Najczęściej mianem prostytutki określa się osobę, która stale lub dorywczo zaspokajającą potrzeby seksualne przygodnych partnerów w zamian za korzyść materialną (najczęściej są to pieniądze, ale też wartościowe rzeczy, kosmetyki itp.) . Wykonuje te czynności najczęściej bez zaangażowania uczuciowego i bez zbytniej możliwości wyboru partnerów. A więc zajmijmy się pierwszą prostytucją zoologiczną. Oczywiście, że wielu nie zgodzi się na używanie akurat takiego terminu, do określenia mentalności niektórych ludzi walczących o tzw. „prawa zwierząt”, ale ja będę używał, bo mam do tego prawo. Prostytucja kojarzy mi się z podwójna moralnością. Człowiek taki żyje w dwóch światach: z jednej strony jest normalnym człowiekiem, powiedziałbym wzorowym obywatelem, lecz przychodzi czas, gdy zmienia się w cos zupełnie innego (oczywiście z ważnych powodów) Jako, ze […]
Najczęściej mianem prostytutki określa się osobę, która stale lub dorywczo zaspokajającą potrzeby seksualne przygodnych partnerów w zamian za korzyść materialną (najczęściej są to pieniądze, ale też wartościowe rzeczy, kosmetyki itp.) . Wykonuje te czynności najczęściej bez zaangażowania uczuciowego i bez zbytniej możliwości wyboru partnerów.
A więc zajmijmy się pierwszą prostytucją zoologiczną.
Oczywiście, że wielu nie zgodzi się na używanie akurat takiego terminu, do określenia mentalności niektórych ludzi walczących o tzw. „prawa zwierząt”, ale ja będę używał, bo mam do tego prawo. Prostytucja kojarzy mi się z podwójna moralnością. Człowiek taki żyje w dwóch światach: z jednej strony jest normalnym człowiekiem, powiedziałbym wzorowym obywatelem, lecz przychodzi czas, gdy zmienia się w cos zupełnie innego (oczywiście z ważnych powodów)
Jako, ze temat zwierząt jest bardzo rozległy postanowiłem podzieli go na kilka części i pilnować w dyskusji, aby nie ulegać prowokacjom kierującym na inne tematy, bo w ten sposób nigdy się nie skończy tematu. A temat zwierząt jest bardzo ważny, nie, dlatego, ze jest na niego moda, ale dlatego, że jest niebezpieczny dla umysłu i duszy. Pod pozorem dobroci, humanizmu, miłości wykrzywiony, może doprowadzić do spustoszenia moralnego. Wielu tych mechanizmów nie widzi, co nie jest żadnym argumentem… ja widzę i to wystarczy.
A więc zaczynam pisać, o co mi chodzi.
Każda teoria, filozofia, religia musi być spójna. Oznacza to, ze powinna we właściwy sobie sposób (zasady) tłumaczyć zjawiska, które obejmuje i nie mieć nieciągłości, niekonsekwencji czy jednym słowem BYĆ SPÓJNĄ.
JA KOCHAM ZWIERZETA – to stwierdzenie w ustach animalistów jest jak najbardziej cudowne, wspaniałe i zasługujące na najwyższy podziw. Pomijając fakt, ze nie można kochać zwierząt, ( czym zajmie się w innej notce) zastanowię się nad tym sformułowaniem.
Otóż jest to wyrażenie, które obejmuje swoją logiczną wartością wszystkie zwierzęta. Konstrukcja tego wyrażenia ma nam (słuchającym) uzmysłowić, z jaki wspaniałym człowiekiem mamy do czynienia: potrafi kochać, potrafią kochać zwierzęta, potrafi kochać wszystkie zwierzęta. A więc gdy obcujemy z takim człowiekiem musimy sobie zdawać sprawę, jak wielkie serce posiada, bo obejmuje nim wszystkie, bez wyjątku zwierzęta.
A zatem logiczną konsekwencją tego stwierdzenia, jest jedno: kocham każde zwierzę, które spotkam na swej drodze. Czyli kocham to zwierze, o którym wiem. Oczywiście trudno jest kochać coś, o czym się nie wie, to oczywiste.
Drugim aspektem tego stwierdzenia jest fakt, że chce ich dobra, a zatem zależy mi na ich dobru. Emanacją tego będzie dbanie o zwierzę. W skrajnych przypadkach dbanie o to, aby maiło, co jeść. Mając np. pytona, dbamy o niego z miłości, więc kupujemy mu myszki d zjedzenia. I tutaj pojawia się dysonans poznawczy: kocham gada i pozwalam mu jeść myszy, które powinienem kochać także zarówno. Powiem więcej, karmię inne stworzenia, czasem naprawdę milusińskie karmą, który powstaje z zabicia innych zwierząt i ich przetworzenia na pełnowartościowy produkt dietetyczny. A zatem kocham zwierze i przez to karmię zwierze innymi kochanymi przeze mnie istotami. Przypomina to właśnie prostytucję umysłową: czasem jestem kochany i dbam, czasem jestem kochany i pozwalam zabijać.
Brak jest kompletnej spójności logicznej.
Oczywiście animaliści powiedzą: taka jest natura.
Ja odpowiem:
1. To nie jest natura, tylko przysposobienie sobie zwierzęcia, którego pozbawiamy instynktów, jest od nas zależne i dlatego musimy je karmić. Jest ono po prostu upośledzone.
2. Zabijanie i żarcie, jest rzeczywiście zgodne z naturą, dlatego nie występuje w świecie zwierząt ani sumienie, ani uczucia wyższe, ani etyka. Po prostu nawzajem się zjadają i to w potwornej ilości każdego dnia.
3. Zatem obdarowywanie miłością kogoś, kto nie ma zdolności pojęcia miłości jest uczuciem doskonale jednostronnym, czyli… no właśnie: egoizmem
4. Stosujemy podwójna moralność: z jednej strony „kocha” zwierzęta, a z drugiej pozwala, chce, akceptuje ich zabijanie. Proszę nie ważyć lekce tego argumentu. Właściwie inne są bez znaczenia. To naprawdę istotny problem, z którym animaliści nie Poradza sobie.
5. Nie kochanie wszystkich, tylko wybiórczo – to, co mi się podoba – jest egoizmem. Przypomnijmy sobie te wszystkie komary, glisty, karaluchy, solitery, pchły, dżdżownice, świnie w chlewie… To tez są zwierzęta i należy im się nasza miłość. Przypomnijmy sobie jak je zabijamy bez zmrożenia oka. Gdzie wiec jest nasze sumienie i konsekwencja, spójność poglądów? Jest to swego rodzaju faszyzm: pozwalamy żyć innym, kosztem śmierci innych… Cenimy jedno życie, innemu nie dając żadnych praw.
Zatem problem w tym wypadku nie polega na moich bezczelnych uwagach, które poirytowały animalistę, tylko na kompletnie bezwartościowej animalistycznej filozofii. Wszystko, co zawiera się w stwierdzeniu: ja kocham zwierzęta, jest kupą bezwartościowych klechd i zabobonów. To coś na poziomie astrologii, gdzie udowadnia się, że co by człowiek nie zrobił, to Mars z Plutonem tak się ustawiły, ze musiało się spieprzyć. To bardzo wygodna filozofia pozwalająca oddzielić odpowiedzialność jednostki za swoje życie i obarczyć tym gwiazdy.
Podobnie ze stwierdzeniem: kocham zwierzęta. Jest ono w wydani animalistów zupełnie pozbawione sensu, lecz niezmiernie dowartościowuję wypowiadającego. I tak naprawdę o to dowartościowanie chodzi.