To co obecny rząd potrafi robić najlepiej, czyli działania na pokaz.
Trudno nadążyć za polityką. Wygląda na to, że chodzi już tylko i wyłącznie o robienie dobrego wrażenia – nawet jeśli to robienie dobrego wrażenia stoi w jawnej sprzeczności z logiką. Dzisiaj błysnęła ministra Mucha – ta sama, która dopiero co miała podawać się do dymisji, ale niestety nie potrafiła zwolnić nawet samej siebie. Otóż ta Mucha zmieniła prezesa Narodowego Centrum Sportu. Ktoś powie: – I brawo, należało się! A my powiemy: – Przecież to kompletnie bez sensu! To nic innego jak robienie sobie PR-u za publiczne pieniądze. Kupowanie poklasku z państwowej kasy. Jak dla nas: niegospodarność.
NCS miał prezesa, Roberta Wojtasia – zakontraktowanego tylko do końca roku. Jak się pewnie orientujecie, do końca roku niedaleko: został tylko listopad i grudzień. W tym czasie na Stadionie Narodowym nie są przewidziane żadne poważne imprezy (może są jakieś niepoważne, o których nam nie wiadomo) – czyli nawet nie ma co spieprzyć, nie ma przy czym namotać. Listopad, grudzień – a potem Wojtaś robi się z automatu bezrobotny.
Jednak nie, przychodzi pani ministra i mówi: – Wojtaś, na bruk od zaraz! Teraz prezesem będzie Prymas.
No to jest Prymas – zatrudniony od 1 listopada do… końca roku. Na dwa miesiące. Na dwa miesiące w trakcie, których NIC SIĘ NIE DZIEJE. Zamiast wypłacać pensję za nic jednemu prezesowi (Wojtasiowi), będziemy wypłacali dwóm (Wojtasiowi i Prymasowi).
Żeby jeszcze Prymas miał pracować także po 1 stycznia. Ale nie – wtedy ogłoszony zostanie konkurs. Oczywiście, można zakładać, że nowy prezes weźmie w nim udział, ale o ile konkurs nie jest ustawiony (a chyba nie powinien być), to nie ma żadnej pewności, że Prymas go wygra. W związku z tym – trudno znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie dla wypłacania mu pensji w listopadzie i w grudniu, kiedy będzie dublował się w "nicnierobieniu" z Wojtasiem.
Tylko ministra Mucha wyszła na tę, która trzyma wszystkich za mordy. Słaby teatrzyk. I drogi, ale w sumie, to nie ona płaci, tylko my wszyscy.
Za weszlo.com