Komentarze dnia
Like

A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik

08/01/2016
803 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik

Radnego T po raz pierwszy spotkałem na „Marszu dla życia i rodziny”. Nie wiedziałem wówczas, że w ostatnich wyborach uzyskał mandat do rady miejskiej. Zwróciłem na niego uwagę bo był bardzo zaangażowany w organizację tego przedsięwzięcia. Robił wiele szumu wokół siebie, był odziany w biały habit, witał się z licznymi gośćmi, rozdawał plakietki i transparenty. Wydawał się być człowiekiem zdecydowanym, prawym, traktującym poważnie wyznawane wartości chrześcijańskie.

0


szatan

 

 

Postanowiliśmy wraz żoną wziąć udział w tym marszu przede wszystkim po to żeby zamanifestować nasz sprzeciw wobec nasilających się prześladowań rodzin i odbieraniu dzieci przez skierniewicki MOPR. Oczywiście demonstrowaliśmy również przeciwko morderstwu zwanemu „aborcja”, oraz uprzedmiotowieniu człowieka zwanemu „in vitro”. Cieszyło nas, że jest w mieście tylu ludzi wyznających te same co my wartości. Poczuliśmy coś w rodzaju nadziei.

Kiedy jeden ze współmanifestantów uświadomił mnie, że ten pan w białym habicie „którego wszędzie pełno” jest lokalnym autorytetem moralnym, członkiem Prawa i Sprawiedliwości, oraz od niedawna wpływowym radnym, wiedziałem ze muszę się z nim spotkać i porozmawiać.

Dlaczego?

Za sprawą pewnej kompromitującej uchwały, której miał nieszczęście być współautorem. W sposób rażący obraziła ona obowiązujące prawo, dobre imię mojej rodziny, a nawet stworzyła zagrożenie dla naszego bytu. W pewnym sensie więc człowiek ten stał się moim dłużnikiem… Byłem ciekaw na ile zdawał sobie z tego sprawę. Najbardziej do myślenia dawało, że Rada Miasta uchwaliła to bandyckie kuriozum jednogłośnie! Było to jedno z pierwszych dokonań skierniewickiej rady i uzasadnione wydawało się przypuszczenie, że jej członkowie zostali cynicznie zmanipulowani przez doświadczonych w biurokratycznym intrygowaniu aparatczyków z MOPR, że po prostu nie mieli świadomości co uchwalają, jak bardzo nas krzywdzą i jakie będą tego skutki dla ich własnego autorytetu i powagi miasta Skierniewice. Uznałem więc, że mam obowiązek ostrzec radnych iż stali się narzędziami czynienia zła.

Zanim zwróciłem się do radnego T, rozmawiałem już w tej sprawie z przewodniczącym Rady Miejskiej i paroma innymi radnymi, tłumaczyłem, że uchwała ta rozgrzeszyła niesprawiedliwą decyzję dyrektora MOPR Janiny Wawrzyniak, że bezpodstawnie odrzuciła skargę na stronniczości, niekompetencję i nieprzestrzeganie dobrych obyczajów przez pracowników MOPR, w czasie bezprawnej interwencji w moim mieszkaniu. Itd…

O szczegółach pisałem w poprzednich moich artykułach, tu tylko przypomnę, że nie mając żadnych podstaw, ani uprawnień, funkcjonariusz MOPR Jarosław Rosłon naszedł mój dom. Przedstawił mi zarzut stosowania przemocy wobec rodziny, czyli popełnienia przestępstwa zagrożonego wieloletnim więzieniem. Kiedy korzystając z uprawnień oskarżonego, odmówiłem składania zeznań, groził mi porwaniem dzieci i pozbawieniem praw rodzicielskich. W odwecie za skargę powiadomił sąd rodzinny i prokuraturę o przestępstwie. W sądzie okazało się, że MOPR od początku miał świadomość, że jego zarzuty są fałszywe. Mimo to w uzasadnieniu wspomnianej uchwały radni podpisali się pod szeregiem bezmyślnych zarzutów powołujących się kłamliwie na rzekome rozstrzygnięcia bliżej nie określonego sądu. Nie dość, że w skierniewickiej radzie miasta jednogłośnie przegłosowano kłamstwa jako prawdą, to jeszcze zlekceważono fakt, iż nie mają one żadnego związku z przedmiotem mojej skargi.

Przewodniczący Rady Miasta Andrzej Melon z zatroskaniem odniósł się do moich racji. Klarowałem mu je w sumie przez kilka godzin i wydawało się że go przekonałem. Niestety odparł, że krzywdy wyrządzonej mi i mojej rodzinie nie jest w stanie naprawić ponieważ, rzekomo nie ma do tego odpowiednich narzędzi prawnych. Wyraziłem swoje zdziwienie, przecież to sprzeczne z zasadą: „kto ma moc sprawić, ma też moc naprawić”. Nie skomentował tego, pospiesznie i bez patrzenia mi w oczy zakończył nasze spotkanie.

Jeden z moich znajomych podsumował jego zachowanie stwierdzeniem, że tak naprawdę skierniewiccy radni przegłosowali, iż są bandą cymbałów bez względu na przynależność partyjną i że on na moim miejscu by się tym nie przejmował tak bardzo.

Wiśta wio – pomyślałem. To nie twoją rodzinę nazywają patologiczną, nie tobie przypisują nawet na łamach lokalnych gazet gwałty, szaleństwo, podpalenia i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze.

Wracając jednak do radnego T. W czasie „Marszu dla życia i rodziny” podszedłem do niego, przedstawiłem się i poprosiłem o spotkanie. Nie widział problemu. Dzisiaj sądzę, że to z powodu obecności licznych świadków… Zaproponował najbliższy wtorek. Wymieniliśmy numery telefonów, przetestowaliśmy połączenia i ustaliliśmy, że jutro on zadzwoni do mnie w okolicy południa i poda dokładną godzinę oraz miejsce spotkania. Zastrzegł przy tym, że gdyby zapomniał zadzwonić to mam się bez krepowania przypomnieć. Następnego dnia po południu przypomniałem się kilkakrotnie. Radny T nie odebrał telefonów. Cóż różnie bywa, radni mają wiele obowiązków…

Dzień później przypominałem się z tym samym skutkiem. Minęły trzy tygodnie a ja wciąż się przypominałem. Czy były to wystarczające podstawy żeby człowieka uznać za niepoważnego?

Nie, różnie przecież w życiu bywa.

Pewnej niedzieli szczęśliwie zauważyłem radnego T w kościele. Modlił się żarliwie, w skupieniu przystępował do komunii, wydawał się nikogo poza panem Bogiem nie dostrzegać. Po zakończeniu mszy i wyjściu z kościoła zatrzymaliśmy się niedaleko wyjścia, tak by widzieć wychodzących i żeby oni nas mogli dostrzec, ale w dostatecznej odległości żeby się nie narzucać nikomu, zwłaszcza radnemu T, jeśli wychodząc, uzna że nie jest to odpowiedni czas ani miejsce by rozmawiać o problemach.

Nie było naszą wolą stworzenie kłopotliwej sytuacji tylko „danie możliwości”.

Tymczasem wszyscy wierni opuścili już kościół. Za wyjątkiem radnego T i jego rodziny. Popatrzyliśmy z żoną na siebie zdziwieni. Zajrzałem więc do środka świątyni. Po radnym T i jego rodzinie nie było śladu, zniknęli. Kościół był już zupełnie pusty. Czy ktokolwiek mógł niezauważony wyjść głównym (i jedynym poza oczywiście zakrystią) wyjściem?

  • Uciekł przez zakrystię – skonstatowała żona – nie było szansy żebyśmy go przegapili.
  • Musi się strasznie bać spotkania z nami skoro się tak wygłupił – skomentowałem z goryczą.
  • On ucieka przed sobą – ciężko westchnęła żona.

http://godnoscojca.salon24.pl/670256,dlaczego-pan-bog-widzi-i-nie-grzmi 

CDN

http://godnoscojca.salon24.pl/670940,egzorcyzmy-na-hipokryzje-i-apostazje

0

Godny Ojciec http://godnoscojca.salon24.pl

Jestem ojcem. Bronię rodziny przed pedofilią instytucjonalną

88 publikacje
15 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758