W pomrokach dziejów niczyich…
Upadły Poeta z rodu Skrzypków Tanistych w drodze do Wedworza Ojcowizny…
***
Upadły Poeta, nieprzystosowany do pragmatyzmu swojego półwiecza, postanowił dnia kolejnego odwiedzić świątynię zwaną Ojcowizny Wedworzem… z tego też prostego powodu zamknął był drzwi na ościerz i otworzył lustro we frontonie zabudowane w kamiennej framudze podcienia.
tam był ujrzał Tatarkową Mróweńkę piękno pamięci kontemplującą…
Minął schody kamienne i balustrady stalowe na krawędzi przed upadkiem chroniące, by na samym ich końcu drewniany balkon osiagnąć. Stamtąd to spojrzał był Upadły Poeta na Ojcowizny we dworze urządzenie…
I ujrzał wielość podestów
niczym piramida ze świetlistym szczytem…
…
i wielość postronków,
która od góry spływała, dzieląc sie z każdym niższym tarasem na setki odgałęzień, tak że z samej góry jeden gruby postron na cały środek świątyni dzielił sie piętro niżej na kilkadziesiąt trochę cieńszych postronków, z każdego z których z kolei na poniższych piętrach wychodziło tysiące coraz to cieńszych niby włosy postronków prowadząc w ten sposób do samej ziemi, gdzie już prawie niewidzialne nici trzymały małe szare pracowite żuczki gnojne…
na każdym piętrze wszystkie postronki złapane były przez obręcz coraz to węższą, a te obręcze podobieństwo na każdym piętrze poza wielkością niezwykłe miały… tak więc miliony cieniuśkich postronków przechodziły na samym dole przez obręcz wielką ze stali trzystuletniej wykutą, by piętro wyżej zebrać się w pęki nieco grubszych postronków setników przez nieco węższą obręcz ujętą, które to z kolei, postronki tysięczne w całkiem wąskie obrączki obejmującej juz grube postrony do Arcykapłanów Ojcowizny zbieżały…
by ich objąć obrożą władzy na najwyższym piedestale świątyni…
Trzech ich tu stało, aby się Trójcy Przedwiecznej urągać przy okazji zupełnie z bezinteresownej zawiści przywarze…
Pierwszy z Arcykapłanów… kapłan Wolności, gwoli maluczkich przemawiał mówiąc im co wolnością jest i jak ma być używana, aby wolnością była… pouczajac z kogo i kiedy należy szydzić, aby wolności Świata Obręczy nie zaszkodzić…
Drugi z Arcykapłanów… kapłan Niezależności, tłumaczył z zapalczywością męczennika, dlaczego zabić w imię niezależności tąże niezależność należało gąsiennicami zależności bratniej w poczuciu zagrożenia Świata Obręczy…
Trzeci z Arcykapłanów, kapłan Solidarności, solidarnie podpisywał prawą ręką porozumienia przedwrześniowe, jednocześnie pod stołem okrągłe zobowiązania lewicą lojalności parafował…
Ta trójca Arcykapłanów Obręczy powiązana trzema postronami grubymi jak pół światyni na dole pośród żuczków gnojnych w przekroju, miała nad sobą ostatnią najwyższą Instancję, w hierarchii obrączek piedestał zajmującą… ta już tylko jeden postronny sznur prowadzący posiadała, z którego wszelakie poniższe postronki wywodziły swe pochodzenie i władzą obejmowały…
ta Obręcz Arcykapłaństwa Wolnej, Niezależnej i Solidarnej Ojcowizny miała wygrawerowane Trzy słowa:
Niebogactwo, Pomór i Obczyzna… jako przestrogi dla maluczkich czym się skończy brak ślepej wiary w Arcykapłanów, którzy jako jedyni znają skuteczną i prawdziwą realizację dawnego bogoojczyźnianego przesłania… I zdumiał się był Upadły Poeta niemożebnie… nie będąc do pragmatyzmu Świata Obręczy i Postronków przystosowany, zapytał obrazoburczym głosem wołającego nad przepaścią:
"–Hej, wy wszystkie ukochane żuczki gnojne i wasi powyżsi dziesiętnicy, setnicy i tysięcznicy postronkami w jeden nierozłączny węzęł powiązani w ramach strumienia obrączek na postronkach zkajdanowanych…!!! Hej, wy tam zakuci od lat trzystu niemalże w obręcze i skórzanego batoga postronki… po cóż wam to niemiłosierne Chomąto upodlenia i moralnego skarlenia do życia potrzebne…? Po co wy wszyscy nosicie to chomąto na swych karkach od batogowego postronka poranionych do krwi…? No dla jakiego to wyższego celu poza samym spędzaniem życia niczym koń w kieracie to Chomąto nibywładzy arcykłamców nosicie…?"
No i podniosły gnojne żuczki łebki pokornie do ziemi pochylone i zadumiały się niepomiernie…
jakże to tak arcykapłanów nie posłuchać…?
Jakże to tak… przecież niesłuchanie kapłanów grozi zanikiem zupełnym starego przesłania ojców,
a Bóg, Honor, Ojczyzna może zostać na wieki zniesione przez groźbę niebogactwa, pomory i obce wpływy…
Przecież arcykapłan wolności może kazać reszcie wyszydzić tych, co nie posłuchają i się z wyższego piętra na najniższe do do żuczków gnojnych upadnie w niełasce… a i kapłan niezależności gąsiennice krasnołebkie zawezwać dla obręczy dobra raz kolejny potrafi… a chodząca arcysolidarność przecież bardziej lojalna może być niż prawa w lewicy okrągłości… jakże to tak…?!?
I zaśmiał się Upadły Poeta głosem czystym i pragmatyzmem nieskażonym… i patrząc na obłakany naród żuczków gnojnych śmiał się do łez, bo choć żal ich mu było okrutnie to zrozumieć ich trwania w upodleniu i końskim chomącie na karku nie był w stanie nijak na trzeźwo… a śmiech ten poniósł się po piętrach obroży i dziwne zjawisko niejako samo z natury odmętów krew żuczkowych gnojnych ojców wydobyła… połączone w jedną całość sztywnymi postronkami obręcze zaczęły dygotać miarowo i wibrować niczym szklanki ostrzem brzytwy przeciągnięte po plecach… jak jeden strunami złaczony, gigantyczny instrument się zestroiły i popłynęła niczym fala żuczków gnojnych niezgoda na koński kierat na karki dawniej niepokorne narzucony… a drgające coraz to silniej niczym w upiornym widzie rezonansu historii narodów chomąto wyprężyło się jak struna i wystrzeliło rozbijając ściany świątyni… strzeliło jak diabeł z bata na piaszczystym zakręcie i opadło z hukiem na bruk ciągnąc za sobą wszystkich, których postronki były grubsze niż duma niepokorna, co gnojnym żuczkom na samym dole nici postronków ledwie je trzymających zerwała… o dziwo chomąto porwało tylko samych dostojników… i choć nikt nie mógł w to uwierzyć, to kierat upodlenia najmocniej trzymał tych, których postrony najgrubsze były w obręczy jako, że siedzieli na samej górze światyni… i ci dotychczas najwięksi… na pysk z wysokości arcykłamstwa upadli… i nie był to poety godny upadek… od tamtej pory żuczki gnojne w zgodzie z naturą swoje kopce budują, zaś dawni arcykapłani gnój i urynę z terenu żuczego miasta na zewnątrz wywożą… a Upadły Poeta? Żaden żuczek już go nie widział… podobno poszedł szukać jakiegoś Gilgamesza… niestety w języku żuczków gnojnych to słowo nic nie znaczyło… Stare żuczki mawiały, że był to jakiś krewny Hektora a może Rolanda… z klanu pozłacanych czaszek z dalekiej Herbertii.
***
A to, Upadłego Poety gnojnych żuczków symbol wizerunku w pamięci zatrzymany w momencie gdy śmiechem kryształowym Chomąto zniewolenia i ucisku w Ojcowizny Wedworzu opłakuje…
Polak, Wegier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki (weg. Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát). Boze chron Wegry i Rzeczpospolita.