Grzegorz Braun: Zaskoczony treścią tych nagrań może być tylko ktoś, kto nie zdaje sobie sprawy, na jakim świecie żyje. Żyjemy w świecie demokracji, która właśnie w takich okolicznościach odkrywa swoje paskudne oblicze. Rządzi nami byle kto i nie wiadomo kto. Przecież ci ludzie, którzy nam się w tych rozmowach tak szeroko prezentują nie mogą być uważani za szczyt władzy w naszym kraju.
1050 POLSKICH SZKÓŁ I STRZELNIC W 1050 PARAFIACH NA 1050-LECIE CHRZTU POLSKI !
Z reżyserem Grzegorzem Braunem rozmawia Aldona Zaorska
„Warszawska Gazeta” nr 26, lipiec 2014 – Kolejnym etapem będzie już niezadługo odpalenie tzw. kryzysu finansowego, bo i w finansach trzeba stwierdzić wyraźnie, że to nie żaden kryzys, tylko rezultat działań międzynarodowych lichwiarzy, będących w istocie właścicielami Polski. To dla nich i na nich obecnie pracują Polacy przywiązani niczym chłopi pańszczyźniani każdy do swoich kredytów. Ci lichwiarze w dowolnym momencie, według swego uznania proklamują po prostu bankructwo państwa polskiego, a co gorsza – doprowadzą wcześniej do sytuacji, że Polacy nawet nie będą takiego państwa żałowali.
Aldona Zaorska. Czy zaskoczyła Pana treść nagranych rozmów, czy wręcz przeciwnie – po rządzie Tuska trudno było oczekiwać czegokolwiek innego?
Grzegorz Braun: Zaskoczony treścią tych nagrań może być tylko ktoś, kto nie zdaje sobie sprawy, na jakim świecie żyje. Żyjemy w świecie demokracji, która właśnie w takich okolicznościach odkrywa swoje paskudne oblicze. Rządzi nami byle kto i nie wiadomo kto. Przecież ci ludzie, którzy nam się w tych rozmowach tak szeroko prezentują nie mogą być uważani za szczyt władzy w naszym kraju.
To są amatorzy i gówniarze. Problem w tym, że nie jesteśmy w stanie się zorientować, kto ich zatrudnił w charakterze marionetek. Prawdziwi właściciele Tuska, Sikorskiego, Belki czy Grasia ciągle chowają się za kulisami tego teatru. Jednocześnie są zbyt profesjonalni, żeby się ujawniać. Chcę podkreślić – obecna sytuacja to nie jest kryzys demokracji, przeciwnie to jest norma demokracji.
A.Z. Co jest najważniejsze w całej podsłuchowej aferze?
G.B. Cała ta sprawa jest w sposób drastyczny i katastrofalny niszcząca dla państwa polskiego. Myślę, że niezależnie od tego, kto podsłuchiwał, kto nagrywał, kto przekazywał, a kto publikuje, niezależnie od tego, jakie autorzy i uczestnicy tej autodemaskacji systemu mieli cele i oczekiwania, to rezultatem jest przede wszystkim dalsza totalna destrukcja państwa polskiego, porównywalna wyłącznie pod względem rozległości skutków z zamachem smoleńskim 2010 r.
I być może o to właśnie chodzi – nie skupiając się na tym, kto te nagrania zamówił i kto operację sprawnie przeprowadził, i jakie kanały zostały wykorzystane do puszczenia tego w obieg – muszę powiedzieć, że rzecz doskonale mieści się w scenariuszu rozbiorowym państwa polskiego. Mogę powołać się na to, że w ciągu minionych lat szereg razy wyrażałem przypuszczenie, że w tym scenariuszu rozbiorowym jako nieodzowny musi się pojawić element spektakularnej kompromitacji państwa polskiego zarówno na arenie międzynarodowej, jak i wobec własnych obywateli. No i mamy taki element.
A.Z. O co więc chodzi?
G.B. Z jednej strony o wyizolowanie państwa polskiego na arenie międzynarodowej, tak żeby było zdane na łaskę i niełaskę scenarzystów, którzy mają w ręku nasze losy, a z drugiej – o taką kompromitację Polski w oczach jej własnych obywateli, żeby – kiedy już przyjdzie (a przyjdzie niedługo) faza finalna instalacji na naszym terytorium zrębów alternatywnego tworu państwowego połączonego z odebraniem narodowi polskiemu suwerenności na jego własnym terytorium – żeby wówczas znaczna część obywateli zniechęconych do własnego państwa, rozczarowanych, pełnych goryczy i pogardy wobec tych, którzy tworzą tę atrapę fasady państwowości, przyjęła z ulgą, a może nawet z radością alternatywne rozwiązania polityczne, które w dodatku zostaną przedstawione jako scenariusz ratunkowy dla Polski.
A.Z. Czyli afera podsłuchowa to kolejne zdarzenie z całego ciągu zaplanowanych zdarzeń. Jaki więc będzie kolejny etap?
G.B. Sądzę, że kolejnym etapem będzie już niezadługo odpalenie tzw. kryzysu finansowego, bo i w finansach trzeba stwierdzić wyraźnie, że to nie żaden kryzys, tylko rezultat działań międzynarodowych lichwiarzy, będących w istocie właścicielami Polski. To dla nich i na nich obecnie pracują Polacy przywiązani niczym chłopi pańszczyźniani każdy do swoich kredytów. Ci lichwiarze w dowolnym momencie, według swego uznania proklamują po prostu bankructwo państwa polskiego, a co gorsza doprowadzą wcześniej do sytuacji, że Polacy nawet nie będą takiego państwa żałowali.
A.Z. I co wtedy?
G.B. Wówczas pojawią się „dobroczyńcy” „zbawiciele” i „wielcy przyjaciele Polaków” którzy zaproponują programy naprawcze, restrukturyzację finansów państwa, będącą w istocie jeszcze mocniejszym uwikłaniem Polaków w piramidę finansową, w której zresztą już tkwimy.
Myślę, że do zalegitymizowania tego wszystkiego będzie potrzebne jednoczesne odpalenie kryzysu politycznego o charakterze militarnym, może nawet wojennym. Chociaż pan minister Sienkiewicz i jego koledzy dawno już wylecą z roboty, ale szykowany przez nich aparat państwa policyjnego, z którym już mamy do czynienia, zostanie użyty do pacyfikacji resztek narodu.
To jest pewna ironia tej sytuacji, że wątek finansowy, który pojawił się w rozmowach pierwszoplanowych finansistów, reprezentujących w Polsce interesy owych lichwiarskich banków, mógł paradoksalnie przyczynić się do ujawnienia całej afery. Bo czy przypadkiem ci ludzie, posuwając się do prób emisji większej ilości papierowego pieniądza, czym usiłowali być może podreperować swoją bieżącą sytuację, nie popełnili największego grzechu, próbując dokonać tego bez porozumienia z gangsterami, którzy mają ich los w swoim ręku? W każdej mafii największym przestępstwem jest przecież okradanie swoich bossów.
Być może do tego w Polsce doszło – może tych nowych banknotów wydrukowali nieco więcej niż starych – więc międzynarodowe konsorcjum lichwiarzy upomniało się po prostu o swoje.
A.Z. Wątek finansowy nie jest tu jedyny…
G.B. Nie jest. Mamy tu także politykę zagraniczną. Oczywiście przywódcy państw na świecie orientują się lepiej niż my, kim w istocie są takie kreatury, jak minister Sikorski. Oni przecież mają kompletne dossier tego człowieka i świetnie wiedzą że jest to człowiek tak niepoważny, skoro np. gotów był używać swojej rządowej karty płatniczej, żeby nią regulować należności za różne uciechy świadczone mu za granicą. Do jego wad, jak się okazuje, należy również nieprzezorna gadatliwość. Jego właściciele i międzynarodowa opinia na najwyższym szczeblu świetnie się w tym orientują.
A.Z. Jaki jest więc cel tych nagrań?
G.B. Mają ostatecznie wytrącić polskiej polityce, ktokolwiek będzie nią kierował, możliwość prowadzenia poważnych rozmów z poważnymi partnerami. Z całego tego spektaklu ma wypłynąć jeden wniosek państwo polskie nie jest partnerem do jakichkolwiek poważnych rozmów i ustaleń, bo jeśli nawet zostaną zawarte, to prędzej czy później zostaną wypaplane i będzie można sobie o nich poczytać w prasie bulwarowej.
A.Z. Ale nagrania te dają szansę opozycji. Notowania PiS rosną…
G.B. Być może istnieje też taki wariant scenariusza rozbiorowego, w którym mieści się nawet powierzenie na jakiś czas zewnętrznych znamion władzy politykom pełniącym obowiązki patriotów. Być może dlatego też ta akcja podsłuchowa została odpalona, że właśnie przychodzi na to pora. Może trzeba dopuścić patriotów do władzy po pierwsze po to, żeby w czasie kryzysu finansowego znalazły się kozły ofiarne, na które będzie można zwalić za niego winę, a po drugie -żeby to nie kompletnie skompromitowani gangsterzy i złodzieje z Platformy Obywatelskiej, tylko patrioci z Prawa i Sprawiedliwości wystąpili w charakterze żyrantów pewnych rozwiązań, które do finalizacji scenariusza rozbiorowego są również konieczne.
Być może to właśnie patrioci są potrzebni do tego, żeby podżyrować zaangażowanie Polski w konflikt wojenny, w wyniku czego zostanie przeprowadzony jakiś np. transfer uchodźców do Polski na większą skalę, za którym pójdzie np. zmiana prawa.
A.Z. W tej aferze celowo są rozmywane najważniejsze problemy, czyli np. nie podejmuje się tematyki rozmów, tylko kwestię legalności nagrań, nie tego, kto i co mówi, tylko tego, kto nagrał. Polacy mają nie zauważyć scenariusza, o którym Pan mówi, a politycy nie zdają sobie sprawy, jak bardzo są pionkami w tej grze? A może chodzi o to, że chcą po prostu zrealizować własne interesy i odwracają w ten sposób od nich uwagę opinii publicznej?
G.B. Pewnie zachodzą tu wszystkie wymienione przez Panią czynniki. W każdej tego typu operacji na górze są wielkie plany, a na dole własne, partykularne interesy. Jedno nie wyklucza drugiego i trzeciego jednocześnie. Sądzę jednak, że uczestnicy tej afery są „za krótcy” żeby tak długofalową operację przeprowadzić i odpalić w ramach zwykłych gangsterskich rozrachunków. Myślę więc, że rzeczywiście na polskiej szachownicy pionki przestawiają możni tego świata. Myślę, że równie dobra jest hipoteza, że mamy efekty przestawienia wajchy przez imperium amerykańskie, jaki i hipoteza, że to Rosjanie ze swojej strony wajchę przeciągają, żeby utrudnić życie Amerykanom. Wszystko to jest równie prawdopodobne. Oczywiście ten scenariusz rozbiorowy jest rozwojowy i ulega modyfikacjom niemalże „ze sceny na scenę” ale priorytety muszą być i będą zachowane. Natomiast jak ostatecznie przebiegnie, wiedzą tylko ci, którzy go piszą.
A.Z. Czyli kto?
G.B. Ja nazywam finalny efekt tego scenariusza kondominium rosyjsko-niemieckim pod żydowskim zarządem powierniczym. Do tego to wszystko zmierza i aktualne konwulsje państwa polskiego idealnie do niego pasują. To najlepsza odpowiedź, jaką mam, na pytanie o autorów tego scenariusza.
A.Z. Nie ma Pan wrażenia, że zamiast informacji mamy coraz więcej dezinformacji? W pierwszych doniesieniach była mowa o fachowcach wysokiej klasy, być może nawet z obcego wywiadu i profesjonalnym sprzęcie. Teraz o spisku trzech kelnerów i zwykłym dyktafonie. Ktoś powiedział za dużo i rozpaczliwie próbuje to teraz odkręcić, przy okazji robiąc z Polaków idiotów?
G.B. „Spisek kelnerów” czy nawet „baronów węglowych” – to są teorie tyle samo warte, co wersja, w której Oswald sam strzelał do Kennedy’ego, a Rywin działał na własną rękę. Ale oczywiście na poziomie lokalnym, krajowym, skoro okazuje się, że „dziennikarze śledczy” i „kelnerzy” znają się z pewnym „biznesmenem” z Legnicy – to trudno nie zastanowić się nad udziałem w tej kombinacji gangu Grzegorza Schetyny. Ja nie przypuszczam, żeby ktokolwiek na Dolnym Śląsku mógł od lat prosperować w interesach bez autoryzacji ze strony „układu wrocławskiego” Że ten układ jest przez międzynarodowych graczy wciąż poważnie obstawiany, to nie ulega wątpliwości.
Przypominam, że w ostatniej dekadzie w warszawskiej prasie, także zwanej niezależną pojawiały się przymiarki Schetyny do roli „mocnego człowieka” który jaki jest, każdy widzi, ale on przynajmniej zrobi z tym wszystkim porządek. Więc może brany jest pod uwagę i taki wariant pośredni.
A.Z. Jaki?
G.B. Wspomina się o tzw. rządzie fachowców. Ja nie wykluczałbym, że do takiej roli szykowani są ludzie właśnie z okolic Wrocławia. Proszę np. zwrócić uwagę na towarzystwo spod znaku Kongresu Obywatelskiego – to dość mglista inicjatywa, dość luźne forum, ale wiadomo np., że służy ono do lansowania się m.in. takich ludzi, jak Mateusz Morawiecki, szef Banku Zachodniego. Jego nazwisko już parę lat temu było wymieniane na giełdzie kandydatów do rządu. A zatem nie zdziwiłbym się, gdyby pojawił się on jutro przynajmniej w szeroko rozumianym zapleczu tzw. „rządu technicznego” On, a może jeszcze i pan Zbigniew Jagiełło z PKO? Takie zaplecze mogłoby gwarantować płynne przejście od „rządu technicznego” do „rządu fachowców” o silnie patriotycznym profilu. Co ci akurat finansiści mają wspólnego z „układem wrocławskim”?
Otóż mają w biografiach – podobnie zresztą jak Schetyna – piękną kartę, tj. działalność w „Solidarności Walczącej”. To jest chyba ostatnia taka piękna, jeszcze niezgrana karta, którą nasi scenarzyści zdecydują się być może wreszcie włączyć do gry właśnie np. do zalegitymizowania Schetyny. Warto odnotować dyskretne lansowanie tej legendy, za pomocą np. świeżej publikacji książkowej o „SW”. Problem w tym, że to jest legenda mocno załgana i jeśli ktoś zechce na niej budować nowe państwo, to warto żeby najpierw przenicował łżebiografie takich właśnie graczy jak Schetyna.
Naprawdę proszę zachować daleko posuniętą ostrożność w zachwycaniu się czymkolwiek, co pochodzi z Wrocławia i okolic.
O historycznych uwarunkowaniach, o tym, że jest to teren najsilniej spenetrowany i najgłębiej nasycony agenturą jeszcze w czasach, gdy stacjonowały tam sztaby Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej. Tamtejsze elity – wyżej wymienionych nie wyłączając – były wyłaniane i selekcjonowane, a co najmniej bacznie monitorowane przez takich fachowców, jak np. tow. płk Putin, który stacjonując w pobliskim Dreźnie, patronował od tamtej strony, także po linii STASI narodzinom „układu wrocławskiego”
Nota bene – Wrocław przewidziany jest niewątpliwie na jedną ze stolic regionalnych owego „kondominium” o którym wyżej wspominałem. Co zresztą wcale nie wyklucza możliwości, że na jakiś czas wam tu w Księstwie Warszawskim może nawet zostawią trochę Polski – na miarę skansenu albo rezerwatu indiańskiego.
A.Z. Może taki rząd, odwołujący się do legendy „Solidarności Walczącej” to nie taka zła perspektywa?
G.B. Może. Ja tylko stwierdzam fakt: i ten układ tworzą ludzie głęboko uwikłani i uzależnieni od centrów zawiadowczych zlokalizowanych poza terytorium Polski. I dlatego, obawiam się, nie będą w stanie nawet gdyby chcieli – odwrócić generalnego trendu. Mogą więc zostać wykorzystani jako pożyteczni żyranci na przejściowym etapie. Dają oni, z punktu widzenia naszych zewnętrznych scenarzystów, pełną rękojmię bezpieczeństwa – nie mają bowiem w gruncie rzeczy żadnych poważniejszych koncepcji antysystemowych.
W każdym razie to właśnie wynika np. ze znanych mi wystąpień na forum Kongresu Obywatelskiego czy z lektury prasy związanej ze środowiskiem „SW”. To są jakieś „republikanizmy” całkowicie niegroźne dla lichwiarzy – bo uznające etatystyczne status quo. Albo działania na niwie „polityki historycznej” – ważne i skądinąd sympatyczne – ale mieszczące się w granicach właśnie owego wyżej przywołanego rezerwatu dla Polaków. Ja jestem sceptyczny wobec tych naszych „republikanów” także dlatego, że projektują oni porządek państwowy wedle zasad masonerii – porządek, w którym tradycja narodowa i tradycja katolicka może nawet będą tolerowane, ale mają stać w kącie i nie mieszać się do polityki, podczas gdy pryncypia ustanowione w lożach Paryża, Londynu czy Berlina będą transmitowane na Polskę.
A.Z. Czy więc możliwa jest jakakolwiek realna zmiana?
G.B. W obecnej sytuacji każda próba realnych zmian systemowych, np. próba zaprowadzenia w Polsce naprawdę wolnego rynku i wyprowadzenia Polaków z piramidy finansowej (MFW) zostanie łatwo spacyfikowana po rozpętaniu w mediach na całym świecie „kampanii antyfaszystowskiej” której głównym hasłem będzie „ratowanie demokracji” w Polsce. Ale to nie znaczy, że nie należy takich planów snuć i takich oczekiwań wyrażać Bo sytuacja przecież się zmieni i to szybciej niż się spodziewamy.
A.Z. Wracając do „afery podsłuchowej”- może chodzi o ukrycie pod podsłuchami większej afery. W jej tle całkowicie przepadły takie informacje jak komisja sejmowa nt. dochodów Kwaśniewskiego czy nowelizacja prawa dokonana przez rząd, dzięki której Polska będzie wypłacała świadczenia emerytalne nawet 50 tys. ocalałych Żydów, ich małżonkom, a nawet dzieciom zamieszkującym poza naszym krajem z tytułu szkód doznanych ze strony nazistów i bolszewików na ziemiach polskich w czasie wojny i okresu stalinowskiego. Internauci wprost zastanawiają się, jak wielki przekręt zostanie pod nią ukryty. A może powrót do tematu nielegalnych dochodów Kwaśniewskiego (komisja sejmowa) i obecna afera taśmowa to wojna o schedę po Jaruzelskim? Może jest to po prostu wojna sierot po żydokomunie z wojskówką, czyli układu z Magdalenki? Mają rację?
G.B. To są bardzo trafne spostrzeżenia i oczywiście one tworzą bardzo istotny kontekst tego, co się dzieje. Może być i tak. Ale jak powiedziałem wyżej – niezależnie od tego, jak prowadzą między sobą swoją rozgrywkę ci miejscowi łajdacy, to tak szeroko zakrojonych działań z międzynarodowym rezonansem medialnym nikt z nich nie poważyłby się przeprowadzić, nie mając autoryzacji ze strony swoich właścicieli.
Na tę rozgrywkę musiała dać przyzwolenie przynajmniej część ośrodków zagranicznych zawiadujących polską sceną polityczną. Widać to szczególnie po tym, że orkiestra pudeł rezonansowych, jaką tworzą postpeerlowskie media, zaczęła nagle grać na inne nuty. Możemy obserwować, jak zasłużeni funkcjonariusze frontu ideologicznego, wytrawni propagandyści w rodzaju Moniki „Stokrotki” Olejnik i jej kolegów, wykorzystują tę okazję po to, żeby się uwiarygodnić na nowy etap. Ich buńczuczne wypowiedzi i nagłe zniesienie taryfy ulgowej, jaką do tej pory stosowali wobec warszawskiej władzy, pozwala przypuszczać, że właśnie do wielu wysokich funkcjonariuszy frontu ideologicznego dotarły już nowe rozkazy i że potępiając działania rządu Tuska i ABW, po prostu je wykonują.
A.Z. A pomijając już aspekt ich zachowania – jak ocenia Pan akcję ABW w siedzibie „Wprost”?
G.B. Dlaczego ta akcja słabo im poszła? Być może wycofanie się funkcjonariuszy ABW wynikło z tego, że po wkroczeniu do redakcji natknęli się w niej na funkcjonariuszy wyższych rangą, starszych stopniem, godniejszych funkcją i pełniących bardziej odpowiedzialne role, np. role „dziennikarzy śledczych”? Taka myśl się nasuwa. Muszę jednak przyznać, że mnie śmiech pusty ogarnia, kiedy przyglądam się temu spektaklowi, w którym etatowi propagandyści i dezinformatorzy opinii publicznej przyjmują pozy obrońców wolnego słowa i państwa prawa. To żałosne.
Mniej śmieszne w całej tej sytuacji jest to, że te pozy biorą za dobrą monetę także dziennikarze pełniący obowiązki prawicowo-patriotycznych. I tak różne kanapy z salonu warszawskiego podpierają się wzajemnie, bo nikt tu nikomu na dłuższą metę krzywdy nie chce zrobić. Dlatego bardziej od tych funkcjonariuszy mierzi mnie „dziennikarstwo niepokorne” tych ludzi, którzy z dziennikarzami jawnie gadzinowymi de facto przyjmują jednolity front. Tacy ludzie, jak Igor Janke, Warzecha, Zaręba – to nie są dziennikarze, którzy by o czymkolwiek istotnym opinię publiczną kiedykolwiek poinformowali – to są zawodowi „moderatorzy” dyskursu publicznego, którzy rano są na ty z funkcjonariuszami „GWiazdy śmierci” a po południu są bardzo niezależni i niepokorni w Po-Roninie. Trzeba, żeby w tej sytuacji odbiorcy zastosowali należyty dystans i krytycyzm, także w stosunku do tych, którzy po stronie obozu patriotycznego angażują się w tę akcję.
AZ. Dlaczego?
G.B. Ponieważ ani się obejrzymy, jak być może na gruzach rządu Tuska (którego lata sprawowania władzy zostaną przykładnie skrytykowane i potępione – niczym „błędy i wypaczenia” Stalina w referacie Chruszczowa) ukonstytuuje się pod szyldem jakiegoś rządu fachowców pierwsza administracja całkiem nowego projektu politycznego, który ostatecznie wyprostuje ścieżkę prowadzącą do kondominium rosyjsko-niemieckiego pod żydowskim zarządem powierniczym.
A.Z. Tusk zapowiada, że nie ustąpi i kompletnie lekceważy zdanie Polaków. Co więc powinniśmy teraz zrobić?
GB. Być może Tusk i Komorowski nie zostali jeszcze dokładnie poinformowani, co mają myśleć, mówić i jakie działania podjąć i dlatego zajmują takie a nie inne stanowisko. Ale wystarczy jedna rozmowa, by je zmienili. Kiedy Donald Tusk został poinstruowany, że ma nie brać udziału w wyborach prezydenckich, to się temu szybciutko podporządkował, więc i teraz zrobi to, co mu jego właściciele polecą. Zobaczymy, jakie będą te polecenia. To się wkrótce okaże.
Jeśli Polacy nie znajdą obrońców w elicie politycznej, w której być może w ostatniej chwili obudzą się jakieś instynkty patriotyczne, albo nie będzie to siła wystarczająca, aby mogli się obronić przed inwazją i instalacją tego nowego projektu na terytorium Polski, to trzeba, aby wyzbywając się złudzeń, ale nie wyzbywając ducha, okopali się tam, gdzie kto może, nie dali się pozabijać ani bardziej obrabować.
Trzeba po prostu starać się dotrwać w jakiej takiej kondycji do czasu, gdy ukonstytuowanie się w Polsce suwerennej władzy będzie możliwe. A o kondycję trzeba dbać – najlepiej realizując program: KOŚCIÓŁ – SZKOŁA – STRZELNICA. Na tych łamach polecałem go już parokrotnie. Teraz przypomnę tylko, że w Polsce mamy ponad 10 tys. parafii. Gdyby choć tylko w co dziesiątej z nich Tradycja katolicka, ta przez wielkie T pisana, była kultywowana, gdyby choć w co dziesiątej powstała własna polska szkoła z salą lub terenem do ćwiczeń strzeleckich – wówczas, kiedy przeminie ta zawierucha, której właśnie w tej chwili kolejny podmuch odczuwamy, państwo polskie będzie miało się z czego podnieść.
A co dziś? Nie dać się sprowokować, nie podejmować tej gry w czasie wybranym przez przeciwnika. Jeśli teraz ktoś będzie chciał Polaków wyciągnąć „na Majdan” -to proszę najpierw sprawdzić. Nie zniechęcam nikogo do aktywności obywatelskiej, jednak sądzę, że akcyjność w tej sprawie oderwana od programu Kościół – Szkoła – Strzelnica łatwo może zostać przejęta przez naszych scenarzystów. A zatem – działajmy, ale profesjonalnie, żadnej amatorszczyzny. Angażujmy się, owszem, w bieżącą grę polityczną – przede wszystkim zadbajmy o patriotyczną bazę w naszych lokalnych wspólnotach:
1050 POLSKICH SZKÓŁ I STRZELNIC W 1050 PARAFIACH NA 1050-LECIE CHRZTU POLSKI.
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=13159&Itemid=100
Jeden komentarz