Jak wszyscy doskonale wiedzą, nie zawsze zimą jest zima. Tej styczniowej niedzieli padał nieprzyjemny, zimny, marznący deszcz.
I to podobno z powodu tego deszczu Łukaszek wraz z dziadkiem przyprowadzili ze sobą pewnego chłopca.
– Stał tak i mókł pod kościołem… – tłumaczył się dziadek Łukaszka.
– Wyście chyba zwariowali – oznajmiła zimno w drzwiach babcia Łukaszka. – Przecież mogą go szukać rodzice!
– Nie, nie! – zaprotestował chłopiec kiedy prowadzili go do kuchni . – Rodzice wiedzą, gdzie jestem. Ja zbieram dziś pieniążki! Kościół robi zbiórkę dla seniorów!
Do kuchni weszła mama Łukaszka, zdziwiła się widokiem chłopca i spytała kto to.
– Serca ludzie nie mają! – zagrzmiała babcia Łukaszka. – W taki deszcz dzieciaka z puszką wypchną! Niech się biedactwo ciepłej herbaty napije…
Mama Łukaszka zamarła wpół kroku, spojrzała na kalendarz i gniew ją ogarnął.
– A może to dziecko chce moknąć? – spytała zaczepnie. – Może jest na tyle uświadomione, że wie, że robi to w szczytnym celu?
– Jaki szczytny cel?! – spytała z nieopisaną ironią babcia Łukaszka. – Żeby napchać kabzę zbrodniczej organizacji!?
Łukaszek powoli zaczął wycofywać się z kuchni.
– Wszystko jest jak najbardziej legalne – mówiła niskim głosem ledwo przytomna z gniewu mama Łukaszka. – Oświadczenia, rozliczenia, wszystko jest w sieci! Wszystko!!
– Phi! Wpiszą milion czy pięć milionów, a kto to sprawdzi!? – machnęła z lekceważeniem babcia Łukaszka. – Zresztą zawsze mają jakąś tam szufladkę, koszta własne, czy jak tam to zwą…
– Przecież wszyscy dający wiedzą, że i tak nigdy sto procent datku nie idzie na cel! – broniła się mama Łukaszka. – I co z tego, że z tego zapłacą część za paliwo, część za prąd, a trochę pieniędzy przeznaczą swojej młodzieży, żeby poszaleli sobie trochę?! Zresztą i tak główne pieniądze idą na cel!
Teraz dziadek zaczął się powoli wycofywać.
– Główne pieniądze – powtórzyła z przekąsem babcia Łukaszka. – Sama struktura więcej przeżera…
– To jest potwarz! To oszczerstwo! – zapalała się mama Łukaszka. – A jakaś struktura być musi! Przecież pomoc musi by jakoś zorganizowana!
– Ale czy to musi być takie bizancjum? – nie ustępowała babcia.
– Jakie bizancjum?? Bo bierze w tym udział wiele osób? Ależ ludzie chcę się włączać spontanicznie!
– Dobra, dobra, a instytucje? Nie ma roku, żeby na tych ich durnym przemarszu nie była obecna policja! Państwowa policja! Za czyje pieniądze? Za moje! Żądam rozdziału od państwa! – piała purpurowa ze złości babcia.
– Jaki rozdział…! – warczała wściekle mama.
Teraz nawet chłopiec zaczął się wycofywać.
– To… Ja już pójdę – bąknął.
– Stój! – zatrzymała go mama. – Dam ci coś.
Sięgnęła po portfel, a chłopiec sięgnął na szafkę i zdjął z niej koszyczek.
– A gdzie masz puszkę??? – spytała osłupiała mama Łukaszka.
– Je chodzę z koszyczkiem – wyjaśnił chłopiec. – To kwesta kościelna.
Osłupiała mama spojrzała na słodko uśmiechniętą babcię.
– To… Jest… Niewiarygodne… Chamstwo… – cedziła mama Łukaszka z trudem nad sobą panując. – Żeby… Robić… Konkurencyjną… Kwestę… Tego… Samego… Dnia…
– Przecież nie mają monopolu na ten dzień – bąknął dziadek.
– My w każdą niedzielę kwestujemy – rzucił pogodnie chłopiec. – Dziękuję za herbatę. Mówiła pani, że coś da…?
Mama Łukaszka z dziwną miną obracała portfel w palcach.
– Nnno tak, a na co zbieracie?
– Na dom opieki dla seniora.
– No to nie dam – mama Łukaszka odetchnęła z ulgą. – Dzisiaj przecież jest Największa Kwesta…
– Nasza jest większa – przerwał jej chłopiec.
– …Największa Kwesta – powtórzyła uparcie mama Łukaszka. – I oni zbierają na dzieci. Czy jest sens zbierać pieniądze na kogoś, kto niedługo odejdzie z tego świata? Lepiej inwestować w dzieci, w młodzież, w przyszłość! Kto im pomoże, jak nie my?
– Jeszcze powiedz, że jesteś za eutanazją – wtrąciła jadowicie babcia Łukaszka.
– A co, chcesz dać datek im? – mama Łukaszka wskazała chłopca, po czym pstryknęła placami i zawołała:
– Wracam za chwilę! Niech nikt nie waży się wyjść!
Wróciła po trzech minutach prowadząc jakąś zmokniętą, zmarzniętą dziewczynę z puszką Największej Kwesty.
– O, ciepła herbata – ucieszyła się dziewczyna.
– Cicho – przerwała jej mama Łukaszka. – Teraz mamy wybór na co dać, na którą kwestę, na który cel! Już wiemy na co ty zbierasz – zwróciła się do chłopca. – A ty w tym roku na kogo zbierasz? – zapytała dziewczynę.
– Na emerytów i rencistów – powiedziała dziewczynka wpatrując się pożądliwie w kubki z herbatą stojące na stole.
Zapadła niezręczna cisza.
– Przecież zazwyczaj zbieracie na dzieci – odezwała się mama Łukaszka z pretensją w głosie.
– Ale społeczeństwo się starzeje. Dzieci coraz mniej, a emerytów coraz więcej. Nikt już nie chce przychodzić na organizowane przez nas dla młodzieży apolityczne spotkania z politykami partii rządzącej – przyznała dziewczyna. – Więc zmieniamy target.
– I co organizujecie w tym roku? – spytała babcia Łukaszka sięgając po portfel.
– W tym roku ma być akcja "Zabierz babcię do wód" – zaszczebiotała dziewczyna. – Chodzi o to, żeby wnuczki nawiązały bliższe, serdeczniejsze kontakty ze swoimi dziadkami, babciami i zabrali ich nad morze…
– Bo się wzruszę – mruknęła babcia.
– …przed śmiercią – dokończyła dziewczyna.
– Śmiercią??? – babcia zatrzymała dłoń nad otwartym portfelem.
– Eutanazja. To pewna forma pomocy starszym. Możemy o tym podyskutować – oznajmiła dziewczyna i korzystając z okazji sięgnął po najbliższy kubek z herbatą i upiła łyk.
– Ściągaj kurtkę! – rozkazała babcia.
Dziewczynka posłusznie zdjęła odzienie. Pod spodem miała bluzę z napisem "Hurra! Babcia nie żyje!!!". Babcia Łukaszka sięgnęła po puszkę dziewczyny. Pod logiem organizatora widniał drobniutki napis. Babcia założyła okulary i odczytała go na głos:
– Wiekowym Obywatelom Śmierć Proponujemy.
Powiało grozą i osmozą.
– To wy też za eutanazją… – powiedziała powoli babcia Łukaszka.
– Nie uciekniemy przed tym tematem! Porozmawiajmy!
– Ja wam porozmawiam…
– To jest tylko propozycja! – broniła się dziewczyna. – To… Taka forma pomocy!
– Ładna mi pomoc!
– To… Byłoby dobrowolne! Tylko, jeśliby ktoś chciał! Umierajta, jeśli chceta!
Babcia namyślała się jeszcze przez chwilę, po czym sięgnęła do portfela i wyjęła banknot sto euro, po czym wrzuciła go do koszyczka chłopca. Wszyscy byli w ciężkim szoku.
– Babcia dała na kościół!!! – dziadek Łukaszka nie mógł uwierzyć własnym oczom.
– I to więcej niż dziadek przez cały zeszły rok!! – rzucił Łukaszek mało taktownie.
– No tak, to typowo po polsku… – mama Łukaszka uśmiechała się gorzko. – Tym nie dam, to dam tamtym… Na przekór… Na złość… Na złość babci odmrożę sobie uszy…
– Zapominasz moja droga – odezwała się lodowato babcia Łukaszka. – Że to ja jestem babcią!
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!