Tajna kasa Sakiewicza
04/01/2013
1740 Wyświetlenia
0 Komentarze
20 minut czytania
Popierający PiS koncern medialny Tomasza Sakiewicza dostawał dziesiątki tysięcy złotych od IPN w czasach kiedy instytutem kierowali ludzie PiS. Procedurę przetargową zorganizowano w taki sposób, aby pieniądze mogła dostac tylko jedna spółka.
66 831, 60 zł – taką kwotę w 2010 roku zapłacił Instytut Pamięci Narodowej spółce Słowo Niezależne sp. z o.o – wydawcy popierającego PiS miesięcznika „Nowe Państwo” oraz portalu Niezależna.pl.(namawiał do głosowania na PiS w wyborach parlamentarnych w 2011 roku). Powodem wypłacenia pieniędzy było – jak czytamy w umowie – wykonywanie dodatków edukacyjnych „na podstawie materiałów przekazanych przez IPN.” Na podstawie tej właśnie umowy, zawartej w marcu 2010, Słowo Niezależne zobowiązało się wykonać 10 dodatków edukacyjnych. Daje to ponad 6600 złotych za dodatek, który oparty był na materiałach IPN. Wcześniej, bo w 2009 roku IPN zawarł ze „Słowem Niezależnym” dwie umowy. Pierwszą – bez przetargu – na kwotę 5518,40 zł, drugą – na wykonanie 11 dodatków edukacyjnych – opiewającą na kwotę 77 662, 76 zł. Umowy zawarte zostały na podstawie przeprowadzonego postępowania o zamówienie publiczne w trybie przetargu nieograniczonego – napisał nam Andrzej Arseniuk – rzecznik prasowy IPN.
Dziwne warunki
Sprawdziliśmy archiwalne ogłoszenia IPN. Faktycznie, na początku 2010 roku Instytut ogłosił przetarg nieograniczony na – jak czytamy „wydanie 10 Dodatków edukacyjnych na podstawie tekstów i ikonografii przekazanej przez ipn-kśzp NP w czasopiśmie o charakterze ogólnopolskim”. W ogłoszeniu o przetargu określono precyzyjnie warunki, wśród nich znalazł się punkt 1.1, w którym napisano iż o udzielenie zamówienia mogą się ubiegać wykonawcy, którzy „w szczególności wykażą się odpowiednim doświadczeniem, tj. wydaniem w okresie ostatnich trzech lat przed dniem wszczęcia postępowania o udzielenie zamówienia publicznego, a jeżeli okres prowadzenia działalności jest krótszy – w tym okresie, co najmniej 10 dodatków tematycznych” (podkreślenie oryginalne – przyp. L.Sz.) Rzecz w tym, że ten warunek spełnić mogła tylko jedna firma – właśnie Słowo Niezależne sp. z o.o. Inni wydawcy miesięczników nie mogli się bowiem pochwalić wydaniem co najmniej 10 dodatków tematycznych w ciągu ostatnich trzech lat. A Słowo Niezależne sp. z o.o. mogło, bo wydawane przez tą spółkę pismo „Niezależna Gazeta Polska” od 2006 roku publikowało dodatki edukacyjne zrobione w oparciu o materiały z IPN. W 2006 i 2007 roku IPN podpisał 2 umowy ze „Słowem Niezależnym” określające zasady współpracy mającej na celu upamiętnienie wydarzeń i upowszechnienie informacji na temat istotnych faktów z zakresu społeczno-politycznego i religijnego z lat 1956-1981, popularyzację wyników prac badawczych IPN w zakresie najnowszej historii Polski – napisał nam Andrzej Arseniuk. – IPN w tym okresie zamieszczał dodatki edukacyjne bezkosztowo.Trudno się więc dziwić, iż przetarg wygrała ta właśnie firma. Trudno się też dziwić, że nie miała konkurencji. W ogłoszeniu o wyborze oferty najkorzystniejszej (czyli Słowa Niezależnego), czytamy: Jednocześnie zamawiający informuje, ze ww. oferta była jedyną ofertą złożoną w niniejszym postępowaniu o udzielenie zamówienia publicznego.
Pod egidą Kaczyńskiego
Słowo Niezależne sp. z o.o. została zarejestrowana w Krajowym Rejestrze Sądowym 5 grudnia 2005 roku, gdy od ponad miesiąca Polską rządził rząd PiS-u. W 2006 roku spółka została wydawcą miesięcznika „Niezależna Gazeta Polska” tworzonego przez dziennikarzy popierającej PiS „Gazety Polskiej”. W 2009 roku spółka została wydawcą kwartalnika „Nowe Państwo”, który dziś wychodzi jako miesięcznik „Nowe Państwo – Niezależna Gazeta Polska”.
Jednym z udziałowców spółki Słowo Niezależne został Tomasz Sakiewicz – redaktor naczelny popierającej PiS „Gazety Polskiej” (był pierwszym redaktorem naczelnym „Niezależnej Gazety Polskiej”). Drugim, ważniejszym udziałowcem jest Srebrna sp. z o.o. mieszcząca się w Warszawie przy Alejach Jerozolimskich 125/127. Srebrna sp. z o.o. jest właścicielem lokali: przy ulicy Srebrnej w Warszawie, w Alejach Jerozolimskich i przy ulicy Nowogrodzkiej (gdzie mieści się siedziba PiS). Faktyczną kontrolę nad tą spółką (i jej nieruchomościami) od początku lat 90. ma Jarosław Kaczyński. To część głośnego kilka miesięcy temu "srebrnego układu”, czyli biznesowej działalności Kaczyńskiego i jego ludzi pod szyldem nieżyjącego Lecha Kaczyńskiego. O „srebrnym układzie” pisał kilka miesięcy temu „Newsweek”.
Wykształcona jak Kwaśniewski
Gdy IPN podpisywał umowy ze spółkami wydającymi „Nowe Państwo”, a wcześniej „Niezależną Gazetę Polską”, prezesem Instytutu był rekomendowany przez PiS krakowski historyk Janusz Kurtyka. Szefem IPN został 9 grudnia 2005, gdy podczas głosowania w Sejmie jego kandydaturę poparło 332 posłów (głównie PiS). Redaktor naczelną „Nowego Państwa” jest Katarzyna Gójska – Hejke (niekiedy używa tylko drugiego członu nazwiska).Gójska – Hejke (ur. 1977) – uważana za osobę niezwykle ambitną i dążącą do celu nawet po trupach – od wielu lat zajmuje się tropieniem sowieckiej agentury w życiu publicznym. W walce o lustrację posuwa się tak daleko, że często prześwietla nie tylko biografie bohaterów swoich artykułów, ale również życiorysy ich rodziców, ze szczególną starannością uwypuklając fragmenty dowodzące ich wiernej służby ludowej Polsce. Gdyby tą samą metodę (obciążanie dzieci życiorysami rodziców) zastosować w stosunku do dziennikarki, trzeba byłoby w pierwszej kolejności wytknąć jej, iż 6 czerwca 1988 roku jej matka – Maria Gójska – otrzymała specjalną nagrodę – jak czytamy „za osiągnięcie bardzo dobrych wyników na Wieczorowym Uniwersytecie Marksizmu – Leninizmu” funkcjonującym przy Komitecie Wojewódzkim PZPR w Płocku. Nagrodą był egzemplarz Encyklopedii Rewolucji Październikowej ze specjalnej serii.
W znacznie większym stopniu dziennikarkę kompromituje protokół jej przesłuchania w Prokuraturze Rejonowej w Wołominie. Przesłuchiwana jako świadek w 2007 roku zeznała, iż posiada wyższe wykształcenie, choć nie skończyła studiów i nie obroniła dyplomu. Trudno tu nie dostrzec analogii z postępowaniem byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego – negatywnego bohatera wielu artykułów „Gazety Polskiej” (w tym samej Gójskiej – Hejke).
W ostatnich latach o znanej dziennikarce głośno było kilka razy. Za pierwszym razem jesienią 2006 roku, kiedy na czołówki mediów wypłynął artykuł „WSI na wizji” o współpracy z WSI Milana Suboticia – sekretarza programowego TVN (Gójska – Hejke była współautorką tekstu). Doszło wówczas do kompromitującej pomyłki: przy artykule o dziennikarzu TVN zamieszczono ściągnięte z Internetu zdjęcie naukowca o tym samym nazwisku (nie miał nic wspólnego z Suboticiem z TVN). Za tę kompromitującą pomyłkę „Gazeta Polska” musiała przepraszać.
W 2009 roku o dziennikarce ponownie zrobiło się głośno. Tym razem za sprawą jej byłego męża – profesora Krzysztofa Hejke – światowej sławy fotografika. Profesor Hejke pisemnie zaprotestował przeciwko dekorowaniu szefa IPN Janusza Kurtyki. List warto przytoczyć w całości:
Panie Prezydencie,
Piszę ten list, ponieważ uważam, że powinien zostać Pan poinformowany o tym, jakim człowiekiem jest w rzeczywistości osoba, którą odznaczył Pan w ostatnich dniach Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Chodzi o Pana Janusza Kurtykę, prezesa IPN. Kiedy po powrocie z wyjazdu zagranicznego dowiedziałem się, że odznaczył go Pan tym orderem, byłem wzburzony. Wierzę jednak, że gdyby posiadał Pan wiedzę o prawdziwej naturze tego człowieka nie dopuściłby Pan do tego, żeby jego imię widniało pośród wielu zasłużonych dla Polski kawalerów tego orderu.
Chcę Pana poinformować, że ten, którego jak mniemam w dobrej wierze, Pan uhonorował jest człowiekiem cynicznym i wyrachowanym, za nic mającym zasady, którym również Pan hołduje. Pomimo że Pan Janusz Kurtyka przedstawia się jako obrońca prawdy i osoba o krystalicznym życiorysie, to jego życie ma też ciemne strony — jedną z takich skrzętnie ukrywanych przez niego tajemnic jest romans jaki nawiązał z moją żoną Katarzyną Hejke, w końcu 2006 r., którym doprowadził do rozpadu mojego małżeństwa. Rozumiem, że zdarzają się małżeńskie zdrady, jednak nie fakt zdrady boli mnie najbardziej — nie mogę pogodzić się z tym, że rozbija moje małżeństwo i burzy spokój dzieci osoba mieniąca się obrońcą tradycyjnych wartości i prawdy. Cała sprawa pozostałaby jednak tylko sprawą obyczajową, gdyby nie jeden istotny fakt, o którym powinien Pan wiedzieć – otóż moja żona jest znaną dziennikarką prawicowej prasy, która w okresie romansu z Panem Januszem Kurtyką napisała szereg artykułów dot. lustracji i zawierających treści dostępne jedynie w archiwach IPN zastrzeżonych dla innych osób. Odznaczony przez Pana człowiek pomimo moich wielu listów nie odpowiedział na żaden z nich, nie zdobył się nawet na powiedzenie słowa "przepraszam", choć nie brakowało mu ani inwencji ani pomysłów służących do uwiedzenia mojej żony, mamionej i otumanionej przez niego przekazywanymi tajnymi aktami IPN, które potem były podstawą jej artykułów w Gazecie Polskiej. Wierzę, że gdyby nie nadużył on swojej funkcji to nie byłby w stanie uwieść mojej żony — wspaniałej, mądrej i trochę zbyt ambitnej dziennikarki, a wtedy nadal bylibyśmy rodziną
Ten człowiek ośmieszył nie tylko mnie, ale ośmiesza nasz kraj, naszą historię i Pana Panie Prezydencie. Dla mnie nie znalazł czasu ani odwagi, aby spojrzeć mi prosto w oczy, ale wierzę, że Pan nie pozwoli na to, aby człowiek o takiej kondycji moralnej stawiany był w jednym rzędzie z narodowymi bohaterami – innymi zasłużonymi wobec Ojczyzny Kawalerami Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Z poważaniem
Prof. Krzysztof Hejke
List został przywołany przez media nie ze względu na barwny konflikt małżeński tylko dlatego, że profesor Hejke oskarżył szefa IPN o to, że uwiódł jego żonę przy pomocy teczek z IPN-u. Śledztwo w sprawie przekazywania „Gazecie Polskiej” materiałów niejawnych wszczęła Prokuratura Okręgowa Warszawa – Praga. Śledztwo zostało jednak umorzone wobec niewykrycia sprawców. Umorzone zostały również śledztwa, które byli małżonkowie Hejke wzajemnie inicjowali przeciwko sobie. To akurat słusznie, jednak nie do końca słusznie prokuratura zlekceważyła protokół przesłuchania Katarzyny Gójskiej – Hejke, a zwłaszcza ten fragment, w którym podała ona wbrew prawdzie, że posiada wyższe wykształcenie (faktycznie nie ukończyła studiów i nie ma tytułu magistra).
Po tym, jak 10 kwietnia 2010 roku Janusz Kurtyka zginął w katastrofie Tu 154M w Smoleńsku, na drugiej stronie stronie „Gazety Polskiej” ukazał się krótki artykuł Tomasza Sakiewicza „Zabrano nam serce Polski”. Sakiewicz pisał: Jednak kilku osobom chciałbym te kondolencje złożyć szczególnie. Przede wszystkim matce i córce oraz bratu Lecha Kaczyńskiego, żonie i rodzinie Sławomira Skrzypka, żonie i rodzinie Janusza Kochanowskiego, rodzinie i przyjaciołom Stefana Melaka i Tobie, Kasiu.
Redaktor naczelny pisma odwołującego się do wartości katolicko – narodowych po śmierci wpływowego urzędnika państwowego składa kondolencje w pierwszej kolejności jego kochance, a nie żonie? Ten sam Sakiewicz zamieścił na tej samej stronie nekrolog Kurtyki, w którym podkreślił wszystkie jego zasługi dla IPN i dla Polski.
Sami swoi
Inaczej mówiąc: najpierw w latach 2006 – 2007 IPN zamieszczał dodatki edukacyjne bezpłatnie, na łamach „Niezależnej Gazety Polskiej” (wydawanej przez Słowo Niezależne), a potem postanowił za to zapłacić grube pieniądze, więc ogłosił przetarg, którego warunkiem było posiadanie doświadczenia w publikowaniu dodatków. Tak, aby przetarg wygrać mogła tylko jedna spółka… Słowo Niezależne. I z nią też IPN zawarł lukratywne umowy. Tym samym więc, pieniądze z IPN (a więc pieniądze podatników) trafiały do spółki kontrolowanej de facto przez Jarosława Kaczyńskiego i zajmującej się wydawaniem miesięcznika popierającego tegoż Jarosława Kaczyńskiego i kierowaną przez niego partię. Tak więc podatnik – płacący na PiS w ramach dotacji dla partii politycznych – w latach 2009 – 2010 zapłacił na tą partię ponownie. Tym razem za pośrednictwem IPN.
Cała ta historia pokazuje, że ci, którzy siebie przedstawiają jako jedynych walczących o standardy etyczne, państwo prawa, wartości katolicko – narodowe, nie mają skrupułów, by sięgać po państwowe pieniądze. Nawet jeśli budzi to wątpliwości etyczne. I stosują podwójne standardy. Jeśli bowiem Telewizja Polska z publicznych pieniędzy płaci duże honoraria sympatyzującemu z PO Tomaszowi Lisowi to jest to skandal, malwersacja i kumoterstwo zasługujące na interwencję NIK, prokuratury, CBA i kogoś tam jeszcze. Jeśli jednak pieniądze tego samego podatnika IPN – kierowany przez człowieka PiS-u – w dość podejrzany sposób inwestuje w gazetę wydawaną przez spółkę kontrolowaną przez PiS, w dodatku redagowaną przez kochankę szefa IPN – o, to wtedy już nie jest to żaden „przekręt” tylko troska o edukację historyczną podatnika. Ciekawe czy o tego rodzaju transakcjach kierownictwo "Gazety Polskiej" informowało Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli nie – świadczy to o dużej nielojalności względem szefa PiS. Prędzej czy później bowiem te – wątpliwe etycznie – transfery pieniężne może wyciagnąć polityczna konkurencja i wykorzystać do ataku na PiS. Czyżby tego właśnie chciała "Gazeta Polska"?
LESZEK SZYMOWSKI
PS. Katarzyna Gójska – Hejke i Tomasz Sakiewicz nie odpisali na listy polecone zawierające pytania w tej sprawie.