Bez kategorii
Like

Korupcja niszczy nasz Naród

16/01/2013
592 Wyświetlenia
0 Komentarze
21 minut czytania
no-cover

Korupcja w polityce jest kosztowna, ponieważ przez skorumpowany system wyborczy mamy plagę złych polityków

0


Po trzech latach pobytu w Peru (1982-1984) wróciłem do Kanady, kupiłem nowy dom i zająłem się odbudową mojej firmy, która przez brak inwencji podupadła w czasie mojej nieobecności. Ale bardzo tęskniłem za Peru. A to dlatego, że żyłem tam jak król ze wsparciem pracowników, którzy nigdy nie byli skażeni ani socjalizmem, ani komunizmem. W praktyce oznaczało to, że zgodnie ze starą kulturą, która do dziś istnieje w większości krajów, moi pracownicy wierzyli, że jeśli ich szef, czyli ich lider, ma dobrze, to im też będzie dobrze. A więc nie tylko byłem przez moich pracowników traktowany z najwyższym szacunkiem, ale także czułem się bezpieczny, ponieważ każdy pracownik dbał o biznes. Każdy na swój sposób. Do tego stopnia, że często zanim coś powiedziałem, to już to było zrobione. To było całkiem inne od kultury pracowników wychowanych w komunizmie, którzy często jeśli tylko zrozumieli jakiś problem, to uważali już , że ich praca została wykonana. Dlatego mogłem spokojnie wrócić do Kanady, bo w moich peruwiańskich firmach zostawiłem silne, przeszkolone zespoły, które same mogły sobie dać radę z codziennymi wyzwaniami biznesu.

Rok po moim wyjeździe z Peru dostałem propozycję objęcia stanowiska gubernatora prowincji Loreto z lokalizacją jej stolicy w mieście Iquitos. Jeśli chodzi o teren, jest to największa prowincja w Peru, głównie tropikalny obszar dżungli Amazońskiej. Obszar 369.000 km kwadratowych to jedna trzecia Peru. Obszar większy od 323.000 km kw. terytorium Polski. Zamieszkany przez około milion ludzi, w tym kilkanaście szczepów indiańskich, różniących się językami, kulturą, a nawet fizycznym wyglądem. Stolicą prowincji jest drogie, biedne, ale wesołe miasto Iquitos.

Człowiek, który był wtedy gubernatorem prowincji chciał zrezygnować ze tego stanowiska, aby zająć się swoją fabryką makaronów, która była blisko bankructwa pod globalnym atakiem niskich cen z importu. Stanowisko gubernatora prowincji jest mianowane przez Ministerstwo Prezydenta z rządu centralnego. A więc w tej sprawie na jesieni 1986 roku przyjechał do mnie do Kanady peruwiański minister z dwojgiem asystentów, z których jeden świetnie mówił po polsku, ponieważ ukończył studia inżynieryjne w Szczecinie. Oferta stanowiska gubernatora była dla mnie interesująca i ciekawa, ale ją stanowczo odrzuciłem. Trzej panowie odjechali z niczym. Odrzuciłem ją dlatego, że warunkiem abym został gubernatorem prowincji Loreto, była korupcja.

Otóż lokalna ludność ogromnym wysiłkiem wywalczyła, aby pozostawiać w prowincji Loreto procent dochodów od wydobycia ropy naftowej przez firmy amerykańskie, głównie Occidental Petroleum. W 1986 roku było to około 50 milionów dolarów rocznie. Znane jako „Petro-Kanon” . Były to pieniądze do dyspozycji gubernatora na rozwój prowincji. W zamian za stanowisko gubernatora moim obowiązkiem miałoby być przekazanie połowy tych pieniędzy w gotówce w ręce centralnej administracji w Limie.

Na koniec była krótka rozmowa w kawiarni w Toronto. Minister przedstawił podstawowy warunek oferty, a ja powiedziałem, że jako gubernator tego nie zrobię. Powiedział mi wtedy wprost – „To my cię zabijemy”. I to był koniec tematu. Kilka miesięcy potem w czasie mojej wizyty w Iquitos tenże minister, z wdzięczności za moją gościnność w czasie jego wizyty w Kanadzie, wręczył mi wielki dyplom uznania za mój udział w rozwoju prowincji Loreto. Dodam tylko, że kiedy zaś jego partia APRA przegrała następne wybory, napisał do mnie list z prośbą o pracę.

 Cztery lata później, w betonowym budynku, gdzie mieściły się biurach gubernatora, który faktycznie był "słupem" władz centralnych, w niedzielę, a więc w dzień wolny od pracy, wybuchł nagle wielki pożar. Ogień pochłonął wszystkie archiwa dokumentujące jego działalność przez okres czterech lat, aż do czasu przekazania władzy kolejnej partii, która wygrała następne wybory. Wybuchły z tego powodu w mieście Iquitos poważne zamieszki uliczne, a policja niefortunnie zabiła dwoje ludzi. W rocznicę ich śmierci i tych wydarzeń na wielu domach w Iquitos powiewają czarne flagi.

Jako kandydat na prezydenta RP byłem poddany próbie korupcji pod koniec pierwszej tury wyborów w 1990 roku. Zadzwonił do mnie śp. Roman Samsel, który mi przedtem pomagał w pracą nad książką „Święte Psy”. Był bardzo zdenerwowany i przejęty. I zapytał czy mógłby się ze mną zobaczyć w cztery oczy w parku niedaleko dworu w Pęcicach koło Warszawy, gdzie wynajmowałem kilka pokoi. Spotkałem się z nim przy zmroku pod wielkim drzewem. Drżącym głosem powiedział, że był u niego osobisty adiutant prezydenta gen. Wojciecha Jaruzelskiego, płk Wiesław Górnicki. I chce mi przekazać, że odchodzący prezydent jeszcze ma złoto w swojej kancelarii i chętnie by mi je dał za to, żebym „dobrze” się wypowiadał o stanie wojennym, którym przez 2 lata terroryzował Polskę. Poczułem się tym wielce obrażony. Nie byłem pewien, czy to nie była prowokacja wrogiej mi „Gazety Wyborczej”. Ale znałem Samsela na tyle, że myślałem, że chyba mówił prawdę. Widziałem, że był nad wyraz przestraszony tym co mówił. Oczywiście zignorowałem tę ofertę. Nawet nie spytałem, ile tego złota było. Nie było ceny za którą można było mnie kupić!

W 1992 roku jako lider partii "X" byłem zaproszony na bankiet w ambasadzie Chińskiej Republiki Ludowej w Warszawie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem, że zaproszeni goście to głównie całe kierownictwo partii byłej nomenklatury komunistycznej, czyli Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Przed bankietem w głównej sali ambasady, która miała piękną marmurową podłogę, z uśmiechem podszedł do mnie szef związkowej centrali OPZZ Alfred Miodowicz w celu towarzyskiej rozmowy. Zapraszał mnie do swojego domu na „wspólne gotowanie” obiadu. Następnie zapoznał mnie ze stojącym pośrodku salonu byłym premierem PRL Mieczysławem Rakowskim, drugą osobą po prezydencie Wojciechu Jaruzelskim (a wielu uważa, że było odwrotnie). A Rakowski w czasie grzecznościowej ze mną rozmowy głośno krzyknął – „Olek, chodźże tutaj, zapoznam cię z Tymińskim”. Podszedł do nas młody człowiek, skulony jak zbity pies i bojaźliwie, bez słowa podał mi rękę i szybko się zwinął.

Tak poznałem młodego lidera SLD, późniejszego prezydenta RP przez dwie kadencje. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Rakowski i Kwaśniewski byli wspólnikami PRL-owskiej spółki "Interster". Ta spółka jeszcze przed 1989 rokiem skorzystała z ogromnych sum bezzwrotnych pożyczek, które pochodziły w Ministerstwa Sportu, gdzie Kwaśniewski był ministrem. W czasie wyborów w 1990 roku dostałem od "Solidarności" w Gdańsku dokumenty potwierdzające, że ludzie bliscy Aleksandra Kwaśniewskiego na krótko przed wyborami prezydenckimi w 1990 roku, zaaranżowali wpłatę dużej sumy na korzyść kampanii Lecha Wałęsy.

Mój instynkt i przeczucie nie pozwalały na współpracę z ludźmi, którzy jak to wykazały dobrze udokumentowane sejmowe wypowiedzi, grabili polskie państwo. Oni nie są złodziejami tylko dlatego, że mieli większość głosów w Sejmie. Dlatego w 1994 roku nie odpowiedziałem na osobiste zaproszenie do politycznej współpracy ze strony Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera. Gdybym na to poszedł, to dziś byłbym człowiekiem bez honoru. Obecnie prasa donosi, ze Aleksander Kwaśniewski, za „doradztwo” otrzymuje ponad 600.000 Zl. rocznie od Jana Kulczyka, najbogatszego oligarchy w Polsce.

Patologie korupcji są powszechne w krajach, gdzie tak jak w Polsce nie ma możliwości wymiany politycznych elit. Gdzie nie ma kategorycznego rozdziału władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Muszę także dodać brak wolnych mediów, ponieważ ta „czwarta” władza w Polsce zachowuje się haniebnie, kryjąc faktycznie skorumpowanie pozostałych władz. A te władze zajęte korupcją, nie mają już czasu ani pomyślunku na zajmowanie się rozwojem kraju. Jest dobrze udokumentowany symbiotyczny związek władzy i mediów. Dlatego dziennikarze mediów głównego nurtu w Polsce całkowicie stracili społeczne zaufanie. Polacy stali się nieufni i wręcz wrodzy przedstawicielom wszelkich mediów. I słusznie, ponieważ ci dziennikarze, których stać było na obiektywizm, szybko skończyli kariery i nie mogli więcej pracować w Polsce w swoim wyuczonym zawodzie.

Polska zajmuje czołowe miejsca na indeksach skorumpowanych krajów. Dlatego wiele rodzimych i zagranicznych inwestycji omija nasz kraj. A przecież wiadomo, że w ostatnich latach komunizmu oraz w czasie terapii szokowej Balcerowicza, cały kraj był skorumpowany układami, bo tylko tak można się było wtedy w Polsce obłowić. Właśnie dlatego przy zmianie ustroju z niewydajnej gospodarki uspołecznionej na gospodarkę wolnorynkową, państwo powinno tępić korupcję w wigorem. Bo korupcja szkodzi dwóm podstawowym warunkom wszelkiego rozwoju – poszanowania praw obywatelskich oraz tępieniu wszelkiego rodzaju grabieży. Przez ćwierć wieku jesteśmy świadkami ogromnych afer, których autorzy do dziś cieszą sie całkowitą bezkarnością. Tylko nieliczni dostali wyroki, a były one niewspółmiernie małe w relacji do ich łupów.

Nie będę tu wyliczał wszystkich afer w Polsce. Jest to temat na osobną książkę. Wystarczy, że wspomnę największą chyba aferę RP – aferę FOZZ. Duża częsć tych pieniędzy była pomnożóna przez depozyty bankowe na około 60% rocznie przy stałym kurcie dolara utrzymywanym przez Leszka Balcerowicza.

Działania kontrolne ograniczał statut FOZZ, nadany przez rząd Mieczysława Rakowskiego, który dawał dyrektorowi Funduszu możliwości prowadzenia niektórych operacji w ścisłej tajemnicy. Można było wtedy potroić w ten sposób skradzione i zainwestowane pieniadze. Dokładnie opisali to śp. Prof. Jerzy Przystawa oraz prof. Mirosław Dakowski w książce „Via Bank i FOZZ”, za co byli przez 14 lat ciągani po sądach. Aż do wyroku skazującego administratorów tej kolosalnej afery. W radzie nadzorczej FOZZ zasiadał Wojciech Misiąg TW „Jacek” (IPN), prawa ręka Leszka Balcerowicza. W okresie 1984–1989 wchodził w skład Komisji Planowania przy Radzie Ministrów PRL.

Wystąpienie w Sejmie posła Wojciecha Błasiaka, 17 marca 1995:„Kontrola wykazuje sfałszowanie bilansu banku, fałszowanie dokumentów bankowych, nielegalne operacje dewizowe, etc. Sama kontrolujaca szacuje straty poniesione przez polską gospodarkę w wyniku operacji dewizowych Banku Handlowego na 5 do 10 mld. dolarów w latach 1991-1992. Skala strat i stosowane mechanizmy wyrażnie wskazują na ścisły zwiazek z odkrytymi przez śp. M. Falzmana zjawiskami rabunkowego transferowania dewiz z Polski.”

W Polsce w okresie zmiany ustroju zlikwidowano wszelkie mechanizmy kontroli, w celu maksymalnej grabieży majątku narodowego. Dodatkowo przez lichwę i przez podatki grabiono własnych obywateli. Natomiast łupieżcze firmy zagraniczne, które zaczęły działać w Polsce oraz zagraniczne banki, są od takich podatków wyzwolone. Już samo to otwiera wrota na wypływ strumienia kapitału z Polski, bez żadnych ograniczeń i kontroli. Przy stałym kursie dolara nawet nie istniał obowiązek rejestracji zysku z procentów bankowych, w czasie kiedy Balcerowicz kretyńsko, wbrew wszelkim zasadom logiki utrzymywał ten stały kurs, przy szalejącej hiperinflacji złotówki. Spowodowało to masową korupcję, kiedy chmary zagranicznych spekulantów szukały Polaków na "słupy", aby na tym zarobić łatwe pieniądze. Była to niesamowita gratka, chyba jedyna na świecie, gdzie można było w krótkim czasie potroić kapitał bez żadnego ryzyka i wysiłku. Cały czas mamy jawny i niejawny wypływ dochodów i zysków z tytułu zagranicznej własności z Polski. Najwyższy czas, aby ten krwotok zatrzymać.

Handel wewnętrzną informacją rządu do dzisiaj bezkarnie bazuje na korupcji, bo informacje na temat planów rządu są bezcenne. Inwestycje na bazie tajnych informacji nie wymagają ryzyka, a zyski z takich inwestycji są na szkodę obywateli. Dlatego w krajach rozwiniętych, aby temu zapobiec handel informacją jest karalny. To jest zdrada interesów państwa na szkodę jego obywateli. Trudno jest to do dopilnowania przy rządach antypolskiej grupy władzy w Polsce. Tylko rząd narodowy potrafi temu zapobiec, bo będzie rządem patriotów. Inaczej członkowie rządu łatwo poddają się temptacji łapówek w zamian za informacje lub przekazują tajne informacje swojej grupie władzy, w tym etnicznej, aby jak najszybciej doprowadzić do zniewolenia naszego narodu.

W praktyce czym dłużej trwa jedna grupa władzy, tym więcej korupcji. A to dlatego, że z biegiem lat powstają tajne, wyrafinowane, trudne do wykrycia, trwałe powiązania między złodziejami, politykami i państwową administracją. Zmiana elity władzy umożliwia zerwanie takich mafijnych powiązań. A to dlatego, że odtworzenie takich złodziejskich struktur wymaga ścisłej selekcji zaufanych ludzi, a to zajmuje wiele czasu.

Jedno jest pewne – korupcja jest zawsze tam, gdzie rządowa administracja ma niekontrolowaną władzę nad publicznymi pieniędzmi i majątkiem narodowym. Dlatego trzeba stale uświadamiać obywateli, że jest to bardzo szkodliwy fenomen, który należy tępić wspólnym wysiłkiem. Na przykład w takim bogatym kraju jak USA mało jest rządowej korupcji. Częściej zdarza się korupcja w prywatnych firmach.

O ile powyższy tekst czyta się jak książkę typu kryminał, korupcja rządowa i prywatna bije każdą polską rodzinę po kieszeni i jest jedną z przyczyn ubóstwa. W mojej ocenie każda rodzina w Polsce traci na korupcji co najmniej $1000 czyli 3000 zł rocznie. To poziom 10% budżetu rządu RP. Jeśli pomnożyć to przez 20 lat, jest to niebagatelna suma.

Korupcja w polityce jest kosztowna, ponieważ przez skorumpowany system wyborczy mamy plagę złych polityków, a to hamuje rozwój gospodarki i tym samym przekreśla przyszłość obywateli i ich dzieci. Korupcja jest rakiem naszego narodu. Tylko patriotyczny rząd wyłoniony z naszej elity narodowej może temu zapobiec.

Stanisław Tyminski

 

0

Stan Tymi

Rozw

24 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758