwalała kościelnym rozmówcom uchylić się od spotkania. W czasie pracy w Rzymie poznał wielu polskich duchownych, których prowadził jako źródła informacyjne wywiadu PRL. Po powrocie piął się po stopniach kariery urzędniczej. Jednak miał jeszcze jedną rolę – doradcy Jaruzelskiego w sprawach stosunków państwo – Kościół, a była to dla generała jedna z najważniejszych kwestii.

W 1986 roku Kotowski uczestniczył w tworzeniu dokumentów programowych ważnego dla I sekretarza X Zjazdu PZPR. Wydaje się, że był jednym z pomysłodawców nowej polityki wobec Kościoła: złagodzenia i ograniczenia represji na rzecz rozmiękczania i budowania podziałów wewnątrz Kościoła oraz między nim a opozycją i, co ważne, wciągania ludzi Kościoła do współodpowiedzialności za sytuację w Polsce.

DORADCA WOJCIECHA JARUZELSKIEGO

Jesienią tego roku razem ze współpracownikami Jaruzelskiego pracował nad powołaniem Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa. Celem było pozyskanie do niej czołowych działaczy katolickich, którzy cieszyli się autorytetem: m.in. Stommy, Wielowieyskiego i Turowicza. Tu także okazał się nieodzowny. Pomoc z Urzędu ds. Wyznań znów była potrzebna, podobnie jak działania gen. Pożogi, wiceszefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który na prośbę współpracowników Jaruzelskiego przetrząsał archiwa MSW być może w celu „zachęcania” do podjęcia decyzji sceptycznych wobec nowej inicjatywy generała.

Kotowski był, być może, jedynym urzędnikiem średniej rangi, którego urzędowe notatki i opracowania z zainteresowaniem czytywali Jaruzelski i jego współpracownicy. Generał polecał je do lektury Kiszczakowi, Cioskowi i innym. Kotowski, pomimo że doszedł tylko do stanowiska dyrektora departamentu, był skarbem kolejnych szefów Urzędu ds. Wyznań. Za jego akceptacją Urząd opuszczały śmiałe opinie na tematy wewnętrznych podziałów w hierarchii kościelnej, oceny polityki duszpasterskiej Kościoła pod kątem politycznym (antyrosyjskie tło w beatyfkacji Karoliny Kózkówny), odważne recenzje papieskich dokumentów, które powstawały pod jego egidą.

ZNAJOMY BISKUPÓW

Przebywając w środowisku duchownych, Kotowski nauczył się ich przyzwyczajeń, języka. Umiał wynaleźć rocznicę, jubileusz, osobiście pojechać z życzeniami od generała do jednego czy drugiego biskupa, nęcić, jak na przykład ordynariusza lubelskiego bp. Bolesława Pylaka w 65. rocznicę jego urodzin szansą osobistej rozmowy z Jaruzelskim. Umiał wykorzystać swoiste gadulstwo zastępcy sekretarza Konferencji Episkopatu Polski bp. Jerzego Dąbrowskiego i skłonić go nawet do krytyki innych biskupów, a w każdym razie dużo się od niego dowiedzieć. Zresztą bp Dąbrowskiokazał się jednym z najwdzięczniejszych źródeł Kotowskiego: chętnie powtarzał Kotowskiemu plotki kościelne, zasłyszane opinie, opowiadał o strategii prymasa na rozmowy z władzami, a nawet rozmowy toczone przy papieskim stole. Kotowski potrafił skłonić biskupa do szczerych wyznań, które kilkadziesiąt godzin później czytał Jaruzelski. Inaczej niż spodziewał się Merker, ostatni szef Kotowskiego, III Rzeczpospolita obeszła się bez „talentu” Kotowskiego, jednak rację miał co do tego, że trudno sobie wyobrazić realizację polityki wyznaniowej ostatnich lat władzy Jaruzelskiego bez urzędnika w kilku kapeluszach – Edwarda Kotowskiego.

18 TOMÓW DONOSÓW PRZEORA KLASZTORU W TYŃCU

Określenie „benedyktyńska praca” nabiera nowego znaczenia, gdy przyjrzymy się agenturalnej działalności Ojca Dominika z klasztoru w Tyńcu. W ciągu 34 lat współpracy bezpieka uzyskała od niego 18 tomów donosów.

Krzysztof Michałowski, Dominik, zakonnik w w Tyńcu, został zwerbowany w klasztorze benedyktynów 1952 r. przez funkcjonariusza krakowskiej bezpieki ppor. Zbigniewa Farynę. Po początkowych problemach z podporządkowaniem sobie informatora, od 1953 r. do śmierci w 1987 r., bezpieka wykorzystywała go w działalności antykościelnej.

USŁUŻNY PRZEOR

Dominik współpracował kolejno pod pseudonimami: „Franek”, „Włodek”, „Michał”, „Marek” i „Robert”. Krzysztof Michałowski pochodził z rodziny arystokratycznej, znał kilka języków obcych, szybko piął się po szczeblach kariery zakonnej: od 1959 r. był podprzeorem, a od 1966 r. przeorem klasztoru w Tyńcu. Zaangażowanie TW „Włodka” we współpracę wzrastało w miarę upływu lat, a każdego roku spotykał się ze swym ofcerem prowadzącym kilkadziesiąt razy (średnio od 2 do 6 razy w miesiącu). Na spotkanie stawiał się zawsze z przygotowanym kilkustronicowym doniesieniem.

Spotkania odbywały się albo w Krakowie w lokalach konspiracyjnych, albo w lesie nieopodal Tyńca; zdarzało się, że zostawiał donosy w umówionej skrzynce kontaktowej. Przekazywał informacje o sytuacji w klasztorze w Tyńcu (podawał spisy zakonników, rozkład ich zajęć, charakteryzował osoby, które odwiedzały klasztor) oraz w innych klasztorach męskich i żeńskich (był ich wizytatorem), sporządzał charakterystyki duchownych (kard. Stefana Wyszyńskiego, bp. Karola Wojtyły, bp. Jerzego Ablewicza, bp. Herberta Bednorza) i osób świeckich (pracowników „Tygodnika Powszechnego” i miesięcznika „Znak”), przekazywał bezpiece wewnętrzne dokumenty kościelne.

PROFESJONALISTA BEZ SKRUPUŁÓW

By mógł skuteczniej wykonywać zlecane mu zadania, na początku lat 60. Faryna przekazał „Włodkowi” kalkę sympatyczną, za pomocą której mógł sporządzać tajnopis i ukrywać donos w zwykłej korespondencji, a później aparat fotografczny „Minox” do fotografowania dokumentów kościelnych.

Poza uzyskiwaniem informacji o. Dominika wykorzystywano do realizacji przedsięwzięć specjalnych i kombinacji operacyjnych. Przyczynił się m.in. do aresztowania w 1966 r. przeora benedyktynów tynieckich o. Piotra Rostworowskiego – ujawnił, że o. Piotr udzielił pomocy dwóm kobietom z Czechosłowacji, ukrywającym się przed SB. Wcześniej w celu inwigilacji przeora założył podsłuch w rozmównicy klasztoru tynieckiego. Na zlecenie SB pisał listy anonimowe do biskupów krakowskich przeciw przełożonym różnych zakonów, w celu skłócenia ich z kurią. Już jako przeor klasztoru w Tyńcu wyjechał do Wilna w 1972 r. i tam rozpracowywał zgromadzenie sióstr benedyktynek, za co otrzymał podziękowanie od KGB. Był wynagradzany pieniężnie, a co 2–4 miesiące otrzymywał specjalne
premie.

Jak pisał w charakterystyce Faryna: „Włodek jest do współpracy bardzo chętny. Nigdy nie ma obiekcji, co do przekazania nam jakichkolwiek informacji. On wyżywa się w tej pracy”.

ZAMORDOWANI, ZAMĘCZENI, ZASTRZELENI, STRACENI KAPELANI ZWIĄZKU WALKI ZBROJNEJ – ARMII KRAJOWEJ

Lista osiemnastu Księży męczenników – z pewnością niekompletna. Zawiera biogramy polskich kapłanów, którzy stracili życie: od momentu zaprowadzenia na naszych ziemiach komunistycznej władzy, aż po czasy rozpoczynające tzw. transformację ustrojową. Do tej listy należałoby dopisać setki, tysiące nazwisk tych, którzy wprawdzie przeżyli, ale swoją wierność Bogu i Ojczyźnie przypłacili cierpieniem, więzieniem, pogardą, znoszeniem niewyobrażalnych utrudnień w codziennej pracy duszpasterskiej. Cisi bohaterowie na wzór Chrystusa, prawdziwi Wyznawcy chrześcijaństwa… Należałoby jeszcze wspomnieć o tych tysiącach kapłanów, którzy zmuszeni byli znosić obelgi ze strony medialnych, komunistycznych propagandzistów, aż niemal po czasy nam współczesne…

Poniższa, skrótowa lista zawiera najbardziej drastyczne przypadki prześladowań i skrytobójczych mordów, których ofiarami byli polscy księża. Daje ona pojęcie o męce naszego Kościoła w czasach komunistycznej zarazy. Jest świadectwem wierności, odwagi, bohaterstwa, aż po krwawe męczeństwo, aż po świętość… Musimy tę listę przypominać, chyba powinniśmy ją znać na pamięć.

Ksiądz Michał Pilipiec (ur. 1912 – zm. z 7 na 8 grudnia 1944 r.) Kapelan Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej, kapłan diecezji przemyskiej. Zaaresztowany przez NKWD, poddany bestialskiemu śledztwu w rzeszowskiej siedzibie Urzędu Bezpieczeństwa. Po torturach wywieziony do lasu i, wraz ze swoimi współtowarzyszami walki, zabity strzałem w tył głowy. Zwłoki księdza, częściowo spalone, porzucono w lesie. Jeden ze współwięźniów pozostawił relację: „Nie mógł stać o własnych siłach. (…) Był strasznie zmasakrowany. Jego sutanna była w wielu miejscach popękana. (…) Wił się z bólu”.

Ksiądz Stanisław Domański (ur. 1914 – zm. w marcu 1946 r.) Był wikariuszem parafii Sienno na Mazowszu. W czasie wojny współpracował z Armią Krajową, był kapelanem 1. batalionu 3. Pułku Piechoty Legionów AK. Po 1945 r. brał udział w antykomunistycznej organizacji podziemnej – Ruch Oporu Armii Krajowej, przyjął pseudonim „Cezary”. W styczniu 1946 r. pisał: „Nad Polską powiewa czerwony sztandar z sierpem i młotem”. W marcu 1946 r. został ciężko ranny podczas obławy funkcjonariuszy PUBP w Starachowicach. Zmarł w wyniku odniesionych ran i tortur. W 2009 r. pośmiertnie odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Ksiądz Michał Rapacz (ur. 1904 – zm. 11 maja 1946 r.) Kapłan Archidiecezji Krakowskiej. Piętnowanie komunistycznej przemocy w kazaniach przed referendum w 1946 r. naraziło go na pogróżki „nieznanych sprawców”. 11 maja 1946 r. został uprowadzony ze swojej plebanii w Płokach (powiat chrzanowski) i zastrzelony w pobliskim lesie. Następca zamordowanego kapłana na probostwie w Płokach pisał do księcia-metropolity Sapiehy: „Ksiądz Michał padł, jako ofiara bandy bezbożniczej spod znaku dzisiejszego tajnego aktywu PPR (który) miał właśnie ostatnio wydać aż 12 wyroków śmierci na księży i dobrych katolików podejrzanych o »wrogie« nastawienie do demokracji dzisiejszej”.

Ksiądz Stanisław Ziółkowski (ur. 1904 – zm. we wrześniu 1946 r.) Kapłan diecezji kieleckiej, kapelan oddziałów AK. Od zakończenia wojny poddawany był ciągłym naciskom UB i MO, by zaprzestał wygłaszania „politycznych kazań”. Zabójca księdza wyszedł na wolność w 1950 r.

Ksiądz Lucjan Niedzielak (ur. 1904 – zm. 5 lutego 1947 r.) Kuzyn ks. Stefana Niedzielska – również zamordowanego przez „nieznanych sprawców”. Ksiądz Lucjan, proboszcz parafii w Huszlewie w diecezji siedleckiej, był kapelanem AK i WiN. Do końca życia świadczył prawdę o Katyniu, starając się upamiętnić Ofiarę „Tych, co polegli na Wschodzie” na powązkowskim cmentarzu. Po śmierci został nazwany „ostatnią ofiarą Katynia”.

Ksiądz Rudolf Marszałek (ur. 1911 – zm. 10 marca 1948 r.) Kapłan Towarzystwa Chrystusowego, oficer i kapelan Wojska Polskiego. Podczas kampanii wrześniowej walczył w szeregach Armii „Poznań”, następnie związał się z konspiracją antyhitlerowską. W latach 1939 – 1940 przeprowadzał polskich oficerów przez Słowację na Węgry, aresztowany i uwięziony w Wiedniu. Później był duszpasterzem na Podbeskidziu w miejscowości Bystra-Wilkowice oraz kapelanem oddziałów AK i NSZ. Jako kurier działał między Okręgiem Śląskim NSZ a Brygadą Świętokrzyską NSZ, która potem przedostała się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Awansowany do stopnia majora. Z polecenia biskupa Gawliny (biskupa polowego Wojska Polskiego, a po 1945 r. duszpasterza Polonii i emigracji) ks. Marszałek prowadził działalność duszpasterską wśród polskich żołnierzy i ludności cywilnej przebywającej w tym sektorze. Po powrocie do kraju (w grudniu 1946 r.) aresztowany i osadzony w więzieniu mokotowskim. W styczniu 1948 r. skazany przez sąd wojskowy na czterokrotną karę śmierci. 10 marca 1948 r. rozstrzelany w więzieniu. Prezydent nie skorzystał z prawa łaski, na podaniu o ułaskawienie napisano: „wyrok należy wykonać natychmiast”.

Ksiądz Jan Szczepański (ur. 1890 – zm. w sierpniu 1948 r.) Bezkompromisowy w piętnowaniu komunistycznej ideologii, kapłan diecezji lubelskiej. Porwany w nocy z 22 na 23 sierpnia 1948 r. z plebanii w Brzeźnicy Bychawskiej. Po prawie dwóch tygodniach jego ciało wyłowiono z Wieprza. Zwłoki nosiły ślady nieludzkich tortur: zerwane paznokcie, opuchnięta twarz, liczne ślady pobicia, wydłubane oczy, wycięte genitalia i język. Ze względu na bestialstwo oprawców śmierć księdza Jana porównano do śmierci księdza Jerzego. Sprawcy przez dziesięciolecia pozostali „nieznani”.

Ksiądz Roch Łaski (ur. 1902 – zm. 13 maja 1949 r.) Kapłan diecezji łódzkiej. W czasie II Wojny Światowej więziony – jak setki polskich księży – w niemieckim obozie koncentracyjnym Dachau. Ocalony od śmierci, po powrocie do kraju w 1946 r. stał się przedmiotem stałych napaści ze strony UB. Torturami próbowano go bezskutecznie zmusić do agenturalnej współpracy. Aresztowany w Wielki Piątek 1949 r. Na przesłuchanie przewieziony wprost od ołtarza. Śledztwa nie przeżył. Jeden z funkcjonariuszy UB zapewniał go: „Ksiądz mógł Dachau przeżyć, ale UB ma lepsze metody i tych ksiądz nie przeżyje”. Po wielogodzinnych torturach, umieszczony na oddziale neurologicznym szpitala w Łodzi, został uśmiercony.

Ojciec Władysław Gurgacz – (ur. 1914 – zm. 14 września 1949 r.) Nazwany „Popiełuszką lat stalinowskich”. Małopolski kapelan partyzantów. Przedmiot histerycznych ataków komunistycznej propagandy („Trybuna Ludu” określała go mianem „krwawego jezuity XX wieku”, zaś radzieccy „historycy religii” opisywali w encyklopediach, jako wzór „klasowego wroga”). Odważny człowiek, wybitny duchowny i rekolekcjonista, kilkakrotnie uchodził śmierci (przeżył dwa zamachy na swoje życie). Nie chcąc pozostawić aresztowanych przez UB chłopców z oddziału „Żandarmerii” Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej na Sądecczyźnie, sam oddał się w ręce „komunistycznej sprawiedliwości”. Jego los ilustruje UB-ecką ocenę zakonu jezuitów – jako „najgorszego z najgorszych” oraz spiskową wizję Kościoła katolickiego (wyrażane m.in. przez ministra Radkiewicza). Skazany na karę śmierci i stracony w liturgiczne święto Podwyższenia Krzyża Pańskiego, w krakowskim więzieniu na Montelupich.

Ksiądz Boguchwał Tuora (ur. 1902 – zm. 2 kwietnia 1950 r.) Kapłan z regionu częstochowskiego. W trakcie rekolekcji wielkopostnych, w bestialski sposób zamordowany (wraz z czterema współpracownikami) na plebanii kościoła w Pocześnie.

Ksiądz Zygmunt Kaczyński (ur. 1894 – zm. 13 maja 1953 r.) Przedwojenny dyrektor Katolickiej Agencji Prasowej, w czasie wojny kapelan prezydenta RP Władysława Raczkiewicza i członek rządu (w gabinecie Stanisława Mikołajczyka, jako minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego). W 1945 r. – po powrocie do kraju – został redaktorem katolickiego Tygodnika Warszawskiego. Skierowane przeciw niemu represje zmierzały do likwidacji czasopisma, co nastąpiło w 1946 r. (komuniści ocenili tygodnik ks. Kaczyńskiego, jako „o wiele niebezpieczniejszy od krakowskiego Tygodnika Powszechnego”, przede wszystkim z racji bezkompromisowego antykomunizmu). Dwukrotnie aresztowany przez UB, po okrutnym śledztwie, skazany na dziesięć lat więzienia. Odmowa złożenia wyczerpujących zeznań na temat działalności z okresu wojny oznaczała dlań kilkumiesięczne pobyty w ciemnej, wilgotnej celi i inne udręczenia. Mimo to kapłan nie dał się złamać. Parę dni przed śmiercią, powiedział odwiedzającej go siostrze: „Nie lękaj się, ja się nie dam złamać. Jestem tu potrzebny dla tych, co się załamują”. Prymas Stefan Wyszyński napisał o nim, że „stał się symbolem, a swą dzielną postawą w ciągu czterech lat pobytu w więzieniu dał wspaniały przykład ducha kapłańskiego”.

Ksiądz Roman Kotlarz (ur. 1928 – zm. 17 sierpnia 1976 r.) Kapłan z diecezji sandomierskiej, błogosławiący i czynnie wspierający uczestników radomskiego protestu w 1976 roku. Brutalnie pobity przez nieznanych sprawców, zasłabł w czasie koncelebrowanej Mszy świętej i po kilkudziesięciu godzinach zmarł.

Ksiądz Leon Błaszczak (ur. 1930 – zm. w 1982 r.) Pobity i skrytobójczo zamordowany w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 1982 roku, w Cielętnikach. Wszystko wskazuje na to, iż w jego zabójstwo zamieszani byli członkowie, działającej nielegalnie w strukturach ówczesnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Specjalnej Grupy Dezintegracyjnej „D”.

Ojciec Honoriusz Kowałczyk (ur. 1935 – zm. 8 maja 1983 r.) W 1952 wstąpił do nowicjatu Dominikanów w Poznaniu. W 1961 otrzymał święcenia kapłańskie. Wychowawca i promotor powołań, 1970–1971 przebywał we Francji i Rzymie. W 1974 objął funkcję głównego duszpasterza akademickiego u Dominikanów w Poznaniu. W 1981 był duszpasterzem młodzieży strajkującej przeciw komunistom. W stanie wojennym organizował pomoc dla rodzin internowanych, duszpasterz „Solidarności” i opozycji. Jego działalność zwróciła uwagę funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Był poddawany ostentacyjnej obserwacji, otrzymywał telefony z pogróżkami. 17 kwietnia 1983, prowadząc samochód, został ciężko ranny w Wydartowie koło Mogilna. Zmarł po kilku tygodniach w szpitalu w Poznaniu. Pogrzeb o. Honoriusza stał się wielką manifestacją patriotyczną Poznania. Okoliczności wypadku nie zostały do dziś wyjaśnione.

Ksiądz Jerzy Popiełuszko (ur. 1947 – zm. 19 października1984 r.) Kapelan warszawskiej „Solidarności”, obrońca praw człowieka w PRL, zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, męczennik, błogosławiony Kościoła katolickiego. Po maturze (1965) wstąpił do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Po pierwszym roku studiów został skierowany do obowiązkowej służby wojskowej (1966–1968), do specjalnej jednostki dla kleryków o zaostrzonym rygorze w Bartoszycach. Nie dał się złamać, inicjował opór, podtrzymywał na duchu kolegów. Spotykały go za to bezwzględne kary; wyśmiewanie, wielogodzinne ćwiczenia, czołganie się na mrozie, czyszczenie toalety w masce przeciwgazowej. Wojsko wyniszczyło go fizycznie. Na początku 1970 roku, już po powrocie do seminarium, ciężko zachorował i niemal cudem udało się go uratować. Od sierpnia 1980 związany ze środowiskami robotniczymi, aktywnie wspierał „Solidarność”. W czasie strajku wysłany do odprawiania Mszy św. w Hucie Warszawa, później (w stanie wojennym) w kościele pw. Św. Stanisława Kostki organizował Msze za Ojczyznę. Swoją działalnością duszpasterską i nauczaniem zyskał autorytet i poparcie społeczne w Warszawie, a później w całej Polsce… 19 maja 1983 prowadził pogrzeb Grzegorza Przemyka. We wrześniu 1983 zorganizował pielgrzymkę ludzi pracy na Jasną Górę… Szybko stał się celem działań operacyjnych Służby Bezpieczeństwa (akcja o kryptonimie „Popiel”). Był inwigilowany przy pomocy co najmniej czterech tajnych współpracowników. Wśród nich byli też niestety duchowni (szczególnie aktywny był ksiądz Michał Czajkowski – TW „Jankowski”)… W tym czasie w mieszkaniu księdza zarządzono rewizję (znaną później jako „prowokacja na Chłodnej”). Przed domem czekali dziennikarze telewizyjni. Esbecy wkroczyli jako pierwsi, otwierając różne skrytki. Ujawniono między innymi: granaty łzawiące, naboje do pistoletu maszynowego, różne materiały wybuchowe, farby drukarskie – podrzucone do mieszkania księdza przez esbeków. Zatrzymanego zwolniono nazajutrz, dzięki interwencji arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego u ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka… Potem następuje kolejna seria szykan, najść, inwigilacji, napaści medialnych (w których celował rzecznik ówczesnego rządu, Urban)… Była też próba uratowania księdzu Jerzemu życia: Prześladowania i naciski władz, narastające zagrożenie oraz kłopoty zdrowotne ks. Popiełuszki sprawiły, że prymas Józef Glemp zaproponował mu 16 października 1984 roku wyjazd na studia do Rzymu (pozostawiając jednak decyzję samemu zainteresowanemu). Ksiądz Jerzy z tej propozycji nie skorzystał… 19 października 1984 roku ks. Popiełuszko przybył na zaproszenie Duszpasterstwa Ludzi Pracy do parafii pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Wracając do Warszawy, na drodze do Torunia, niedaleko miejscowości Górsk, został (wraz ze swoim kierowcą Waldemarem Chrostowskim) uprowadzony przez funkcjonariuszy Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW (byli w mundurach funkcjonariuszy Wydziału Ruchu Drogowego MO). Księdza przymuszono do wyjścia z samochodu, następnie pobito i wrzucono do bagażnika samochodu esbeków… Dalsze wydarzenia znane są jedynie z późniejszych zeznań trzech wykonawców porwania i zabójstwa i Chrostowskiego. Kierowca księdza Jerzego zdołał wyskoczyć z pędzącego samochodu esbeków i uciekł. Porywacze pojechali dalej, w stronę Torunia. Ponieważ zamknięty w bagażniku ks. Jerzy usiłował się wydostać, porywacze zatrzymywali się co jakiś czas, i bili go aż do utraty przytomności. W końcu związali księdza w taki sposób, że próba wyprostowania nóg powodowała duszenie. Mordercy zeznali potem przed sądem, że koło północy wjechali na zaporę na Wiśle we Włocławku. Tam z wysokości kilkunastu metrów wrzucili księdza do wody. Jest prawdopodobne, że w tamtej chwili ks. Jerzy jeszcze żył… 30 października 1984 roku z zalewu na Wiśle koło Włocławka wyłowiono jego zwłoki. Ciało obciążone było workiem wypełnionym kamieniami. Zbadano je w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Białymstoku pod kierunkiem prof. Marii Byrdy. W czasie sekcji wykazano ślady nieludzkich tortur… Początkowo miejscem spoczynku ks. Popiełuszki miał być cmentarz na Powązkach. Jednak proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, ks. Teofil Bogucki, matka księdza oraz wierni i liczni przyjaciele Zmarłego prosili prymasa Józefa Glempa, by ksiądz Jerzy mógł zostać pochowany przy swoim kościele. Tak też się stało… Morderstwo i ujawnienie prawdy wywołało wstrząs i oburzenie społeczne: Pogrzeb 3 listopada 1984 zgromadził olbrzymie tłumy i przekształcił się w wielką manifestację. Ksiądz został pochowany na terenie kościoła parafialnego p.w. św. Stanisława Kostki w Warszawie, pod nagrobkiem w kształcie krzyża. Miejsce to jest otoczone kamieniami połączonymi łańcuchem, tworzącymi w kompozycji z nagrobkiem różaniec… Pod koniec 2002 prokurator Andrzej Witkowski z pionu śledczego IPN w Lublinie zasugerował nową wersję zabójstwa ks. Popiełuszki, podważającą dotychczasowe ustalenia sądu w Toruniu. Trwają starania nad ustaleniem, czy za zabójstwem stały osoby „wyżej postawione w hierarchii partyjno-państwowej”. W 2008 sformułowaną przez Witkowskiego hipotezę, zakładającą, że Jerzy Popiełuszko nie zginął 19, lecz 25 października, po kilkudniowych torturach w bunkrach w Borze Kazuńskim, ponownie przywołał były prokurator IPN Leszek Pietrzak. Pomoc w uprowadzeniu i współpracę z SB zarzucano również Waldemarowi Chrostowskiemu. Hipotezy te zostały skrytykowane przez część historyków (m.in. przez Witolda Kuleszę i Krzysztofa Piesiewicza) jako niepoparte materiałem dowodowym… Cześć dla zamordowanego w bestialski sposób Księdza rośnie niepowstrzymanie. Stoją za nią m.in. liczne przypadki nadzwyczajnych uzdrowień – za Jego przyczyną – w całym świecie…

Ksiądz Prałat Stefan Niedzielak (ur. 1914 – zm. z 20 na 21 stycznia 1989 r.) Święcenia kapłańskie przyjął 23 czerwca 1940 r. z rąk ks. bpa Stanisława Galla. W czasie okupacji niemieckiej pracował w parafiach Wiskitki i Bolimów oraz w Łowiczu. Był kapelanem Łódzkiego Okręgu AK, kierował pracami Głównej Rady Opiekuńczej, współpracował z Delegaturą Rządu na Kraj, dzięki czemu poznał raport Czerwonego Krzyża o zbrodni katyńskiej. Przewoził zaszyfrowane komunikaty z Warszawy do Krakowa dla ks. abp. Adama Sapiehy. Latem 1944 przewiózł do Krakowa tzw. „depozyt katyński” (dowody z niemieckich ekshumacji w Katyniu). Brał udział w powstaniu warszawskim. W 1946 wrócił do Warszawy i wstąpił do tajnej organizacji Wolność i Niezawisłość. Ukrywał się przed aresztowaniami. Później kierował odbudową kościoła Świętej Trójcy na Solcu i kościoła Wszystkich Świętych przy placu Grzybowskim. W 1956 został proboszczem parafii św. Karola Boromeusza na Powązkach. Od 1961 proboszcz parafii Matki Boskiej Loretańskiej na Pradze i jednocześnie duszpasterz służby zdrowia. Od 1977 roku ponownie proboszcz na Powązkach (pierwsze Msze za Ojczyznę). W latach 80. wraz z Wojciechem Ziembińskim zaczął pracę nad Sanktuarium „Poległym i Pomordowanym na Wschodzie” (w kościele św. Karola Boromeusza). Został kapelanem Warszawskiej Rodziny Katyńskiej. Wspierał repatriantów z Rosji i Kazachstanu, organizował wysyłkę książek do Polaków w ZSRR. Był inicjatorem wzniesienia Krzyża Katyńskiego na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach (31 lipca 1981). Tej samej nocy krzyż usunięty został przez SB. Ksiądz Stefan, nieustannie nękany i szykanowany, otrzymywał listy i telefony z pogróżkami, bezpieka wielokrotnie podejmowała próby zastraszenia go, pobicia i porwania. Zginął zamordowany (prawdopodobnie ciosem karate) przez „nieznanych sprawców” w swojej plebanii na Powązkach. W Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej stwierdzono szereg obrażeń na twarzy i głowie oraz złamanie kręgosłupa szyjnego (mimo to ówczesne ministerstwo spraw wewnętrznych wykluczało morderstwo). Sprawę śmierci kapłana umorzono 2 X 1990 r. O zabójstwo podejrzewano SB; mec. Jan Olszewski sugerował udział KGB. W czasie obrad okrągłego stołu zamordowanych kapłanów – Niedzielaka i Suchowolca – uczczono minutą ciszy (TvP usunęła ten moment z transmisji). Równocześnie z akt zabójstwa zniknęły materiały zabezpieczone podczas sekcji zwłok i na miejscu zbrodni. Ks. Niedzielak jest pochowany na Cmentarzu Powązkowskim.

Ksiądz Stanisław Suchowolec (ur. 1958 – zm. z 29 na 30 stycznia 1989 r.). Kapelan białostockiej „Solidarności”. W 1977 wstąpił do seminarium (1983 święcenia kapłańskie). Wikariusz w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Suchowoli, rodzinnej wsi księdza Jerzego Popiełuszki. Założył izbę jego pamięci, a na cmentarzu wybudował jego symboliczny grób. Był opiekunem duchowym jego rodziców. Od 1984 odprawiał Msze Święte za Ojczyznę. Od tego czasu stał się obiektem działań, prowadzonych przez SB w ramach Sprawy Operacyjnej opatrzonej kryptonimem „Suchowola”. Dostawał anonimy, w których grożono mu, że umrze jak ks. Popiełuszko. Kilkakrotnie SB dokonywała zamachów na księdza Stanisława, odbierał telefony i listy z pogróżkami. Zachowane dokumenty w archiwach IPN wskazują, że od 1985 w białostockiej SB działała kilkuosobowa grupa funkcjonariuszy zajmująca się nękaniem kapłana. Działacze „Solidarności” i KPN wystosowali 9 września 1988 roku list do Rzecznika Praw Obywatelskich Ewy Łętowskiej opisując sprzeczne z prawem działania SB wobec księdza i prosząc Rzecznika o interwencję. Bezskutecznie… Ciało zamordowanego księdza odnaleziono w jego mieszkaniu na plebanii. Sekcja zwłok wykazała, że zgon nastąpił pomiędzy 2 a 4 w nocy, na skutek zatrucia tlenkiem węgla, spowodowanego pożarem niesprawnego pieca. Dochodzenie zakończyło się po kilku miesiącach umorzeniem z powodu „braku znamion wskazujących na udział osób trzecich”. Pogrzeb był wielką manifestacją patriotyczną. Przybył m.in. ks. Sylwester Zych. W 1992 rozpoczęto w tej sprawie nowe śledztwo. Gospodyni parafii zeznała, że w nocy z 29 na 30 stycznia 1989 widziała na plebanii trzy nieznane osoby: dwóch mężczyzn i kobietę. Słyszała ich przyciszone szepty i rozmowy. Około północy, jako ostatnia widziała księdza żywego. Z ekspertyzy biegłych sądowych wynika, że w drewnianej podłodze wybito dziurę, przez którą od strony piwnicy wlano łatwopalną substancję. Białostocka prokuratura ogłosiła we wrześniu 1992, że przyczyną pożaru w mieszkaniu, a w konsekwencji powodem śmierci księdza St. Suchowolca, było podpalenie. W sierpniu 1993 roku z powodu nieustalenia sprawców postępowanie umorzono. 30 stycznia 2006 prokuratorzy z lubelskiego IPN oświadczyli, że ich zdaniem ponad wszelką wątpliwość ksiądz St. Suchowolec został zamordowany wskutek działania Służby Bezpieczeństwa.

Ksiądz Sylwester Zych (ur. 1950 – zm. 11 lipca 1989 r.) Więzień stanu wojennego, następnie kapelan Konfederacji Polski Niepodległej i środowisk niezależnej młodzieży warszawskiej. Założyciel tajnego Chrześcijańsko–Patriotycznego Instytutu im. ks. Jerzego Popiełuszki, inwigilowany i prześladowany przez aparat bezpieczeństwa, nigdy nie krył swoich poglądów. Zamordowany w tajemniczych okolicznościach, w czasie urlopu w Krynicy Morskiej. Jego zabicie – w niewiele miesięcy po obradach okrągłego stołu – miało zmobilizować i zmotywować do jedności funkcjonariuszy SB rozgoryczonych rezultatami okrągłostołowego kompromisu komunistów z częścią opozycji.

CZY POTRZEBNA JEST LUSTRACJA W KOŚCIELE?

W polskich mediach trwa żywiołowa dyskusja na ten temat. Kolejne redakcje ujawniają rzekomych agentów w sutannach. Wystarczył przysłowiowy kamyk, aby spowodować lawinę. Kilkanaście dni temu ks. Tadeusz Isakowicz- -Zaleski wystąpił z apelem, aby ujawnili się byli współpracownicy SB wśród księży archidiecezji krakowskiej. Ten znany kapłan, ongiś kapelan nowohuckiej „Solidarności”, dotarł do swych teczek w IPN i odkrył, że wśród tych, którzy nań pisali donosy, byli także jego koledzy księża, dziś piastujący nawet prestiżowe funkcje. Nie ujawniając nazwisk, ks. Zaleski wezwał ich do wyznania win i przeprosin. Bez skutku. Ten niecodzienny apel u jednych wzbudził akceptację, u innych zażenowanie i zgorszenie. Abp Stanisław Dziwisz powołał komisję historyczną, która ma przebadać sprawę.

DZIKA LUSTRACJA

Kilka dni później „Tygodnik Podhalański” poinformował, jakoby współpracownikiem SB był ks. Mirosław Drozdek, twórca i kustosz sanktuarium maryjnego na Krzeptówkach. „Wprost” oskarżyło o to samo ks. Janusza Bielańskiego, proboszcza krakowskiej katedry. Oskarżeni zaprzeczają zarzutom. W mediach, jak i w Kościele trwa debata, czy i w jakim zakresie księża winni podlegać lustracji. Jej orędownicy argumentują, że skoro Kościół pozostaje w służbie prawdy, to nie można ukrywać bolesnych faktów. Przeciwnicy mówią z kolei, że – w imię nawet najbardziej wzniosłych ideałów – nie można narażać na szwank dobrego imienia człowieka, tym bardziej jeśli wina nie jest udowodniona.

Dowodzą, że opublikowanie nazwiska kogoś, kto w aktach SB figuruje jako tajny współpracownik, równoznaczne jest z wydaniem wyroku wobec człowieka pozbawionego możliwości obrony. W procesie ujawniania kolejnych „TW”, widzą nie tyle rękę sprawiedliwości, co tryumf byłych służb. Osądowi podlegać winni bowiem oprawcy, a nie ich ofiary.

JAKIE WYJŚCIE?

Co zrobić w tej sytuacji? Czy rzeczywiście dramat – tak jak w greckiej tragedii – polega na tym, że nie ma żadnego dobrego wyjścia? Choć Kościół jest zaskoczony gwałtownym biegiem spraw, nie może pozostać bez inicjatywy. Udawanie, że problem nie istnieje, do niczego nie doprowadzi. Pierwszym krokiem – moim zdaniem – winno być stwierdzenie, że lustracja, tak jak pojmuje ją polskie prawo, nie dotyczy Kościoła. Ustawa lustracyjna nie dąży do ujawniania osób podejrzewanych o współpracę, aby je publicznie napiętnować. Zakłada natomiast uchronienie kluczowych stanowisk w państwie od osób, które ukrywają swą niejasną przeszłość ze względu na niebezpieczeństwo podatności na manipulację. To Kościoła nie dotyczy.

RZETELNA ANAIZA

W kontekście Kościoła musimy mówić o czym innym, mianowicie o moralnej przejrzystości tych, którzy nauczają innych. Chodzi o wiarygodność świadectwa. Wierni muszą mieć pewność, że Kościół sprawę grzechu (np. w formie współpracy z SB) traktuje poważnie i dąży do jej wyjaśnienia. Konieczne zatem jest uruchomienie wewnątrz Kościoła mechanizmów, które pracować będą w tym kierunku. Najlepszym z istniejących pomysłów – tak jak już zrobiło kilka diecezji – jest powołanie w każdej z nich kompetentnych specjalistów, którzy mogą poddać krytycznej ocenie źródła SB i ocenić, kto rzeczywiście zawinił. Każdy przypadek współpracy był inny, a fakt założenia teczki „tajnego współpracownika” nie jest dowodem rozstrzygającym o winie. Wielu duchownych było skazanych na kontakty z przedstawicielami SB (obecnych w tzw. aparacie wyznaniowym PRL), co nie musiało mieć znamion współpracy.

Jeżeli wina zostanie jednak udowodniona – czego oczywiście nie należy ogłaszać w świetle jupiterów – to decyzją biskupa jest takie czy inne rozwiązanie problemu danej osoby. Nie musi być to oczywiście skazanie na banicję, czy administracyjne pozbawienie funkcji. Udowodnieniu grzechu towarzyszy przecież – pod określonymi warunkami – postawa miłosierdzia. Jest to sprawa sumienia danego biskupa i konkretnego kapłana. W każdym razie i wierni, i opinia publiczna winni mieć pewność, że takie oczyszczające procedury mają w Kościele miejsce.

Przy okazji nie zapominajmy, że akta byłej SB zawierają nie tylko historię ponurej współpracy, ale przede wszystkim stanowią dokumentację represji wobec Kościoła, z której tenże wyszedł zwycięsko. Najlepszym przykładem jest teczka obecnego Księdza Prymasa, kard. Józefa Glempa. Czytając ją, dowiemy się, jak bardzo był on nieugięty i jak konsekwentnie odmawiał współpracy. Jestem przekonany, że rzetelne przebadanie materiałów IPN nie tylko nie przyniesie szkody Kościołowi, ale dostarczy kolejnych dowodów jego heroicznej postawy. Potrzeba jednak czasu, konsekwencji i rzetelności. A jak ognia winniśmy unikać relatywizacji kryteriów moralnej oceny, gdyż to przyniesie najgorsze efekty w świadomości etycznej społeczeństwa.

Dokumenty, źródła, cytaty:

http://www.telewizjapolska24.pl/PL-H23/3/2079/liczna-agentura-wsrod-duchownych-kolejny-kaplan-tajnym-wspolpracownikiem-sb.html

https://www.google.com/search?q=AGENTURA+W+KOSCIELE+KATOLICKIM+W+POLSCE&oq=AGE&aqs=chrome.0.69i59j69i57j69i60l2j0l2.6194j0j7&sourceid=chrome&ie=UTF-8

http://www.solidarni2010.pl/32605-zamordowani-zameczeni-zastrzeleni-straceni.html

Literatura

„Księża wobec bezpieki”

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

„Zamordowani, zamęczeni, zastrzeleni, straceni – księża kapelani Armii Krajowej”

Solidarni 2010

„Agenci w Kościele” „Gość Niedzielny” IPN 06.03.2006 https://www.gosc.pl/doc/765723.Lustracja-w-Kosciele

„Gość Niedzielny” 13.09.2009

0

Aleszuma http://aleksanderszumanski.pl

Po prostu zwykly czlowiek

1426 publikacje
7 komentarze
 

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758