O dziwo tą informację przyniosła do domu babcia Łukaszka, która z życiem religijnym miała najmniej wspólnego z całej rodziny. A może właśnie dlatego.
– Na naszym osiedlu będzie nowa kaplica – oznajmiła poirytowana. – Czarna stonka wszędzie się wciśnie!
– Przecież na sąsiednim osiedlu jest kościół – ripostował zdumiony dziadek.
– Ja słyszałam, ze to ma być nie kościół, tylko jakaś sekta… – podzieliła się wiadomością siostra Łukaszka.
– Jeśli ktoś sobie prywatnie robi… – zaczął tata Łukaszka, ale przerwał mu syn.
– Ale jesteście przeterminowani! – zmiażdżył ich Łukaszek. – Ta kaplica już jest! Nawet ją widziałem!
Hiobowscy gwałtem zażądali wyjaśnień.
– Nie ma co tu wyjaśniać. Kaplica jest, wygrodzili część magazynu sportowego, który pobudowali na orlika…
– Czyli prywatnie – stwierdziła zadowolona mama Łukaszka, a tata nic już nie mówił. Za to dziadek zażądał, aby Łukaszek zaprowadził go i pokazał mu tą kaplicę. No to poszli.
Dziadek od razu zauważył, e owa tajemnicza kaplica ma niewiele wspólnego z kościołem na sąsiednim osiedlu. Po pierwsze, zamiast krzyża na szczycie miała stylizowane słońce. A nad drzwiami pysznił się wielki napis: "Polskość to nienormalność". Na ścianie, koło drzwi wejściowych była tablica. Dziadek liczył, że znajdzie tam jakieś dodatkowe informacje, ale było tam tylko napisane, że jest to Kaplica pod wezwaniem Rosnących Słupków. I że jutro wieczorem odbędzie się niej pokaz "Durnych spotów".
– Nic z tego nie rozumiem – dziadek podrapał się po głowie obutej w kapelusz.
– Zajrzyjmy do środka – Łukaszek nacisnął klamkę.
…wewnątrz panował półmrok i cisza, przerywana jednostajnym szmerem szeptu kilku osób siedzących w ławkach. Ławki stały w dwóch rzędach, po bokach, na końcu pomieszczenia stał stół, a nad nim, na ścianie, wisiał jakiś obraz.
– Stacja trzydziesta czwarta. Tunald-Dosk przyjmuje pełną odpowiedzialność… – zaciągnął ktoś śpiewnie i szmer szeptu rozbrzmiał na nowo.
Dziadek pociągnął wnuka za rękaw i poszli pod boczną ścianę. Stał tam cały szereg gablot.
– Włos z czapki z Machu Picchu – czytał zdumiony dziadek. – Replika kurtki kryzysowej. Odcisk w błocie zagniewanych brwi Jego. Piłka z autografem. Próbka murawy ze Stadionu Narodowego. Krawat, w którym wygłosił siedem ostatnich comiesięcznych expose…
– Stacja sześćdziesiąta szósta. Tunald-Dosk tłumaczy paprykarzowi z Cyreny jak żyć…
Dziadek pokiwał tylko głową i ponownie złapawszy wnuka za ramię zamierzał go pociągnąć w stronę wyjścia. Ale ju po dwóch kroków rozległ się bolesny krzyk dochodzący z okolic podłogi.
– Stacja siedemdziesiąta. Tunald-Dosk przyjmuje pełną odpowiedzialność… – zaciągnął ponownie lektor.
Dziadek Łukaszka spojrzał w dół i zobaczył, że but wnuka spoczywa na dłoni jakiejś starszej pani, leżącej na kaplicznej posadzce.
– Natychmiast zejdź! – syknął do wnuka i pociągnął go energicznie za rękaw. Łukaszek, który się tego nie spodziewał, poleciał w bok i z rumorem wpadł między ławki. Modlący się urwali swój szept i z naganą w oczach spojrzeli w ich stronę, po czym lektor podjął ponownie:
– Stacja osiemdziesiąta druga. Tunald-Dosk pociesza płaczące singielki i obiecuje im in vitro…
– Źle się pani czuje? – zapytał cicho dziadek.
– Nie, skądże znowu – pani podniosła się z trudem i Łukaszek rozpoznał w niej babcię Xero.
– To czemu pani leży na podłodze?! – zapytał wściekle Łukaszek, gramoląc się spomiędzy ławek.
– W celach modlitewnych.
– Myślałem, że leżenia krzyżem już się nie praktykuje… – zaczął dziadek, ale babcia Xero mu przerwała:
– Krzyżem? Pff… Nie leżałam żadnym katolickim, ciemnogrodzkim krzyżem! Ja leżałam krzyżykiem! No, takim iksem. Takim jak się stawia na kartach wyborczych.
– Stacja dziewięćdziesiąta dziewiąta. Tunald-Dosk przyjmuje pełną odpowiedzialność…
– I co tu się robi? – spytał Łukaszek.
– No jak to nie wiesz? To trąci opozycyjną prowokacją! – babcia Xero spojrzała na niego podejrzliwie. – Nie cierpię głupoty i chamstwa, ale ze względu na twój młody wiek zniżę się do twojego poziomu i ci wytłumaczę. Otóż tu jest kaplica, w której wierni, czyli my, się tu modlimy o pomyślność. Oczywiście, o jeszcze większą, bo przecież już jest pomyślnie. No i to, żeby rosły słupki.
– Jakie słupki?
– Poparcia dla Tunalda-Doska! – zakrzyknęła babcia triumfalnie.
– Stacja sto szesnasta. Tunald-Dosk przyjmuje pełną odpowiedzialność…
– Ja zazwyczaj jestem w pracy, ale wpadłam tu tylko na chwilkę, bo skserowałam nową modlitwę – babcia Xero rozkładała kartki w ławkach i podawała osobom siedzącym w ławkach. – Może się dołączycie?
Dziadek chciał powiedzieć, że nie ma najmniejszego zamiaru modlić się do Tunalda-Doska, ale rzucił okiem na kartkę i zdębiał.
– Ależ to litania do Karosława-Jaczyńskiego!
– I to sześćdziesiąta ósma z kolei – pokiwała głową babcia Xero. – ale będziemy modlić się do skutku!
W ławkach koło nich zaczęto odmawiać litanię.
– Ty, który przegrałeś wszystko, co było do przegrania…
– Odejdź z polityki…
– Ty, który jako jedyny masz szansę zakończyć wreszcie wojnę polsko-polską….
– Odejdź z polityki…
– Ty, któremu ostał się ino kot…
– Odejdź z polityki…
– Ty, który aktualnie, lecz tylko chwilowo prowadzisz w sondażach…
– Odejdź z polityki…
– Ty, który już kompletnie się nie liczysz…
– Odejdź z polityki…
– Ty, który rządzisz wszystkimi telewizjami i radiami…
– Odejdź z polityki…
– Stacja sto trzydziesta pierwsza – druga strona kaplicy się nie poddawała. – Tunald-Dosk dzień święty święci w piątek, sobotę, niedzielę i poniedziałek…
– To my już pójdziemy – powiedział dziadek i razem z Łukaszkiem wyszli na zewnątrz.
Dziadek jeszcze raz obejrzał się za siebie i struchlał. Z jednego z okien walił gęsty dym.
– Pożar! Wracamy!
Wpadli do środka, a tam ani śladu dymu.
– Stacja sto czterdziesta piąta. Tunald-Dosk przyjmuje pełną odpowiedzialność…
– Proszę pani, pali się – Łukaszek zaczepił babcię Xero.
– Gdzie? Tu? – babcia Xero rozejrzała się ze spokojem.
– Sami widzieliśmy, jak z jednego okna się dymiło!
– Stacja sto pięćdziesiąta trzecia. Tunald-Dosk ogłasza jesienną ofensywę legislacyjną i aby ją dopilnować śpi w Sejmie…
– Z którego okna?
– A z tego tam…
– to już nie jest nasze okno – wyjaśniła babcia Xero.
– Jak to? – zdziwił się dziadek Łukaszka. – Przecież należy do kaplicy…
– Może z zewnątrz tak wygląda, ale tak naprawdę to nie jest nasze okno – babcia Xero zaczęła się irytować.
– Ale jak to?
– Oj, bo wam, niedowiarkom, wlepię stadionowy zakaz wchodzenia do tego przybytku!
– Stacja sto sześćdziesiąta. Tunald-Dosk przyjmuje pełną odpowiedzialność…
– Niestety, my również mamy swoich schizmatyków – wyznała ze smutkiem babcia Xero. – Oni mogą wyglądać jak my, ale nie mają z nami nic wspólnego! To ich okno!
– No dobrze, ale stamtąd wydobywa się jakiś gęsty dym, może coś się u nich pali… – denerwował się dziadek Łukaszka.
– Stacja sto siedemdziesiąta pierwsza. Tunald-Dosk strzela zwycięskiego gola w meczu z dziennikarzami zaprzyjaźnionych telewizji…
– Oczywiście, że się pali, oni na okrągło cały czas coś palą! Jedno kadzidło za drugim! Chodzą cali zaczadzeni! Nie macie co się o nich martwić! – i babcia Xero założyła na ramiona szalik piłkarski, poczym zasiadła na krzesełku pod ścianą. – To co? Chcecie się wyspowiadać?
– My już pójdziemy – dziadek i Łukaszek po raz drugi wyszli z kaplicy. Wychodząc usłyszeli jeszcze:
– Stacja sto osiemdziesiąta piąta. Tunald-Dosk przyjmuje pełną odpowiedzialność…
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!