ŚP.Russla Kirka poznałem byłem w 1986 roku. Cieszył się sławą czołowego konserwatysty – i dumny byłem, że zaprosił mnie na śniadanie do Waldorff-Astorii. Chyba obydwaj się nieco rozczarowaliśmy.
Śp.Russell Kirk był mi znany przedtem tylko z ksiąki „The Conservative Mind” – która jest, moim ówczesnym zdaniem, przegadana i mało precyzyjna. Skoro jednak Amerykanie uważali, że Kirk jest wybitnym konserwatywnym myślicielem – to poszedlem na to spotkanie, by sprawę wysondować osobiście, a i śniadanie w Waldorff-Astorii też się liczy. Niestety – może dlatego, że od napisania tamtej książki minęło sporo czasu – odnosiłem wrażenie, że p.Kirk jest nieuleczalnym humanistą – co nie jest w kręgach matematyków komplementem. P.Kirk interesował się formą katolicyzmu w Polsce – po to spotkał się z Polakiem – ja natomiast twierdziłem, że nie ma w tamtym czasie ważniejszej sprawy, niż przekonanie Kościoła katolickiego, by odrzucił sztandar Lewicy i przeszedł na prawo (i przekonałem o tym śp.Ryszarda Neuhausa – przekonałem naprawdę: po paru latach przeszedł na katolicyzm by przyłożyc ręki i głosu do tego dzieła!) – natomiast sytuacja Kościoła w Polsce interesowała mnie – z pozycji Stanów Zjednoczonych – znacznie mniej.
Kirk doskonale rozumiał, że etyka wplywa na gospodarkę – natomiast zupełnie nie rozumiał, że sprzeżenie jest zwrotne: gospodarka wpływa na etykę. Jeśli coraz więcej ludzi żyje z zasiłków, to zwolna w spoleczeństwie utrzymywanie się z żebractwa (bo niczym innym nie są zasiłki) staje się czymś pozytywnym, Przynajmniej w opinii obiegowej, powielanej w telewizjach. Gospodarką w ogóle się nie interesował. Dlatego poglądy Kirka były dla mnie oderwane od rzeczywistości.
Gdy teraz czytam „Przyszłość Konserwatyzmu” – to widzę, że te błędne tropy w umyśle Autora jeszcze się utrwaliły. Russell Kirk krytykuje np. socjal-d***kratów,..
(… Tu banalna uwaga. Tłumacz – nieznany(!!), bardzo dobry zresztą – słowo „liberals” tłumaczył jako „liberałowie”, a nie socjal-d***kraci!! Sam Kirk pisze: „ W Ameryce słowa »liberalny« i »liberalizm«, poprzednio tak pozytywne, stały się pejoratywnymi” – bez zaznaczenie, że nie oznacza to, że Amerykanie przestali (wtedy!) cenić Wolność – lecz to, że dziś „liberalny” po amerykańsku to synonim neo-niewolnictwa; Czerwoni po prostu ukradli termin „liberal!)
…krytykuje socjal-d***kratów takimi słowami:
„Wciąż jednak liberał lubi wmawiać sobie i tym, którzy go zechcą słuchać, że dobry Plan upora się ze wszystkimi problemami. Jeśli we współczenym spoleczeństwie coś zdaje się być nie tak z rodziną, cóż za problem: rozluźnijmy prawa rozwodowe, wyasygnujmy fundusze dla rodziców lub ustanówmy komisje rodzinne rządzące się zasadami demokratycznymi. (…) Jeśli liczba morderstw i rozbojów wzrasta, cóż za problem – budujmy lepsze domy, wypróbujmy nowy typ opieki nad dziećmi lub wymagajmy, by kuratorzy legitymowali się stopniem naukowym z psychologii. Nie twierdzę, że przytoczone metody są całkowicie bezużyteczne lub też, że liberałowie krzywdzą nas promując te metody”.
Otóż tu się nóż w mózgu otwiera: tak – te metody nie tylko są bez’użyteczne; one są nawet szkodliwe; tak – socjaliści krzywdzą i niszczą spolewczeństwo wtrącając się w decyzje ludzi i sprawy rodzin, tworząc system państwowej opieki. Taki „konserwatysta” po prostu podaje Czerwonej Hołocie rękę; poddaje myśl, że w Państwie Opiekuńczym jest coś sensownego. Tymczasem socjalizm rozrasta się jak rak – i pozostawienie odrobiny socjalizmu nieuchronnie powoduje jego niepohamowany rozrost. Nic dziwnego, że z takim bałaganem w głowie w 1976 roku Kirk głosowal na… śp.Eugeniusza McCarthyego – marxistę, który nawet spotykal się – ho-ho – z samym "Che"!
I tak dalej. Ludziom myślącym ściśle i konsekwentnie absolutnie tej książki nie polecam: szlag może człowieka trafić.. Czyta człowiek taką np. myśl: "Czasem myślę, że najbardziej czasom naszym przydałoby się przywództwo Don Kichotów" – i zastanawia się: co z tego wynika? Co, jeśli pojawi się siedmiu don Kichotów – albo i trzystu trzydziestu trzech? Czy naszym czasom przydalaby się walka miedzy nimi – czy kolektywne kierownictwo donkichoterii?
Jest to książka dla humanistów, chcących wejść w krajoobraz, w którym żyją amerykańscy i szkoccy konserwatyści. Ludzie zacni – i nie rozumiejący, że cyniczni socjaliści ogrywają ich, jak chcą – właśnie dlatego, że tacy konserwatyści, jak Kirk, przyznają, że w ich poczynaniach jest coś sensownego!! I całkowicie nie zgadzam się z opinią, którą znalazlem w "Posłowiu", że Kirk był reprezentowal "konserwatyzm bezkompromisowy"!!!
Humaniści znajdą w tej książce pogodę ducha, definicję (w nieco innej wersji) śp.Ambrożego Bierce’a: „Konserwatysta to polityk kochający istniejące zlo – w odróżnieniu od postępowca pragnącego zastapić obecne zło większym” i w ogóle etykę pogodzenia się z rzeczywistością.
A także informację, że śp.Ryszard Nixon, jako prezydent, twierdził, że Amerykę czeka upadek (o czym powszechnie wiadomo) i pytał Kirka, jako prezydent: „Czy jest jeszcze jakaś nadzieja?”
Otóż jeśli bycie prezydentem najpotężniejszego państwa świata nie daje narzędzi, by zapobiedz nadciągającej zagładzie naszej cywilizacji – to po co zajmować się polityką?
Wydawnictwo Prohibita (multibook.pl)
——-
Recenzowaną książkę można oczywiście kupić w naszej księgarni ksiegarnia.korwin-mikke.pl, gdzie znajdziecie Państwo również nowe książki wydawnictwa Fijorr Publishing – m.in. Dominika Armentano – Walka z monopolem czy konkurencją, Murraya Rothbarda – Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza oraz Tajniki bankowości, Fryderyka Bastiata– Co widać i czego nie widać, Jesusa de Soto – Szkoła austriacka – ład rynkowy, wolna wymiana i przedsiębiorczość, Marka Skousena– Austriacka szkoła ekonomii dla inwestorów,