Cherchez une autre femme
18/11/2012
534 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
Gdy świat gotuje się do wielkiej wojny, zmiany na najwyższych stanowiskach w głównych armiach lub wywiadach Rosji i USA zasługują na szczególną uwagę. Np. wokół dymisji Petraeusa i Sierdiukowa.
Niemal w tym samym czasie w Rosji i w USA doszło do dwóch nieoczekiwanych dymisji w wąskim kręgu najwyższej władzy w resortach obrony i wywiadu. 9 listopada w Ameryce ze stanowiska szefa Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) odszedł czterogwiazdkowy generał David Petraeus. Powód jaki oficjalnie podano – romans na boku – od początku jest podejrzany i nie trzyma się kupy. Mnóstwo wysokich funkcjonariuszy w Ameryce (i wszędzie indziej) miało i ma takie sprawy, i nie odchodzą. Newt Gingrich, speaker republikanów w Kongresie zaliczył dwa takie skandale i pozostał, dopóki nie pogrążyły go wyniki jego partii w wyborach 1998. Rok później skok w bok wykryto u Boba Livingstone, następnego speakera i też się ostał, choć wkrótce potem skorzystał z intratnej propozycji w biznesie. Romanse pozamałżeńskie, czasem z bardzo pikantnymi szczegółami wykryto u wielu amerykańskich prezydentów, jak Alexander Hamilton, Thomas Jefferson, James Buchanan, Grover Cleveland, Warren Harding, Franklin Roosevelt, Dwight Eisenhower, John F. Kennedy, Lyndon Johnson i Bill Clinton. Plotki, których nie udało się potwierdzić, dotyczyły też obu Bushów. Nawet Jimmy Carter raz wyznał: „I lusted in my heart but never let it go further than that” (W sercu pożądałem, ale nigdy na więcej sobie nie pozwoliłem). Żaden z nich jednak władzy przez to nie utracił. Wniosek jest zatem prosty: za to się nie odchodzi. Jakby za baby od władzy odsuwali, to by już tam dawno nikogo nie było. Także w przypadku Petraeusa musiał być to inny powód.
Zacznijmy może od tego, że David Petraeus to nie był fajny gość. Tak jak to często także w karierach wojskowych bywa, drogę do czterech gwiazdek i na szczyt utorował sobie wchodząc przełożonym po palcu, płaszcząc się i podlizując, powtarzając to, co trzeba i patrząc, w którą stronę wiatr polityczny wieje. Kilku wysokich rangą wojskowych a nawet niektórzy analitycy wyrazili się o nim publicznie w bardzo dosadnych słowach. W mediach podkręcano mu opinię i dorabiano zasługi, chociaż i Irak i Afganistan to były przecież sromotne klęski, a nie jedno wielkie pasmo sukcesów, jak je Petraeus lubił przedstawiać.
Jego nagła dymisja, oficjalnie przypisywana kobiecie, co pozwala budować inny fałszywy mit, o rzekomo wysokich standardach etycznych amerykańskiego korpusu oficerskiego i klasy politycznej, może mieć kilka innych wyjaśnień. Jednym z nich może być fragment z niedawnego raportu Petraeusa już jako szefa CIA, który ujawnił arabski analityk Ali Abunimah na portalu Electronic Intifada 12.11.2012. Znalazło się w nim stwierdzenie, które zabrzmiało groźnie dla Izraela i musiało rozjuszyć potężne lobby żydowskie w USA, nawykłe raczej do służalczej postawy Petraeusa: „Przedłużająca się wrogość pomiędzy Izraelem, a jego niektórymi sąsiadami stanowią wyraźne wyzwanie dla zdolności promowania naszych interesów w tamtym obszarze operacyjnym. Napięcia izraelsko-palestyńskie często rozbuchają w przemoc i konfrontacje zbrojne na dużą skalę. Ten konflikt zasila sentymenty anty-amerykańskie na Bliskim Wschodzie, z uwagi na postrzeganie USA, jako kraju, który faworyzuje Izrael. Arabski gniew w kwestii palestyńskiej limituje moc i głębokość naszego partnerstwa z rządami i społeczeństwami w obszarze operacyjnym Bliskiego Wschodu i osłabia legitymizm umiarkowanych reżimów w świecie arabskim. Jednocześnie al-Kaida i inne grupy zbrojne wykorzystują ten gniew aby budować sobie poparcie. Konflikt ten zapewnia też Iranowi wpływ na świat arabski poprzez swoich wasali – libański Hezbollah i palestyński Hamas.” Wiadomo też, że stwierdzenie to wywołało gniewną reakcję Ligi Przeciw Zniesławianiu (ADL) jednej z najważniejszych organizacji żydowskich w Ameryce. To mogło pogrążyć Petraeusa, zwłaszcza w świetle przygotowywanej wtedy przez Netanyahu i teraz przeprowadzanej właśnie kolejnej rzezi w Gazie, która ma go umocnić w świetle rozpisanych wyborów w Izraelu.
Inną przyczyną dymisji, na którą także wskazuje wielu komentatorów, może być sprawa ataku na amerykański konsulat w Benghazi, w Libii, w której 11 września br. zginęło czterech Amerykanów w tym ambasador USA Christopher Stevens. Petraeus zeznawał w tej sprawie za zamkniętymi drzwiami przed komisją Kongresu USA 16.11.2012, już po swoim odejściu. Sprawa jest bowiem dla CIA mocno śmierdząca, jako że misja amerykańska wcale nie miała statusu konsulatu, lecz była po prostu ośrodkiem rekrutacji i przerzutu islamskich ekstremistów na front syryjski, czym zajmował się właśnie pan ambasador. Wiadomo, że w świetle rosnących dowodów o zbrodniach i nadużyciach popełnianych także na ludności cywilnej przez najemnych „rebeliantów”, o czym coraz częściej donosili także europejscy dziennikarze i obserwatorzy, Amerykanie byli zmuszeni przewartościować sposób ich naboru oraz swój stosunek do tzw. Armii Wolnej Syrii, a to prawdopodobnie wywołało konflikt z jedną z grup, co ambasador przypłacił życiem. Na froncie syryjskim, oraz na jego politycznym zapleczu zachodzą obecnie duże zmiany, o których trzeba będzie więcej napisać w innym materiale, ale z uwagi na znaczenie, jakie „zmiana reżimu w Damaszku” ma dla USraela, oraz rolę, jaką w takich wydarzeniach na całym świecie pełni CIA, ta wpadka w Benghazi i ogólne fiasko współpracy z al-Kaidą (które będzie miało poważne konsekwencje dla wydarzeń także w wielu innych miejscach, np. w Mali, Jordanii, Pakistanie itp.) jest w moim przekonaniu główną przyczyną dymisji Petraeusa. Pozostaje uważnie śledzić dalszy rozwój wydarzeń i przecieki ze źródeł specjalnych.
Porównajmy to teraz z inną dymisją. Trzy dni wcześniej, 6 listopada Putin szurnął z urzędu ministra obrony Rosji Anatolija Sierdiukowa zastępując go Siergiejem Szojgu, swoim starym kapciowym do specjalnych poruczeń. Tu z kolei jako powód podano fakt uwikłania ministra Sierdiukowa w ciemne interesy agencji mienia wojskowego Oboronoserwis, która podejrzanie tanio sprzedała w prywatne ręce nieruchomości powojskowe (czyli państwowe) na łączną sumę ocenianą na około 100 mln $. W tym przypadku jednak, choć zarzut jest zapewne prawdziwy, można wysunąć odwrotny niż u Petraeusa kontrargument: gdyby w Rosji Putina usuwali ze stanowisk za nadużycia i przekręty, to kto by się tam jeszcze ostał? I co ciekawe, odwrotnie niż u Petraeusa nie podano przyczyny, która akurat w tym przypadku mogła mieć o wiele istotniejsze znaczenie: kobiety. Chodzi o to, że Sierdiukow jest żonaty z Julią, córką Wiktora Zubkowa, któremu zawdzięcza najważniejsze etapy swojej kariery. Bo Zubkow to jeden z najbardziej zaufanych przybocznych Putina, były premier i szef rosyjskiego NIK-u, obecnie zaś prezes wciąż wszechwładnego Gazpromu. Tymczasem wiele wskazuje na to, że przekręty Sierdiukowa zaczęły się od romansu z Jewgienią Wasiliewą, bardzo ważną figurą w zarządzie Oboronoserwisu. Jeden z rosyjskich serwisów internetowych, mający wyraźne dojścia do służb specjalnych opublikował ciekawy przeciek, że kiedy w ramach dochodzenia wszczętego w pierwszej fazie tej afery specjalny oddział dochodzeniowy zrobił nalot w celu rewizji na mieszkanie Wasiliewej o szóstej rano 25 października br., zastano u niej właśnie …Tolę Sierdiukowa. W mafijnej strukturze władzy w ekipie Putina, taka zdrada Julii Wiktorowny, a więc i Zubkowa, jest zdradą głębszą, bo nielojalnością wobec całego gangu i jako taka zasługuje na karę o wiele większą niż za sam przekręt, nie mówiąc już o cudzołóstwie. Putin musiał zdyscyplinować swój najbliższy zespół. Sierdiukow wyleciał natychmiast i z wielkim hukiem, choć o wątku damsko-męskim mowy tam w ogóle nie było.
W rosyjskim resorcie obrony nikt za nim nie zapłacze. Dla wojska był to bowiem „zatracony cywil”, który zaczynał jako szef sprzedaży mebli w St.Petersburgu, a potem był ministrem od podatków. Wojska nie lubił, nie miał zbyt wiele cierpliwości do parad „małych zielonych ludzików”, jak nazywał wojskowych, kiedy z mocy swego urzędu musiał uczestniczyć w długich ceremoniach na Placu Czerwonym lub w akademiach wojskowych. Kadry mundurowe, którym odebrał wiele przywilejów i splendoru, bo po to został przez Putina tam postawiony, nienawidziły go serdecznie.
Był jednak sprawnym administratorem i miał niezaprzeczalne talenty menedżerskie. Potrafił przeprowadzać swą wolę łamiąc opór starych układów. Za jego poprzednika na stanowisku ministra obrony, którym był Siergiej Iwanow, obecnie szef sztabu Putina, wszystko było w wojsku po staremu. Budżet obronny rósł szybko, a sprawność armii stała w miejscu. Była to nadal ta sama, stara, dobra Krasnaja Armia, tyle że może trochę chudsza. Sierdiukow pojawił się w niej jako zdolny i obiecujący menago na czas kryzysu. Jego ideą było tak zreformować armię, by zapewnić jej operacyjną skuteczność na wzór zachodnich rywali. Plany szły także w kierunku przystosowania armii do trzech rodzajów nowych zadań, jakie miała podejmować w przyszłości: (1) interwencji w krajach post-sowieckich; (2) operacji antyterrorystycznych i antypirackich; oraz (3) zwalczania rebelii i powstań.
Zadaniem Sierdiukowa było wszystko to pospinać finansowo. W zwalnianiu z pracy oficerów, likwidowaniu nadliczbowych jednostek wojskowych i zamykaniu zbędnych szkół oraz ociężałych instytutów wojskowych, nie miał sobie równych. To jednak szybko mnożyło zastępy jego wrogów oraz dodawało się do puli majątku, którym mogła potem handlować Jewgienia Wasiliewa. Za jego kadencji (2007-2012) liczebność kadry oficerskiej spadła z 400 tysięcy do 220 tysięcy. Strukturę armii, której podstawę stanowiła przedtem dywizja, zmieniono na dużo lżejszą – brygadową. Ważne lekcje dała też Rosjanom wojna z Gruzją w 2008 roku. Chociaż Rosja ją wygrała, to zwycięstwo przyszło dużo ciężej i wśród większego bałaganu niż można było się wcześniej spodziewać. Amerykanie, dla których ta wojna była od początku rodzajem „razwiedki bojom” (rozpoznania walką), oczywiście gruzińskim kosztem, poddali wszystkie jej aspekty dokładnej analizie i ze zdumieniem stwierdzili, że np. lotnictwo odbierało rozkazy z innego centrum dowodzenia niż wojska lądowe. Dopiero w 2009 zapewniono w Rosji zjednoczone i jednolite dowództwo wszystkich rodzajów broni.
Dużo jeszcze pozostało do zrobienia. Szkolenie wojskowe jest wciąż przestarzałe i nie rozwija zdolności dowódczych, ani nie kreuje kadry oficerskiej z ambicjami i inicjatywą. Owszem, odchudzenie kadr dobrze wojsku zrobiło, podobnie jak przyjęcie zasady „mieńsze, no łuczsze”. To pozwoliło Putinowi znacząco podnieść pensje w wojsku w grudniu zeszłego roku. Jednakże pobór do wojska pozostaje niski, a służba zasadnicza, która obecnie trwa w Rosji tylko rok, nie tworzy kadry zdolnej do obsługi nowoczesnego sprzętu wojskowego, na który w ramach reformy armii Moskwa planuje wydać aż 628 miliardów $.
I tu kłania się najsłabsze ogniwo w reformie wojskowej w Rosji: przemysł obronny. Jego branża lotnicza jest, owszem, na imponującym poziomie, co przyznają nawet najwięksi sceptycy na Zachodzie, ale większość fabryk rosyjskiej zbrojeniówki pracuje na przestarzałych technologiach i sprzęcie, zaś metody produkcji mają na celu utrzymanie zatrudnienia, a nie sprostanie rzeczywistym potrzebom armii. Zakup za 1,7 mld $ dwóch francuskich okrętów desantowych klasy Mistral w czerwcu 2011 (z opcją na dwa dalsze) miał także na celu potrząsnąć rosyjskim przemysłem okrętowym. Ale przemysł ten nie boi się wstrząsów, bo ma osłonę polityczną w osobie wicepremiera Dymitra Rogozina. W roku ubiegłym szef sztabu gen. Nikołaj Makarow (właśnie także wymieniony na gen. Walerija Gierasimowa) oznajmił, że armia już nie potrzebuje czołgów przestarzałych modeli T-72 albo T-90. Mimo to, tuż przed wyborami prezydenckimi obrońcą branży okazał się Putin, który obiecał zbrojeniowcom, że armia jednak kupi kolejne 2.300 sztuk.
Pozostaje jeszcze pytanie, czy Rosję na to będzie stać. Aleksiej Kudrin, b. minister finansów, powiedział w wywiadzie dla „Wiedomosti” na początku listopada, że nowa broń, także ta najbardziej nowoczesna, to wydatek rzędu 3% PKB przynajmniej przez najbliższe trzy lata, co musi oznaczać albo podniesienie podatków albo cięcia w wydatkach na zdrowie i oświatę. Tym samym – zauważył Kudrin – wydatki resortu obrony mogą zachwiać całym systemem politycznym Rosji. Dymisja Sierdiukowa w dwa dni później pokazała, że się nie mylił. Ale zarówno ostatnie zmiany kadrowe, jak i determinacja Rosji w pośpiesznym finansowaniu nowych zbrojeń pokazują, że możliwość większego konfliktu zbrojnego jest brana przez Moskwę bardzo poważnie.
Bogusław Jeznach
Dodatek muzy:
Ivan Rebroff, zruszczony z własnej woli Niemiec, urodzony jako Hans-Rolf Rippert, którego wielki koncert wkrótce przedstawię i więcej o nim napiszę, dziś śpiewa „Kozacki patrol”, w którym mowa o „bohaterach Armii Czerwonej”