Awantura o związki partnerskie ma na celu odwrócenie uwagi społeczeństwa od katastrofalnej sytuacji gospodarczej kraju.
– Zgłosimy nowy projekt ustawy o związkach partnerskich, aby w Polsce się o tym jak najwięcej mówiło – zapowiadał w piątek dziennikarzom poseł Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota. Czy chciał, czy nie chciał, trafił w sedno. Cel bezsensownych ustaw o związkach partnerskich jest tylko taki, że społeczeństwo zaczyna o tym mówić. Temat jest kontrowersyjny i natychmiast dzieli Polaków, powoduje wybuch społecznych emocji i falę dyskusji także z użyciem inwektyw, gdyż natychmiast powstaje obóz "tradycjonalistów" nazywanych "oszołomami" czy też "postępowców" zwanych eleganckim językiem. Oba obozy zażarcie ze sobą dyskutują, przy czym temat staje się od razu jednym z ważniejszych w polskim zyciu publicznym. I o to właśnie chodzi.
Już Dzierżyński zauważył, że jeśli sprawy idą nie po myśli, trzeba stworzyć "temat zastępczy", aby odwrócić uwagę "ludu" od porażek. Sprawa związków partnerskich to taki właśnie "temat zastępczy". Chodzi o to, aby w mediach i w społeczeństwie dyskutowano o pedałach, gejach, lesbijkach itp, a nie dyskutowano o sytuacji gospodarczej, o rosnącym zadłużeniu zagranicznym, o pieniądzach publicznych. Taki jest cel ustawy o związkach partnerskich. Żaden inny.
W piątek, gdy w Sejmie odbyło się nieszczęsne głosowanie, w internecie znaleźć można było niepokojące informacje gospodarcze. A to właśnie się okazało, że bezrobocie znowu wzrosło. A to właśnie się okazało, że rosną ceny, że przygotowywane są nowe podatki, a my – Polacy – jesteśmy już tak zadłużeni, że większość rodzin ledwie wiąże koniec z końcem i nie ma pieniędzy na spłatę zobowiązań. Okazało się też, że tajemniczy inwestor motoryzacyjny, który miał w Polsce otwierać fabrykę samochodów, jest wymysłem Janusza Piechocińskiego i w rzeczywistości nie istnieje. Wszystko to są informacje straszne i niepokojące i właśnie dlatego, by nas nie straszyły i nie niepokoiły, do ofensywy ruszyli zwolennicy "związków partnerskich." Swój cel wypełnili. Od piątku w mediach, na najważniejszych stronach, mówi się o homozwiązkach, a nie o gospodarce. I o to właśnie chodziło.
Lemingi oczywiście tego nie widzą i nie rozumieją. Więc chętnie podyskutują o związkach partnerskich.