Lewica próbująca zdelegalizować Młodzież Wszechpolską boi się nie katolików z ruchu narodowego tylko tego, że ci katolicy mogliby zacząć wprowadzać w życie jedno z Dziesięciu Przykazań. To, którego lewica najbardziej się obawia. Siódme.
Z najbardziej zajadłym atakiem na Młodzież Wszechpolską wystąpiły dwie lewackie partie polityczne: SLD i Ruch Palikota. Ugrupowanie Roberta Winnickiego oskarżają o skłonności faszystowskie oraz – stara śpiewka – o chęć zaprowadzenia w Polsce państwa wyznaniowego. W odróżnieniu od działaczy lewicowych, przeczytałem program Młodzieży Wszechpolskiej i nie znalazłem tam postulatu nawracania nikogo na siłę (i słusznie!). Znalazłem tylko postulat oparcia państwa na wartościach katolickich, które najlepiej formułuje Dziesięć Przykazań. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że najgłośniej przeciwko temu protestują partie, które od katolicyzmu się dystansują (mówiąc najoględniej). A czemu? Skoro palikociarnia, eseldówek i skupione wokół nich towarzystwo nie wierzy w Boga i gardzi katolicyzmem to powinno im być wszystko jedno czy w Boga wierzą ich oponenci z ław sejmowych. Powinno im też być wszystko jedno czy narodowcy – po ewentualnym zwycięstwie politycznym – wprowadzą zakaz aborcji czy eutanazji.
Sedno tkwi nie w całym Dekalogu, a w jednym jego przykazaniu. W siódmym. Niewierzącym powiem, że brzmi ono: "Nie kradnij!". Łamanie tego przykazania jest stałym elementem działania całej klasy politycznej niezależnie od nazwy ugrupowania. Wszelkie pozostałe przykazania klasa polityczna ma w nosie, więc jest jej wszystko jedno czy aborcja zostanie zakazana czy nie, czy eutanazja zostanie zakazana czy nie, czy religia katolicka zostanie uznana za uprzywilejowaną czy nie. Wszystkie te sprawy polska "klasa polityczna" traktuje jako kartę przetargową w polityce. I tak samo traktuje pozostałe dziewięć przykazań. Ta banda – zdegenrowana i zdemoralizowana – jest w stanie zagłosować tak, jak każe bieżący interes polityczny, nie oglądając się na wartości i sumienie. Dlaczego więc przykazanie "Nie kradnij" jest wyjątkiem od tej reguły?
Nie da się budować Polski opartej na wartościach katolickich bez przestrzegania przykazania "Nie kradnij". A przykazanie to nie oznacza tylko ścigania kieszonkowców, włamywaczy, rabusiów i innych takich. Oznacza ono natychmiastową zmianę systemu rabującego obywateli z ponad 80 procent ich dochodów. Oznacza również likwidację "koryta" czyli systemu umożliwiającego kradzieże monstrualnych pieniędzy. Realizując przykazanie "Nie kradnij!" trzeba byłoby zlikwidować ponad 95% urzędniczych stanowisk, korupcjogenne przepisy, niepotrzebne przetargi, wpływ urzedników na gospodarkę i wszystkie inne podejrzane mechanizmy, któe prowadzą do wyprowadzania ze Skarbu Państwa pieniędzy Polaków. Osobna konsekwencją byłoby również wsadzenie do kryminału ogromnej większości dzisiejszej "klasy politycznej". To jest sedno sprawy.
Przestrzeganie przykazania "Nie kradnij!" musi doprowadzić do wprowadzenia gospodarki wolnorynkowej – moim zdaniem jedynej zgodnej z nauczaniem Kościoła. A przecież gospodarka wolnorynkowa oznaczałaby biedę i bezrobocie dla tysięcy przedstawicieli "klasy politycznej" i powiązanych z nią ugrupowań. Na wolnym rynku wartość różnych Biedroniów, Legierskich, Grodzkich i innych jest zerowa. Żadnej pracy sobie nie znajdą bo nic nie umieją. Własnych firm nie założą, bo na niczym się nie znają, a nikt ich nie zatrudni w trosce o reputację swojego przedsiębiorstwa. Dla tej bandy pijawek jedynym sposobem na życie jest wyciąganie państwowych pieniędzy pod pretekstem realizacji różnych niepotrzebnych (wręcz szkodliwych) celów – np. walki z homofobią, ksenofobią czy tym podobnymi. Likwidacja systemu, który tej bandzie funduje utrzymanie to wysłanie ich na zupełnie zasłużone ubóstwo.
I to jest właśnie przyczyna, dla której front lewacki obawia się ruchu katolicko – narodowego traktującego serio Dekalog. PiS, który religię wykorzystywał instrumentalnie, nie był tak groźny, bo w ważnych sprawach zawsze głosował tak samo, jak wszyscy inni (Traktat Lizboński, ustawa rozszerzająca uprawnienai Sanepidu). Narodowcy Winnickiego, którzy traktują religię serio, są dla "klasy politycznej" naprawdę groźni. I to nie dlatego, że chcą wszystkich na siłę zapędzić do Kościoła (bo nie chcą!!!) albo dlatego, że chcą za pomocą kamer instalowanych w mieszkaniach Polaków kontrolować wierność małżeńską (bo nie chcą!!!), ani tez nie dlatego, że odwołują się do wartości katolickich, narodowych i patriotycznych (bo się odwołują). Zagrożenie dla klasy politycznej płynie tylko z postulatu realizacji przykazania "Nie kradnij!"
To przykazanie nie jest do pogodzenia z zasadą działalności klasy politycznej ("Kradnij ile wlezie").
I o to chodzi.