Rozczarowany Polską
02/01/2013
581 Wyświetlenia
0 Komentarze
22 minut czytania
Witam po dłuższej przerwie. Byłem z dłuższą niż zwykle wizytą w Polsce, miałem więc wyjątkową okazję do zagłębienia się w nurt życia w Polsce. Przyznam uczciwie, że nie poprawiło mi to nastroju.
Ze smutkiem stwierdzam, że w Polsce od początku 21 wieku niewiele lub prawie nic się nie zmieniło. Tzn pewnie, że pewne zmiany są widoczne. Powstało trochę autostrad, sklepy pozmieniały się w kebabownie, powstało milion "Biedronek" itp. Mnie jednak początkowo do obłędu, a w miarę coraz dłuższego przebywania w kraju rodzinnym, do smutnej rezygnacji doprowadzały zachowania ludzi. Mentalnie Polacy są wciąż w głębokiej komunie. Oczywiście, że piszę ogólnikowo i nie zamierzam posługiwać się liczbami. Piszę tylko i wyłącznie o moich subiektywnych wrażeniach. A chodzi o sprawy drobne jak i o te o większym ciężarze gatunkowym…
Już wylatując z Londynu zorientowałem się, że faktycznie juz jestem w Polsce. Ryanair ma takie klatki, gdzie sprawdza rozmiar bagażu podręcznego. Nigdy nie stoję w kolejce, bo uważam że samolot i tak beze mnie nie poleci. Zdecydowana większość rodaków uważa jednak, że warto się męczyć i gnieść w kilkuset osobowej kolejce do zamkniętego punktu odpraw. Ich nogi , ich problem. Ja sobie czekam zawsze wygodnie rozpostarty w fotelu, czekając aż kolejka zmniejszy się do kilku zaledwie osób. Siedziało takich jak ja ledwie kilkanaście osób, co potwierdza moje obserwacje, że myślących rodaków jest jakieś maksymalnie 10 % populacji.
Jedna z pań wkłada ten swój bagaż do tego szablonu i nie potrafi go wyjąć. Szarpie się, siłuje, ale bagaż się gdzieś tam kółkami zablokował i ani myśli puścić. I wiecie co? Nikt tej kobiecie nie pomógł. Stało za nią setki osób, wszyscy muszą czekać aż ona się upora z tym zablokowanym bagażem, a żaden pieprzony polski "dżentelmen" kobiecie nie pomoże. Nawet jeśli sam z tego powodu musi dłużej stać w kolejce. Para młodych ludzi siedzących obok mnie rechocze z zadowolenia. Nic tak rodaka nie cieszy, jak cudze nieszczęście. A szczególnie kłopoty innego rodaka. Wreszcie nie wytrzymałem, podbiegłem jakieś 20 metrów do tego ustrojstwa, stanąłem mocno na spodzie tej konstrukcji i poleciłem pani szarpnąć. Od razu bagaż wyskoczył. Chyba nie muszę dodawać, że pani nawet nie podziękowała , a kolejka patrzała na mnie jak na idiotę. Nie szkodzi, odwykłem….
Ja jeszcze zdążyłem wylądować w Modlinie, zanim zamknęli pas startowy. Polska norma. Ktoś nie przewidział, że w Polsce zdarzają się czasem mrozy. Co się czepiać człowieka, przecież nie jest meteorologiem, jeno projektantem. I pewnie znajomym jakiegoś ważniaka. Nie do ruszenia. W Polsce…
Chciałem sobie kupić on-line bilet na autobus z lotniska do Warszawy. Można i jest wtedy sporo taniej, ale… maksymalnie na 3 dni przed planowaną podróżą. Zaskoczony dowiedziałem się że to dlatego, że 3 dni trwa autoryzacja wpłaty!!! A oni muszą mieć pewność, że pieniądze wpłynęły na ich konto! Niesamowite! Dobrze, że w Ryanair tego nie ma czy na Ebay’u bo by chyba zbankrutowali w miesiąc. Tylko Polak może być tak ostentacyjnie podejrzliwy wobec klienta i uprzedzony, że każdego traktuje jak złodzieja i kombinatora. A chodzi przecież o "ogromną" kwotę całych 23 złote. Słownie dwadzieścia trzy złote! W normalnym kraju taki gostek nie popracowałby dłużej niż pół godziny w każdej firmie, a najprawdopodobniej podpisywałby co tydzień listę obecności w urzędzie pracy. Ale w Polsce na pewno jest ceniony przez przełożonych, równych mu mentalnie troglodytów przeniesionych w czasie z głębokiego PRL’u…
Co ciekawsze, na stronie lotniska w Modlinie jest wyraźne ostrzeżenie o firmie która podszywa się pod ową i podobno nielegalnie wozi pasażerów z lotniska. I oczywiście wszyscy o tym wiedzą, a policja nic z tym nie potrafi zrobić. Jak to w PRL’u. Rączka rączkę myje. Of course. Oczywiście, jak w krajach trzeciego świata, po całym terenie lotniska szwenda się mnóstwo "taksówkarzy" próbujących naciągnąć naiwnych obcokrajowców. Policja też ma to w odwłoku. Pewnie "łowią frajerów" z sukcesem, bo informacji lotniskowej niet. Tłum na przystanku do ekspresowego autobusu do Warszawy za całe 35 złociszy kazał mi poszukać innej alternatywy, z wyłączeniem rzecz jasna cwaniaczków udających taksówkarzy. I o dziwo, znalazłem. Informacji o takiej możliwości nie znajdziecie na stronie lotniska, o nie. Okazuje się, że jest autobus do stacji kolejowej w Modlinie, a stamtąd co pół godziny jedzie pociąg do Warszawy. Kupuję więc u pana konduktora bilet (bo kierowca jest od prowadzenia pojazdu, nawet gdy parkuje. A co nie stać nas?). Pytam gdzie jedzie. Mówi że do stacji w Modlinie. No to proszę bilet. Ok, 8 złotych. Za mną pan prosi o bilet do Warszawy. Zdziwiony pytam pana, jak to do Warszawy, przecież ten autobus jedzie tylko do stacji Modlin. Pan z lekceważącym uśmieszkiem odpowiedział, że można kupić bilet od razu do Warszawy. To lekceważenie każdego niewtajemniczonego w realia PRL’u jest kolejną paskudną cechą Polaków odziedziczoną po komunie. Pytam konduktora dlaczego mi od razu nie powiedział o takiej możliwości. Bilet kosztuje tylko 12 złotych i jest łączony z kolejowym. Odparł, że nie za to mu płacą, a poza tym nie pytałem. Spytałem go tylko czy przypadkiem do Krakowa nie jedzie, ale tylko coś odburknął pod nosem… Już nie chciałem pytać, czy zabronili mu być uprzejmym wobec klientów i rzetelnie ich informować, bo była to oczywista oczywistość, że w Polsce klient, to wciąż frajer do złupienia i wyczesania…
Oczywiście pan konduktor nie zgodził się na dopłatę do zakupionego już biletu, więc kupiłem nowy za 12 złotych. Pies mu mordę lizał, ja nie zbiednieję, ale opiszę gdzie mogę i jak nie dać się tym cwaniaczkom robić w jajo. Na peronie dworca w Modlinie, pewna pani podróżująca (zapewne nie pierwszy raz) chyba ze swym chłopakiem Anglikiem, powiedziała, że ten bilet jest również ważny przez godzinę w Warszawie na wszystkie środki masowej komunikacji! Oczywiście z podanych przez mnie wyżej powodów, nie wspomniał o takiej możliwości "miły i uprzejmy" pan konduktor z autobusu…
Miałem sie dostać do pewnego miejsca w Warszawie, trasę sobie wyznaczyłem na mapie, ale nie miałem pojęcia na jakiej stacji wysiąść w Warszawie, na której łatwo się przesiąść do metra. Informacji na podwarszawskim peronie czy lotnisku nie macie szans znaleźć. Na swoje szczęście spytałem właściwego gościa, który mi podpowiedział, żeby wysiąść na Gdańskiej. Tak też zrobiłem, ale zonk nastąpił przed bramkami wejściowymi do metra. Trzeba tam włożyć do automatu jakiś bilet. Ten, który miałem nie pasował. Oczywiście nikogo z personelu w pobliżu nie było, chociaż był to normalny, roboczy dzień tygodnia i godzina 12 w południe. Dopiero po kilku minutach jakiś facet widząc mnie z tym biletem powiedział, że muszę iść do jakiegoś kantorka na tej stacji i oni na podstawie tego biletu wystawią mi wejściówkę na metro. Ręce opadają. Nigdzie żadnej, podkreślam żadnej informacji. Totalna zlewka klienta i pasażera. Coś nie do pomyślenia w cywilizowanym świecie. Wyobrażam sobie obcokrajowca nie znającego polskiego . Koszmar. Pozostają mu tylko "taksówkarze"… Standardy bardzo rosyjskie. Dokładnie tak samo to działa w dalekowschodniej Rosji, bo w Moskwie już było więcej cywilizacji…
A to przecież Warszawa. Im dalej w prowincję, tym gorzej.
Ta żebranina o drobne. Szlag chce człowieka trafić. "A ma pan może 6 groszy, a najlepiej 56? A najlepiej 3,56?", " no nie mam panu wydać" , "skąd ja wezmę drobne". No jasna cholera! Po 9 latach w Unii, gdzie kilka milionów Polaków tam było i wielu wciąż jest, takie bantuskańskie zwyczaje panują! Takie zwyczaje swiadczą tylko i wyłącznie o totalnym lekceważeniu klienta i o niemożności uczenia się lepszych wzorów, o jakiejś mentalnej blokadzie! Świadczy to tylko i wyłącznie o tym, że jak za głębokiej komuny, nawet nowobogackie "byznesmeny", nawet zagraniczne sieci supermarketów przyjęły te dzikie obyczaje. Ale najgorsze jest w tym to, że nikomu tak naprawdę to w Polsce nie przeszkadza! Tak było od zawsze i tak pewnie już musi pozostać na wieki. Niereformowalna mentalność. Pani za ladą jest "władzą" a pan/i przed ladą pokornym fornalem. Z tą mentalnością niewolnika niewiele da się zrobić. Wszelkie próby protestu przeciw takiej postawie powodowały tylko i wyłącznie obraze majstatu ekspedientki i gniewne pomruki kolejki. Z tym się już nie da nic zrobić…
W normalnym kraju mogę zaraz po otwarciu sklepu wejść, kupić gumę do zucia za 40 p. czy 55 centów, rzucić banknot 20 funtów czy 50 euro i pani ekspedientka z uśmiechem wyda mi resztę, zycząc miłego dnia. To właściciel sklepu ma zadbać o to, żebym był komfortowo obsłużony, a osobistą obrazą klienta jest domaganie się od niego drobnych. W Polsce nie do wyobrażenia…
Przyjeżdżam do Polski 2-3 razy do roku. Za każdym razem Mama czy bratowa proszą mnie, żeby przywieść im jakiegoś proszku do prania, do płukania. Jakieś mydła, jakieś kosmetyki. Kiedyś mnie to zdziwiło i spytałem po co? Przecież wszystko macie w sklepach! Te same proszki, tych samych firm. I wtedy moja mama dała mi powąchać pranie po praniu w proszku znanej miedzynarodowej firmy. faktycznie, wyrób proszkopodobny. Podobnie niemal ze wszystkim. Koncerny traktują Polskę jak postkolonialną Afrykę. Oczywiscie z całkowitym brakiem sprzeciwu Polaków wobec takiego traktowania. Nikomu to nie przeszkadza, wszyscy się do roli "murzyna" dostosowali i tylko proszą krewnych z "wielkiego świata" o przywóz oryginałów…
O ruchu drogowym nie chce mi się nawet pisać. Dominuje chamstwo, brawura i całkowita bezmyślność połączona ze skrajnym egoizmem.
W samym centrum Bielska-Białej omal nie potrącił mnie na przejściu dla pieszych i przy zielonym świetle wariat za kierownicą. Bo on miał zieloną strzałke zapewne. A co go tam jacys piesi obchodzą. Hołota dwuzożna. Nie to co on, władca alfaltu. W ostatniej chwili złapał mnie za kurtkę jakiś facet, pewnie nawykły do zachowań kierowców na tym skrzyżowaniu. Rzucił tylko "uprzejmie" : uważaj pan. Jak najszybciej zapomnieć…
Chodziłem w swoim mieście codziennie do stylowej knajpki na obiady. Od lat. Za każdym razem duma we mnie rosła, że oto choć w tej dziedzinie doganiamy Zachód. Miła obsługa, pyszne jedzenie, fajny nastrój. Było i się zmyło. Byłem tam tyle razy, że kelnerki już mnie rozpoznawały. Zawsze zostawiałem im parę złotych napiwku, czasem nawet kilkanaście. I przed tegorocznymi swiętami byłem tam ostatni raz. Pierwszy dzień po przyjeździe zajrzałem tam, naszło mnie na golonkę. W Anglii to potrawa nieznana, a czasem lubię sobie typowe polskie smakołyki przypomnieć. Kebabów nie jadam z zasady. To był błąd. Nie dość, że golonka była nieświeża, miałem gastryczne problemy, to jeszcze znacznie zawyżono wagę tej potrawy. Na pewno nie było tam 90 dkg. Najwyżej pół kilograma, nawet z kością. Nie, nie zrobiłem awantury. Już nie mieszkam w Polsce i mentalność załapałem inną. Nie dałem grosza napiwku i więcej tam nie zajrzę. Stracili jednego, cennego klienta. Pewnie za kilka miesięcy będą biadolić o kryzysie, o tym, że klienci wredni, nie chca do nich przychodzić itp. Dowiedziałem się od syna, że to wszystko prawdopodobie przez właściciela tej knajpki. Miał świetnego kucharza. Ten zapragnął podwyżki. Z 2,5 na rękę na 3 tysiące. Nie dostał. Został zwolniony. Właściciel znalazł więc kucharza za 1,5 tysiąca miesięcznie i cały szczęśliwy że zaoszczędził. Będzie jeszcze dureń płakał. Mam nadzieję, choć bardzo wątpliwą…
Te obyczaje przy kasie w markecie. W normalnym świecie jest NIE DO POMYŚLENIA nagminna w Polsce sytuacja, gdy jeden klient przy kasie jeszcze nie spakował swoich produktów, a kasjerka już zaczyna obsługiwać następnego, wrzucając moje produkty na zakupy poprzednika. I oczywiście moje protesty na takie barbarzyńskie postępowanie wzbudzają tylko wrogość, agresję, lub co najmniej zdziwienie. Z tym się nie da walczyć, od tego można tylko uciec…
Ci przejęci rolą ochroniarze. Ten ich wścibski, bezczelny, taksujący wzrok. Łażący za mną krok w krok, bo do obejrzenia cen i asortymentu, czy zakupu jednego produktu nigdzie na świecie żaden koszyk mi niepotrzebny. Pewnie zadowoleni z siebie, że dzięki ich czujnemu człapaniu za mną, niczego nie ukradłem…
I wiele innych tego typu zachowań. Nie chce mi się pisać o wszystkich sytuacjach, które mnie zdołowały, bo zajęło by to niezłe tomiszcze. Pani najechała mi wózkiem na tył buta, robiąc solidną rysę w skórze. Krótkie "oj" i tylem ją widział. Ani przepraszam, ani pocałuj mnie w ….
Niepisanym zwyczajem nawet w najtańszych marketach, w kolejce do kasy jest przepuszczenie przed siebie kogoś, kto ma jeden czy dwa produkty, a ten ktoś ma cały wózek towaru. Po prostu jest to normalka, bo taki klient zajmie przy kasie chwilkę, a ja z całym wózkiem zakupów zablokowałbym gościa z jednym artykułem na 10 minut. Po co, skoro możemy sobie życie ułatwiać? Tak. Wszędzie, ale nie w Polsce. Spróbujcie nawet poprosić kogoś przed wami o przepuszczenie w kolejce, bo macie tylko jeden produkt….
Wyszedłem rano z domu kupić maszynkę do golenia, bo zapomnialem zabrać ze sobą. Znalazłem w sklepie, zbliżam się do kasy. Niemal równo dochodzi kobiecina i widzę, że nic nie ma, to przepuszczam przed sobą. Błąd. Za chwilę podjeżdża z wypełnionym po dach wózkiem jej towarzysz. Oczywiście wpycha się na chamca przede mnie. Pytam; co pan robisz? Pani mówi, że ona przecież tu stała i zajęła kolejkę mężowi. Mówię, że pierwsze słyszę o takim zwyczaju, ale niech im będzie. Tylko niech mnie przepuści w kolejce, bo mam tylko jedną rzecz i odliczone pieniądze. ZAPOMNIJ człowieku! Nie ma takiej opcji! Obraza majestatu, zerwanie korony z głowy! Ona była przede mną i koniec rozmowy. A więcej kas nie otworzą, bo oszczędzają na kasjerkach. Portugalski market reklamowany przez "polskiego" premiera Tuska…
Ale, dobra. Nie chce mi się mnożyć więcej przykładów absolutnej niereformowalności Polaków, bo i po co. I tak większość nie zrozumie, że razi mnie np brak uśmiechu na polskich ulicach (nie mylić z rechotem), w sklepach czy kawiarni. przecież usmiecha sie tylko głupi. A mądry jest zawsze poważny jak przy zatwardzeniu. Jedni to przecież widzą, innych i tak nic nie przekona, że Polacy nie są mistrzami świata i okolic we wszystkim czego się dotkną. Że są lepsze wzory czyniące życie lepszym, milszym, sympatyczniejszym. Mentalnie nic się nie zmienia. Wszechobecna agresja, egoizm, cwaniactwo, cynizm, nieżyczliwość, chamstwo. Przyznam, że jestem załamany swoimi spostrzeżeniami i obserwacjami. Myślałem, że może na emeryturę wrócę kiedyś do Polski. Wątpię…