Po wczorajszej tłuczce u Nocnego Szczura w sprawie doskonalenia naszego portalu ochota do walki jeszcze nie przeszła.
Po wczorajszej ognistej dyskusji na temat usprawnienia naszego Nowego Ekranu (działalność pro publico bono ;] ), trzeba było umysł ostudzić dobrą rozrywkową lekturą. W tym wypadku Jo Nysbo Flaggermusmannen, czyli po naszemu „Człowiek nietoperz”, świetnie przełozoną przez panią Iwonę Zimnicką , wydane przez Wydawnictwo Dolnośląskie.
W tej książce, kryminale, a jakże, Jo, fantastyczny autor, przybliża nam etniczną Australię. I podrzuca świetny pomysł, który poniżej rozwinę.
Walka z rasizmem jest na czele priorytetów polityki Zachodu. A już w Uni Europejskiej przez tą walkę można trafić na długie lata do ciurmy. (Mam nadzieję, że Kula Lis nie zostanie uznany za rasistę).
Jednakże, bądźmy uczciwi – ludzie mają swoje uprzedzenia. Zwązane to jest z nieufnością do obcych, do tych, którzy nie są członkami własnego stada. To naturalny atawizm i nie ma w tym nic szczególnego. Oczywiście jest to złe. Wszyscy to wiemy. Ale powiedź to temu karkowi, co tłucze pedała. On po prostu musi. Nazwano to ksenofobią, szowinizmem itd., czyli zauważono problem społeczny, jeśli dano temu tyle mądrych nazw.
Plemiona się tłukły i tak było zawsze.
Jak biali pokazali się gromadnie w Australii, wiadomo, byli to zesłani angielscy więźniowie, no i oczywiście garnizon wojska do pilnowania zesłańców, coby się od razu nie wyrżnęli, to od razu spotkali się z rodowitymi mieszkańcami tego kontynentu, mieszkającymi tam, gdzieś 20 tysięcy lat. Było ich niedużo, jakieś 750 tysięcy. Ciemnoskórzy, z czarnymi kręconymi włosami i dużymi płaskimi nosami. Aborygeni, oczywiście.
Jak już zaznaczyłem, wojsko zapobiegało, żeby skazańcy nie wyrzynali się wzajemnie, a rżnąć przecież trzeba, więc wojsko wspólnie ze swoimi więźniami zaczeli masakrę Aborygenów.
I tak to się zaczęło. No i potem, jak już Australię uznano za drugą Klondike ludzie zaczęli napływać szerokim strumieniem dosłownie zewsząd. Anglosasi, Niemcy, Skandynawowie, Polacy, Żydzi i Azjaci. Prawdziwy tygiel. Oczywiście, nie byli to ludzie w znacznym stopniu wykształceni, pełni szczytnych idei, jak tolerancja, czy anty-rasizm. Tłukli się bez przerwy i łatwo można było dostać w dziób za kolor skóry, czy garbaty nos lub skośne oczy. Jednocześnie, trzeba niektórym przyznać, byli tam bystrzy, przedsiębiorczy i pomysłowi (vide nasz zbawiciel pan Opara). Taki właśnie jeden gość, Jimmy Chievers,pokombinował i wymyślił sobie, że na tej międzyrasowej niechęci można by dobrze zarobić.
I cóż on takiego zrobił? Ano, założył i zorganizował wędrowną trupę bokserską, która jeździła od miasta do miasta po całym kontynencie. Grupa ta cieszyła się niesłychaną popularnością i sławą i była ozdobą lokalnych festiwali, jarmarków etc. To była prawdziwa instytucja.
Jednakże, w odróżnieniu od amerykańskich pierwowzorów, gdzie przyjeżdżała do miasta ekipa z profesionalnymi bokserami i gdzie lokalny osiłek mógł zdobyć sławę, rozkwaszając nos w szlachetnej sztuce walki przybyłemu bokserowi, choć najczęściej tenże lokalny osiłek okrywał się chańbą, bo to jemu nos rozkwaszano, robiono z uszów kalafiory i wybijano zęby przednie, w Australii mr. Chivers wymyślił sobie inny scenariusz.
Grupę bokserów, przez długie lata stanowili Włosi, Grecy, Chińczycy, Aborygeni i tak dalej. Zawodnicy przeróżnej narodowości. Oraz wcale nie jacyś siłacze, czy wyrafinowani technicy.
I teraz popatrz. Nienawidziłeś Żydów. A tu do miasta przyjeżdżał Jimmy Chivers ze swoją bandą. Wtedy udawałeś się do niego i zgłaszałeś się do walki. Mogłeś z aktualnego składu wybrać sobie przeciwnika. Wybierałeś sobie oczywiście Żyda, bo do tej nacji czułeś straszną nienawiść. Na ringu, waląć lewym prostym, gdzie na czterech palcach tej ręki miałeś wytatuowane H-A-T-E, niszczyłeś tego żydowskiego boksera, a poprzez niego, cały naród Izraela.
Zastanawiam się czy to nie jest cywilizowany i mądry sposób spacyfikowania ksenofobii i rasizmu, jak wiadomo, że nie da się tego do końca wykorzenić.
To, co piszę o Australii, to nie są jakieś tam odległe dzieje. Dopiero w latach 70-tych ubiegłego wieku rząd państwa zaczął krzywo kręcić nosem na te walki.
Może byłoby warto pogadać z gostkami z Krytyki Politycznej, bo przecież oni są najbardziej anty-rasistowscy, czy by przypadkiem nie zorganizowali takiego bokserskiego teamu, żeby kibole i inne nasze karki (w tym człnkowie brygady prewencyjnej MO, ops… Policji oczywiście) mogły walić Murzyna, Pedała, Żyda, czy innego Ruska.
Cywilizujmy nasze otoczenie, a przykłady możemy czerpać nawet od Australijczyków.
_____________________________________