Ekipa Donalda Tuska postanowiła jednak wyrzucić w błoto wspomóc spółkę Polskie Linie Lotnicze LOT kwotą miliarda złotych. Tuż przed świętami Ministerstwo Skarbu przelało na konto LOT-u 400 milionów złotych pomocy.
Co ciekawe przeciwko temu posunięciu rządu Platformy protestują zgodnie dyżurne telewizyjne autorytety, które uważają, że nawet jeśli dni LOT-u nie są jeszcze policzone, to czeka go wegetacja. Co więcej podkreślają, że model biznesowy naszej narodowej linii lotniczej powinien opierać się na wydajności, a nie pomocy państwa.
Gdyby prezes jakiejkolwiek spółki akcyjnej podobnie jak premier Tusk wpompował miliard złotych w bankrutującą spółkę, która mimo ogromnego zastrzyku gotówki nie ma szans na wyjście z dołku, to następnego lub jeszcze tego samego dnia miałby postawione zarzuty działania na szkodę spółki. Jednak szef rządu ma to szczęście, że nadwiślani „akcjonariusze” państwa nie są skorzy do rozliczania polityków za ich niegospodarność. Co więcej zwykle kupują wytłumaczenie, że winnym niepowodzenia jest… zbyt mała ilość złotówek przeznaczona na przemiał pomoc…