– To już pięć lat, jak polscy biegli odkryli ślady trotylu i nitrogliceryny w Tupolewie – oznajmił dziadek Łukaszka składając w zamyśleniu egzemplarz „Prawdziwej Ojczyzny”.
– Ach, nie żyjmy przeszłością, są ważniejsze sprawy, huragan w USA, aborcja, wolność słowa, oceny Łukasza w szkole – próbowała interweniować mama Łukaszka. Ale się nie udało.
– Jeśli myślisz, że to dowód na zamach, to się grubo mylisz – powiedziała spokojnie babcia Łukaszka. – Te ślady są pozostałością niewybuchów faszystowskich z czasów drugiej wojny światowej.
– Trzy błędy – odezwał się tata Łukaszka popijający herbatę. Po pierwsze, prawdopodobieństwo uderzenia samolotu w to miejsce jest znikome…
– Nie wiesz, jakie tam były ciężkie walki! Mogło tak być!
– …po drugie, gdyby samolot w to uderzył, to skończyłoby się gigantyczną eksplozją…
– I tak było! Przecież ten wrak wygląda, jakby przeszedł przez maszynkę do mielenia mięsa!
– Ale grunt tak nie wygląda. Tak powinien powstać wielki krater – stwierdził tata Łukaszka. – A po trzecie: Niemcy nie zbroili swoich pocisków nitrogliceryną…
– Może ktoś wkładał sobie nitro pod język, przy lądowaniu – broniła swojej teorii babcia.
– I przejechał potem tym językiem po trzydziestu fotelach… – wtrącił się z ironią dziadek Łukaszka.
– Te zwłoki były w strasznym stanie…
– Proszę cię, wszystko ma swoje granice.
– Przecież ten wrak był myty! – nie poddawała się babcia Łukaszka.
– Ale chyba nie trotylem? – spytał tata.
– Nie wiem o co się spieracie – oznajmiła słodko mama Łukaszka. – Wszystko już jest wyjaśnione.
– Ona coś wie – stwierdziła podejrzliwie babcia Łukaszka.
– A owszem, gdybyście czytali porządne gazety – tu mama zaprezentowała najnowszy numer "Wiodącego Tytułu
Prasowego", gdzie na okładce pysznił się tytuł "Jest cool i trendy być bezrobotnym singlem na utrzymaniu rodziców!!!". – Czy wiecie co to jest pirobotanika?
– Coś o pyrach? – spróbowała siostra Łukaszka.
– "Piro", a nie "pyro"! – mamie Łukasza skoczyła brew. – To dziedzina nauki, która zajmuje się substancjami wybuchowymi naturalnego pochodzenia, które na przykład są w roślinach, na przykład w brzozie!
– Zaraz, zaraz – tata Łukaszka był podejrzanie rozbawiony. – Chcesz przez to powiedzieć, że ta brzoza…
– Każde dziecko wie, że w skład kory brzozowej wchodzą trotyl i nitrogliceryna! – rzekła twardo mama.
– Ja nie wiem – odezwał się Łukaszek.
– Sam przecież mówisz, że już nie jesteś dziecko, ha ha! -zareagowała przytomnie mama i na wszelki wypadek wyrzuciła Łukaszka za drzwi.
– I to by wszystko tłumaczyło! – mówiła dalej mama. – Samolot uderzył o brzozę i stąd te ślady na śródpłaciu! A potem jak się obrócił, uderzył i rozbił, to upadł na następne, rosnące w lesie brzozy. To z ich kory są te ślady trotylu i nitrogliceryny na fotelach, samolocie, ofiarach i tak dalej!
– Kto tak twierdzi, o tej korze brzozowej? – spytał zdumiony dziadek.
– Ekspert! Autorytet!
– Nazwisko!
– Jego nazwisko nic wam nie powie… – i mama Łukaszka podała je.
Myliła się.
– Mi mówi – oznajmiła siostra Łukaszka. – to ten znany fryzjer z Warszawy, który jest gejem i czesze celebrytów!!
– Fryzjer ekspertem? – spytał zniesmaczony tata Łukaszka.
– W piłce nożnej jakiś fryzjer był ekspertem, to tu nie może? Poza tym, to nie jest zwykły fryzjer! Czy wy wiecie kogo on czesze? Zazdrościcie mu i tyle! – walczyła rozpaczliwie mama Łukaszka.
– Wybacz, moja droga – odezwała się lodowatym tonem babcia. – Ale chyba mi nie powiesz, że w przypadku takiej katastrofy kompetentnym ekspertem jest, z przeproszeniem, fryzjer. To powinien być jakiś profesor, oczywiście prawdziwy profesor, a nie jakiś taki…
– Wiedziałam, że mi nie uwierzycie – w oku mamy zapłonął triumfalny błysk. – Mam dla was coś więcej! Otóz razem z moją znajomą przeprowadziłyśmy eksperyment!
– Nic nie słyszałem o rozbiciu Tupolewa… – tata Łukaszka zrobił zdumioną minę i nie pozwolił się wyrzucić z pokoju.
– Ta znajoma mieszka pod miastem, koło lasu – kontynuowała mama Łukaszka. – Byłam u niej w weekend. Na skraju lasu rośnie taka brzózka, więc wzięłyśmy toporek i ją ścięłyśmy…
– Przecież to nie było wasze drzewo! – tata Łukaszka osłupiał.
– Las nie zbiednieje od jednego drzewa! – krzyknęła babcia.
– Dałyście radę ściąć brzozę toporkiem? – zdumiał się dziadek Łukaszek. – Przecież te drzewa są pancerne, skrzydła samolotom urywają!
– …potem tę brzózkę porąbałyśmy na szczapki – mama Łukaszka nie zwracała na nich uwagi. – Znajoma ma kominek. Rozpaliłyśmy w nim ogień i…
– I…?
– I wrzuciłyśmy do ognia te brzozowe szczapki. I mówię wam, na własne uszy słyszałam, jak te szczapki strzelały!
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!