Bez kategorii
Like

Woje Jaciecha i piosenka ludowa

13/12/2012
476 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Że dziś jest rocznica nie trzeba było nikomu przypominać. I w telewizji o tym mówili, i w gazetach. Fakt, że w jednym mówiono o tym tak, a w drugim zupełnie inaczej. Ale mówiono.

0


– Ciekawe – zauważyła siostra Łukaszka. – Czy ten stan wojenny był niedawno?
– Dawno – westchnął dziadek Łukaszka.
– A to dziwne, bo mówią o tym od niedawna.  Nie świętowali pierwszej, albo drugiej rocznicy?
– Nie.
– Czemu?
– Czemu, czemu… Najpierw się do szkoły nie chce chodzić, a potem "czemu" – zniecierpliwił się dziadek. – Sprawdź w internecie!
I siostra Łukaszka oddaliła się do swojego pokoju. Na ekranie telewizora zapowiedziano występ ludowego z Pawełkowic. Zespól w kolorowych strojach wbiegł na scenę i zaśpiewał na znaną nutę:

Na Jatusia z odbiornika
radio lampką mruga
Siadaj Jatuś, pisz depeszę
Będzie dosyć długa

Był raz lud co się zbuntował
Wolność chciał i chleba
Król obiecał że się zgodzi…
Zgody nadal nie ma.

Gdzieś w kopalni tlił się opór
Miękki, jakby z masła
Kisław-Czeszczak pchnął szyfrogram
Cyt! Iskierka zgasła

Patrzy Jatuś, patrzy, duma
Zaszły łzą oczęta
Cała propaganda na nic
Naród zapamięta

Już ci nigdy nie uwierzę
Iskiereczko mała.
Jatuś, wmawiaj w telewizji
Że to bajka cała.

Prezenter pogody poprosił na parkingu pod Sejmem posła Niefana-Stesiołowskiego o komentarz do tej piosenki.
– Hańbiąca hańba!!! Podła podłość!!! Wstrętna wstrętność!!! Zakalna zakała!!! Polityczna polityczność!!! Gwałtowny gwałt!!! Mała małość!!! – ryczał do mikrofonu prezentera pogody poseł Niefan-Stesiołowski. Usiłował też kopnąć kamerzystę i wyrwać mu kamerę, ale Straż Marszałkowska go obezwładniła i odniosła na głosowanie z sprawie potępienia przez partię rządzącą języka nienawiści opozycji. Pryskająca posłowi obficie z ust ślina zamarzała w małe grudki zanim zdążyła dolecieć do ziemi.
– Dziękuję panu za komentarz! – zawołał za nim prezenter i przyklęknął podnosząc jedną z grudek. – Jak sami państwo widzą ślina zamarzła w powietrzu. Jest zimno, bardzo zimno! Szczegółowa prognoza pogody już po wiadomościach, a teraz zapraszamy najmłodszych na dobranockę.
Na dobranoc była wieczorynka pod tytułem "Woje Jaciecha".
– Jawna kpina z Jaciecha-Wojruzelskiego!! – sapała rozzłoszczona babcia Łukaszka.
Jaciech był kasztelanem niewielkiego grodu o nazwie KrajRadMiłowo. Lud nie był zadowolony  jego rządów, ale kasztelan miał dwóch pomocników Ormka i Zomosza. Ormko szpiegował kto jest niezadowolony, a potem składa takiemu wizytę Zomosz. I znów był porządek, a ofiara zamiast znów narzekać brała się raźno do pracy by odpracować straty w gospodarstwie domowym powstałe po wizycie obu wojów.
Co gorsza chodziły też plotki, że kasztelan związany jest sojuszem z Wielkim Miastem Leżącym Nieopodal. I że w razie czego może wezwać stamtąd posiłki. No a jak przyjdą te posiłki, to z KrajRadMiłowa nie zostanie kamień na kamieniu. Ale niezadowolonych było coraz więcej i więcej.
– Czy wyście zwariowali? – mówili ci wygodniejsi. – Przecież nasz wspaniały kasztelan nie jest taki zły. Niech żyje!
– Czy wyście zwariowali? – mówili im ci ostrożniejsi. – Chcecie, żeby przyszły tu wojska z Wielkiego Miasta Leżącego Nieopodal? Wtedy nie zostanie z nas kamień na kamieniu!
– Wy głupcy! Przecież nasz gród jest z drewna! – zawołał ktoś i wielka radość zapanowała wśród ludu. Co odważniejsi wplatali sobie słomkę we włosy, żeby pokazać, że żaden kamień im niestraszny, bo gród drzewniany jest. Ormko i Zomosz mdleli z wyczerpania.
– Tak dalej być nie może – stwierdził kasztelan Jaciech.
– Oni chcą, żeby Wasza Miłość odeszła, a rządzić się będą sami – rzekł gorzko Ormko.
– No to niech im będzie – mruknął kasztelan. – Zomosz! Robimy akcję nocną! Zomosz, wołaj resztę wojów!
I w jedną noc woje Jaciecha aresztowali co bardziej opornych mieszkańców. W całym grodzie wprowadzono stan wojenny (od woja). Woje stali w różnych zakamarkach grodu, bili, kontrolowali i straszyli, że pod bramą stoi wojsko z Wielkiego Miasta Leżącego Nieopodal. Ale nie pozwalali podejść do bramy i popatrzeć.
Kasztelan osobiście rozmawiał z każdym z zatrzymanych, a kiedy skończył, to prawie wszystkich wypuścił. Bo kilku jakoś gdzieś zaginęło, kiedy wyszli na spacer nad fosę.
Kasztelan wypuścił więźniów i odwołał stan wojenny. Wkrótce oświadczył, że oddaje władzę. To był szok. Jeszcze nigdy w żadnym grodzie się coś takiego nie zdarzyło. Całe KrajRadMiłowo było dumne. Kasztelan zrobił jeszcze ostatni ruch – uszykował listę kandydatów do Rady Kasztelańskiej i odszedł na emeryturę. Dziwnym trafem wszyscy kandydaci byli aresztowanymi przez kasztelana.
– Należy im się, za to co wycierpieli – rzekł ciepło kasztelan, a reszta mieszkańców ochoczo przytaknęła. Kiedy uformowała się nowa Rada Kasztelańska akurat była jesień. Przez gród przeszła fala zmian. Ormko i Zomosz założyli firmę pilnującą i wygrali kontrakt na pilnowanie grodu, a kasztelan zamieszkał w luksusowej chatce na starówce. Pierwsza rzeczto zmieniono nazwę grodu na Wolnośćmiłowo.
– Rozliczyć kasztelana, tego bandytę, oprawcę! – narodził się postulat wśród mieszkańców grodu.
– E… owszem, ale nie teraz – bąknęła Rada. – Jesień, do zimy trzeba się sposobić. Drzewa trzeba ogacić. Gacie trzeba przeprać. Na nową przeprawę przez rzekę drewna narąbać. Zimą jest mało do roboty, zimą się nim zajmiemy.
Nadeszła zima.
– Teraz! Teraz tego bandytę rozliczyć! Ukarać!
– – E… owszem, ale nie teraz. Zaraz święta, a w święta trzeba być dobrym – oznajmiła Rada.
Poza tym co to za hasło "ukarać"? Tak jakby już był czegoś winien – wtórowali jej ci wygodniejsi. – Osądzić, i dopiero jak sąd wyda wyrok to ukarać. A może uniewinnią go i co? Łyso wam będzie!
– Tego bandytę uniewinnić? – pienili się co niektórzy obywatele, ale Rada oświadczyła, że trzeba poczekać do wiosny.
Nadeszła wiosna.
– To co, może teraz? – nalegali obywatele. – Teraz tego kasztelana… Osądzić, co?
– Teraz jest wiosna, pola wołają o siew! – oznajmiła gromko Rada.
– Latem go sądzić będziem, latem… – uspokajali ci wygodniejsi.
– Co ta Rada taka nierychliwa? – irytowali się niektórzy.
– Bo ma rację! – tłumaczyli ci wygodniejsi. – Teraz chcecie sądzić kasztelana, a kiedy będziemy siać? Latem? Plony nie zdążą wzrosnąć! A żniwa kiedy, jesienią? Z głodu pomrzemy! A może o to wam chodzi? Żeby wszyscy umarli i nie było niczego!?
Parę osób zauważyło, że można by siać i sądzić jednocześnie, ale ich głos jakoś się nie przebił. Ci ostrożniejsi opowiadali, że Rada jest wdzięczna kasztelanowi za umieszczenie ich na liście kandydatów i dlatego nie spieszą się z jego sądzeniem.
Nadeszło lato.
– Osądzić wreszcie tego bandytę! – wołał coraz mniejsza liczba mieszkańców. Ale Rada Kasztelańska nie odpowiadała, bo wszyscy jej członkowie wyjechali na wakacje.
– Właśnie, są wakacje – przypomnieli ci wygodniejsi. – A potem żniwa…
Nadeszła jesień.
– Robimy wielką jesienną ofensywę remontową. Trzeba naprawić palisadę! – oznajmiła Rada zanim jeszcze garstka mieszkańców zdążyła zawołać, że chce osądzić kasztelana.
I tak minęło kilka lat, potem kilkanaście, kilkadziesiąt… W końcu tego roku pod siedzibę Rady przyszedł tylko jeden dziadek i zaczął się ochrypłym głosem domagać rozliczenia kasztelana Jaciecha.
– Byście dziadku zajęli się czymś pożytecznym – zasugerował mu ktoś z Rady. – Ile lat można tak hodować nienawiść w sercu? Rozliczymy go i co? Kur wam od tego przybędzie? A poza tym on jest już stary i schorowany. Nie macie serca znęcać się tak nad starcem!
– Macie rację – rzekł po namyśle protestujący. – Za kasztelana nie było tak źle. Bo te dwie szuje, Ormko i Zomosz zdzierają z człowieka po monecie za każde przejście przez most zwodzony…
– Wygrali to stanowisko w uczciwym przetargu! – zaznaczył ktoś z Rady. – Ale to jest wolny gród, dziadku. Może sobie dziadek kupić swój kawałek fosy, brzegu, muru miejskiego, zrobić projekt, operat środowiskowy, wodnoprawny, postawić ekran akustyczny i wybudować swój most zwodzony!
I tym optymistycznym akcentem bajka się skończyła. Na ekranie telewizora pojawił się spiker.
– Mam dla państwa wiadomość z ostatniej chwili. Sąd dwudziestoczterominutowy wydał właśnie wyrok w sprawie zespołu ludowego z Pawełkowic. Sąd stwierdził, że artyści… że hieny moralne podszywające się pod artystów z rozmysłem obraziły prezydenta Polski… byłego prezydenta Polski, Jaciecha-Wojruzelskiego.
= I za to całe Pawełkowice zostały skazane na karę grzywny – oświadczył jakiś minister,
– Jak to: całe?
– No bo to duża kwota.
– Ile?
– Półtora miliona euro…
– Za jedną piosenkę?
– Panie redaktorze – minister profesjonalnie założył nogę na nogę i rękę na rękę. – Przecież wszyscy wiedzą, że minister założył za ten rok półtora miliona wpływu z tytułu obrażania prezydenta. A tu jak na złość wszyscy się uparli i go nie obrażają. Nawet Rada Języka Polskiego nie czepia się jego przemówień. A tu grudzień! Połowa grudnia! Musimy zrobić budżet, panie redaktorze…
– Acha… To ja proszę jeszcze o podanie  informacji ile minister założył wpływu z tego tytułu na rok przyszły…
– Piętnaście milionów…

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758