Kiedy już sypną manną wprost z niebiesiech,
żałość przepadnie, gniew w trzewiach zbutwieje,
gdy słoneczniki – złotych słońc tysiące
tłustych lat dadzą pewność i nadzieję,
a optymizmu nadmiar darowany
odrzuci barier przerdzewiałe progi,
z kajdan uwolniony na nowo powstaniesz,
aby w życie pełne poniosły cię nogi.
Kiedy resztki 'wzlotów’ po bandzie aniołów
Bóg w serce ci sypnie jak do popielnika,
poczujesz siłę, by stanąć w szeregu
i z aniołami jak Pegaz pobrykać.
Chociaż literalnie skrzydeł nikt ci nie da…
( Ikar skrzydła zwija przed promiennym świtem)
Weną uskrzydlony szczyty gór zdobędziesz
i wszystkie przeniesiesz na tomów stronice.