W moim dorosłym życiu, dwie daty stały się naturalny –i jakże odmienny sposób –zbiegiem najważniejszych dat w moim życiu osobistym z przełomowymi datami w życiu naszego narodu.
2 kwietnia, blisko 40 lat temu, stanęłam na ślubnym kobiercu, przysięgając, że aż po grób ( i może nam się to uda!).
2 kwietnia 2005 roku, o 21.37 przestało bić serce Jana Pawła II. Papieża- Polaka. Wielkiego Ojca Kościoła, który pokazał światu siłę chrześcijaństwa, przeciwstawiając ją merkantylnym celom współczesnego człowieka. Papież –Pielgrzym. Obywatel Watykanu i świata, który czuł aż do śmierci silną więź ze swoimi korzeniami w Polsce. Niekwestionowany autorytet milionów ludzi na świecie, także innej wiary czy niewierzących. Obdarzony niezwykłą charyzmą, która powodowała, że każdy kto miał okazję się choćby z daleka z Nim zetknąć – doznawał wzruszeń niespotykanych nigdy wcześniej.
Odszedł wielki autorytet Polaków. Została niewypełniona pustka.
W maju jeszcze raz będzie okazja do powrotu do blednących upływem lat przeżyć. Okazją do powrotu do niezwykłej biografii, a przede wszystkim nauk Jana Pawła II, będzie czas wyniesienia Go na ołtarze.Beatyfikacji.
Wtedy chrześcijanie na świecie, zdobędą okazję do modlitw u Błogosławionego, aby (tak jak kiedyś On sam modlił się do Ducha Świętego i prosił o odmianę ziemi, tej ziemi) wybłagał dla wszystkich raz jeszcze odmianę.Odmianę umysłów i serc. Sumy bogactwa i biedy nie równoważą się. Różnice, wskutek globalizacji się powiększają. A dysproporcje nie gwarantują spokoju społecznego i pokoju na świecie.
A dzisiaj, o 21.37 Wspominajmy czas sprzed 6 lat, gdy miliony ludzi z bólem wpatrywało się w papieskie okno w Watykanie, z nadzieją, że On pozostanie z nami na ziemi jeszcze chociaż przez chwilę. On jednak poprosił o pozwolenie na odejście do Umiłowanego Boga. Odszedł. Nam została pamięć i modlitwa: Abba, Ojcze.
10 kwietnia, trzydzieści kilka lat temu narodził się owoc miłości, nasza córka.
10 kwietnia rok temu, doszło do niewyobrażalnej katastrofy utraty w jednym momencie elit Polski. Katastrofa Smoleńska. Upływ roku kończy tradycyjną żałobę po tych, co odeszli.
Kiedy jednak nie jesteśmy w stanie uznać, że wiemy z czyjej strata wyniknęła, żałoba nie może się skończyć. Tak jak nie kończy się żal wszystkich rodzin, dopóki nie mają jasności, że winni śmierci ich najbliższych zostali wskazani i ponieśli konsekwencje. Wtedy dopiero żałoba może zmienić się w zwykłą tęsknotę. Ze świadomością, że zrobili wszystko, aby dojść do prawdy. To zwykłe moralne zobowiązanie najbliższych: rodzin i przyjaciół. W przypadku elit państwa-także narodu. Doskonałym przykładem takiej postawy, cenionej przez wielu Polaków, jest postawa rodziny Olewników. A w szczególności siostry tragicznie zmarłego Krzysztofa, Danuty. Dojść do prawdy o przyczynach- to imperatyw moralnych przyzwoitych ludzi. Nie ma to nic wspólnego z kalendarzem żałoby.
1o kwietnia będę w Warszawie. Po to, aby wspólnie z innymi Polakami i rodzinami modlić się za 96 Ofiar. W tym Mojego Prezydenta i Jego Małżonki. Wezmę udział w uroczystościach po to, aby wesprzeć obecnością i modlitwą rodziny Ofiar. A jeśli ktoś uzna, że popieranie przeze mnie konieczności wyjaśnienia przyczyn katastrofy jest manifestacją polityczną, to kłamie. Przymiotnik „polityczna” dawany jest przez tych, którzy wolą święty spokój od prawdy. Szczególnie niewygodnej dla nich samych.