Jedno jest uczciwie prawdopodobne: najbliższą kolację wigilijną zjemy już po końcu świata, a Święta Bożego Narodzenia – przynajmniej według rachuby Kalendarza Majów – obchodzić będziemy w życiu, dla którego Majom zabrakło dni.
Przy okazji tegorocznego świętowania Narodzin Jezusa Chrystusa zastanówmy się, czy jest coś większego niż ludzka głupota. Ktoś kiedyś wymyślił, że głupota, jak już dopadnie człeka, nie zna granic i staje się nieskończona . Ten ktoś najwyraźniej nie był głupi.
Najmądrzejszy jednak człowiek nie przewidzi form manifestacji ludzkiej głupoty. Póki historia trwa, może bowiem okazać się, że niebosiężne szczyty dawnej głupoty, stały się jak małe pagórki przy tym, co gotuje nam poprawność polityczna.
Nie radujmy się przedwcześnie, że jesteśmy mądrzejsi od hiszpańskich, rosyjskich, chińskich czy australijskich głupoli, bo nie drążymy tuneli i schronów. Mamy oto, być może, inny problem. Bóg po raz 2012 narodzi się w naszym Chrześcijańskim Kalendarzu, gdy ani razu nie narodził się w naszym sercu.
Tylko Bóg zna dzień i godzinę końca świata. Jeśli nie wykupiłeś polisy ubezpieczeniowej, żeby się zabezpieczyć przed spodziewanym lub niespodziewanym Armagedonem, nie wybudowałeś bunkra, nie zgromadziłeś zapasów konserw i żywności na następny rok, nie oddałeś sekcie całego dorobku życia, żeby w taki sposób zaopatrzyć się vabank w bilet do nieba i osiągnąć zbawienie duszy (…), to jeszcze nie znaczy, że jesteś mądry przed szkodą.
Szkoda zawsze pojawia się niespodziewanie i nie chroni przed nią żaden zabobon ani rytuał magiczny. A i my mamy nasrane w głowach, gdy marnujemy czas na śledzenie narajanych mediów i ich kosmicznych newsów o niczym. I my mamy nierówno pod sufitem, gdy dajemy się wciągać w matrix szklanych ekranów, że aż o realnych problemach zapominamy. I co tu dopiero mówić o bożym świecie.
Wszak przysłowie, że Polak przed szkodą i po szkodzie głupi, skądś się wzięło. Na szczęście, pochwalić nam się i sprytem przed światem wypada. Taki Mistrz Twardowski pochodzi przecież z Polski, mieszka sobie na księżycu, a mądrzy Polacy, w przeciwieństwie do głupich Amerykanów, działek na srebrnym globie nie wykupują. I dobrze. Może świat będzie trochę lepszy, gdy już cała Ameryka, poczynając od banksterów i spekulantów z Wall Street, przeniesie się na Księżyc. Nasz mistrz ugości ich księżycowym pyłem i czarną magią nadzwyczajnych zysków, wszelako to jego uczniowie wierni.
Baju, baju… tak sobie bajdurzę. Coś mnie naszło – jak melancholia, w dniu końca świata. Gadamy przecież w naszym kręgu kulturowym i religijnym, że tylko Bóg zadecyduje o dniu końca świata, a rozsądni ludzie nie powinni takim tematem zastępczym zaprzątać sobie głowy. No… nie wiem. A jeśli to rozumowanie o naszym braku wpływu na sprawy ostateczne – mimo całego racjonalizmu – zawiera prymarny błąd?
Bo czym jest koniec świata? I kiedy ten się zdarza? Ten się zdarza w każdej sekundzie, gdy gaśnie gwiazda czyjegoś życia na tym świecie, a w tunelu przejścia śmierć zapala jasną gwiazdę tego samego życia w kolejnym świecie. Kto był i pamięta, wie. Kto zapomniał, nie uwierzy. Dla czorta zabobonu wysmażą media najpodlejsze kłasmtwo i targ niewolników w pobielanym grobie zbudują politycy – a nie królestwo niebieskie.
Modlimy się i to jest mądre: „Od nagłej a niespodziewanej śmierci, wybaw nas Panie.” Daj nam śmierć zdrową i zasłużoną, gdy nasz dzień nadejdzie.
W chwili, gdy czytasz te słowa na całej ziemi kilkadziesiąt tysięcy ludzi spotkało się ze swoim końcem świata. Po prostu stąd odeszli. Dokąd? Chcesz się dowiedzieć? Naprawdę chcesz? To pomyśl czasami o końcu własnego świata. To pomaga uchwycić sens życia i bywa niezgorszym lekarstwem na głupotę.
Pomyśl także o końcu świata drugiego człowieka, bo to, jak zakończy się jego świat, będzie mieć wpływ na koniec świata twojego. Co roku wiele milionów ludzi umiera z głodu i wycieńczenia organizmu, dziesiątki milionów po gehennie choroby, która uczyła duszę miłości a ciało cierpienia, miliony śmiercią gwałtowną – od wojen, gwałtów i wypadków komunikacyjnych. A ilu spotkało śmierć godną i zasłużoną po spełnionym życiu?
Zastanawiam się nad popędem. Skąd bierze się owczy pęd do wiary w rozmaite brednie – zdałoby się na pierwszy rzut oka – ludzi racjonalnych, kształconych w szkołach i uniwersytetach, pracujących w korporacjach. Co takiego im się przydarzyło, jaka trauma i nieszczęście, że idą do wróżki, by rozwiązać własne problemy lub poznać przyszłość? Dlaczego dziennikarski news, wypreparowany z kitu tematu zastępczego, przykuwa uwagę odbiorców, zaś publikacje niosące ważne wiadomości nie mogą przebić się do publiczności?
Nie oglądam telewizji, więc nie wiem, czy tak to, podług sztuk czarnej magii, zostanie rozegrane w dniu końca kolejnego mitu. Ilu telewidzów zgromadzą dziś stacje nadające transmisję z końca świata. W skali całego świata pewnie będą to dziesiątki milionów. Moje refleksje o nieskończonej głupocie przeczyta ze sto osób.
Niech i tak będzie. Moich Czytelników serdecznie pozdrawiam. Spotkajmy się przy wigilijnym stole, podzielmy opłatkiem serdecznych życzeń zdrowia, pomyślności , chleba i pracy – ze świadomością, że z tego świata powędrujemy do świata następnego. Nic nie skończy się, co się poczęło, nic, poza ludzką głupotą. Bo gdy Bóg prawdziwie się rodzi, głupota prawdziwie umiera.
Wielu Bożych błogosławieństw. Niech Bóg narodzi się w naszym sercu i tam pozostanie już do końca świata i o jeden dzień dłużej. O tym jednym dniu nie zapominajmy, gdyż Jeden jest najważniejszy w chwili przejścia i przemienienia.
sciezki duchowe w labiryncie zycia i smierci sa otwarte. Ten blog to ostatnie miejsce, gdzie bedziemy je zamykac kluczami doktryn i dogmatów.