Wrogowie Polski to przede wszystkim wrogowie depozytu wiary Kościoła katolickiego, mistycznego ciała Jezusa Chrystusa. Mówiąc innymi słowami – Polska stoi kością w gardle każdemu, kto wojuje z Bogiem i Jego Matką.
Kogo i do czego Bóg powołuje?
Prawdę mówiąc nie lubię słowa „mesjanizm”. Zbyt silnie kojarzy mi się z dywersją XIXwiecznej carskiej „Ochrany”39 i nadbudową żywcem wziętą z żydowskiej kabały40. Z daleka trzymam się też od kultu karkołomnego męczeństwa i idei „Chrystusa Narodów”. Znacznie bliższe mi jest sformułowanie proponowane – co prawda w odniesieniu do Żydów – przez ks. prof. Waldemara Chrostowskiego: „naród Bożego wybrania”. Najbliżej mi jednak do słowa: „misjonizm”. Bo czyż nie pasuje ono wręcz idealnie do charakteru posłannictwa przekazanego Polakom choćby za pośrednictwem św. Faustyny?
Niemożliwe wydaje się dziś wskazanie palcem tego momentu, kiedy w polskiej mentalności zakiełkowało poczucie Bożego wybrania rozumianego jako obowiązek wypełnienia określonej misji. Pojawia się ono już w 1400 r. u rektora Akademii Krakowskiej ks. Stanisława ze Skarbimierza41, a później m.in. u ks. Piotra Skargi, Wespazjana Kochowskiego, w anonimowym często piśmiennictwie Konfederacji Barskiej, u założycieli zgromadzenia zmartwychwstańców… Poczucie to, wzmacniane namacalnymi znamionami szczególnej Bożej i Maryjnej opieki, stało się wręcz znakiem rozpoznawczym polskiej duchowości. Tak bardzo w nas wrosło, że aż… wywołało trwającą do dziś histeryczną wręcz reakcję różnobarwnych ujadaczy. – No cóż – można by powiedzieć – gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Problem w tym, że często rąbią po… głowach.
Bóg na pierwszym miejscu
Najbardziej obezwładniającym argumentem zdaje się być ten mówiący o antychrześcijańskiej naturze wszelkich mesjanizmów, doszukujący się ich źródeł w narodowych bądź klasowych egoizmach. Rzecz szczególna: spod tej reguły powszechnie i lekką ręką wyjmuje się – wynaturzony od dwu tysiącleci – mesjanizm żydowski, podręcznikowo realizujący wywyższanie własnego narodu i pogardę wobec innych. A jak z Polakami jest naprawdę? Oddajmy głos ks. Janowi Tyrawie: Mesjanizm polski, w przeciwieństwie do innych mesjanizmów narodowych, ma jednocześnie swoją specyficzną cechę, która go wyróżnia. Jest to przede wszystkim taki mesjanizm, który na zewnątrz, w stosunku do innych narodów uznaje jedynie i wyłącznie misję narodu polskiego jako swoistej osoby moralnej42. Nie znajdziemy w nim więc żadnych – ukrytych nawet – partykularnych interesów czy interesików. Nasza historia zaświadcza o tym bez dwóch zdań. Polski mesjanizm nie rehabilituje obłudnie obcej krwi na rękach, ale wzywa wszystkich ludzi do moralnego doskonalenia i afirmuje realną, stałą obecność Boga kierującego światem. Nawet współczesny polski nacjonalizm tak bardzo chce różnić się od innych nacjonalizmów, że jak ognia unika takiego określenia w stosunku do samego siebie, mieniąc się „ruchem narodowym” (choć to przecież prosta kalka językowa). Staje się to zrozumiałe w kontekście przesiąknięcia swoim sztandarowym zawołaniem: Bóg – Honor – Ojczyzna.
A w jaki sposób Bóg kieruje światem? Ano czyni to m.in. poprzez zapodanie prawd objawionych, przykład życia Swojego Syna i Jego Matki, głos sumienia darowany każdemu z nas, a czasem i nadprzyrodzone interwencje. Na różne sposoby wskazuje ludziom i całym narodom najwłaściwsze drogi postępowania. Szanując naszą wolną wolę zachęca do wzmacniania Kościoła na ziemi, stawiając przed nami bogactwo różnorakich powołań i misji. Przy dokonaniu niewielkiego uproszczenia możemy pokusić się o stwierdzenie, że to narody są nośnikami procesów o charakterze globalnym. Dlaczegóż by więc jedno z tych Bożych wskazań, choćby i to najważniejsze, nie miałoby dotyczyć nas, Polaków?
Wielu zaśmieje się, inni wrzasną: „– Kłamstwo, brednie, prowokacja!” I na tym prawie kończy się ich pole do popisu. Prawie, bo coraz częściej posuwają się do rzeczy najpaskudniejszej: zohydzają wszystko, co polskie. Pisarze, filmowcy, historycy, dziennikarze, nauczyciele, kabareciarze, politycy… Nie sposób wymienić wszystkich „obsikiwaczy” naszych dziejów, kultury, obyczajów i wiary. Potęgują polskie kompleksy, wiążą ręce i serca, łudząc się, że zakrzyczą Tę ze Lwowa, Rokitna i Gietrzwałdu, spod Beresteczka i Warki. Warto im ten błąd uświadomić. Ale czy posłuchają takich… zacofańców?
Błękitne rozwińmy sztandary!
Nowe otwarcie zacznijmy jednak od samych siebie, ściślej mówiąc od uświadomienia sobie własnej wartości, a jeszcze dokładniej – dumy z faktu przynależności do narodu powołanego do wypełnienia szczególnej misji. Przesadzam? Nic podobnego. Bo skoro jednym z najlepszych dowodów na istnienie Boga jest nie ustające od dwóch tysięcy lat totalne prześladowanie Jego i Jego wyznawców, to czyż o wyjątkowej roli Polski najdobitniej nie świadczą niezwykle dramatyczne okoliczności towarzyszące jej istnieniu? Posługując się poetyką Zbigniewa Herberta można rzec, że oblężenie naszej ojczyzny trwa nieprzerwanie, a zmianom ulegają wyłącznie kolory wrogich sztandarów połączonych obsesyjnym pragnieniem naszej zagłady. I na koniec najważniejsza, jakże brzemienna w skutkach konstatacja: wrogowie Polski to przede wszystkim wrogowie depozytu wiary Kościoła katolickiego, mistycznego ciała Jezusa Chrystusa. Mówiąc innymi słowami – Polska stoi kością w gardle każdemu, kto wojuje z Bogiem i Jego Matką. Czyż nie jest to wystarczającą przesłanką do tego, byśmy podnieśli tak nisko dziś pochylone czoła?
Sama duma jednak sprawy nie załatwi. Bo jeśli mamy zasłużyć na miano Regnum Orthodoxum43 z Królową w osobie Najświętszej Maryi Panny, a poprzez to stać się wzorem dla innych narodów i państw, generalne porządki musimy zacząć od siebie. A co to tak naprawdę oznacza? Ano nic więcej ponad to, by wszystko, co wyznajemy w „Credo” podczas każdej Mszy św., wreszcie znalazło swoją naturalną indywidualną i zbiorową realizację. Ta zbiorowa, to przede wszystkim stała obecność dogmatów i symboli naszej wiary w przestrzeni publicznej. Odrzućmy modną dziś ułudę państwa neutralnego światopoglądowo; takowe nie istnieje. Ściana, z której zdjęto krzyż, to nie puste miejsce, ale przestrzeń, w której dokonała się konwersja, świadome wyparcie się Jezusa Chrystusa. Jeśli nie jest to akt stricte religijny, to jaki?
Katolicyzm to nieodłączny element polskości, bez którego kruszeje ona niczym guma na słońcu. Odrzucenie prawd wiary to pierwszy krok ku całkowitemu zobojętnieniu na sprawy publiczne. Jakże dobitnie dziś się o tym przekonujemy. Tego samego dowodzą nasze historyczne doświadczenia. Dopóki Polska była katolicka, rosła w siłę i radziła sobie we wszystkich trudnych sytuacjach dziejowych. A – jak już się przekonaliśmy – mitologizowany dziś wiek „religijnej tolerancji” to pasmo niezliczonych zdrad i konfliktów zbrojnych, na końcu których czekała noc niewoli. Czyż historia nie ma tego do siebie, że lubi się powtarzać?
Dlatego współczesnej Polsce potrzebna jest systematyczna i systemowa kontrakcja katolicka rozumiana nie tylko jako oparta o Tradycję wspólnota Ducha pasterzy i świeckich, ale realna siła polityczna, zdolna do odpowiedzialnego kierowania państwem we wszystkich jego obszarach! My nie musimy szukać ideologii wydumanych w ludzkich umysłach. Ta przyszła do nas z Nieba jako wielka nadzieja, ale i odpowiedzialne brzemię. Jest nią obowiązek dążenia ku biblijnemu prawu i sprawiedliwości tu na ziemi, wśród grzechu i szatańskich zakusów. Skoro na błękitnych sztandarach mamy swoją Królową z Białym Orłem na piersiach, więc któż przeciw nam?
Ta kontrakcja potrzebna jest nie tylko Polsce. To o niej mówił do nas w Krakowie Ojciec Święty Benedykt XVI słowami: Polsko, Europa potrzebuje twojej wiary. Ale i Polska potrzebuje Europy, a dokładniej – rozbudzenia się tych uśpionych dotąd, zalęknionych sił społecznych, które pod prąd wszechobecnej indoktrynacji przynależą do Kościoła katolickiego i w nim po cichu upatrują alternatywy dla liberalnych fanaberii. Jesteśmy silniejsi, więc podajmy im rękę! Wprowadźmy na fora międzynarodowe poważną dyskusję o konieczności powrotu katolickiego uniwersum. Poznawajmy się i łączmy. To my musimy tworzyć historię, a nie czekać, by ta rozstawiała nas po kątach. Jeszcze mamy na to siły, jeszcze nas stać na to stać. Ale nie zwlekajmy do jutra. Zróbmy to jeszcze dziś z pomocą Boga i Jego Dziewiczej Matki, a naszej Królowej!
Post scriptum. Wszystkich, którym leżą na sercu sprawy poruszane w niniejszej publikacji, proszę o zainicjowanie szerokiej dyskusji programowo-organizacyjnej w swoich środowiskach. Zezwalam na rozpowszechnianie tej broszury w całości lub fragmentach.
Wdzięczny będę za każdą korespondencję przesłaną do mnie na adres: kzagozda@o2.pl
—————————————
39 Choćby działalność Andrzeja Towiańskiego i skupionej wokół niego „Sprawy Bożej”.
40 Mam tu na myśli prawdopodobnego twórcę pojęcia „mesjanizm” – Józefa Hoene-Wrońskiego.
41 Choć jednak wedle niedocieczonej mądrości swojej wszystko stworzył i wszystko na niebie i ziemi, jak powiada „Księga Rodzaju”, uczynił bardzo dobrym, choć niektóra podksiężycowe krainy udarował obfitością owoców, inne winnicami, inne urodzajnością jarzyn, inne płodnością zwierząt domowych, inne roślinami bujnymi, inne kosztownymi kamieńmi, inne potwornymi zwierzętami, inne barwami rozmaitymi, inne różnymi rodzajami kruszców i wonności, samą tylko Polskę, bliżej północnego bieguna przysuniętą, nie tyle klejnotami z materialnego kruszcu, ile duchową ozdobą rozmaitymi nauk odznaczyć raczył. Ciągle więc z tronu Bożego, to jest z Kościoła boje swe toczącego na ziemi, przez Akademię Krakowską wychodzą błyskawice, głosy i gromy, a wokół owego tronu dzień i noc krzyczą zwierzęta, każde po sześć skrzydeł mające. Tak oto w wielości profesorów, co boje swe toczą w Akademii Krakowskiej, rozszerzany jest Kościół, a sznury jego namiotu przedłużone zostały, sama zaś wiara katolicka, otoczona niezwyciężonym nurtem bojowników, zdolna jest mężnie stawić czoła atakującym ją wrogom.
42 Cytat z artykułu z 1986 r. pt. Piotr Skarga – świadomość posłannictwa Polski.
43 Określenie „Monarchii Prawowiernej” nadał Polsce Papież Aleksander VII.