Kiedy Donald Tusk zgadza się na przystąpienie Polski do skrajnie niekorzystnego dla nas paktu euro plus na zachodzie Europy ukazują się coraz częściej publikacje, dowodzące, że euro jest skazane na klęskę.
1.Kiedy Donald Tusk zgadza się na przystąpienie Polski do skrajnie niekorzystnego dla nas paktu euro plus na zachodzie Europy ukazują się coraz częściej publikacje, dowodzące, że euro jest skazane na klęskę. Taka publikacją jest książka znanego dziennikarza ekonomicznego Matthewa Lynna od wielu lat piszącego dla londyńskiej Bloomberg News pt . „Krach, Grecja euro i kryzys długu państwowego”, która właśnie ukazała się na rynku. To zadziwiające, że coraz częściej zachodni publicyści i ekonomiści piszą o zbliżającej się szybkimi krokami, katastrofie wspólnej europejskiej waluty, a w Polsce nie ma w tej sprawie żadnej poważnej refleksji i wyznacza się kolejne daty wstąpienia do strefy euro. Ba, w powołanej w Sejmie Komisji Konstytucyjnej pod przewodnictwem posła Jarosława Gowina, trwają prace nad zmianą polskiej ustawy zasadniczej, których zasadniczą częścią są takie zmiany w kompetencjach Narodowego Banku Polskiego i Rady Polityki Pieniężnej aby przyjęcie nowej waluty było możliwe.
2.Matthew Lynn w swojej książce przypomina słynny majowy weekend 7-9 maja 2010 roku kiedy spanikowani przywódcy UE podczas nocnego posiedzenia w Brukseli uzgodnili powstanie pakietu pomocowego, który po kryzysie greckim miał przywrócić zaufanie do obligacji skarbowych części państw strefy euro. Czas ten ma już swoją nazwę, jest coraz częściej określany weekendem za „bilon dolarów” bo mniej więcej tyle wart jest pakiet pomocowy UE i MFW z którego korzystają Grecy Irlandczycy, a w najbliższym czasie także najprawdopodobniej Portugalczycy i Hiszpanie. Autor zwraca uwagę, że mimo sum, idących w setki miliardów euro, zarówno w postaci żywej gotówki jak i gwarancji skarbowych nie udało się ograniczyć kryzysu strefy euro tylko do Grecji. Szybko przeniósł się on do Irlandii, a teraz chwieją się w posadach Portugalia i Hiszpania, zagrożona jest także Belgia, której poważne kłopoty z finansami publicznymi pogłębia już blisko 8 miesięczne funkcjonowanie bez rządu po przeprowadzonych w 2010 roku wyborach.
3. Myślą przewodnią książki jest polemika z często wypowiadanymi, przez przywódców głównych państw UE (Angela Merkel, Nicolas Sarkozy) stwierdzeniami w stylu „ euro jest zagrożone, jeżeli euro upadnie to wraz z nim upadnie Europa”. Autor przypomina, że Unia Europejska i strefa euro to nie to samo. Trzy kraje W. Brytania, Szwecja i Dania , członkowie UE z długim stażem, pozostają ciągle poza tą strefą i trudno byłoby udowodnić, że z tego powodu jakoś ucierpiały. Wręcz przeciwnie do roku 2009 (do czasu wybuchu kryzysu) ich wzrost gospodarczy był średnio 2-krotnie wyższy niż wzrost PKB w strefie euro, a stopa bezrobocia była o połowę niższa niż średnie bezrobocie w tej strefie. Poza tą strefą jest także większość krajów nowo przyjętych i wszystkie one uporały się dosyć szybko z ostatnim kryzysem przede wszystkim dlatego,że miały własne waluty, które w naturalny sposób zostały zdewaluowane i to natychmiast poprawiło konkurencyjność ich gospodarek. Taka dewaluacja nie była możliwa w krajach nadbałtyckich,które zaraz po członkostwie związały „na sztywno” swoje waluty z euro i te kraje odnotowały w latach 2009-2010 najgłębsze spadki PKB, w całej UE. Autor konkluduje, „aby UE przetrwała należy zlikwidować euro, najbardziej racjonalną opcją nie jest usuwanie ze strefy euro bankrutujących krajów takich jak Grecja czy Irlandia” ale powrót do konkurencyjnych narodowych walut”.
4. W polskim społeczeństwie także przybywa sceptyków co do wejścia naszego kraju do strefy euro. Według regularnie prowadzonych badań w ostatnich miesiącach jest ich ponad 60%, a liczba zwolenników nie przekracza już 30%. Tylko rząd Tuska jakby nie rozumiał co się w UE dzieje. Brnie dalej, nie bacząc na konsekwencje, posługując się retoryką bycia w głównym europejskim nurcie. Wyrazem tego brnięcia jest zapowiedź podpisania paktu euro plus, podczas gdy nasi najbliżsi sąsiedzi (Czechy, Węgry) chcą być od niego jak najdalej.