„… na początku roku 2010 popełnił zasadniczy błąd. Pod wpływem Angeli Merkel i z innych nieznanych nam powodów odstąpił od pierwotnego planu i zrezygnował z kandydowania na prezydenta RP”.
Od przeszło roku nie daje mi spokoju pewna sprawa, która zniknęła w zasadzie z mediów, życia publicznego, nikt jej specjalnie nie drążył, nie analizował. Chodzi mi o kwestię rezygnacji Donalda Tuska z kandydowania w wyborach prezydenckich w 2010 roku. Każdy, kto śledzi drogę polityczną D. Tuska wie doskonale, że ten człowiek od wielu lat przygotowywał się i dążył całe lata do zdobycia fotela prezydenckiego. Przegrana z Lechem Kaczyńskim w 2005 roku odbiła się mocno na psychice Donalda Tuska, a jego ogromne apetyty zostały ostudzone, musiał obejść się smakiem. Trauma klęski powyborczej Tuska przesądziła w pewnej mierze o formie życia publicznego w Polsce, kształcie debaty politycznej. Od 2005 roku polityka w Polsce stała się walką na śmierć i życie i to w sensie dosłownym jak się okazało.
Znając plany polityczne Donalda Tuska, mocno dziwi i jest szczególnie zagadkowa sprawa nagłej i słabo uargumentowanej rezygnacji ze startu w wyborach.
Oficjalną rezygnację Tuska z kandydowania w wyborach poprzedziła zaskakująca propozycja, złożona urzędującemu wówczas Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu podczas jednego ze spotkań.
Lech Kaczyński tak wspominał tą chwilę w wywiadzie z Łukaszem Warzechą:
„„…było jeszcze spotkanie , podczas którego pan premier Tusk zaproponował mi, żebyśmy obaj wycofali się z kandydowania w wyborach prezydenckich. Propozycja była bardzo kusząca: on pozostałby premierem, a ja byłym prezydentem (śmiech)”.
Czy kiedykolwiek była taka sytuacja, aby premier rządu udawał się do urzędującego prezydenta, który naturalnie, jak wszędzie na świecie będzie się ubiegał o reelekcję i składał mu propozycję rezygnacji ze startu w wyborach?? W krajach demokratycznych eliminacja przeciwników odbywa się w drodze wyborów, dlaczego Lech Kaczyński miałby zrezygnować ze startu w wyborach, przecież byłoby to odebrane jako kapitulacja??
Nie daje mi spokoju ta sprawa, zwłaszcza w obliczu tego, co się działo po 10 kwietnia. Czyżby to była propozycja z tych „ nie do odrzucenia”??
Długo zastanawiałam się, kto nakłonił Tuska do takiej decyzji, niweczącej jego polityczne plany i ambicje?? Pytanie odżyło ze zdwojoną siłą 10 kwietnia, kiedy Lech Kaczyński poleciał do Katynia „i wszystko się zmieniło”.
Dzisiaj otrzymałam odpowiedź na łamach Rzeczypospolitej od profesora Krasnodębskiego, która bynajmniej mnie uspokoiła. W obszernym i niezwykle ciekawym wywiadzie profesor wyjaśnił kto stał za tą styczniową rezygnacją Tuska:
„… na początku roku 2010 popełnił zasadniczy błąd. Pod wpływem Angeli Merkel i z innych nieznanych nam powodów odstąpił od pierwotnego planu i zrezygnował z kandydowania na prezydenta RP”.
I tu rodzi się zasadnicze pytanie: czy Polska posiada jeszcze w jakimkolwiek wymiarze suwerenną, niezależna politykę?? Czy po raz kolejny w dziejach weszliśmy do tej samej rzeki, w dobrze znane, dawno temu rozpisane role?? Czyż to nie była to jawna już ingerencja obcego państwa w sprawy wewnętrzne Polski??
Przeanalizujmy sekwencję zdarzeń w roku 2010.
Kanclerz Niemiec nakłania polskiego premiera, aby zrezygnował z kandydowania. Ten z niewyjaśnionych powodów ulega tej sugestii, nakłaniając wcześniej w prywatnej rozmowie Lecha Kaczyńskiego do tego samego kroku.
Urzędujący prezydent odmawia rezygnacji. Na kontrkandydata Lecha Kaczyńskiego zostaje wyznaczony Bronisław Komorowski, polityk, który został zapamiętany, jako ten, który sprzeciwił się rozwiązaniu delegatury sowieckiego wywiadu wojskowego na Polskę, jakim były WSI.
Chwilę później pojawia się kwestia zorganizowania obchodów 70 rocznicy mordu w Katyniu. Rozpoczyna się dziwna gra wokół organizacji tej wizyty, którą ochoczo podejmuje rząd Polski wraz z ambasadą rosyjską w Warszawie. Ostatecznie po sugestiach Putina Tusk godzi się na rozdzielenie wizyt Prezydenta i Premiera w Katyniu, choć dużo wcześniej była planowana wspólna wizyta obu urzędników na miejscu kaźni.
10 kwietnia 2010 roku ginie Prezydent RP wraz ze sztabem WP i najważniejszymi urzędnikami Polski na terenie Federacji Rosyjskiej.
Donald Tusk godzi się na oddanie całości śledztwa w ręce W. Putina, podpisuje skrajnie niekorzystną dla Polski podstawę prawną wyjaśniania tragedii oraz w maju decyduje się zaakceptować pozostawienie wszystkich dowodów w sprawie do czasu zakończenie procesu sądowego w Rosji.
Czy potrzeba Polakom więcej dowodów na to, że staliśmy się znowu strefą wpływów i brudnych gierek pomiędzy Rosją a Niemcami??
Czy Polakom potrzeba jeszcze coś wyjaśniać i udowadniać? Czyż nie jest jasne, ze obecny rząd z motywów, których nie chcę tu rozpatrywać, zdecydował się świadomie oddać los nas wszystkich i naszego państwa w ręce sąsiadów, którzy chętnie w Polsce widzieliby słabego, nic nieznaczącego, drugoplanowego aktora – statystę w teatrze polityki europejskiej??
http://www.rp.pl/artykul/633715_Krasnodebski–Dobra-rada-dla-Platformy.html