Bez kategorii
Like

Spowiedź leminga

20/10/2012
457 Wyświetlenia
0 Komentarze
27 minut czytania
no-cover

Polska młodzież jest paradoksalnie najmniej winna w procesie własnego zbydlęcienia.

0


Właśnie debiutuję na łamach Nowego Ekranu. Wypadało by się zatem krótko przedstawić. Mam 23 lata, pochodzę z tzw. zachodnich „Ziem odzyskanych”. Jestem studentem nuczelni technicznej. Moje hobby to polityka i sport. Jestem bardzo zaniepokojony o dalsze losy naszej Ojczyzny. Chciałem się więc tymi przemyśleniami na temat Polski, społeczeństwa, swoich rówieśników, gospodarki czy polityki z państwem podzielić. Właśnie z perspektywy młodego, mało doświadczonego człowieka. Wiem, że my, ogółem jako polska młodzież, jesteśmy w fatalnej kondycji mentalnej i duchowej. Postaram się nieco usprawiedliwić bierność i obojętność naszego pokolenia, widząc to z perspektywy naocznego obserwatora. Ale do tego jeszcze wrócę.

 

Tak jak w tytule, mam chęć opowiedzieć o ewolucji swoich poglądów.Od podatnego na medialną manipulację leminga zachwyconego formacją Donalda Tuska, po jego zaciekłego krytyka. Można powiedzieć, że koniec końców stanąłem po stronie tzw.„oszołomów”, czy „moherów”, których de facto uważam dziś za elitę intelektualną naszego narodu. Kilka lat temu nigdy bym w to nie uwierzył.

 

Rodzice, choć nie byli czynnymi uczestnikami opozycji antykomunistycznej od dziecka nauczyli mnie dwóch podstawowych wartości: wiara katolicka i antykomunizm. Ponadto zawsze głosowali na prawicę. Jako, że jestem z rocznika 89., Ojciec dodawał: „Masz tyle lat, ile polska niepodległość”. Od dziecka nie mogłem jednak zrozumieć faktu, że w tej wolnej niby Polsce są u władzy takie kreatury jak Aleksander Kwaśniewski czy Leszek Miller, a więc przedstawiciele znienawidzonej przez społeczeństwo komuny.

 

Po wyjściu na jaw afer z udziałem czołowych polityków SLD, po aferze Rywina, jeszcze jako niemający prawa do głosu młody człowiek, przed wyborami w 2005 roku byłem zwolennikiem tzw. „PO-PiSu”. Oczywiście nie znając dobrze historii i genezy powstania obu tych partii, bo byłem na to za młody. Spodziewana koalicja opowiedziała się za szeroko pojętą naprawą państwa, obie odwoływały się do solidarnościowych ideałów. Obie partie, przynajmniej na papierze, domagały się IV RP. Niespodziewane zwycięstwa PiSu w wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2005 roku, partykularne interesy obu zainteresowanych koalicją i w jakimś stopniu urażona duma murowanego kandydata na fotel prezydenta-Donalda Tuska zapoczątkowały tzw. „wojnę polsko-polską”, toczoną przez nie tak odległe skądinąd programowo, przynajmniej wtedy, partie.

 

Lata 2005-07 to okres rządów Prawa i Sprawiedliwości, najpierw mniejszościowych, a potem w koalicji z LPR i Samoobroną. W mediach jazgot, atmosfera wojny domowej. To właśnie wtedy zostałem zatruty przez medialną propagandę. I nie tylko ja. Dałem się omamić serwisom telewizyjnym, stacjom radiowym, które w zmasowany sposób atakowały, także w sposób niewybredny braci Kaczyńskich. Dałem się nabrać, że Polską nie może rządzić niski(potem dowiedziałem się, że tylko o 2 cm niższy, niż Kwaśniewski) facet nie posiadający rodziny, żyjący z kotem i matką. Dałem się nabrać na to, że PiS jest partią zaściankową popierana przez ludzi starszych. Ci z kolei są omamieni tezami redemptorysty z Torunia, który na głupich i biednych ludziach dorobił się helikoptera w zestawie z Maybachem. Dałem się nabrać, że bracia Kaczyńscy „dzielą Polaków”, że szczują jednych przeciw drugiemu, że zakładają wszystkim podsłuchy i że zawsze o 6.00 rano może ktoś zapukać do domu i zrobić rewizję. Dałem się nabrać, że PiS atakował uczciwych ludzi, na których kreowani byli pani poseł Sawicka, Barbara Blida, „Doktor G.”, czy Weronika Marczuk-Pazura. Dałem się nabrać, że cała Europa się śmieje z Kaczyńskich i na pewno jest to wstyd dla Polski, że mamy takich ludzi u władzy. I oprócz tego, że kłócą się z wszystkimi w kraju, to jeszcze robią to za granicą, przez co nasza pozycja w Europie jest najgorsza z możliwych. A i w gospodarce, co prawda stały, dość wysoki wzrost, niskie bezrobocie, ale to „tylko dzięki temu, że Kaczyńscy się nie znają na gospodarce i się w nią nie wtrącają”. Pomyślałem sobie, skoro jest tak dobrze, dlaczego nie obniża się podatków, dlaczego nie powstaje jeszcze więcej miejsc pracy i dlaczego, jako Polacy nie zarabiamy jeszcze więcej i więcej.

 

Wszystko miał zmienić otwarty na Europę, dążący do pojednania, w pełni „demokratyczny” rząd Platformy Obywatelskiej, którą reprezentowali ludzie „na poziomie”. Obiecywali nam „spokój w kraju”, niskie podatki, polepszenie demokracji, liberalną gospodarkę, wsparcie przedsiębiorców, reformę NFZ, nowoczesność i doganianie Europy. Nie dostrzegałem również żadnych zagrożeń światopogladowych, na tamten czas uważałem Platformę za umiarkowaną prawicę, Donald Tusk wziął nawet ślub kościelny, aby podlizać się katolickiej części społeczeństwa. Jakże inaczej postrzegamy tę partię dzisiaj, jako skrajnie lewicową w sferze etatyzmu państwowego, czy światopoglądu. Tak, to prawda, dałem się ogłupić i w swoim pierwszym udziale w akcie wyborczym w 2007 roku wsparłem partię Donalda Tuska. 

 

W latach 2007-2010 nadal popierałem Platformę, mimo że nie kiwnęła nawet palcem w realnych działaniach na rzecz polskiego interesu. Wszystko tłumaczyłem kryzysem, „hamulcowym” prezydentem Kaczyńskim i trudnym koalicjantem w postaci PSL, który miał pętać ówczesne władze. W międzyczasie, zaciskając zęby przyjmowałem na klatę wszelkie nieprawidłowości posmoleńskie, coraz to więcej afer z udziałem polityków PO, na czele z hazardową, podwyższanie podatków, potworny dług publiczny i kliencką postawę Polski wobec Europy. Nadal jednak gdzieś z tyłu głowy czaił się „ten straszny Kaczyński”.

 

Wszystko, jeżeli chodzi o moje postrzeganie polityki, zmieniła katastrofa smoleńska, a właściwie, to co nastąpiło po niej. Na krótko po narodowej tragedii, poparłem kandydaturę Bronisława Komorowskiego na prezydenta, tak aby partii, której wcześniej zawierzyłem powiedzieć: „Sprawdzam, teraz macie pełne pole do reformowania kraju i spełniania wreszcie tych obietnic wyborczych”. I nadszedł moment, w którym mój dysonans poznawczy przekroczył pewną masę krytyczną. Pierwszą decyzją Bronisława Komorowskiego była ta o usunięcia krzyża spod pałacu prezydenckiego. Myślałem schematycznie, „a dobrze, PiSowskie oszołomy tylko profanowały tam krzyż”. I w jednym czasie zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Ja katolik, osoba, która zawsze opowiadała się za obecnością krzyża w miejscach publicznych, osoba, która uważa, że ofiary katastrofy smoleńskiej warto upamiętnić krzyżem, czy pomnikiem, myśli w taki idiotyczny sposób?! Ja, znając nauki Wielkiego Papieża Polaka, tego który kazał nam broniż krzyża od Bałtyku po Tatry, twierdziłem, że ludzie praktykujący te nauki to PiSowskie bydło?!I Prezydent RP, na którego głosowałem, ten który podaje się za katolika, w pierwszej swojej decyzji na nowym urzędzie likwiduje krzyż z przestrzeni publicznej?! Jeszcze bardziej mój dysonans się powiększył, kiedy władza „dla zbycia”, bez żadnych poważnych oficjeli, kompletnie z zaskoczenia, w atmosferze skandalu, przy gwizdach i buczeniu odsłoniła tablicę pamiątkową przy krakowskim przedmieściu. A jeszcze bardziej, gdy zobaczyłem ludzi w moim wieku, skrzykniętych na facebooku, tylko po to, aby pod pałacem namiestnikowskim w zwierzęcy sposób deptać religię katolicką, pamięć o zmarłych, czy wulgarnie się zachowywać wobec starszych. A wszystko przy euforycznym zachwycie „autorytetów moralnych” i dziennikarzy telewizyjnych, którzy z ogniem w oczach rozpływali się o „nowoczesnej”, „europejskiej” młodzieży. To wtedy pierwszy raz pomyślałem, że tzw. „mohery” może mają trochę racji w dystansie wobec mediów. Od tej pory rozumiałem coraz więcej z tak bardzo złego nastawienia tego środowiska wobec TVN, GW i innych mediów głównego nurtu.

 

Po drodze, przez zupełny przypadek trafiłem w Internecie na tzw. media drugiego obiegu, po drodze zaczął wychodzić nowy tygodnik opinii, którego wszyscy penie znają i nie trzeba go specjalnie reklamować. A, że lubiłem raz na jakiś czas jakieś pisemko tego typu, to „dla spróby”, z powodu niskiej ceny postanowiłem je sprawdzić. Tygodnik spodobał mi się od razu i do dzisiaj kupuję go niemal co tydzień. Zacząłem odkrywać niezależne filmy w Internecie, z których bodaj najważniejszym i najbardziej szokującym była produkcja pod tytułem „Nocna zmiana”. Potem poszła cała lawina takich filmów, które nigdy nie ujrzały światła dziennego w telewizji. Zacząłem nawet czasami zaglądać do mediów Ojca Rydzyka, które nie okazały się tak straszne, jak je malują. Wręcz przeciwnie, poruszają niewygodne dla władzy tematy, mają ciekawe programy publicystyczne i informacyjne. Stopniowo odkrywałem nowy świat, który od razu uznałem za swój, a który do tej pory był mi kompletnie nieznany! W końcu zrozumiałem co miał na myśli Kaczyński twierdząc, że przegrał przez potężny front dziennikarskiej nienawiści, bo do pewnego czasu myślałem, że sa to paranoiczne próby usprawiedliwienia własnej słabości.  Poznałem na czym polega manipulacja medialna, na czym polegają sztuczki psychologiczne, czy nawet neurologiczne, jakimi ogłupia się społeczeństwo za pośrednictwem mediów. Miałem świetne porównanie, bo mogłem to wszystko dopasować do swoich doświadczeń. Wniosek był jeden. Manipulacja medialna była, a ja się jej poddałem. Ale gdy to odkryłem, programy informacyjne w telewizji stały się dla mnie widowiskiem kabaretowym.

 

Dowiedziałem się, że okrągły stół to nie było żadne rodzenie się wolnej Polski a "deal" komunistów z konformistyczną częścią „Solidarności”, które w III RP podzieliły się między sobą łupami ze zlodziejskiej prywatyzacji, bankami, mediami. Dowiedziałem się czym była Żydokomuna, którą do niedawna uznawałem za spiskowe wymysły, jakich zbrodni na polskich patriotach się dopuściła. I że dzieci tej Żydokomuny dzisiaj są naczelnymi propagandystami medialnymi. Dowiedziałem się, jaki jest rodowód członków PO, czym była UD, KLD i UW. Dowiedziałem się dlaczego tak atakowano Kościół w mediach, dlaczego księża są poddawani oszczerstwom, dowiedziałem się, że redakcje NIE, czy FiM składają się głównie z byłych funkcjonariuszy komunistycznych służb bezpieczeństwa. Dowiedziałem się, że Unia Europejska to marksistowska utopia przeżarta absurdami, biurokracją, politpoprawnością no i jednym słowem: bankrut. A nie bogata krynica, z której będziemy w nieskończoność czerpać profity. Dowiedziałem się, że Bronisław Komorowski to nie jest sympatyczny Pan z wąsami, ale człowiek umoczony po uszy w niejasne afery, czy nawet tajemnicze zgony w sprawie WSI, podejrzewany wręcz o rosyjską agenturę. Dowiedziałem się, że w III RP, którą bloger Marek Mojsiewicz nazywa II komuną, doszło do dziesiątek niewyjaśnionych śmierci na tle polityczno-biznesowym. Oczywiście cały ten proces poznawczy był bardzo długi i mozolny. Można jednak powiedzieć, że raz na zawsze wyleczyłem się wiary w szczerość mediów. I dziś jestem wolnym człowiekiem.

 

Chciałbym zatem kategorycznie podkreślić, że gdybym miał tę całą wiedzę, tę całą skarbnicę, jaką zdobyłem po 2010 roku, to nigdy, przenigdy, nie oddałbym swoich głosów w wyborach na Platformę Obywatelską! Niech to też będzie zrozumiane, jako pewne usprawiedliwienie dla tzw. „Młodych Wykształconych z Większych Miast”. Nie tylko wobec złych wyborów politycznych, jakich dokonują, ale także wobec zwierzęcego antyklerykalizmu, wulgaryzmu, arogancji, zobojętnienia na losy Ojczyzny, jakie nasze pokolenie w większości przejawia. A tak właśnie nam się jawi polska, zdemoralizowana młodzież, inaczej zwana lemingami. Mam na co dzień z nimi do czynienia, więc mogę potwierdzić, że to prawda. A wiem z opowieści, że jeszcze młodsze od mojego pokolenie nastolatków jest jeszcze bardziej zdeprawowane moralnie, agresywne, wystarczy zapytać nauczyciela, albo lepiej katechety z pierwszego lepszego gimnazjum.

 

Dlaczego zatem młode pokolenie III RP jest całkowitym zaprzeczeniem młodego pokolenia II RP, albo chociaż naszych dziadków, pogardliwie zwanych „moherami”? Przecież biologicznie na to patrząc, jesteśmy „z tej samej gliny ulepieni”. Polska młodzież jest paradoksalnie najmniej winna w procesie własnego zbydlęcienia. Nam, jako młodym, niedoświadczonym osobom jest się ciężko bronić przed całym tym zalewem chamstwa, importu lewackiej podkultury, które płyną do nas z telewizji i Internetu. Ten ostatni powoduje, że w szkole nie trzeba się zbytnio męczyć, a wystarczy jedynie kliknąć Ctrl C+Ctrl V, aby napisać wypracowanie, czy przeczytać streszczenie książki. Rozwój techniki, nadmierna ilość elektronicznych gadżetów, pozwala człowiekowi na częste chodzenie po skrótach, także tych myślowych. Stąd obiektywnym faktem jest, że młodzi ludzie, nie tylko w Polsce, ale również na świecie po prostu głupieją.

 

Jest jeszcze druga płaszczyzna problemów młodych Polaków. Koszmar komunizmu zniszczył wielopokoleniowe domy, wygnał ludzi ze wsi do miast, do socrealistycznych, monstualnych, szarych domów z betonu, ciasnych mieszkań. A w nich nie ma miejsca na dziadków, którzy wychowywali by moralnie swoje wnuki. Już nie tylko ojciec, ale oboje rodzice, są zmuszeni przez własne państwo, które rokrocznie zwiększa ucisk fiskalny, do harowania od rana do nocy, nie po to by zapewnić rodzinie luksus, ale po to, aby starczało od pierwszego do pierwszego. Dzieci nie mają zapewnionej żadnej opieki rodzicielskiej, wychowuje je ulica, telewizja, MTV, Internet, czy szkoła, która zamiast uczyć myślenia i kindersztuby, stała się narzędziem do lewackiej indoktrynacji. Nie wiem jak w innych szkołach, ale w moich uczono o tzw. „tolerancji” wobec gejów. Na lekcjach WOSu mówiono o Okrągłym Stole, jako czymś wspaniałym, mówiono nam o „wolnych „ wyborach w 1989 roku, czy Wałęsie, jako bohaterze narodowym. Na lekcjach Historii oczywiście zawsze brakowało czasu na przerobienie materiału z najnowszej historii Polski. Przyznacie państwo, że w takich warunkach trudno o wychowanie pokolenia dojrzałego, świadomego, kulturalnego, w końcu patriotycznego.

 

Proszę zatem o to, by dać nam, młodym ludziom szansę. Jesteśmy zostawieni sami sobie, nie mamy w rękach żadnej amunicji, aby bronić się przed przemocą politycznej poprawności, narzuconej nam w mediach, szkole, przez znajomych, oraz przez „większość”. Może jeszcze nie wszysto stracone. Może nie tylko ja przeszedłem taką przemianę, może jest nas, mimo że wciąż za mało, to coraz więcej. Proszę zwrócić uwagę, że aby zmienić swoją optykę musiałem podjąć pewien wysiłek intelektualny na który potrzebowałem poświęcić dość dużo wolnego czasu. Naprawdę nie jest łatwo przejść drogę od leminga do „oszołoma”, szczególnie w aspekcie psychologicznym. Przyznając, że źle głosowałem, muszę stwierdzić, że to ja byłem zmanipulowany i tak głupi. I to po tylu latach afer, przekrętów, katastrofach, kryzysu gospodarczego, politycznego teatru ogłupiania. A wiadomo, że człowiek odruchowo odrzuca od siebie takie myśli, każdy chce wierzyć w swoją mądrość. I jeszcze jeden, niemal kluczowy aspekt. Przyznanie się do swoich „moherowych” poglądów w towarzystwie, zawsze grozi pogardliwymi kpinami, czy czasami wręcz ostracyzmem społecznym. W skrajnych przypadkach może zakończyć się utratą przyjaciół, pracy, czy środków do życia. Człowiek zadaje sobie pytanie, po co się narażać, po co iść pod prąd, „najważniejszy jest spokój”. Tak też wielu ludzi tłumaczyło mi, dlaczego głosowało na Platformę. „Żeby był święty spokój”. Oto jak niebezpieczna jest przestrzeń dziennikarska, która kreuje wirtualne zagrożenie, strach wśród uczciwych obywateli. Nie był ważny portfel, nie była ważna pozycja Polski w Europie, nie było ważne wyjaśnienie najbardziej tragicznej w dziejach Polski katastrofy lotniczej, nie było ważne „kręcenie lodów” przez Platformersów. Liczyło się tylko to, żeby między 19.00 a 20.00 w telewizji był spokój.

 

Może manipulatorzy przeoczyli, śmiertelne zagrożenie dla nich, w postaci „mediów drugiego obiegu” działających w Internecie, który jest dziś bodaj jedynym oknem na świat dla młodych ludzi. A należy dodać, że „drugi obieg” czy sfera blogerska, lub dziennikarzy obywatelskich jest dziś całkowicie zdominowana przez siły narodowo-patriotyczne. Dziś publicyści „Wyborczej” ze strachem w oczach mówią, że osiemnastolatkowie „nie pamiętają mrocznej IV RP”. To dobry znak, tak jak obecność młodych ludzi na marszu „Obudź się Polsko”, czy innych patriotycznych inicjatyw, takich jak Marsz Niepodległości. Co prawda to nadal kropla w morzu, ale tych ludzi powoli, bo powoli, ale przybywa. I sądzę, że ta kropla w końcu kiedyś wydrąży skałę, że będzie taki czas, że nasze pokolenie stworzy podwaliny pod nową polska elitę, której zostaliśmy pozbawieni w lesie katyńskim podczas drugiej wojny światowej. Nie musi nas być 10 milionów, jak w 1980 roku. Ważniejsza jest jakość. Solidarność, choć była ruchem masowym, została skompromitowana przez garstkę zdrajców i agentów. Zbliżają się trudne czasy dla Polski, zbliża się kryzys gospodarczy na wielką skalę. W trudnych chwilach Polacy zazwyczaj stawali na wysokości zadania. I tak będzie i tym razem, jestem przekonany, że z Bożą pomocą osiągniemy sukces. Medialna propaganda pęka bowiem na naszych oczach. Coraz więcej ludzi, w tym młodych, się budzi.

 

Żródło grafiki: http://www.camanis.net/lemmings/img/screenshots/lemmings.png

 

P.S. Jako, że jest to mój pierwszy wpis na blogu, proszę o wyrozumiałość oraz sprawiedliwe, a nawet surowe oceny, uwagi na temat edycji, czy języka. Nie chcę ukrywać, nie jestem wybitnym polonistą, ale czuję wewnętrzną potrzebę wyrażenia swoich przemyśleń, która okazała się ode mnie silniejsza. Następnym razem postaram się odpowiedzieć na odwieczne pytanie stawiane na Nowym Ekranie, czyli hamletowskie „z PiSem, czy bez PiSu, oto jest pytanie”. Zahaczę także o ocenę samej inicjatywy, jaką jest Nowy Ekran.

 

 

0

Migorr

Student, rocznik 89.

27 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758