Ćwicz się w myśleniu o sprawach życia zbiorowego i własną pracę traktuj jako przyczynek do tego życia, stosownie do twoich mniemań o tym, jak ów świat mógłby być naprawiony lub usprawniony.
Jakiś czas temu zamieściłem swoje młodzieńcze wypociny na temat pewnego tekstu Kołakowskiego. Posypały się na mnie w komentarzach wyzwiska od lewaków ze szkoły frankfurckiej i po raz kolejny przypomniały mi się jałowe, bo oparte na stereotypowych kliszach, dyskusje ze znajomymi lemingami.
Po pierwsze trudno jest zignorować całe formacje kulturowe, szczególnie jeśli wywarły one kolosalny wpływ na tą naszą kulturę. Trudno jest także (choć niektórym przychodzi to niezwykle łatwo) krytykować coś czego się nie zna. Dlatego uważam, że krytyka takiego Marksa bez lektury nawet jednego jego tekstu jest po prostu niemądra. Po trzecie, czy zasada dziel i rządź, tak skutecznie stosowana na przykład przez Stalina w Azji Środkowej, staje się pojęciem tabu tylko dlatego, że ma coś wspólnego ze zbrodniczym dyktatorem? Jak chcemy rozumieć świat, ignorując przedstawicieli niesłusznych według nas ideologii?
Nie mogę odnaleźć tego cytatu, ale to właśnie Kołakowski chyba opowiadał anegdotę, jak jakiś nawiedzony latynoamerykański lewicowiec przekonywał go o słuszności systemu kubańskiego. Na te słowa Kołakowski zapytał: czyli w takim razie popiera pan faszystowskie zbrodnie drugiej wojny światowej? – Dlaczego, skądże znowu? – wykrzyknął oburzony lewicowiec. – No skoro popiera pan eliminację kontrrewolucjonistów to czym to się różni np. od eliminacji Żydów? – To nie to samo! – wykrzyknął lewak i zakończył rozmowę swoim odejściem.
Jedynym sposobem, aby zweryfikować czyjeś idee, jest rozłożenie ich na czynniki pierwsze poruszając się w ramach i języku tejże ideologii. Teolog z komunistą nigdy się nie dogadają jeśli nie wyjdą poza swoje języki opisu rzeczywistości. Będą poruszać się w pojęciowych gettach swoich monadycznych światów, a gdy zabraknie cierpliwości przejdą do rękoczynów. Gdyby jednak udało im się opuścić granice swojego języka, być może doszliby do jakiegoś porozumienia, bo zobaczyliby, że często te same zjawiska opisywane są przez różne pojęcia. Żeby było jasne: piszę o poziomie idei, a nie walki o władzę nad ludzkim duchem.
Od szkoły frankfurckiej nie uciekniemy, bo zbyt silnie istnieją te idee w intelektualnym obiegu. Sam miałem swego czasu ochotę podjąć polemikę z Adorno na temat jego estetycznej wizji muzyki, ale nie starczyło mi na to energii i determinacji. Całkowite ignorowanie tego nurtu nie jest chyba najlepszym pomysłem. Uważam bowiem, że stosunkowo najtańsze jest pokonanie przeciwnika jego własną bronią.
Dlatego przy różnych okazjach przypominam pewien krótki zbiór zasad, by uświadomić im, że zwalczanie wszelkich przejawów „ciemnogrodzkiego zaprzaństwa”, bez najmniejszej nawet ochoty nie tylko zrozumienia, ale choćby wysłuchania, co ci tak krytykowani ludzie mają do powiedzenia, że taka postawa jest sprzeczna z zaleceniami spisanymi przez guru lewicujących intelektualistów, Leszka Kołakowskiego właśnie:
Oto moje wstrząsające odkrycie: polska inteligencja istnieje!
Znaczy to, że istnieje klasa ludzi wykształconych, którzy nie tylko swoje zawodowe umiejętności pielęgnują, ale ponadto interesują się żywo sprawami ogólnymi, sprawami swojego kraju, a także Europy i świata.
Nie muszą być, oczywiście, aktywni politycznie, niekoniecznie słowem lub pismem swój stosunek do świata publicznie głoszą albo w życiu jakichś partii czy innych organizacji politycznych czynnie uczestniczą.
Zależy im jednak na tym, by jakoś do dobra życia zbiorowego się przyczynić, i chcieliby, by ich szczególne zawodowe umiejętności były do tego życia wkładem, nie tylko świadectwem osiągnięć rzemiosła.
Inteligent prawdziwy chce być uczestnikiem zbiorowego życia narodu i ludzkości, a tym, co wie i potrafi, to uczestnictwo potwierdzać.
Nie wiem, jak liczna jest w Polsce populacja, która te warunki spełnia, ale ona istnieje i jest świadoma siebie. Gdybyśmy mieli jedynie takich ludzi wykształconych, którzy dzięki swemu wykształceniu zdobywają sobie środki do życia znośnego, ale o nic więcej im nie chodzi, nie byłoby inteligencji w Polsce, a również zajęcia polityczne ludzi wykształconych byłyby tylko jedną z licznych umiejętności zawodowych, które można wszędzie uprawiać, o niczym innym niż o własnych zyskach życiowych i własnej karierze nie myśląc. Partiom politycznym często przewodzą inteligenci, są jednak partie, które inteligencji nienawidzą, i na czele takich partii nie stoją inteligenci.
Wszystkich tych przykazań przestrzegać masz, jeśli chcesz należeć do inteligencji. Ale, oczywiście, wcale nie musisz chcieć być inteligentem.
Źródło: http://tygodnik.onet.pl/36,0,30265,hendekalog_inteligenta,artykul.html