W kolejnym odcinku cyklu Wielki Bitwy Instytutu Wolnych Polaków przedstawiamy prawdziwą, historyczną perełkę. Bój pod Must-de-mussi był jednym z tych, w którym siły polskie musiały zmierzyć się z przeciwnikiem dysponującym wielką przewagą.
Na początek słów kilka o samym miejscu bitwy. Must-de-mussi nie jest miejscem wyróżniającym się jakość szczególnie spośród innych barbarzyńskich fortów. Obok Yu-kara-den, czy Masztalerz stanowił pierwszą linię postępów antypolonizmu w głąb polskiego terytorium. Prowincją Must-de-mussi zarządzała czwórka bezwzględnych wezyrów. Mieli wolną rękę w swoich rządach pod warunkiem, że dostarczą wystarczającą ilość podatków i jasyru. Kiedy ustawiali się ramię ramię w swych lektykach sprawiali widok, który niejednemu dzielnemu rycerzowi wzbudzał ciary na plecach. Zdałowało się, że to umarli jacyś z grobu powstali i nie wiedzieć czemu na żywych swojej zemsty szukają. Rycerstwo polskie widziało to zło, ale nie wiedziało jak w nie uderzyć. Do czasu, gdy na scenę dziejów wkroczył młodziutki pułkownik dragonów, Piotr Wolwowicz. Pochodził z województw południowych, gdzie świadomość zagrożenia nawałą barbarzyństwa była większa. Naprzeciwko nawały wroga stanął ze swoimi wątpłymi siłami aż czterokrotnie mniej licznymi. Ale jak to często w bitwach bywa nie liczebność zadecydowała o powodzeniu sił polskich tylko dobre wyszkolenie i wysokie morale rycerza. To morale było bardzo istotne, ponieważ nieprzyjaciel w pierwszej kolejności chciał pokonać Polaka układami i namówić do zdrady (zachowały się namowy posła Must-de-mussi, który namawiał tuż przed bojem pułkownika Wolwowicza do zaniechania obrony sprawy polskiej). Wezyrzy Must-de-mussi nie spodziewali się tak twardej postawy polskich sił i wywołała ona w nich złość i frustrację. O tym, jak wielki wpływ na historię miała ta bitwa niech świadczy fakt, że nawet w kronikach Imperium Zła można znaleźć relacje (patrz:
). Oczywiści jak do każdej relacji wroga, który przegrał, choć przegrać nie chciał, trzeba do tych relacji podchodzić z pewną ostrożnością. Wiadomo, że starają się tam wybielić swoich wezyrów, a pułkownika Piotra Wolwowicza przedstawić jako watażkę. Nie zmienia to jednak faktu, że przegrali z małym rycerzem i ujmując cokolwiek jemu tylko ujmują sobie.