Tak się w życiu składa, że najcięższe kontrowersje dotyczą miłości i śmierci oraz spraw im pochodnych.
Najważniejsze jest to, by wszystkie obecne na rynku idei prawicowe narracje trzymane były jak najdalej od tak zwanego życia. To się załatwia stosunkowo łatwo, trzeba mieć tylko na podorędziu ludzi, którzy gotowi są do publicznego wygłaszania kwestii zwanych nie wiedzieć czemu kontrowersyjnymi.
Tak się w życiu składa, że najcięższe kontrowersje dotyczą miłości i śmierci oraz spraw im pochodnych. I dlatego właśnie od dwudziestu już lat polska prawica wałkuje na okrągło kwestię: używać czy nie używać prezerwatywy oraz drugą: używać czy nie używać broni. Obydwie te kwestie są w naszych warunkach nierozwiązywalne, ale każda z innego powodu. Otóż niesłychanie trudno jest sprawdzić czy ktoś rzeczywiście, zgodnie z deklaracją nie używa prezerwatywy i zachowuje przez to czystość poglądów. Trzeba by takiego bez przerwy pilnować, albo podsunąć mu jakiegoś niekompatybilnego z Kościołem spowiednika. Tak więc każdy może sobie deklarować co tam chce w kwestii prezerwatyw i zweryfikować tego nie można. Można za to wokół tej sprawy nakręcić szereg dyskusji, z których każda kolejna będzie głupsza od poprzedniej. Można zrobić program telewizyjny, w którym facet przebrany za kowboja będzie dziurawił igłą produkty firmy Unimil. Nie można niestety zapytać tego samego faceta ile ma dzieci, albo czy jest bezpłodny, bo to są kwestie intymne i prywatne. Co innego te gumki, to nie, o tym trzeba i należy rozmawiać, najlepiej publicznie, kiedy tylko nadarzy się okazja. Kiedy po latach kowboj z igłą się rozwiedzie z poślubioną przed ołtarzem małżonką nikt mu nie będzie zadawał niepotrzebnych pytań i konsekwencję i zgodność słów z czynami, bo po co? Chodzi przecież o to, by przestrzeń medialna była czymś zapełniona oraz o to, by ci durnie – prawicowi studenci mieli ciężkie od upokorzeń życie, żeby wszystkie ładne koleżanki ich omijały, żeby się z nich śmiały i na ich widok rysowały sobie kółka na czole. Oni zaś mają to wszystko znosić w spokoju i od czasu do czasu na gwizdek wyjść na ulicę i coś tam pokrzyczeć przez mikrofon.
Trochę inaczej jest z bronią. Tutaj stosunkowo łatwo sprawdzić kto używa, a kto nie używa broni i w jakich celach to czyni. Wiadomo też, że dyskusja o broni jest równie abstrakcyjna jak dyskusja o prezerwatywach, ale nie przez to, że się broni się po kryjomu używa, ale przez to właśnie, że się jej nie używa. Przez to, że ona leży w szafce, a jej właściciel grzecznie odnosi się do miejscowej władzy i jeździ z nią na polowania. Kiedy jednak właściciel zostanie sam na sam z kumplami, albo z komputerem, wtedy dopiero może poszaleć. Poopowiadać o strzelaniu do tego, do tamtego, do rzutków, do Indian i kowbojów, do wszystkiego co się rusza. Na wszystko to z miłym uśmiechem patrzeć będą moderatorzy rynku mediów i handlarze kitem, którzy wpuszczają na ten rynek pomysły i idee.
Jeśli już się zdarzy na prawicy, że ktoś zacznie mówić coś o kwestiach takich jak własność, to będzie to na pewno Janusz Korwin Mikke, który – jak tylko skończy o własności – doda, że kobieta pozostająca dobrowolnie sam na sam w pokoju z mężczyzną wyraża pozwolenie na gwałt. Prawicowy student od razu dostaje od tego takiego mętliku w głowie, że nie wie co robić, jakie hasła wznosić, czego unikać. I myśli tylko uporczywie o tym pozwoleniu na gwałt i nie może sobie darować, że tyle okazji go ominęło.
I tak to się kręci proszę Państwa. A czasem jeszcze trzeba dodać coś o Kościele, na przykład dzisiaj Gazownia podała, że biskupi chcą wprowadzenia matury z religii. I to jest coś niesamowitego z mojego punktu widzenia. Biskupi, którzy w czasie uroczystości beatyfikacyjnych księdza Jerzego Popiełuszki nie zająknęli się nawet o jego misji w Solidarności, teraz chcą wprowadzenia matury z religii. Ja mam lepszy pomysł, poważniejszy i o wiele bardziej potrzebny: przywróćmy nauczanie łaciny w szkołach i uczmy tej łaciny na tekstach liturgicznych. Po co? Po to, by nasze dzieci mogły potem zdać maturę z tej łaciny, a kiedy do szkoły przyjedzie ksiądz biskup z wizytacją sprawdzić jak też jemu szło w szkole z łaciną. Byłoby naprawdę ciekawie. Może nie tak ciekawie jak w przypadku Korwina pozostawionego sam na sam z jakąś panią w pustym pomieszczeniu, ale też nieźle.
Jest Kochani coś takiego jak zasada stosowności. To jest ważne narzędzie poznania, za pomocą tego narzędzia odkrywa się fałsze. Jeśli coś jest niestosowne, to w części lub w całości jest fałszywe. Bardzo prosto się takie sprawy demaskuje. Pointy nie będzie, bo mam wrażenie, że jest niepotrzebna. Chciałem was tylko poinformować, że w czwartek rozpoczynają się w Warszawie, w Arkadach Kubickiego Targi Książki Historycznej. Będę tam na stoisku numer 10, albo 101, nie wiem dokładnie, bo dostałem dwie informacje za każdym razem z innym numerem stoiska. Jest to w każdym razie stoisko obok stoiska IPN. Handlujemy przez cztery dni: czwartek, piątek, sobota, niedziela, od 10.00 do 18.00 Zapraszam wszystkich serdecznie. Będę miał książki swoje i Toyaha. Baśń ponadto będzie dystrybuowana jeszcze przez dwóch pośredników, przez księgarnie Multibook (chyba) i przez wydawnictwo Demart (na pewno).
Trwa promocja książki „Atrapia” na stronie www.coryllus.pl. Można ją kupić w cenie 15 złotych plus koszta wysyłki. Sprzedajemy także ostatnie egzemplarze „Dzieci peerelu”. Wznowienia na razie nie będzie.
Książki nasze zaś można kupić w księgarniach:
Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook.pl i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy